<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucjan Rydel
Tytuł Betleem polskie
Wydawca D. E. Friedlein
Data wyd. 1906
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Kraków
Ilustrator Włodzimierz Tetmajer
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii

LUCYAN RYDEL
BETLEEM
POLSKIE
KRAKÓW. MCMVI. D. E. FRIEDLEIN.
W CX. ROCZNICĘ ZAŁOŻENIA FIRMY.



JWP.
RÓŻY STANISŁAWOWEJ HR. TARNOWSKIEJ
POŚWIĘCA
AUTOR


PASTERZE
AKT I





Noc księżycowa. Na niebie w stronie wschodniej ogromna gwiazda Bożego Narodzenia, od której wlecze się promienisty warkocz. Pastwisko poza wodą, w głębi szereg wierzb, za wierzbami na dalekim widnokresie bieleją chałupy i rysują się ciemno na tle nieba sady.
Przy trzodach pasących się w dali, pasterze porozkładali się przy dogasającem ognisku i spią. Jeden tylko podrostek, Maciek, czuwa nad pasącem się bydłem.








MACIEK
J



esce ja nie bacę, żeby moje ocy
Oglądały kiedy takie ślicne nocy
Jak dzisiejsa nocka.
Nie wiem co się dzieje,
Jesce gwiazdy świecą — o północku dnieje...

Od gwiazdy Bożego Narodzenia rozlewa się po niebie złocista łuna. Na obłokach ukazują się w dali Aniołowie w złocistych dalmatykach, z trefionymi włosami, z kwiatami i narzędziami muzycznemi w rękach, roztoczyli kręgi tęczowych skrzydeł.
MACIEK
przerażony

O dla Boga! słońce świeci
Jakieś wojsko z nieba leci,
Zdaje mi się, że śpiewają,
Ogniem ziemię zapalają.

I. CHÓR ANIOŁÓW

Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony,
Ogień krzepnie — blask ciemnieje,
Ma granice Nieskończony...

II. CHÓR ANIOŁÓW

Wzgardzony, okryty chwałą,
Śmiertelny Król nad wiekami

OBA CHÓRY ANIELSKIE

A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami!

II. CHÓR ANIOŁÓW

W nędznej szopie urodzony
Żłób mu za kolebkę dano,
Cóż jest? — Czem był otoczony:
Bydło, pasterze i siano.

I. CHÓR ANIOŁÓW

Ubodzy was to spotkało,
Witać go przed bogaczami

OBA CHÓRY ANIELSKIE

A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami!

MACIEK
słuchał przerażony, przed końcem pieśni anielskiej przypada ku śpiącym

Gwałtu! Gwałtu pastuszkowie,
Słyszcie! Słyszcie, co wam powiem:
Ogień się błyska
A droga ślizka —
Uciekać!
Strachy! Strachy nad strachami!
Jasność bije piorunami!
O tam do kata!
Już koniec świata —
Źle z nami!

ANIOŁ

Nie bój się, nie bój Maćku pastuszko,
Jakeś ty, takom ja u Boga służką.

Zwiastujęć wesołe lata,
Że się wam Zbawiciel świata
W Betleem narodził tak sławnem mieście,
Więc Jego czemprędzej przywitać bieżcie!

Chóry anielskie znikają za obłokami
MACIEK
na wpół przytomny dopada budy, w której śpią pasterze i budzi najbliższego Stacha

Stachu!

STACH
zaspany

A cego?

MACIEK

Wstawaj!

STACH

Co złego?

MACIEK

Nie złeć to, ino gdzieś wdzięczne głosy...

STACH
przewraca się na drugi bok

To wyskocz!

MACIEK

Oj, wierz mi — w ogniu całe niebiosy!

STACH

Ogrzej się!

MACIEK

Żart na stronę!

STACH

Czy prawda?

MACIEK

Widzisz łonę?

Stach
zrywa się

A to co?!
Daj mi sam sukmanę,
Co w skok wstanę...
Niech oko zobacy,
Co to znacy.
O! nieszczęśliwa ta godzina
Smutnać to będzie jakaś nowina.

MACIEK

Na daje sukmanę — ino wstań chyżo — nie bredź wiele,
Będzies miał wnet smutek, wnet wesele.

STACH
wychodząc z budy

A kędys ta łuna co tak o niej bredzis?

MACIEK

La Boga cyś ślepy, cy jesce nie widzisz,
Przetrzej jeno oczy, pojźryj w prawą stronę,
Nad samem Betleem widać wielką łonę.

STACH

Oj prawda — już widzę, ale to nie żarty,
Tyś mi prawdę mówił, ja byłem uparty,
Mój Maćku, mój ślicny, cóż my ucyniwa,
Ja myślę najlepiej drugich pobudziwa. —

MACIEK

Pockaj no trochę, nie chodź jesce Stachu,
Może nadaremno narobiłbyś strachu,
Sam sobie nie wierzę, może mi się marzy,
Trzebaby uważać, co się to tu zdarzy.

STACH

Ej kiego kaduka będzies dłuzej cekał,
Ja krzyknę na drugich, sam będę uciekał!
Cem prędzej tem lepiej, że bydło zajmiemy,
Bo jak się spóźnimy, to pewnie zginiemy.

woła

Bartek, Symek, Walek, Wojtek, Jasiek, Kuba!
Gwałtu wstańcie prędzej, bo nad nami zguba.

MACIEK

Wstańcie! Jak porżnięci wszyscy tęgo spicie,
Ja już dawno wrzeszczę, a wy nie słyszycie!

BARTEK

A cegóż wrzeszczycie?

SYMEK

Cóż się złego stało?

WALEK

Pewnie nasą trzodę niescęście potkało?

