<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucjan Rydel
Tytuł Betleem polskie
Wydawca D. E. Friedlein
Data wyd. 1906
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Kraków
Ilustrator Włodzimierz Tetmajer
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



HERÓD
AKT II.





Sala tronowa w pałacu Heroda, kapiąca od złota i drogich kamieni. W głębi, na środku ściany, tron pozłocisty na podwyższeniu pod purpurowym baldachimem, który spływa w bogatych fałdach aż ku ziemi. Po obu stronach tronu dwie ogromne arkady przysłonięte drogocennemi oponami.

Opona z prawej rozsuwa się powoli wśród potężnego dźwięku surm wygrywających fanfary. Wchodzą trębacze z herbowemi płachtami u trąb; za nimi oddział STRAŻY PRZYBOCZNEJ, PAZIOWIE, DWORZANIE, pomiędzy którymi HETMAN z mieczem państwa, KANCLERZ ze zwojem pergaminów, PODSKARBI i MARSZAŁEK; ci na poduszkach niosą złote jabłko i berło. Za nimi HERÓD w skarłatnym płaszczu, podbitym gronostajami i w koronie. Paziowie niosą za nim końce płaszcza. Orszak zamyka drugi oddział straży przybocznej. HERÓD zasiada na tronie. Dostojnicy ustawiają się po obu stronach na stopniach, dworzanie, poziowie i gwardya półkolem. Trąby milkną.









HERÓD
stojąc
O
O


tom jest pan nad światem
I mocarz nad mocarze!
Przed moim majestatem
Wszystko pada na twarze.
Miecza mego brzeszczotem
Podbiłem cudze ziemie;
Krwią, żelazem i złotem
Uciskam ludzkie plemię;
Królów brałem w niewolę,
Obalałem ich trony,
Kładłem sobie na czole
Zdarte z ich głów korony;
Tysiąc wsi, tysiąc grodów
Obróciłem w perzynę,
Sto podbitych narodów
Blednie, kiedy ja skinę.

Mój ukaz światem włada
I rządzę berłem krwawem —
Zwyciężonemu biada,
Bo siła jest przed prawem!
— Przed blaskiem mej korony,
Miast czołem bić w pokorze,
Zgnębion i uciśniony,
Targa ten lud obrożę,
Bunt w dumnem sercu niesie
I powoływać śmie się
Na jakieś prawa Boże,
Na ludzkie jakieś prawa:
Ja Boga się nie boję,
Z Nim najłatwiejsza sprawa
I ludzi się nie wstydzę,
Bo znam potęgę moję,
A z klątw i krzyków szydzę
Na płacz, na jęki głuchy.
Ciała wziąłem w niewolę,
Ręce skułem w łańcuchy,
Spętam serce i duchy,
Spokój i ład wprowadzę
W całym państwa obszarze...
Ja król — tak chcę! tak każę!

siada

Słuchajcie dygnitarze
I wy moi dworzanie
I rycerze nadworni:
Kanclerz przed Nami stanie

I zda nam z tego sprawę,
Co działają oporni.

KANCLERZ
występuje i składa trzy nizkie ukłony

Samodzierżawny Panie!
Nakłoń ucho łaskawe
Ku pokornemu słudze.
Przebacz, jeśli gniew budzę,
Ale nie z mojej winy
Zwiastuję złe nowiny:
Ten naród buntowniczy
Trwa w milczącym uporze,
Na siły własne liczy,
Na miłosierdzie Boże;
Żyje w ojców swych wierze,
Mówi ojców językiem,
Zwyczajów dawnych strzeże.
Tam każdy — buntownikiem:
Małe dziecko w kolebce
Ssie bunt z matczynem mlékiem.
Buntem są te pacierze,
Które matka mu szepce;
Bunt zieje z ich oddechu,
Bunt z oczu im wyziera,
I z każdego uśmiechu.
W buncie żyje lud cały,
Z buntem w sercu umiera.
Gdyby odkopać kości,

Co już w grobie zbutwiały,
Toby jeszcze zadrżały
Do ojczyzny, wolności!

