<<< Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Dionizy Kniaźnin
Tytuł Babia góra
Pochodzenie Klejnoty poezji staropolskiej
Redaktor Gustaw Bolesław Baumfeld
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1919
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
FRANCISZEK DYJONIZY KNIAŹNIN.
BABIA GÓRA.
DO PAWŁA CZEMPIŃSKIEGO, GDY OBJEŻDŻAŁ
GÓRY KRAKOWSKIE.

Trwoga warszawskie gubi dziewczęta:
Ta pierś wzdychaniem obrywa,
Płacz tej nabrzmiałe skrwawił oczęta,
Ta na twą pamięć omdlewa,
Ta już umarła!... Nie tak się bały,
Gdyś w obce kraje wędrował:
Choć innym niosłeś krok swój niestały,
Serces im przecię zachował.
Lecz teraz grożą krempackie kmochy,
Niechże cię niebo uchowa!
Ach, nacóż tobie, zuchwalcze płochy,
Podróż do tego Krakowa?
Kędyż tam jesteś? Na Babiej Górze
Słońce za chmury zapada,
Krwawią się nieba na nocną burzę,
Wicher się z Tatrów zakrada.
Ale ty, widzę, drwisz z naszej wiary
I gardzisz radą przyjaźni,
Nie wierząc w djabły, upiory, czary,
Śmiejesz się z ojców bojaźni.
Dokąd lat młodych niesiesz powaby?
Nazbyt swej ufasz nauce:
Jeszcze ty nie znasz, co to te baby!
Uległ niejeden ich sztuce.

Już dziesięć wieków, jak Polska stoi,
Wiedmy dotychczas tam były.
Szczęśliwy, kto się ich bał i boi:
Śmiałego zawsze zgubiły.
Niejeden pielgrzym czynił przysięgę,
Jako ich straszne wyroki:
Widziano z ludzi przez ich potęgę
Żmije, rozpuchy i sroki;
Lub, jeśli który młodzian się ważył
Krok tam posunąć zuchwały,
Przymus go dzikiej pastwie obnażył,
A one kwiat krwie wyssały.
Przebóg! Co słyszę? Powietrze świszczy,
Wzjeżone włosy powstają,
Wrzawa straszydeł huczy i piszczy,
Miotły, latarnie spadają.
Ucichło, ale nad ów zgiełk srogi
Sroższe to jeszcze milczenie;
Księżyc zza dębów, pełniąc swe rogi,
Blade przeciera promienie.
Nie tak kropidła pocisk mistyczny
Złe duchy w ciele zatrudzi,
Ani tak szarpnie drut elektryczny
Za jednem tknięciem sto ludzi,
Jak one razem, ujrzawszy ciebie,
Mocą ciśnione nieznaną,
Sądziły swoję przepaść w Erebie,
Że tam, skąd wyszły, zostaną.
Aż, siadłszy jedna z nich na łopacie:
„O głupie siostry! — zawoła —
Szpiega wy swoich ofiar tu macie:
Zrywa znajome nam zioła.
Twardowski jeno mógł one zrywać
Przeszłemi dawno czasami,
Wolnoć mu było tu niegdyś bywać;
Ale on sprawę miał z nami.

Ano jak w nasze wszedł tajemnice
Ten obcy śmiałek i młody?
Doznasz, co możem, czarnoksiężnice,
Doznasz twej na złe urody.“
Rzekła i zgrzytnie; — tu zapał dziki
Sprośnie im twarze rozżega,
Chwytają smolnie, widła, motyki,
I już, już lecą na szpiega!
Strach owej wyspy przede mną staje,
Gdzie był Ulisses zawinął:
Kwiczeć musiały tam ludzi zgraje,
Roztropny przecię nie zginął.
Straszy mię bardziej Chirona postać:
Czary zapewne to były;
Że człeku przyszło półbykiem zostać,
Tessalskie zioła sprawiły.
Umknij się żywo czarnej godzinie!
Truchleją twe przyjaciołki:
Nie tak Centaury ni Cyrcy świnie,
Jako im straszne wilkołki.
Wracając nam się tu, do stolicy,
W nadgrodę mojej pamięci,
Urwij po drodze garść czemierzycy,
Bo mi się we łbie coś kręci.

(Około 1780 r.)[1]





  1. Babia góra. Wiersz Kniaźnina, tem zwłaszcza szczególny, że w motywach i w tonie ma charakter (żartobliwej) ballady, w czasie, kiedy ta forma w literaturze polskiej daleka była od rozpowszechnienia. Wspomniany w nagłówku Czempiński wybrał się w góry jako badacz-botanik.
    Krempackie — karpackie: kmochy — czarownice, złe duchy w ciele zatrudzi — złe duchy, które weszły w człowieka, zaniepokoi: Ereb — starożytna nazwa piekieł: smolnie — smolne łuczywa: kwiczeć musiały tam ludzi zgraje — czarodziejka Circezmieniła towarzyszy Ulissesa (greckiego wojownika) w wieprze, on zaś sam zdołał się ocalić („Odysseja“); Chiron — znakomity lekarz starożytny, centaur (koń — człowiek), mieszkał w Tessalji (według podań greckich); czemierzyca (lub: ciemierzyca) — ziele, według wierzeń ludowych lekarstwo przeciw szaleństwu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Franciszek Dionizy Kniaźnin.