WOJTEK

Albo wam się co śni, albo dusi zmora?

JASIEK

Możeście też sobie podpili z wiecora?

STACH

Tak ci ja też mówił, jak mnie Maciek budził,
Wstać mi się nie chciało, kęs żem się nie znudził.
Myślałem, że przez sen ten nocny maruda
Wrzeszczy i powiada jakieś nowe cuda.
Wstawajcie-no, bracia, a wszystko ujźrycie:
Dziwy niesłychane, co im nie wierzycie.
Gdyby ciężkim młotem serce we mnie bije...
Może z nas już żaden jutra nie dożyje.

PASTERZE
wylazszy z szopy w popłochu

Gwałtu! Niebo gore, ziemia się zapala,
Widno na świat cały nieszczęście się zwala;

Uciekajmy rychło, niema tu co czekać,
Dyć lepiej za wczasu, niż późno uciekać!

Biegną w głąb ku trzodzie
CHÓR ANIOŁÓW
ukazując się im z blizka

Gdy się Chrystus rodzi i na świat przychodzi,
Ciemna noc w jasnościach promienistych brodzi,
Aniołowie się radują,
Pod niebiosa wyśpiewują:
Gloria! Gloria! In excelsis Deo!

PASTERZE
którzy padli na kolana przestraszeni

O niebieskie duchy i posłowie nieba,
Powiedźcież wyraźnie, co nam czynić trzeba,
Bo my nic nie pojmujemy,
Ledwo od strachu żyjemy...

CHÓR ANIOŁÓW

Gloria! Gloria! Gloria! In excelsis Deo!

Idźcie do Betleem, gdzie Dziecię zrodzone,
W pieluszki spowite, w żłobie położone:
Oddajcie Mu po pokłon boski.
On osłodzi wasze troski,
Gloria! Gloria! Gloria in excelsis Deo!

Znikają
STACH
ochłonąwszy

Miły mój Bartosie, cóż na to mówicie?

KUBA

Cóż to mamy robić? Jakże nam radzicie?

JASIEK

Juści wy się lepiej pewno na tem znacie,
Bo umiecie czytać, stare lata macie...

BARTOS

Poczekajcie bracia, jak cłek pomiarkuje —
— To światło jest z nieba, co się połyskuje;
A to śliczne wojsko cośmy je widzieli,
Tak sobie miarkuję, że to są Anieli.

SYMEK

Co u nich za nuta! Co to za śpiewanie,
Pewnie z nas żadnego na takie nie stanie.
Co u nich za głosy! I jaka kapela
Idzie pod niebiosy — serce rozwesela!

BARTOS

Dyć to mili bracia samiście słyseli
Co święci Anieli do nas powiedzieli,
Ino niewiem czyście zrozumieli wszyscy,
Że nam iść kazali, gdzie się światło błyscy.

WALEK

Juz ja wcale pierwszy nie pojmuję tego:
Mam iść do Betleem, a nie wiem dlacego.

WOJTEK

Od światła wielgiego mało cłek nie ślepnie,
Serce radość czuje, a krew z strachu krzepnie.

BARTOS

Złego Ewa narobiła
Nieszczęścia nas nabawiła,
Z wężem w raju rozmawiała,
Jabłka z drzewa skosztowała
I zgrzeszyła.

CHÓR PASTERZY

I zgrzeszyła.

BARTOS

Adam z raju wypędzony,
Ród ludzki grzechem skażony,
Ale go z kłopotu tego
Matka Syna Przedwiecznego
Wybawiła.

CHÓR PASTERZY

Wybawiła.

BARTOS

Chytry gad zwiódł naszą matkę,
Za tę winę sam wpadł w klatkę,
Dziś mu głowę podeptała,
Która od wieków przyjść miała
Białogłowa.

CHÓR PASTERZY

Białogłowa.

BARTOS

Dziś we żłobie odpoczywa,
Z nieba zszedłszy Prawda żywa,
Od Aniołów ogłoszony,
Z Panny w stajni narodzony
Odkupiciel!

CHÓR PASTERZY

Odkupiciel!

BARTOS

Więc jemu dziś od nas ma być cześć oddana,
Pójdziemy do Betleem witać tego Pana.
Jakże? podarunków żadnych nie weźmiemy?
Z gołemi rękoma przed Panem staniemy?

SYMEK

Tak wielgiemu Panicowi cóż my biedni damy?

BARTOS

Co kto może, to zaniesie, — weźmiemy co mamy,
Bo On na ochotę
I chęć — nie na złote
Patrzy podarki.

JASIEK

Biegaj każdy i tu przynieś, co który ma doma,
Przecie chłopcy nie pójdziemy z gołemi rękoma!
Czy mało, czy wiele
Zabierzmy w kobiele,
Zanieśmy Panu.

WALEK

Na co mnie stać: dwoje kurcząt wezmę na ofiarę.

BARTOS

A ty Kuba co zaniesies?

KUBA

Ja gołębi parę.

JASIEK

Ja trochę słoniny
Wezmę dla Dzieciny,
Bo trza omasty.

STACH

Ja pół kopy słodkich jabłek mam tutaj w opałce.

MACIEK

A ja kopę źrałych grusek poniosę w kobiałce.

BARTOS

Jaj świeżych pół kopy
Zaniosę do szopy
Na poleweckę.

ANTEK

A ja na tę poleweckę garczek polewany.

WOJTEK

A ja miskę.

MAŁY JÓZEK

A ja łyzkę...

WAWRZEK

Ja garnek śmietany.

JANTEK

A ja na ostatek
Ptaków parę klatek
Daruję Panu.