HERÓD

Ukaz wydaj surowy,
Że w szkole ni urzędzie
Już im nie wolno będzie
Użyć ojczystej mowy.
Ich dziatwę buntowniczą
W szkołach nauczyciele
W naszej mowie niech ćwiczą:
Opór przed tą nauką
Niechaj karzą na ciele,
Niech katują, niech tłuką!
— Naszą mową w kościele
Każ — niech prawią kazania,
Jeśli kapłan się wzbrania,
To go zbiry zabiorą
I gnać go na powrozie
W one straszliwe kraje,
Kędy woda nie taje,
Gdzie rąbać trza siekierą
Chleb zmarznięty na mrozie.
— Lud z wiary siłę bierze
Więc go zachwiać w tej wierze,
Zmusić do naszej wiary:
Każ zamykać świątynie,
Znoś modlitwy, ofiary,

Aż i duch buntu zginie.
A gdyby lud zuchwały
Bronił swego Kościoła —
Poślę mego hetmana
I wojska huf niemały.
Wraz otoczyć dokoła
Tłuszczę, co tam zebrana,
Nie czekać aż najświętsza
Ofiara się odprawi:
Zbrojno runąć do wnętrza!
Niech się kościół okrwawi,
Niech się zbroczą ołtarze —
Ja król, tak chcę i każę!

KANCLERZ

Rzekłeś wszechwładny Panie,
Wedle Twych słów się stanie.

z trzema głębokimi ukłonami wraca na miejsce
WIELKI PODSKARBI
występuje przed tron i składa potrójne ukłony

Władco rządzący światem,
Racz przyjąć moją radę,
Przed Twoim Majestatem
U tronu stóp ją kładę;
Nie gardź słowami memi:
Jeżeli chcesz to plemię
Zgładzić z powierzchni ziemi
Wyrwij im ojców ziemię!

Cóż lud bez ziemi znaczy?
Gdy ziemię król wykupi,
Cały naród tułaczy
Wieść musi żywot trupi;
Będą jako w jesieni
Liście strącone z drzewa:
Wiatr je — gdzie chce — rozwiewa,
Aż je w nicość zamieni.
— Monarcho złotych tronów
Każ dać trzysta milionów,
Ich ziemię piędź po piędzi
Osadzaj naszym ludem,
Ten ich z ziemi wypędzi,
Już kraju z naszych szponów
Nie wyrwą żadnym cudem.

HERÓD

Masz przyzwolenie nasze
Sługo wiernie oddany:
Toć są wśród nich Judasze,
Którzy w złote kajdany
Oddadzą sami pono
Ziemię-matkę rodzoną.

MARSZAŁEK
przed tronem

I mnie posłuchaj, królu:
Za co na nich te kary?
Za co krzywdy bez miary?

Oni we łzach i bólu
Bronią jeno wytrwale
Swej ojczyzny i wiary.
— Czy masz serce z kamienia?
Upamiętaj się w szale,
Radź się swego sumienia...

HERÓD

Co? Tak mówi Marszałek?!
Precz z nim — niech mnie nie drażni...
Z godności swej wyzuty
Niechaj gnije ten śmiałek
Na dnie najgorszej kaźni.
Brać mi go ztąd! Pod knuty!

Straż chwyta i wyprowadza Marszałka
CHÓR
daleki za sceną

Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi:
Wstańcie pasterze, Bóg się wam rodzi,
Czemprędzej się wybierajcie
Do Betleem pośpieszajcie
Przywitać Pana.

HERÓD
zaniepokojony

A to co za śpiewanie?
Czy słyszycie? Słyszycie,
Dostojnicy, panowie,
Rycerze i dworzanie?!
Strach mnie ogarnia skrycie,
Mącą się myśli w głowie...
Po kościach idzie mrowie...
Czuję, że coś się stanie!

