Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część siódma/I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.

Lewinowie spędzali trzeci miesiąc w Moskwie. Dawno już minął termin, gdy według nieomylnych wyliczeń ludzi biegłych w tych rzeczach, Kiti powinna była odbyć słabość; Kiti pomimo to wciąż chodziła i nie było żadnych oznak, by chwila ta była obecnie bliższą, niż dwa miesiące temu. I doktor, i madame, i Dolly, i księżna, a szczególnie Lewin, który bez strachu nie mógł pomyśleć o tem, zaczęli się już niecierpliwić i niepokoić; jedna tylko Kiti czuła się zupełnie szczęśliwą i spokojną.
Kiti zdawała sobie teraz dokładnie sprawę, że powstaje w niej nowe uczucie miłości ku przyszłemu, a jak dla niej, pod pewnym względem już istniejącemu dziecku, i z rozkoszą oddawała się temu uczuciu. Dziecię nie było już teraz tylko cząstką jej, gdyż chwilami żyło swojem, niezależnem od niej, życiem. Sprawiało jej to często ból, ale zarazem Kiti chciało się śmiać, gdyż ogarniała ją dziwna, nieznana dotąd radość.
Wszyscy jej ukochani otaczali ją i wszyscy byli tak dobrzy dla niej, tak dbali o nią, ona zaś we wszystkiem i wszystkich widziała tylko życzliwość ku sobie i dodatnie cechy otaczających ją, gdyby więc nie wiedziała i nie czuła, że to wszystko musi się skończyć wkrótce, nie pragnęłaby wcale innego, przyjemniejszego życia. Jedna rzecz tylko psuła jej wrażenie zupełnego zadowolenia, a mianowicie, że mąż nie był takim, jakim ona najbardziej go kochała i jakim bywał na wsi.
Kiti lubiła jego spokojne, uprzejme, gościnne obejście się na wsi, w mieście zaś zdawał się być ciągle niespokojnym i mieć na baczności, jak gdyby się obawiał, aby ktobądź nie wyrządził krzywdy jemu, a przedewszystkiem jego żonie. Tam na wsi, będąc u siebie w swoim domu, nigdy nie spieszył się i nigdy nie był bezczynnym. Tutaj w mieście wciąż się spieszył, jak gdyby obawiał się spóźnić, choć nie miał nic do roboty. Kiti litowała się nad nim, choć wiedziała, że inni nie podzielają jej zdania. Patrząc na niego, gdy znajdował się w liczniejszem towarzystwie, tak, jak się patrzy czasami na ukochanego człowieka, usiłując widzieć w nim obojętnego sobie, aby określić wrażenie, jakie on wywiera na obcych, Kiti widziała, z obawą nawet wywoływaną przez zazdrość, że mąż jej nietylko nie zasługuje na współczucie, lecz owszem bardzo jest pociągającym przez swe staroświeckie trochę obejście, przez swą nieśmiałą uprzejmość dla kobiet, przez swą silną postać, a przedewszystkiem, jak jej się zdawało, przez swe wyraziste oblicze. Lecz Kiti patrzała nie z zewnątrz, ale z wewnątrz i widziała, że mąż nie jest tutaj samym sobą, gdyż inaczej nie mogłaby wytłumaczyć sobie jego stanu. Chwilami w głębi duszy czyniła mu wyrzuty, że nie umie zastosować się do miejskiego życia, chwilami zaś przyznawała sama, że w istocie musi mu być trudno urządzić się w ten sposób, aby być zadowolonym z pobytu w Moskwie.
W rzeczy samej, cóż miał robić? Kart nie lubił, do klubu nie uczęszczał. Kiti wiedziała już, co to znaczy przyjaźnić się z wesołymi mężczyznami w rodzaju Obłońskiego... to znaczy pić i jechać po pijanemu Bóg wie dokąd; bez przerażenia nie mogła pomyśleć, dokąd w takich razach jeżdżą mężczyźni. Bywać? Wiedziała jednak, że, aby bywać, trzeba znajdować przyjemność w towarzystwie młodych kobiet, a Kiti nie mogła życzyć sobie tego. Czy miał siedzieć całymi dniami w domu z nią, z matką i siostrami? Ale chociaż nadzwyczaj lubiła i zawsze bawiły ją bardzo jedne i te same rozmowy, „Aliny — Nadiny“, jak te rozmowy sióstr pomiędzy sobą nazywał stary książę, wiedziała jednak, że znudzą mu się one dość prędko. Cóż więc miał robić? czy w dalszym ciągu pisać swe dzieło? Próbował to robić, przesiadywał z początku w bibliotece, robił notatki i zbierał materyały, ale sam mówił jej, że im mniej ma do roboty, tem mniej ma zawsze czasu. Prócz tego żałował, że za dużo rozmawia tutaj o swej książce, i że dlatego wszystko plącze mu się w głowie i przestaje go zajmować.