W miarę jak który zgłasza się z podarunkiem — wybiega zaraz każdy i powraca po chwili, niosąc swoją ofiarę
FRANEK

Każdy przyniósł dla Dzieciątka dar swój jaki taki,
A cóż my Mu zaniesiemy, słudzy i chudaki?

Jako nic nie mamy,
Chyba Mu zagramy
Na czem kto umie...

Wybiega, za nim kilku innych pastuchów — wracają zaraz, grając na skrzypcach, klarynetach itp.
CHÓR PASTERZY
z wiejską muzyką

A to co ziemianie
Leży Bóg na sianie,
Leży, leży Dzieciąteczko,
Śliczne małe Paniąteczko,
Do ludzi się uśmiecha.

I my tam pójdziemy,
Cieszyć się będziemy,
Zaśpiewamy piosnkę społem,
Uderzymy o żłób czołem,
Ucieszymy Dziecinę...

Z kolendy przechodzą w krakowiaka „Abośmy to jacy-tacy“. — Z głębi wpadają CZTERY PARY KRAKOWIAKÓW i KRAKOWIANEK.



Tancerze w granatowych karazyach z czerwonemi sukami, naszywanemi w centki — Krakowianki w spodniczkach białych muślinowych, obszytych wstążkami kolorowemi, w wieńcach ślubnych na głowie. Pasterze rozstępują się i stają w półkole. — Muzyka ustawia się na przodzie sceny, w lewym rogu, plecami do widzów. Za krakowiakami wszedł ŻYD arendarz z graniatą flaszką wódki — i stojąc przy muzyce, nalewa tancerzom w miarę, jak który śpiewa do muzyki.
WESELE KRAKOWSKIE
cztery pary Krakowianek i Krakowiaków stają do tańca
4 KRAKOWIACY
razem

Abośmy to jacy tacy
Chłopcy krakowiacy,
Czerwona czapeczka,
Na cal podkóweczka,
Niebieska sukmana,
Danaż moja, dana.

przetańczyli — stają
1 KRAKOWIAK
śpiewa przed muzyką

Karazyja granatowa
Co się od parady chowa,

U niej kołnierzycek
Jak jaki języcek,
Danaż moja, dana,
Dziewczyno kochana!

I jedwabiem wyszywana,
Lamowana, bryzowana,
Ze srebrnemi hafteczkami
I z modremi łapeczkami,
Wokolusinecko
Moja kochanecko.

przetańczyli — stają
2 KRAKOWIAK
śpiewa przed muzyką

I pasiczek okowany,
Gwoździckami wybijany,
Rzemyckami ozdabiany,
Jak to mają krakowiany,
Danaż moja, dana,
Dziewczyno kochana!

Kółka przy nim mosiężne są,
Świecące są, potężne są,
A im jest ich więcej,
Wedle Jasia brzęcy,
Wokolusinecko
Moja kochanecko!

przetańczyli — stają
3 KRAKOWIAK
śpiewa przed muzyką

I kozicek wyostrzony
Na rzemycku zawieszony,
Kluczyk od skrzynecki
Gdzie są koszuleczki —
Danaż moja, dana
Dziewczyno kochana!

I koszulka z osywkami,
Hafcikami, fałdzikami,
Spinka u kosule
Dana od Orsule —
Wokolusinecko
Moja kochanecko!

przetańczyli — stają
4 KRAKOWIAK
śpiewa przed muzyką

A która mnie będzie chciała,
Ta to wszystko będzie miała,
I ruciany wionek
I złoty pierścionek —
Danaż moja, dana,
Dziewczyno kochana!

I mentalik z Matką Boską
Przenajświętszą Cęstochowską,

I pieniądze na obsiewki,
Kochajcież mnie wszystkie dziewki —
Wokolusinecko
Moja kochanecko!

przetańczyli — stają
4 KRAKOWIACY
razem

Zagrajcież mi, a od ucha,
Niech się wyhula dziewucha,
A jak się zbogacę,
Jutro wam zapłacę —
Danaż moja, dana,
Dziewczyno kochana!

Zagrajcież nam jacy tacy,
Bo tańcują krakowiacy
Wokolusinecko
Moja kochanecko!

taniec
KURTYNA.






PRZED KURTYNĄ.
Spadająca kurtyna odcięła Jędrka-Mędrka, jowialnego skrzypka od reszty grajków. JĘDREK-MĘDREK staje na przedsceniu i śpiewa wtórując sobie na skrzypcach. Orkiestra mu sekunduje


Kaczka pstra
Dziatki ma,
Siedzi sobie na kamieniu,
Trzyma dudki na ramieniu,
„Kwa-kwa-kwa“
Pięknie gra.


Gęsiorek
Jędorek
Na bębenku wybijają,
Pana wdzięcznie wychwalają:
„Gę-gę-gę!“
Gęgają.

Czyżyczek,
Szczygliczek
Na gardłeczkach, jak skrzypeczkach
Wygrywają w jasełeczkach:
„Lir-lir-lir!“
Śpiewają.

Słowiczek
Muzyczek
Gdy się głosem popisuje,
Uciechę światu zwiastuje:
„Ciech-ciech-ciech!“
Zwiastuje.

I skowronek
Jak dzwonek,
Gdy do nieba się podnosi,
O kolendę pięknie prosi:
„Fir-fir-fir!“
Tak prosi.

Podczas ostatniej strofy żyd Lejba, zwabiony śpiewem, zaziera na przedscenie z poza kurtyny, wkońcu wsuwa się nieśmiało.
JĘDREK-MĘDREK
spostrzegłszy go, zwraca się ku niemu

Żydzie, żydzie, Mesyasz się rodzi,
Więc Go tobie, więc Go tobie powitać się godzi.