Arcykapłan w dwurogiej mitrze z „tablicą pokoleń“ na piersiach, w szacie długiej, obwieszonej srebrnymi dzwoneczkami, wchodzi głębią przez prawą arkadę. Gdy staje na progu sali tronowej, widać poza nim w krużganku otwarte okno, przez które pada mocny blask ogromnej gwiazdy z promiennym warkoczem.
ARCYKAPŁAN
staje przed tronem i mówi w takt pieśni chóru, który za sceną śpiewa dalsze strofy kolendy

Oto nad światem wielka nowina:
Panna Przeczysta zrodziła Syna,
Powiła Go w Betleemie,
Króla królów, Pana ziemie,
Boga na niebie.

On tron Dawidów, Syon posiędzie,
Królestwu Jego końca nie będzie;
Uciśnionych On ochłodzi,
Niewolników oswobodzi,
Nędznych posili.


Anieli śpiewem budzą pasterzy,
Trzech Królów przed Nim czołem uderzy;
Już ze wszech stron ciągną rzesze,
Kędy na stajennej strzesze
Gwiazda goreje.

Mnie Pan zdjął z oczu wszelką zasłonę:
Czasy Twych rządów są policzone,
Za Twe gwałty i uciski
Sądu Boga jesteś blizki
Srogi mocarzu!

Herod osłupiały z trwogi i gniewu zrywa się na tronie, ale słowa przemówić nie może. Arcykapłan wychodzi.
Milczenie
HERÓD
po chwili

Czy ja dzisiaj szaleję?
Czy starzec ten oszalał?...
W serce mi lęku nalał
I wam zmieszał rozumy.
Co to jest? Co się dzieje?

do straży

Rzucić się na te tłumy,
Zgarnąć motłoch próżniaczy
I tutaj mi pod strażą
Wegnać przed tron mój złoty.

CHÓR
za sceną blisko

Jezus malusieńki
Z niewinnej Panienki
Dziś się rodzi o północy wśród zimnej stajenki. bis

O Najwyższy Panie,
Waleczny Hetmanie,
Wieczny Królu nieba, ziemi, leżący na sianie. bis

z chórem kolendy miesza się odgłos bębnów i krzyki trąb
DWORZANIE

Słychać bębnów łoskoty...
Trąby z pieśnią się ważą...

Pędzeni przez straż, płazowani mieczami i bici nahajami, wpadają tłumem kolendnicy: mężczyźni i kobiety, starcy i dzieci w strojach z różnych okolic Polski. Końca tego tłumu nie widać; zalega on krużganek poza arkadą na prawo od tronu. W blasku gwiazdy Bożego Narodzenia widać tam głowę przy głowie. Gdzieniegdzie połyskują kopie i miecze straży. Ci, których wegnano do sali, stanęli w popłochu przed tronem, na przedzie Bartos.
HERÓD

Wy zbuntowane chamy,
Wy nikczemne pastuchy,
U zamku mego bramy
Śmiecie wszczynać rozruchy?!
Śmiecie śpiewać w tej mowie,
Co srogo zakazana?!
— Cuda, widzenia, duchy
Wyległy wam się w głowie!
Szukacie sobie Pana,
Myśląc, że tron mój kruchy
I korona zachwiana.
Wasz Król — — to Dziecię Boże —
Gdzieś pomiędzy bydlęty
Zrodzon w nędznej oborze,
Na głód w żłobie i nędzę!
— Ha, ja wam one męty
Z mózgów tępych wypędzę,
Złamię i upokorzę
Ślepy upor prostaczy;
Wyplenię zabobony.
Gdy krzyknę na siepaczy,
Miecz spuszczę podniesiony —
Uznacie mnie za Pana.
Tu, niewolników syny!
Ja król, ja bóg jedyny,
Przedemną na kolana...

BARTOS

Dzisiaj w Betleem,

CHÓR

Dzisiaj w Betleem.

