<<< Dane tekstu >>>
Autor Jędrzej Kitowicz
Tytuł Autorament polski
Pochodzenie Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III
Wydawca Edward Raczyński
Data wyd. 1840
Druk Drukarnia Walentego Stefańskiego
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
§.2.

Autorament polski.

A w nim chorągwie hussarskie pancerne i lekkie, albo przedniéj straży; w litewskiém wojsku petychorskie chorągwie toż samo znaczyły, co w koronnem pancerne. Nazywał się ten gatunek wojska dla tego autoramentem polskim, iż zażywał stroju polskiego i siądzeń na konie polskich, to jest kulbak, które nie były jednoforemne, ale podług gustu każdego jeźdzca rozmaite, to jest łęk, terlica, jarczak i turecka kulbaka. Łęk był o dwóch kulach równych, z przodu i z tyłu w górę podniesionych, między które kule siadał jeździec na poduszkę skorzaną, siercią bydlęcą wypchaną, rzemieniem pod brzuch konia przechodzącym przywiązaną. Terlica była o jednéj kuli z przodu w górę wydanéj, i o ławce okrągłéj z tyłu na ćwierć łokcia szerokiéj, z poduszką w środku takąż, jak i łęk. Jarczak byłato terlica albo łęk gładki, skórą obklejony bez poduszki, na którym to jarczaku chłopcy, ciurowie, i towarzystwo, rękodajni do twardego siedzenia na koniu bywali przyuczani; turecka kulbaka była podobna do terlicy, z tą tylko różnicą, iż przednia kula była wyższa i ostrzejsza, a zadnia ława szersza; miasto zaś poduszki cały wierzch kulbaki mięko włosiem wysłany, i suknem powleczony i takiego najwięcéj siedzenia hussarze do potrzeby zażywali. Można i ztąd ciągnąć derywacyą autoramentu polskiego, iż to był rodzaj milicyi polskiéj, najdawniejszy krajowy, starszyznę wszystkę pod nazwiskami polskiemi mający.
A tymi byli: hetmani, rejmentarze, pułkownicy, rotmistrzowie, porucznikowie, chorążowie, namiestnicy i całemu wojsku służący pisarze polni, sędziowie wojskowi, bunczuczni, hetmańscy.
Hetman samowładnie rządził całém wojskiem, wielki koronny, koronném, wielki litewski, litewskiem; polni hetmani nie mieli żadnéj władzy tylko wtenczas, kiedy hetman wielki umarł, a król zaraz po jego śmierci buławy wielkiéj nikomu nie oddał. W czasie także wojny dzielili się dawnych lat władzą i pracą wojskową; lecz ciągły pokój pod panowaniem Augusta III. widzieć nam tego podziału władzy hetmańskiéj i operacyi wojennéj nie pozwolił; w całym także trakcie panowania wspomnionego króla po raz tylko jeden buława wielka koronna wakowała po Jozefie Potockim, którą otrzymał Jan Klemens Branicki, hetman polny koronny i dwa razy litewska po Hieronimie Wiśniowieckim, którą wziął Michał książeę Radziwiłł hetman polny litewski, a po Radziwile Massalski.
Rejmentarzów w koronie było czterech: jeden partyi ukraińskiéj, drugi partyi sendomirskiéj, trzeci partyi małopolskiéj, czwarty partyi wielkopolskiéj. Tych kreował podług upodobania hetman wielki koronny, bardziéj dla pompy jak potrzeby; bo prawdę rzekłszy wszyscy nie mieli nic do czynienia w całém wojsku i głębokim pokoju.