ŻYD

A gdzie Go jest? A gdzie Go jest? Radbym widzieć tego!
Będziem witać, będziem kłaniać, jeśli co godnego.
Laj! laj! laj! Jeśli co godnego.

JĘDREK-MĘDREK

Żydzie, żydzie, w Betlejem miasteczku,
Tam On leży, tam On leży w żłobie na sianeczku.

ŻYD

Nie pleć, głupi, czyś się upił? Idź do dyabła chłopie!
Pan tak wielki, Pan tak wielki, coby robił w szopie?
Laj! laj! laj! Coby robił w szopie?

JĘDREK-MĘDREK

Żydzie, żydzie, Króle Go witają,
Mirę, złoto, mirę, złoto, kadzidło Mu dają.

ŻYD

Wiem ja o tem, wiem ja o tem: u mnie w kramie byli,
Troche mirrę i z kadzidłem u mnie zakupili.
Laj! laj! laj! U mnie zakupili.

JĘDREK-MĘDREK

Żydzie, żydzie, otóż jawnie widzisz,
A czemuż się, a czemuż się Mesyasza wstydzisz?

ŻYD

Ja starego Pana Boga, jak należy umiem,
Ale tego Maleńkiego jeszcze nie rozumiem.
Laj! laj! laj! Jeszcze nie rozumiem.

JĘDREK-MĘDREK

Żydzie, żydzie, wnet ja cię nauczę,
Jak cię z tyłu, jak cię z przodu tym smykiem wymłócę.

ŻYD
zasłania się rękoma

Aj waj gewałt! Aj waj gewałt! Albo to tu rozbój?
Co wyrabiasz głupi chłopie! Pana Boga się bój!
Laj! laj! laj! Pana Boga się bój!

ścigany przez Jędrka-Mędrka ucieka za kurtynę.


HERÓD
AKT II.





Sala tronowa w pałacu Heroda, kapiąca od złota i drogich kamieni. W głębi, na środku ściany, tron pozłocisty na podwyższeniu pod purpurowym baldachimem, który spływa w bogatych fałdach aż ku ziemi. Po obu stronach tronu dwie ogromne arkady przysłonięte drogocennemi oponami.

Opona z prawej rozsuwa się powoli wśród potężnego dźwięku surm wygrywających fanfary. Wchodzą trębacze z herbowemi płachtami u trąb; za nimi oddział STRAŻY PRZYBOCZNEJ, PAZIOWIE, DWORZANIE, pomiędzy którymi HETMAN z mieczem państwa, KANCLERZ ze zwojem pergaminów, PODSKARBI i MARSZAŁEK; ci na poduszkach niosą złote jabłko i berło. Za nimi HERÓD w skarłatnym płaszczu, podbitym gronostajami i w koronie. Paziowie niosą za nim końce płaszcza. Orszak zamyka drugi oddział straży przybocznej. HERÓD zasiada na tronie. Dostojnicy ustawiają się po obu stronach na stopniach, dworzanie, poziowie i gwardya półkolem. Trąby milkną.









HERÓD
stojąc
O
O


tom jest pan nad światem
I mocarz nad mocarze!
Przed moim majestatem
Wszystko pada na twarze.
Miecza mego brzeszczotem
Podbiłem cudze ziemie;
Krwią, żelazem i złotem
Uciskam ludzkie plemię;
Królów brałem w niewolę,
Obalałem ich trony,
Kładłem sobie na czole
Zdarte z ich głów korony;
Tysiąc wsi, tysiąc grodów
Obróciłem w perzynę,
Sto podbitych narodów
Blednie, kiedy ja skinę.

Mój ukaz światem włada
I rządzę berłem krwawem —
Zwyciężonemu biada,
Bo siła jest przed prawem!
— Przed blaskiem mej korony,
Miast czołem bić w pokorze,
Zgnębion i uciśniony,
Targa ten lud obrożę,
Bunt w dumnem sercu niesie
I powoływać śmie się
Na jakieś prawa Boże,
Na ludzkie jakieś prawa:
Ja Boga się nie boję,
Z Nim najłatwiejsza sprawa
I ludzi się nie wstydzę,
Bo znam potęgę moję,
A z klątw i krzyków szydzę
Na płacz, na jęki głuchy.
Ciała wziąłem w niewolę,
Ręce skułem w łańcuchy,
Spętam serce i duchy,
Spokój i ład wprowadzę
W całym państwa obszarze...
Ja król — tak chcę! tak każę!

siada

Słuchajcie dygnitarze
I wy moi dworzanie
I rycerze nadworni:
Kanclerz przed Nami stanie

I zda nam z tego sprawę,
Co działają oporni.

KANCLERZ
występuje i składa trzy nizkie ukłony

Samodzierżawny Panie!
Nakłoń ucho łaskawe
Ku pokornemu słudze.
Przebacz, jeśli gniew budzę,
Ale nie z mojej winy
Zwiastuję złe nowiny:
Ten naród buntowniczy
Trwa w milczącym uporze,
Na siły własne liczy,
Na miłosierdzie Boże;
Żyje w ojców swych wierze,
Mówi ojców językiem,
Zwyczajów dawnych strzeże.
Tam każdy — buntownikiem:
Małe dziecko w kolebce
Ssie bunt z matczynem mlékiem.
Buntem są te pacierze,
Które matka mu szepce;
Bunt zieje z ich oddechu,
Bunt z oczu im wyziera,
I z każdego uśmiechu.
W buncie żyje lud cały,
Z buntem w sercu umiera.
Gdyby odkopać kości,

Co już w grobie zbutwiały,
Toby jeszcze zadrżały
Do ojczyzny, wolności!