BARTOS

Wesoła nowina,
Bo Panna czysta,

CHÓR

Bo Panna czysta,

BARTOS

Porodziła Syna.

CHÓR

Chrystus się rodzi,
Świat oswobodzi,
Anieli grają,
Króle witają,

Pasterze śpiewają,
Bydlęta klękają,
Cuda, cuda ogłaszają.

BARTOS

Chociaż w stajence,

CHÓR

Chociaż w stajence,

BARTOS

Panna Syna rodzi,
Przecież On wkrótce,

CHÓR

Przecież On wkrótce,

BARTOS

Ludzi oswobodzi.

CHÓR

Chrystus się rodzi i t. d.

BARTOS

My też idziemy,

CHÓR

My też idziemy,

BARTOS

Powitać Jezusa,
Króla nad królmi,

CHÓR

Króla nad królmi,

BARTOS

Uwielbić Chrystusa.

CHÓR

Chrystus się rodzi i t. d.

Heród, uszom własnym niedowierzając, słuchał jakby otrętwiały z gniewu i zdumienia. Podczas drugiej strofy zrywa się na tronie z zaciśniętemi pięściami, rój dworzan otacza natychmiast króla, który miecz wyrywa z pochwy i daje nim znak Wielkiemu Hetmanowi. Na skinienie Hetmana dobosze uderzają w bębny między drugą a trzecią strofą. Podczas trzeciej straż obsadza wszystkie wyjścia, dobywa mieczów i ustawia się w szyk bojowy. Dworzanie obstąpili tron.
HERÓD
rozpalony złością do Hetmana

Hej Wielki Hetmanie
Wojsko na nich prowadź!
Każ siec, bić, mordować,
Niech nikt nie zostanie.

Na skinienie Hetmana, trębacze uderzają w trąby pobudkę.

Zasłona na prawo od tronu rozsuwa się; nowy hufiec wojsk Herodowych, sprawiony do boju, staje pod arkadą. Hetman z podniesionym mieczem, wskazuje tłum kolendników. Wojsko rzuca się na bezbronnych. W tej chwili między nacierającem wojskiem, a pasterzami, zjawia się chór Aniołów, z błyszczącymi na piersiach pancerzami, pod złocistą kapą zarzuconą na ramiona; na głowach szyszaki złote, w rękach płomienne miecze. Aniołowie rozpostartemi skrzydłami zasłaniają kolendników i na pobudkę trębaczy odpowiadają dalszym ciągiem kolendy:
CHÓR WOJSK ANIELSKICH

Chwała na wysokości!
Chwała na wysokości,
A pokój na ziemi!

Hufiec żołnierzy Herodowych przerażony, cofa się. Na skinienie Hetmana trąby grają tę samą pobudkę
CHÓR WOJSK ANIELSKICH

Chwała na wysokości i t. d.

Wojsko Heroda w popłochu pada na ziemię. Hetman zbiega ze stopni tronu i sam staje na czele. Pobudka trąb, nowe natarcie
CHÓR WOJSK ANIELSKICH
pędząc przed sobą pierzchające roty i dworzan Herodowych

Chwała na wysokości i t. d.

Cały dwór Heroda i jego straż rozpędzona, uciekają przez arkadę po prawej stronie tronu. Pod baldachimem zostaje sam Heród, blady z trwogi. Paziowie rzuciwszy pochodnie, pierzchli. Scenę oświeca łuna bijąca od Aniołów i blask betleemskiej gwiazdy, padający z krużganka z lewej strony tronu.
CHÓR KOLENDNIKÓW pod osłoną skrzydeł anielskich wychodzi, śpiewając tę samą kolendę. Pieśń oddala się, słabnie, wkońcu cichnie. Heród, przejęty trwogą, został sam na tronie w pustej, ciemnej sali. Goły miecz leży na jego kolanach. Otula się w płaszcz królewski i siedzi długo bez ruchu.
HERÓD

Strach!... Ci złoci a biali,
Z rozpostartemi skrzydły,
Jak oni zasłaniali
Bunt tej tłuszczy obrzydłej!
Strach!... Świat się cały wali
I niebo całe płonie
W tej komety ogonie
Nad Dzieciątkiem w kolebce...
Strach!... W pustej, ciemnej sali
Wszyscy mnie odbieżali,
Podli tchórze, pochlebce!...
Sam zostałem na tronie...

