Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!/Wielkie manewry wojsk polskich

<<< Dane tekstu >>>
Autor Szczypawka
Tytuł Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!
Rozdział Wielkie manewry wojsk polskich
Wydawca Nakładem autora
Data wyd. 1913
Druk Allied Printing Trade Council Union
Miejsce wyd. Chicago
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WIELKIE MANEWRY WOJSK POLSKICH.

Bacność, psieścirwo!
Tak tedy rodaki, wierne krześcijany, podług planów śtabu gieneralnygo, mieliśwa maniebry przez całkie dwa dni, a to przez sobote i niedziele. Były to maniebry nad maniebrami! Juz w sobote odwiecyrza rycerstwo nie posło workować do siapów, a ino kuzden wygalował sie, manirkie z raj wisko do boku, karabin na plecy i marś na maniebry.
Wula tygo, zeby rycerze sie wiela nie nadźwigali, wydałem rozkaz, zeby wej zaro rano w sobote wysłać bagazie z prewiantami, a to: piendziesiont kieków piwa, śtyrdzieści galunów raj wisky, tysionce funtów rozmaitych wurśtów i dwadzieścia pienć śtuk ślepych kulów.
Kole wiecora bagazie wsyćkie przysły na miejsce maniebrów, gdzie juz rycerstwo cekało na nie z niecirzpliwościo, boć to bez bagaziów — maniebrów rozpoconć ani rus. Kiej bagazie ino przyjechały, tak ci zaro wydałem rozkaz:
— W siereg — stań!
Stanęły chłopy do kupy, pocem krzyknonem:
— Naprzód — marś!
Po ty kumendzie jak potrza, jedne pośli na prawo, a drugie na lewo. Kiej juz uśli kawałek, krzyknonem:
— Do bagaziów — przypuscaj śturm! Raz-dwa! Raz-dwa!
Tu ino ziemia zadudniała, tak nase dzielne rycerze rzucili się do śturmu.
W okamgnieniu zdobyła armija bagazie i zacena tempić wroga, siedzoncygo w beckach i flaskach... Po kilku godzinach na placu ostała jeno kupa flasków, becków i jensych naturalnych śladów poskromnienia wroga. Tedy kazałem zatrombić samorodnom trombo do snu, choć prawde rzeknonć, to rycerstwo spało juz dawno, spracowane śturmem, gdzie kto móg — jeden w rowie, jensy na becce, jensy w bruździe, rozmaicie.
I tak sie fajnie skońcuł pirsy dzień maniebrów.
Nazajutrz, kiej ino brzask się ździebko zacon robić, juz w obozie nasem zaceno sie wsyćko pomału ruchać i ten i ów w partyzantke przypuscał śturm do bagaziów. Kiej słonko wesło, to juz wsyćkie rycerze byli na nogach i nie trza było trombić do ataku, bo juz kuzden atakował kieki i galuny z wisko jak sie patrzy. Atak ten ciongnon sie do południa; po południu zatrombiłem, zeby rycerstwo formowało sieregi. Wnet, niby pieron, ustało dwa duce w lenije, a reśta była ździebko zawiela zmencona, wienc se odpocywała na trawie. Wystompiłem tedy na przodek i pedom:
— Tero — bacność! Rozdzielta sie chłopy na dwie kupy, postawta tam, o dwa staje, dziesienć becek piwa, ździebko wisky i kiełbasy — i zdobywać to wsyćko. Rozkaz mój, jeno mig, spełniono.
— A tero — raz — dwa — trzy — pal!
Rozpoceno sie strzylanie i naciranie na nieprzyjaciela z obydwuch stron. Jedna armija, którne nazwaliśma “cyrwono” — miała trzynaście ślepych kulów, druga armija, “biała” — miała tyz takich kulów dwanaście, z tygo powodu mozeta zmiarkować, rodaki, wierne krześcijany, jaka to strasna, wielga była bitwa!
Koniec kuńcem pozycyje wziena armija cyrwuna, bo miała o jedne kule wiency i rozpocon sie tedy rozejm.
Pan bóg to tylo racy wiedzieć, jakim to sposobem, psieścirwo, podcas ty całki strzylaniny rycerstwo zabiło świnie prośne jednygo farmera i tenci takigo ałasu narobiuł, ze trza mu było pientnaście talarów kieś mony za to paśkudne zwirze zapłacić, bo psieścirwo groziuł, ze kiej piniondzów nie dostanie, to całkie armije da do kozy wpakować. Musi być ze pomiendzy temi ślepemi kulami, jakiemi strzelaliźwa, była jedna i ostra, bo inacy tygo wypadku ni mozna pojonć. Chyba, ze panu bogu najwyzsemu podobało sie, zeby świnia była zabita i przez kuli, a ino prochem i moze być, ze jest to dobra wrózba dla nasy armii... No, ale wyroków boskich nicht zbadać ni moze.
Po wypiciu ostatnigo kieka piwa, zakońcylim maniebry i zacenim powracać do Chicago. Bido ino była z tem powrotem, bo to galanty kawał drogi, a tu w gardle zasychało i ani ksynki nimogłeś cłeku dostać co wypić, bo wsyćko tam były tempeclerskie kontry.
Pedajo wsendzie, ze po tych maniebrach, to car, kajzer mniemniecki i austrjocki cysorz — bez całe noce sypiać ni mogli... Jakzeby nie? Przecie pokazaliźwa, co armija nasa — to armija, kiej pieron, zadne mniemce, ruski, ani austrjoki nom nie dorównajo!... Aj beciu lajf!... To tyz na mityngu śtabu gieneralnygo uradziliźwa, zebym jo pojechoł do Polski i zasiengnon ździebko jenzyka i porozumioł sie z rodakami w ojcyźnie, wula rozpocencia kroków nieprzyjacielskich przeciwko wrogom nasem. Tero, kiej sie wsyćko tak naprenzyło w Juropie, cas jest przecie uderzyć na wroga, bo armija pełna wojennygo animusu!
Wula ty uchwały, jade do Ojcyzny na prześpiegi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Telesfor Chełchowski.