HERÓD

Ukaz wydaj surowy,
Że w szkole ni urzędzie
Już im nie wolno będzie
Użyć ojczystej mowy.
Ich dziatwę buntowniczą
W szkołach nauczyciele
W naszej mowie niech ćwiczą:
Opór przed tą nauką
Niechaj karzą na ciele,
Niech katują, niech tłuką!
— Naszą mową w kościele
Każ — niech prawią kazania,
Jeśli kapłan się wzbrania,
To go zbiry zabiorą
I gnać go na powrozie
W one straszliwe kraje,
Kędy woda nie taje,
Gdzie rąbać trza siekierą
Chleb zmarznięty na mrozie.
— Lud z wiary siłę bierze
Więc go zachwiać w tej wierze,
Zmusić do naszej wiary:
Każ zamykać świątynie,
Znoś modlitwy, ofiary,

Aż i duch buntu zginie.
A gdyby lud zuchwały
Bronił swego Kościoła —
Poślę mego hetmana
I wojska huf niemały.
Wraz otoczyć dokoła
Tłuszczę, co tam zebrana,
Nie czekać aż najświętsza
Ofiara się odprawi:
Zbrojno runąć do wnętrza!
Niech się kościół okrwawi,
Niech się zbroczą ołtarze —
Ja król, tak chcę i każę!

KANCLERZ

Rzekłeś wszechwładny Panie,
Wedle Twych słów się stanie.

z trzema głębokimi ukłonami wraca na miejsce
WIELKI PODSKARBI
występuje przed tron i składa potrójne ukłony

Władco rządzący światem,
Racz przyjąć moją radę,
Przed Twoim Majestatem
U tronu stóp ją kładę;
Nie gardź słowami memi:
Jeżeli chcesz to plemię
Zgładzić z powierzchni ziemi
Wyrwij im ojców ziemię!

Cóż lud bez ziemi znaczy?
Gdy ziemię król wykupi,
Cały naród tułaczy
Wieść musi żywot trupi;
Będą jako w jesieni
Liście strącone z drzewa:
Wiatr je — gdzie chce — rozwiewa,
Aż je w nicość zamieni.
— Monarcho złotych tronów
Każ dać trzysta milionów,
Ich ziemię piędź po piędzi
Osadzaj naszym ludem,
Ten ich z ziemi wypędzi,
Już kraju z naszych szponów
Nie wyrwą żadnym cudem.

HERÓD

Masz przyzwolenie nasze
Sługo wiernie oddany:
Toć są wśród nich Judasze,
Którzy w złote kajdany
Oddadzą sami pono
Ziemię-matkę rodzoną.

MARSZAŁEK
przed tronem

I mnie posłuchaj, królu:
Za co na nich te kary?
Za co krzywdy bez miary?

Oni we łzach i bólu
Bronią jeno wytrwale
Swej ojczyzny i wiary.
— Czy masz serce z kamienia?
Upamiętaj się w szale,
Radź się swego sumienia...

HERÓD

Co? Tak mówi Marszałek?!
Precz z nim — niech mnie nie drażni...
Z godności swej wyzuty
Niechaj gnije ten śmiałek
Na dnie najgorszej kaźni.
Brać mi go ztąd! Pod knuty!

Straż chwyta i wyprowadza Marszałka
CHÓR
daleki za sceną

Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi:
Wstańcie pasterze, Bóg się wam rodzi,
Czemprędzej się wybierajcie
Do Betleem pośpieszajcie
Przywitać Pana.

HERÓD
zaniepokojony

A to co za śpiewanie?
Czy słyszycie? Słyszycie,
Dostojnicy, panowie,
Rycerze i dworzanie?!
Strach mnie ogarnia skrycie,
Mącą się myśli w głowie...
Po kościach idzie mrowie...
Czuję, że coś się stanie!

Arcykapłan w dwurogiej mitrze z „tablicą pokoleń“ na piersiach, w szacie długiej, obwieszonej srebrnymi dzwoneczkami, wchodzi głębią przez prawą arkadę. Gdy staje na progu sali tronowej, widać poza nim w krużganku otwarte okno, przez które pada mocny blask ogromnej gwiazdy z promiennym warkoczem.
ARCYKAPŁAN
staje przed tronem i mówi w takt pieśni chóru, który za sceną śpiewa dalsze strofy kolendy

Oto nad światem wielka nowina:
Panna Przeczysta zrodziła Syna,
Powiła Go w Betleemie,
Króla królów, Pana ziemie,
Boga na niebie.

On tron Dawidów, Syon posiędzie,
Królestwu Jego końca nie będzie;
Uciśnionych On ochłodzi,
Niewolników oswobodzi,
Nędznych posili.


Anieli śpiewem budzą pasterzy,
Trzech Królów przed Nim czołem uderzy;
Już ze wszech stron ciągną rzesze,
Kędy na stajennej strzesze
Gwiazda goreje.

Mnie Pan zdjął z oczu wszelką zasłonę:
Czasy Twych rządów są policzone,
Za Twe gwałty i uciski
Sądu Boga jesteś blizki
Srogi mocarzu!

Herod osłupiały z trwogi i gniewu zrywa się na tronie, ale słowa przemówić nie może. Arcykapłan wychodzi.
Milczenie
HERÓD
po chwili

Czy ja dzisiaj szaleję?
Czy starzec ten oszalał?...
W serce mi lęku nalał
I wam zmieszał rozumy.
Co to jest? Co się dzieje?

do straży

Rzucić się na te tłumy,
Zgarnąć motłoch próżniaczy
I tutaj mi pod strażą
Wegnać przed tron mój złoty.