Nagle prostuje się na tronie i odwraca poza siebie, jakby słyszał jaki szelest

Kto tu? Słyszę — ktoś szepce
W baldachinu oponie...
Kto tu!? Sam się obronię!

podnosi miecz
Za oparciem tronu ukazuje się ciemna rogata głowa SZATANA, z błyszczącemi ślepiami. Z boków sterczą rozpięte, ogromne skrzydła nietoperze.



SZATAN
wychylając się ku siedzącemu Herodowi, szeptem

Nie lękaj się mnie panie
Jam anioł twego tronu,

Mem królestwem otchłanie...
Zawżdy przy tobie stoję,
Znam wszystkie myśli twoje,
Znam wszystkie twe zamiary.

HERÓD

Ratuj moją koronę,
Radź! W którą spojrzę stronę,
Wszędy klęski bez miary
Przeciwko mnie zwrócone.

SZATAN
szeptem

Krwi trzeba i ofiary!

HERÓD

Ratuj! Ja ci ołtarze
W całem państwie postawię,
Czcić mym ludom cię każę.
Na cześć twoją kadzidła
Wonnymi dymy wioną,
Ale mnie weź pod skrzydła
I bądź moją obroną.

SZATAN
półszeptem

Komu skronie koroną
Szczęsny los przyozdobi,

Wszystko mu dozwolono,
Co dla korony robi.
Celem jest powodzenie!
Cnota mija bezpłodnie,
Wolę wiąże sumienie,
Król niech działa swobodnie.
Grzech króla nie jest grzechem,
Zbrodniami nie są zbrodnie.
Czyn zrodzon z nienawiści
Rozbrzmiewa sławy echem,
Jeśli daje korzyści!
Korony blask złocisty
Z wszelkich go zmaz oczyści;
Kto potężny, ten czysty!

HERÓD

Nie działałem inaczej
Przez całe panowanie,
Czemuż dziś schnę w rozpaczy?
Mój tron czemu się chwieje?
Ratuj mnie, broń szatanie!
Sam nie wiem, co się dzieje,
I co to wszystko znaczy:
Niebo łuną goreje
W komety świetle srogiem;
Burzy się lud prostaczy,
Wnet na mnie wręcz uderzy;
O Królu, co jest Bogiem
Zrodzon między bydlęty

I otoczon barłogiem,
Po świecie baśń się szerzy.
A ten cud niepojęty:
Wojska duchów-rycerzy;
Ten nad pospólstwem mnogiem
Wiech ich skrzydeł rozpięty,
Te widzenia! Te mary...

SZATAN

Dziecię, co jest twym wrogiem,
Wrogiem także jest moim,
To nieprzyjaciel stary.
My dwaj się nań uzbroim
I złączym siły nasze;
Ja strutymi opary,
Promienną gwiazdę zgaszę,
Która Dziecięciu świeci.
Ty czyń krwawe ofiary,
Wymorduj wszystkie dzieci...

znika
Heród po chwili zadumy zrywa się i mieczem uderza w jednę z tarcz herbowych u baldachinu. Na brzęk tarczy wbiegają PAZIOWIE z pochodniami, za nimi WIELKI HETMAN i ROTY PRZYBOCZNE
HERÓD

Wy tronu mego stróże,
Co nikczemnie pierzchacie,
Wy nędznicy, wy tchórze!...
Wyrwijcie z pochew miecze

I w pałacu czy w chacie
Niech krew dziatek pociecze;
Co nowonarodzone
Do nogi dziś wyginie,
Śmierć, śmierć każdej dziecinie.
Przysięgam na koronę!
Mordować bez wyjątku,
Nikomu nie przebaczę,
Ni własnemu dzieciątku...
Czy słyszycie siepacze?
I dla mojego syna
Wybiła już godzina,
Choć serce we mnie płacze...

