[58]
KOT ŻYWY I WYPCHANY.
W profesora jednego kancelarji zwierząt
Wypchanych stało dużo, a że straszny nierząd
I jak wyklezwykle w gabinecie
Uczonego, kurz był wszędzie i śmiecie,
Więc się mysia hołota
Rozmnożyła nieznośnie i w krótce tak śmiało
Niszczyła wszystko, co zniszczyć się dało,
Że do pracowni wpuścić trzeba było kota,
Zwinny, czujny, bystrooki
[59]
Mruczek bez zwłoki —
Wyprawił się do koła szaf, szafek i stołów
Na połów.
W tem, gdy się tak po izbie po cichu wałęsa,
Mysiego chciwy mięsa.
Spostrzegł w kącie kocura wypchanego pięknie
Długo Mruczek zdziwiony szeptał swe pacierze.
Aż wreszcie jęknie:
— Doprawdy zazdrość mnie bierze!
Że mi też los niełaskawy
Takiej nie użyczył sławy!
Wszak-ci jam kot, jak i on,
Kto wie, czy nie z jednych stron,
Lecz on wieczny, piękny, w chwale,
Pyszni się tu okazale,
Taki wielki, pomnikowy —
Gdy ja na mysie połowy
Chodzić muszę, skórę targam,
Nieraz i opinję szargam,
I choć wciąż nadstawiam łba,
Mało kto tu o mnie dba!
Cóż mi życie! Wieczne trudy,
Pasmo nieprzerwanej nudy,
Same głupstwa, drobiazgi,
Trochę tej mysiej miazgi,
Jakiś duet na strychu,
[60]
Lub skradziony po cichu
Kawał ścierwa, wędliny —
Oto mi wielkie czyny!
Wielkości i sławo! Swą wzgardą
Zraniłyście duszę hardą!
Gwizdżę na ciebie, podły, głupi świecie!
Mruczek skona! Hej, myszy! Hulać teraz możecie!
Zniechęcony legł w kącie i zasnął, litanję
Mrucząc. Wtem późną nocą, budzi go bieganie
Ciche i szmery jakieś, drobne, przenikliwe.
Wstał Mruczek, grzbiet przeciągnął, zjeżył wąsy siwe
I oto słyszy,
Jak kota wypchanego gryzą, szarpią myszy.
Cóż za sromota!
Aby myszy jadły kota!
Drwiąc z wielkości i sławy,
Skoczył Mruczek i myszom chrzest wyprawił krwawy
Niechże się Mruczki pocieszą tą wiedzą:
Wypchane koty zwykle myszy jedzą.
|