CHÓR
za sceną blisko

Jezus malusieńki
Z niewinnej Panienki
Dziś się rodzi o północy wśród zimnej stajenki. bis

O Najwyższy Panie,
Waleczny Hetmanie,
Wieczny Królu nieba, ziemi, leżący na sianie. bis

z chórem kolendy miesza się odgłos bębnów i krzyki trąb
DWORZANIE

Słychać bębnów łoskoty...
Trąby z pieśnią się ważą...

Pędzeni przez straż, płazowani mieczami i bici nahajami, wpadają tłumem kolendnicy: mężczyźni i kobiety, starcy i dzieci w strojach z różnych okolic Polski. Końca tego tłumu nie widać; zalega on krużganek poza arkadą na prawo od tronu. W blasku gwiazdy Bożego Narodzenia widać tam głowę przy głowie. Gdzieniegdzie połyskują kopie i miecze straży. Ci, których wegnano do sali, stanęli w popłochu przed tronem, na przedzie Bartos.
HERÓD

Wy zbuntowane chamy,
Wy nikczemne pastuchy,
U zamku mego bramy
Śmiecie wszczynać rozruchy?!
Śmiecie śpiewać w tej mowie,
Co srogo zakazana?!
— Cuda, widzenia, duchy
Wyległy wam się w głowie!
Szukacie sobie Pana,
Myśląc, że tron mój kruchy
I korona zachwiana.
Wasz Król — — to Dziecię Boże —
Gdzieś pomiędzy bydlęty
Zrodzon w nędznej oborze,
Na głód w żłobie i nędzę!
— Ha, ja wam one męty
Z mózgów tępych wypędzę,
Złamię i upokorzę
Ślepy upor prostaczy;
Wyplenię zabobony.
Gdy krzyknę na siepaczy,
Miecz spuszczę podniesiony —
Uznacie mnie za Pana.
Tu, niewolników syny!
Ja król, ja bóg jedyny,
Przedemną na kolana...

BARTOS

Dzisiaj w Betleem,

CHÓR

Dzisiaj w Betleem.

BARTOS

Wesoła nowina,
Bo Panna czysta,

CHÓR

Bo Panna czysta,

BARTOS

Porodziła Syna.

CHÓR

Chrystus się rodzi,
Świat oswobodzi,
Anieli grają,
Króle witają,

Pasterze śpiewają,
Bydlęta klękają,
Cuda, cuda ogłaszają.

BARTOS

Chociaż w stajence,

CHÓR

Chociaż w stajence,

BARTOS

Panna Syna rodzi,
Przecież On wkrótce,

CHÓR

Przecież On wkrótce,

BARTOS

Ludzi oswobodzi.

CHÓR

Chrystus się rodzi i t. d.

BARTOS

My też idziemy,

CHÓR

My też idziemy,

BARTOS

Powitać Jezusa,
Króla nad królmi,

CHÓR

Króla nad królmi,

BARTOS

Uwielbić Chrystusa.

CHÓR

Chrystus się rodzi i t. d.

Heród, uszom własnym niedowierzając, słuchał jakby otrętwiały z gniewu i zdumienia. Podczas drugiej strofy zrywa się na tronie z zaciśniętemi pięściami, rój dworzan otacza natychmiast króla, który miecz wyrywa z pochwy i daje nim znak Wielkiemu Hetmanowi. Na skinienie Hetmana dobosze uderzają w bębny między drugą a trzecią strofą. Podczas trzeciej straż obsadza wszystkie wyjścia, dobywa mieczów i ustawia się w szyk bojowy. Dworzanie obstąpili tron.
HERÓD
rozpalony złością do Hetmana

Hej Wielki Hetmanie
Wojsko na nich prowadź!
Każ siec, bić, mordować,
Niech nikt nie zostanie.

Na skinienie Hetmana, trębacze uderzają w trąby pobudkę.

Zasłona na prawo od tronu rozsuwa się; nowy hufiec wojsk Herodowych, sprawiony do boju, staje pod arkadą. Hetman z podniesionym mieczem, wskazuje tłum kolendników. Wojsko rzuca się na bezbronnych. W tej chwili między nacierającem wojskiem, a pasterzami, zjawia się chór Aniołów, z błyszczącymi na piersiach pancerzami, pod złocistą kapą zarzuconą na ramiona; na głowach szyszaki złote, w rękach płomienne miecze. Aniołowie rozpostartemi skrzydłami zasłaniają kolendników i na pobudkę trębaczy odpowiadają dalszym ciągiem kolendy:
CHÓR WOJSK ANIELSKICH

Chwała na wysokości!
Chwała na wysokości,
A pokój na ziemi!

Hufiec żołnierzy Herodowych przerażony, cofa się. Na skinienie Hetmana trąby grają tę samą pobudkę
CHÓR WOJSK ANIELSKICH

Chwała na wysokości i t. d.

Wojsko Heroda w popłochu pada na ziemię. Hetman zbiega ze stopni tronu i sam staje na czele. Pobudka trąb, nowe natarcie
CHÓR WOJSK ANIELSKICH
pędząc przed sobą pierzchające roty i dworzan Herodowych

Chwała na wysokości i t. d.