Hetman wychodzi na czele roty przybocznej
Zaraz potem wchodzi KRÓLOWA w szkarłatnym płaszczu i koronie, za nią ORSZAK PAŃ DWORSKICH



KRÓLOWA

Panie u moich podwoi,
Twoich żołdaków gromada
Z mieczami jasnymi stoi,
I mnie, mnie, matce powiada,
Że chcesz syna swego zgonu.

HERÓD

Pani, bronię mego tronu.
Dziecię nowonarodzone,

Nie wiem, syn mój czy poddany,
Ma zostać panem nad pany,
Poniżyć moją koronę.
Niechaj żywym ogniem spłonę,
Nim dopuszczę tej niesławy!
Dałem rozkaz rzezi krwawej!...

KRÓLOWA
pada na kolana przed tronem

Wejrzyj na łzy moje słone,
Żebrzę łaski twojej panie!
To twoje dziecko rodzone,
Dziedzic twój na majestacie!...

HERÓD

Precz! Com kazał to się stanie.

KRÓLOWA
zrywa się i wyciąga groźnie rękę

Zgiń, dziatek niewinnych kacie!
Przepadnij, krwawy tyranie!

Słania się na ręce pań dworskich, które ją wyprowadzają ze sali.
W arkadzie po prawej stronie tronu staje tłum kobiet, które straż stara się powstrzymać halabardami. Chór ten matek betleemskich jękiem i krzykami zawodzi, wyciągając ku sali tronowej pięści. Wśród ogólnego lamentu słychać wykrzyki urywane.
I. MATKA

Puśćcie mnie! Puśćcie! Do oczu mu stanę...
Krew dziecka rzucę mu w twarz!

II. MATKA

Zbójco! Na dziatki patrz pomordowane,
Na rozpacz, na lament nasz!

III. MATKA

Herodzie, niech cię piorun boży spali!

IV. MATKA

Niech żywcem stoczy cię trąd!

V. MATKA

Krew naszych dzieci waży Bóg na szali
I woła cię na swój sąd!

HERÓD
z tronu do straży

Hej stróże, zamknąć podwoje tej sali,
Wiedźmy te wygnać stąd!

Straże wypierają w głąb krużganków tłum betleemskich matek i zatrzaskują za sobą drzwi; górą przez półkole arkady pada blask betleemskiej gwiazdy.
Heród sam na tronie siedzi wzburzony. Zasłona po lewej stronie tronu rozsuwa się powoli, w głębi widać wnętrze sali obite kirem; na katafalku zasłanym czarnymi aksamitami i zdobnym w srebrne lamowania, wśród gorejących świateł stoi trumienka czarna i srebrna Herodowego synka. Organy.
Heród zstępuje z tronu i wlokąc za sobą swój szkarłatny płaszcz królewski, powoli zmierza ku pogrzebowej sali. W progu zachodzi mu drogę Śmierć z kosą w kościotrupiej ręce.
ŚMIERĆ
syczącym, piskliwym szeptem

Dokąd? dokąd, opętańcze?
Nie wnijdziesz w te progi!
Do mnie, ja z tobą zatańczę,
Okropniku srogi!

HERÓD
zamierza się mieczem

Ktobądź jesteś, z drogi! Z drogi!
Przeraźliwa maro!

miecz, trącony kosą Śmierci, wypada mu z dłoni, ręka obwisa bezwładnie
ŚMIERĆ

Ha, do tańca drżą ci nogi,
Pójdźmy pląsać parą!

wyciąga ku niemu ramiona
HERÓD
słania się i pada na kolana przed Śmiercią

Pani, żebrzę twej litości,
Dam ci me szkarłaty,
Okryj niemi nagie kości,
Wstąp na majestaty.