W litewskiém wojsku nie było rejmentarzów; bo nie było co dzielić, gdy z sześciu tysięcy wojska, które być miało, ledwo się znajdowało w istocie dwa lub trzy tysiące pod bronią, a przeto na tak małą kwotę sam hetman nie wiele użył pracy, i ledwo ta garsztka wystarczała na assystencye hetmanom i trybunałom. Rejmentarze byli namiestnicy hetmańscy, pomagający mu dzwigać ciężaru pracy, jakoby nieznośnéj na jednę głowę rządu wojskowego. Gdy w saméj rzeczy nie mieli więcéj do czynienia, jak odbierać raporta od chorągwi i regimentów, sobie powierzonych, i te przesyłać hetmanowi, a czasem też wydawać ordynanse, na asystencyą jakiemu wjazdowi. Pułkownicy chorągwiów husarskich i pancernych, w koronie a petychorskich w Litwie byli tylko tytułami, gdy aktualnych być niemogło, kiedy i pułków takich nie było; poniéważ każda chorągiew, osobną miała konsystencyą, jedna od drugiéj czasem o sto mil odległą. Repartycyą płacy osobno, którą każda chorągiew wybierała z podatku pogłównego i hibernowego, w województwie i powiecie sobie naznaczonym; ani w służbie, lub jakiéj powinności żołnierskiéj, jedna z drugą nie mała żadnéj kommunikacyi. W jednych tylko regestrach popisowych, i w drugich kalendarzach politycznych wojsko Polskie pułkami układano, naprzykład pułk króla Imci, królewicza, pułk hetmana wielkiego, pułk hetmana polnego. W pierwszéj chorągwi każdego pułku porucznik tytułował się pułkowym, zdobiąc się niejako rangą swego rotmistrza, którym w takiéj chorągwi był król, syn królewski, albo hetman i takowy tytuł dawano mu wszędzie, tak w regestrach wojskowych, jako też w ordynansach. W drugich chorągwiach, porucznikom tytuł pułkownika, w urzędowych pismach nie był dawany. Lecz jako honory są rzeczą miłą, tak nie gniewali się porucznicy drugich znaków, gdy im dawano tytuły półkowników w potocznych pismach, listach i konwersacyach. A tak pożyczając jedni od drugich tytułów, wszyscy porucznikowie znaków husarskich i pancernych, zwani bywali półkownikami. Rotmistrze znaków pancernych, petychorskich i husarskich bywali wielcy panowie, książęta, senatorowie i ministrowie, sam król i hetmani; a to też osobliwsza, że w tem wojsku polskiem, i stan duchowny miał swoje umieszczenie: książę prymas był rotmistrzem jednéj chorągwi husarskiéj, książę biskup Krakowski drugiéj, a w Litewskim kompucie biskup Wileński trzeciéj. Należały te poważne znaki, do rozdawniczéj łaski królewskiéj, która była w niepoślednim szacunku; dosługowano się jéj rozmaitemi dworowi applikacyami, tudzież zabiegami i instancyami. Jeden pan mógł mieć dwa znaki, czyli chorągwie, jednę husarską, drugą pancerną; owszem mógł mieć i trzy: dwie w koronie, a trzecią w Litwie i na wzajem. Nawet mógł być w jednéj chorągwi pancernéj koronnéj rotmistrzem, w drugiéj husarskiéj koronnéj porucznikiem, w trzeciéj petychorskiéj Litewskiéj rotmistrzem i na ostatku być generałem szefem u którego regimentu. Tak sobie czytelnik wyobraża wojsko Polskie, jak duchowną herarchią, w któréj jedna osoba może służyć kilku kościołom, w rozmaitych stopniach, naprzykład: w jednym kościele jest biskupem, w drugim kanonikiem, w trzecim prebendarzem, w czwartym plebanem; tak też i officerowie wojska Polskiego, z tą tylko różnicą, iż duchowni wieloracy w jednéj osobie, wyjąwszy kanonie, muszą na innych miejscach swoich trzymać zastępców, jako to na prebendach i plebaniach, którzyby ich powinności odbywali. Wojskowi zaś téj potrzeby nigdy nie mieli, gdy całe wojsko w głębokiem uśpione pokoju, nie wielu potrzebowało rządców. Rotmistrz nie miał więcéj do czynienia, jako tylko imieniem i godnością swoją zaszczycać i chrzcić chorągiew, porucznik i chorąży, którzy byli kreaturą rotmistrza, przydawali jéj nieco lustru, kiedy sami byli zkąd inąd dystyngwowanymi ludźmi; naprzykład pod znakiem królewskim, albo hetmańskim, albo jakiego pana wojewody, kiedy pan kasztelan, podkomorzy, lub sędzia ziemski porucznikował, lub nosił chorągiew; to więcéj znaczyło, jak kiedy tylko Imci pan N. N., co się też bardzo rzadko zdarzało prostemu szlachcicowi, gdyż do tych rangów ubiegali się mocno najpierwsi w kraju obywatele i urzędnicy. Rotmistrz nigdy nie należał do żadnéj służby wojskowéj, i podobno, choćby był chciał, nie byłby przypuszczony, o czem nie umiem czytelnika mego uwiadomić, gdyż się ta pretensya za życia mego, nigdy niezdarzyła.