Pobyt w mieście miał tylko jedną dobrą stronę, tę, że tutaj nie miały nigdy miejsca żadne sprzeczki pomiędzy nimi. Czy to dlatego, że warunki miejskie były odmienne, czy też dlatego, że oboje stali się ostrożniejsi i rozsądniejsi pod tym względem, ale w Moskwie nie zdarzały się nigdy wybuchy zazdrości, których lękali się oboje, wyjeżdżając do Moskwy.
Pod tym względem zaszło nawet jedno, nadzwyczaj dla nich obojga ważne zdarzenie, spotkanie się Kiti z Wrońskim.
Stara księżna, Marya Borysowna, chrzestna matka Kiti, zapragnęła zobaczyć swą ukochaną chrześniaczkę. Kiti, chociaż nigdzie nie bywała ze względu na swój stan, pojechała jednak z ojcem do staruszki i tam spotkała się z Wrońskim.
Z powodu tego spotkania Kiti mogła sobie uczynić jeden tylko zarzut, że, gdy poznała te znajome sobie niegdyś doskonale rysy, zabrakło jej na mgnienie oka tchu, serce ścisnęło się, a gorący rumieniec oblał jej policzki. Trwało to jednak tylko parę sekund; jeszcze ojciec, który naumyślnie głośno zaczął witać się z Wrońskim, nie skończył rozmawiać z nim, gdy Kiti zapanowała już zupełnie nad sobą, mogła patrzeć na Wrońskiego i rozmawiać z nim z równą swobodą, jak z księżną Maryą Borysowną, przedewszystkiem zaś w taki sposób, że każde jej odezwanie się i każdy uśmiech zyskałyby uznanie męża, którego niewidzialną obecność zdawała się odczuwać w tej chwili.
Zamieniła z nim kilka słów, uśmiechnęła się nawet z jego żartu o wyborach, które nazwał „naszym parlamentem.“ (Trzeba było uśmiechnąć się, aby pokazać, iż dowcip został zrozumianym). Natychmiast jednak zwróciła się do księżnej Maryi Borysownej i ani razu nie popatrzała na niego, dopóki nie wstał, aby pożegnać się; wtedy spojrzała na niego, ale widocznem było, że tylko dlatego, że niegrzecznie jest nie patrzeć się na kogoś, gdy ten ktoś żegna się.
Kiti wdzięczną była ojcu, iż nie wszczynał z nią rozmowy o spotkaniu z Wrońskim; pomimo to widziała, że ojciec jest zadowolony z niej, ona sama również nie miała sobie nic do wyrzucenia; nie spodziewała się nigdy, aby mogła znaleźć siłę zatrzymania gdzieś w głębi duszy wszystkich wspomnień o dawnem uczuciu, jakie żywiła ku Wrońskiemu, i nietylko wydawać się, ale być w rzeczy samej zupełnie obojętną względem niego.
Lewin bardziej niż żona zarumienił się, gdy usłyszał, że Kiti u księżnej Maryi Borysownej spotkała się z Wrońskim. Kiti nie łatwo było powiedzieć o tem mężowi, jeszcze trudniej zaś opowiadać o wszystkich szczegółach spotkania, gdyż nie zadawał jej żadnych pytań, a tylko spoglądał na nią ponuro i z niezadowoleniem.
— Żałowałam bardzo, że cię nie było — rzekła. — Nie tyle nawet, że cię nie było w pokoju... w twej obecności nie byłabym tak naturalną... doprawdy, teraz rumienię się bardziej — mówiła, czerwieniąc się po uszy — szkoda jednak, żeś nie mógł patrzeć przez dziurkę od klucza.
Pełne prawdy, szczere jej oczy powiedziały Lewinowi, że Kiti zachowywała się z godnością, nie zwracając więc uwagi na jej zakłopotanie, uspokoił się natychmiast i zaczął wypytywać szczegółowo, a Kiti na to tylko czekała.
Gdy dowiedział się już o wszystkiem, nawet o tym szczególe, że tylko w ciągu pierwszej sekundy nie była w stanie nie zarumienić się, gdy przekonał się, że spotkanie z Wrońskim nie wywarło na niej prawie żadnego wrażenia, i że rozmawiała z nim, jak z każdym pierwszym lepszym znajomym, Lewin rozweselił się zupełnie i oświadczył, że cieszy się z tego i że teraz nie będzie już postępował tak głupio z Wrońskim, jak na wyborach, a postara się przy pierwszem spotkaniu być z nim w jaknajlepszych stosunkach.
— Sprawia mi to zawsze ogromną przykrość, gdy mi się zdaje, że ktoś jest mym wrogiem i gdy staram się unikać spotkania z nim — rzekł. — Cieszę się z tego ogromnie!..


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.