Odpina płaszcz królewski spięty pod szyją i ściele go do stóp Śmierci

Pani, z rąk mych weź koronę,
A ja przy twym tronie
Zniżę czoło pochylone,
W pokornym pokłonie.

Zdjętą z głowy koronę, drżącemi rękoma podaje Śmierci
ŚMIERĆ

Ja się nigdy nie wstydzę,
Choć szkielet mój nagi,
Z tronów i bereł szydzę
I z królewskiej powagi.
Korona u mnie tania,
Tak, jak czapka barania.
Ja w śmiertelną koszulę
Stroję chłopy i króle,
W zimne moje uściski
Biorę dziecko z kołyski,
Ululam je, utulę.
Ja i panny młode
Od ołtarza wiodę

W zimne grobu łoże,
A ciebie oszczędzę,
Morderco — potworze?

HERÓD
wijąc się na klęczkach

Wejrzyj na mą nędzę!
Cóż z państwem się stanie?!
Miej pomiłowanie!
Majestat mocarza
U stóp twych się tarza
W pokorze i skrusze!

ŚMIERĆ

Słońce, miesiąc z gwiazdami
Pod mojemi stopami,
W obrotów zawierusze
I w złotych skier kurzawie.
Wirują, aż je skruszę;
Z mocarza czy nędzarza,
Wywlekam drżącą duszę
I przed sąd Boga stawię!

Śmiga kosą po szyi Heroda, który pada na ziemię z okropnym wrzaskiem. Śmierć znika.
Z fałdów baldachinu wychyla się szatan w całej postawie i biegnie ku zwłokom Heroda, miotanym drgawkami śmiertelnemi
SZATAN

I o cóż tyle wrzasku?
Chy! Chy! Ryba po piasku
Nadaremnie się miota!
Ale ją uspokoję.

chwyta drgającego trupa

Mnieś służył za żywota,
Sam lazłeś w moją sieć,
Chy! Chy! biorę co moje;
Na łeb, w zatratę leć!

Posadzka sali tronowej pęka, z czeluści wybuchają płomienie; wśród bicia gromów i błyskawic szatan zapada się z Herodem.
KURTYNA.


PRZED KURTYNĄ.
ŻYD
uchylając nieśmiało firanki wchodzi w szabasówce lisiej, w długim hałacie i pończochach białych i śpiewa:

Teraz będzie żyd tańcował,
żyd tańcował.
Bo dyabeł króla pochował,
Bo dyabeł króla pochował;
I zatańczy hebrajskiego,
Krakowiaczka żydowskiego.
Ajdum, tajdum, taradana
Będzie tańczył aż do rana.

Tańczy i śpiewa

Był ci ja żydek ubogi,
dek ubogi,

Miał ci ja towar przedrogi,
Miał ci ja towar przedrogi;
Com go sobie naskipował,
Wszystko złodziej porabował.
Ajdum, tajdum, taradana,
Wszystko złodziej porabował.

I od kontusza spineczki,
sza spineczki,
I pozłacane szpileczki
I pozłacane szpileczki.
Com go sobie naskipował,
Wszystko złodziej porabował.
Ajdum, tajdum, taradana,
Wszystko złodziej porabował.

PAN TWARDOWSKI
wchodzi z teorbanem przewieszonym przez ramię i kielichem wina w ręku. Ubrany po polsku, z szablą przy boku, na nogę ciężko utyka

Hej z drogi mizerny żydzie
Jaśnie Pan Twardowski idzie!

ŻYD

Ny? czemu nie mam zejść z drogi,
Kłaniam się pod same nogi.

wychodzi



PAN TWARDOWSKI
śpiewa

Czy to w dzień, czy to w noc,
Zawszem wesół, zawsze pjan;
Zawsze śpiewam, skaczę hoc,
Jestem sobie wielki pan.

pije duszkiem — rzuca kielich

Choć w żupanie znaj mospanie,
Żeś mi winien oddać cześć;
Taka mina i czupryna
Nie da sobie na wąs wsieść.