Cały dwór Heroda i jego straż rozpędzona, uciekają przez arkadę po prawej stronie tronu. Pod baldachimem zostaje sam Heród, blady z trwogi. Paziowie rzuciwszy pochodnie, pierzchli. Scenę oświeca łuna bijąca od Aniołów i blask betleemskiej gwiazdy, padający z krużganka z lewej strony tronu.
CHÓR KOLENDNIKÓW pod osłoną skrzydeł anielskich wychodzi, śpiewając tę samą kolendę. Pieśń oddala się, słabnie, wkońcu cichnie. Heród, przejęty trwogą, został sam na tronie w pustej, ciemnej sali. Goły miecz leży na jego kolanach. Otula się w płaszcz królewski i siedzi długo bez ruchu.
HERÓD

Strach!... Ci złoci a biali,
Z rozpostartemi skrzydły,
Jak oni zasłaniali
Bunt tej tłuszczy obrzydłej!
Strach!... Świat się cały wali
I niebo całe płonie
W tej komety ogonie
Nad Dzieciątkiem w kolebce...
Strach!... W pustej, ciemnej sali
Wszyscy mnie odbieżali,
Podli tchórze, pochlebce!...
Sam zostałem na tronie...

Nagle prostuje się na tronie i odwraca poza siebie, jakby słyszał jaki szelest

Kto tu? Słyszę — ktoś szepce
W baldachinu oponie...
Kto tu!? Sam się obronię!

podnosi miecz
Za oparciem tronu ukazuje się ciemna rogata głowa SZATANA, z błyszczącemi ślepiami. Z boków sterczą rozpięte, ogromne skrzydła nietoperze.



SZATAN
wychylając się ku siedzącemu Herodowi, szeptem

Nie lękaj się mnie panie
Jam anioł twego tronu,

Mem królestwem otchłanie...
Zawżdy przy tobie stoję,
Znam wszystkie myśli twoje,
Znam wszystkie twe zamiary.

HERÓD

Ratuj moją koronę,
Radź! W którą spojrzę stronę,
Wszędy klęski bez miary
Przeciwko mnie zwrócone.

SZATAN
szeptem

Krwi trzeba i ofiary!

HERÓD

Ratuj! Ja ci ołtarze
W całem państwie postawię,
Czcić mym ludom cię każę.
Na cześć twoją kadzidła
Wonnymi dymy wioną,
Ale mnie weź pod skrzydła
I bądź moją obroną.

SZATAN
półszeptem

Komu skronie koroną
Szczęsny los przyozdobi,

Wszystko mu dozwolono,
Co dla korony robi.
Celem jest powodzenie!
Cnota mija bezpłodnie,
Wolę wiąże sumienie,
Król niech działa swobodnie.
Grzech króla nie jest grzechem,
Zbrodniami nie są zbrodnie.
Czyn zrodzon z nienawiści
Rozbrzmiewa sławy echem,
Jeśli daje korzyści!
Korony blask złocisty
Z wszelkich go zmaz oczyści;
Kto potężny, ten czysty!

HERÓD

Nie działałem inaczej
Przez całe panowanie,
Czemuż dziś schnę w rozpaczy?
Mój tron czemu się chwieje?
Ratuj mnie, broń szatanie!
Sam nie wiem, co się dzieje,
I co to wszystko znaczy:
Niebo łuną goreje
W komety świetle srogiem;
Burzy się lud prostaczy,
Wnet na mnie wręcz uderzy;
O Królu, co jest Bogiem
Zrodzon między bydlęty

I otoczon barłogiem,
Po świecie baśń się szerzy.
A ten cud niepojęty:
Wojska duchów-rycerzy;
Ten nad pospólstwem mnogiem
Wiech ich skrzydeł rozpięty,
Te widzenia! Te mary...

SZATAN

Dziecię, co jest twym wrogiem,
Wrogiem także jest moim,
To nieprzyjaciel stary.
My dwaj się nań uzbroim
I złączym siły nasze;
Ja strutymi opary,
Promienną gwiazdę zgaszę,
Która Dziecięciu świeci.
Ty czyń krwawe ofiary,
Wymorduj wszystkie dzieci...

znika
Heród po chwili zadumy zrywa się i mieczem uderza w jednę z tarcz herbowych u baldachinu. Na brzęk tarczy wbiegają PAZIOWIE z pochodniami, za nimi WIELKI HETMAN i ROTY PRZYBOCZNE
HERÓD

Wy tronu mego stróże,
Co nikczemnie pierzchacie,
Wy nędznicy, wy tchórze!...
Wyrwijcie z pochew miecze

I w pałacu czy w chacie
Niech krew dziatek pociecze;
Co nowonarodzone
Do nogi dziś wyginie,
Śmierć, śmierć każdej dziecinie.
Przysięgam na koronę!
Mordować bez wyjątku,
Nikomu nie przebaczę,
Ni własnemu dzieciątku...
Czy słyszycie siepacze?
I dla mojego syna
Wybiła już godzina,
Choć serce we mnie płacze...

Hetman wychodzi na czele roty przybocznej
Zaraz potem wchodzi KRÓLOWA w szkarłatnym płaszczu i koronie, za nią ORSZAK PAŃ DWORSKICH



KRÓLOWA

Panie u moich podwoi,
Twoich żołdaków gromada
Z mieczami jasnymi stoi,
I mnie, mnie, matce powiada,
Że chcesz syna swego zgonu.

HERÓD

Pani, bronię mego tronu.
Dziecię nowonarodzone,

Nie wiem, syn mój czy poddany,
Ma zostać panem nad pany,
Poniżyć moją koronę.
Niechaj żywym ogniem spłonę,
Nim dopuszczę tej niesławy!
Dałem rozkaz rzezi krwawej!...

KRÓLOWA
pada na kolana przed tronem

Wejrzyj na łzy moje słone,
Żebrzę łaski twojej panie!
To twoje dziecko rodzone,
Dziedzic twój na majestacie!...

HERÓD

Precz! Com kazał to się stanie.

KRÓLOWA
zrywa się i wyciąga groźnie rękę

Zgiń, dziatek niewinnych kacie!
Przepadnij, krwawy tyranie!