Porucznik i chorąży, ci już, jeżeli chcieli, mogli się interesować do swoich powinności, lecz i to rzadko się trafiało; pospolicie rząd cały chorągwi i komendę trzymał namiestnik, którym bywał jeden z towarzystwa z pomiędzy starszych. Ten już zawsze przy chorągwi siedział, wszystkiemi, pocztowemi i całem gospodarstwem chorągwianym zawiadywał. Towarzystwo tylko wtenczas podlegało subordynacyi jakiejkolwiek namiestnika, kiedy chorągiew bądź cała, bądź część jéj jakowa, za ordynansem rejmentarskim ruszała z miejsca. Wtenczas znajdujący się przy chorągwi towarzyszowie, obowiązani byli słuchać kommendy namiestnika, tak co do stawania w szyku, jakoteż co do marszu i stacyi i to było wszystko, czém mógł namiestnik kommenderować; nie było albowiem więcéj nigdy rezydujących przy chorągwi towarzystwa nad czterech, pięciu, a najwięcéj sześciu; a i ci nie ustawicznie, ale więcéj po sąsiadach, obywatelach, przyjaciołach, trybunałach, kommissyach, lub po swoich interesach zabawni. Musztry do tego lub innych ćwiczeń żołnierskich nie znało wojsko polskie, oprócz tych dwóch tępów, w przysłowiu czystém w używaniu rzadkiém będących: nabij, zabij. A jeżeli w jakiéj chorągwi była mustra i exercerunki; to nie z regulamentu wojskowego, ale z ochoty i fantazyi pana porucznika, chorążego lub namiestnika, który miał gust w rzemieśle wojskowém. Do czego pierwszy dał pochop Wojciech Niemojewski, skarbnik ostrzeszowski, chorąży znaku pancernego Jego Królewskiéj Mci, leżą swoją w Skrzepicach mającego. Ten służywszy w wojsku saskiem, wymustrował pocztowych czyli szeregowych w rozmaitych handgryffach i szarżerunkach. A za przykładem Niemojewskiego przez emulacyą poszły niektóre chorągwie, ale nie wszystkie. Towarzystwo jednak do téj mustry wcale nie należało.
Ci, którzy zaciągali się pod znak husarski lub pancerny, obowiązali się zaraz albo służyć osobiście, albo téż dać za siebie pocztowego. Każdy towarzysz zaciągał się podwojno, to jest towarzysz i pocztowy, który zaś nie miał woli traktować żołnierskiéj professyi, tylko dla honoru być towarzyszem Jego Królewskiéj Mci, lub pana hetmana, lub innego jakiego pana, stawiał za siebie dwóch pocztów, na których należącą płacę odciągał namiestnik, a resztę oddawał towarzyszowi.
Towarzysz służący w osobie, nie mógł się oddalać od chorągwi bez urlopu po teraźniejszemu, a po dawnemu bez permissyi, któréj niemógł otrzymać od kogo innego, tylko od samego hetmana; co tylko wtenczas potrzebne było, kiedy chorągiew zabierała się do jakiego marszu albo gdy z kommenderowaną częścią pocztów na jaką wyprawę, naprzykład łapanie jakich rabusiów, zbójców, cyganów lub hajdamaków ukraińskich, na niego ciągnąć z regestru koléj wypadała; z takowych powinności urlop otrzymany, exkuzował go legitime; bywał też dawany z łatwością za jakąkolwiek wymyśloną przyczyną, powinność zaś jego zastępował drugi po nim lub przed nim w regestrze następujący towarzysz, podług ordynansu, jak szedł za regestrem, czy z góry na dół czy z dołu do góry. Taki zastępca brał gażą za tego, którego zastępował do proporcyi czasu wyprawy przystósowaną. Kiedy zaś chorągiew leżała na swojéj kwaterze i niebyło żadnéj expedycyi; nie potrzebny był nikomu urlop, gdyż rezydencyi aktualnéj przy chorągwi towarzystwa ściśle i wcale nie wyciągano; dosyć że był na regestrze, i że nie mając urlopu, musiał stanąć, kiedy potrzeba wyciągała. Namiestnik też nie gniewał się o to bynajmniéj, że często sam jeden chorągwi pilnował; albowiem zwyczajem powszechnie wniesionym, każdemu towarzyszowi, bądź w osobie bądź w sowitém poczcie służącemu, odciągał na rok złotych ośmdziesiąt, za które abcugi dał stół towarzystwu przy chorągwi rezydującemu. Im tedy mniéj było rezydentów, tém się więcéj okrawało namiestnikowi. Ci, którzy dali za siebie sowity poczet, do żadnéj wyprawy nie należeli, ale tylko tracili lafę czyli pensyą dla zastępcy swego.
Lecz kiedy chorągiew dostała ordynans: nemine excepto assystować jakiemu pompatycznemu aktowi; wtenczas kto się chciał uwolnić od takiego mozołu, oprócz pocztów, musiał przystawić na miejsce swoje innego kogo słusznego personata, który za niego na dzielnym koniu w rynsztunku wojennym paradował, co chorągiew mile przyjmowała; mianowicie gdy aktualny towarzysz był albo nikczemnéj urody, albo dziad stary albo kaleka, gdyż w polskim autoramencie, co do towarzystwa żadnego braku nie było, całą przystojnością i ozdobą osoby, było szlachectwo. W takowéj paradzie chorągiew wydawała się wspaniała i okryta, gdy za jednę osobę dwie pod nią stawało.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jędrzej Kitowicz.