Przyjdą dyabli, ja do szabli,
Czapka na bok, poły w pas;
Czart się zbliża, chlast dwa krzyża,

rąbie krzyżową sztuką

Gdzieście dyabli? Niema was!

Hulaj dusza bez kontusza,
Kiedy dają jeść i pić;
Niech honoru nikt nie rusza,
Jakem szlachcic będę bić!


Przez łeb kresa, w mieczu szczerb,
A na czole z wina pąs;
To mojego rodu herb,
Golę brodę, wara wąs.

DYABEŁ
wychyla się z za kurtyny i rozwija cyrograf

Hej! pójdźno do mnie mospanie
I z tobą koniec się stanie;
Dawne my rachunki mamy,
Pójdziesz do piekielnej bramy.
Za długie z tobą mozoły,
Czas ci już napić się smoły.

zbliża się
PAN TWARDOWSKI

Jeszcze daleko do zabrania duszy,
Pójdź wnuczku Lucypera, obetnę ci uszy,

składa się szablą

Skropię cię szablą i wodą święconą.
Najświętsza Panno, bądź moją obroną!

dyabeł ucieka

Ha-ha-ha! Zwąchał dyabeł, że chodzi o skórę
I czmychnął gdzieś w mysią dziurę.
A byłby mnie już porwał, aż na Łysą Górę...

śpiewa

Mesyasz przyszedł na świat prawdziwy
I Prorok zacny z wielkimi dziwy.
Który przez swoje znaki
Dał wodzie winne smaki
W Kanie Galilejskiej.

Wnet prawdziwego Boga poznali,
Gdy zamiast wody wino czerpali.
Hej wino-wino-wino,
Lepsze niż przedtem było
W Kanie Galilejskiej.

Piotr z Apostoły stojąc przy dzbanie,
Mówi do Jana „Pij do mnie Janie!“
Hej wino-wino-wino,
Lepsze niż przedtem było
W Kanie Galilejskiej.

Pił Szymon garncem do Mateusza,
Filip konewką do Tadeusza.
Hej wino-wino-wino,
Lepsze niż przedtem było
W Kanie Galilejskiej.


Pawle z Maciejem wam oskomina,
Żeście nie pili takiego wina.
Hej wino-wino-wino
Lepsze niż przedtem było
W Kanie Galilejskiej.

Z boku wsuwa się przed kurtynę DZIADEK, wyciągając ku Panu Twardowskiemu kij z torbą, u której zawieszony dzwoneczek:



DZIADEK

Prosi dziadek, prosi,
Torbę z dzwonkiem nosi,

PAN TWARDOWSKI daje dukata i wychodzi.

Pod Panną Maryą siada
I kluski z olejem jada,
Łut tabaczki w dzień wyżyje
I flaszkę wódki wypije,
A w domu babusię bije.

śpiewa

O ja biedny dziad!
Cóż ja będę jadł?


Pójdę sobie na ryneczek,
Kupię sobie kukiełeczek,
Będę sobie jadł, jadł, jadł,
Bo ja biedny dziad!

Napił się dziaduś ciepłego winka,
Gonił babusię koło kominka,
Babusia rada rączkami kleszcze:
„A mój dziadusiu goń-że mnie jeszcze!“

Musi dziaduś, musi,
Pochlebiać babusi,
Bo babusia dla dziadusia
Pieczoneczkę dusi...

mówi

Prosi dziaduś, prosi,
Torbę z dzwonkiem nosi,
Prosi na boskie rany,
Bo mi się trzęsą gałgany.

Kto grosz włoży,
Ten człowiek boży;
A kto nie włoży,
Pójdzie do kozy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Lucjan Rydel.