Słania się na ręce pań dworskich, które ją wyprowadzają ze sali.
W arkadzie po prawej stronie tronu staje tłum kobiet, które straż stara się powstrzymać halabardami. Chór ten matek betleemskich jękiem i krzykami zawodzi, wyciągając ku sali tronowej pięści. Wśród ogólnego lamentu słychać wykrzyki urywane.
I. MATKA

Puśćcie mnie! Puśćcie! Do oczu mu stanę...
Krew dziecka rzucę mu w twarz!

II. MATKA

Zbójco! Na dziatki patrz pomordowane,
Na rozpacz, na lament nasz!

III. MATKA

Herodzie, niech cię piorun boży spali!

IV. MATKA

Niech żywcem stoczy cię trąd!

V. MATKA

Krew naszych dzieci waży Bóg na szali
I woła cię na swój sąd!

HERÓD
z tronu do straży

Hej stróże, zamknąć podwoje tej sali,
Wiedźmy te wygnać stąd!

Straże wypierają w głąb krużganków tłum betleemskich matek i zatrzaskują za sobą drzwi; górą przez półkole arkady pada blask betleemskiej gwiazdy.
Heród sam na tronie siedzi wzburzony. Zasłona po lewej stronie tronu rozsuwa się powoli, w głębi widać wnętrze sali obite kirem; na katafalku zasłanym czarnymi aksamitami i zdobnym w srebrne lamowania, wśród gorejących świateł stoi trumienka czarna i srebrna Herodowego synka. Organy.
Heród zstępuje z tronu i wlokąc za sobą swój szkarłatny płaszcz królewski, powoli zmierza ku pogrzebowej sali. W progu zachodzi mu drogę Śmierć z kosą w kościotrupiej ręce.
ŚMIERĆ
syczącym, piskliwym szeptem

Dokąd? dokąd, opętańcze?
Nie wnijdziesz w te progi!
Do mnie, ja z tobą zatańczę,
Okropniku srogi!

HERÓD
zamierza się mieczem

Ktobądź jesteś, z drogi! Z drogi!
Przeraźliwa maro!

miecz, trącony kosą Śmierci, wypada mu z dłoni, ręka obwisa bezwładnie
ŚMIERĆ

Ha, do tańca drżą ci nogi,
Pójdźmy pląsać parą!

wyciąga ku niemu ramiona
HERÓD
słania się i pada na kolana przed Śmiercią

Pani, żebrzę twej litości,
Dam ci me szkarłaty,
Okryj niemi nagie kości,
Wstąp na majestaty.

Odpina płaszcz królewski spięty pod szyją i ściele go do stóp Śmierci

Pani, z rąk mych weź koronę,
A ja przy twym tronie
Zniżę czoło pochylone,
W pokornym pokłonie.

Zdjętą z głowy koronę, drżącemi rękoma podaje Śmierci
ŚMIERĆ

Ja się nigdy nie wstydzę,
Choć szkielet mój nagi,
Z tronów i bereł szydzę
I z królewskiej powagi.
Korona u mnie tania,
Tak, jak czapka barania.
Ja w śmiertelną koszulę
Stroję chłopy i króle,
W zimne moje uściski
Biorę dziecko z kołyski,
Ululam je, utulę.
Ja i panny młode
Od ołtarza wiodę

W zimne grobu łoże,
A ciebie oszczędzę,
Morderco — potworze?

HERÓD
wijąc się na klęczkach

Wejrzyj na mą nędzę!
Cóż z państwem się stanie?!
Miej pomiłowanie!
Majestat mocarza
U stóp twych się tarza
W pokorze i skrusze!

ŚMIERĆ

Słońce, miesiąc z gwiazdami
Pod mojemi stopami,
W obrotów zawierusze
I w złotych skier kurzawie.
Wirują, aż je skruszę;
Z mocarza czy nędzarza,
Wywlekam drżącą duszę
I przed sąd Boga stawię!

Śmiga kosą po szyi Heroda, który pada na ziemię z okropnym wrzaskiem. Śmierć znika.
Z fałdów baldachinu wychyla się szatan w całej postawie i biegnie ku zwłokom Heroda, miotanym drgawkami śmiertelnemi
SZATAN

I o cóż tyle wrzasku?
Chy! Chy! Ryba po piasku
Nadaremnie się miota!
Ale ją uspokoję.

chwyta drgającego trupa

Mnieś służył za żywota,
Sam lazłeś w moją sieć,
Chy! Chy! biorę co moje;
Na łeb, w zatratę leć!

Posadzka sali tronowej pęka, z czeluści wybuchają płomienie; wśród bicia gromów i błyskawic szatan zapada się z Herodem.
KURTYNA.


PRZED KURTYNĄ.
ŻYD
uchylając nieśmiało firanki wchodzi w szabasówce lisiej, w długim hałacie i pończochach białych i śpiewa:

Teraz będzie żyd tańcował,
żyd tańcował.
Bo dyabeł króla pochował,
Bo dyabeł króla pochował;
I zatańczy hebrajskiego,
Krakowiaczka żydowskiego.
Ajdum, tajdum, taradana
Będzie tańczył aż do rana.

Tańczy i śpiewa

Był ci ja żydek ubogi,
dek ubogi,

Miał ci ja towar przedrogi,
Miał ci ja towar przedrogi;
Com go sobie naskipował,
Wszystko złodziej porabował.
Ajdum, tajdum, taradana,
Wszystko złodziej porabował.

I od kontusza spineczki,
sza spineczki,
I pozłacane szpileczki
I pozłacane szpileczki.
Com go sobie naskipował,
Wszystko złodziej porabował.
Ajdum, tajdum, taradana,
Wszystko złodziej porabował.

PAN TWARDOWSKI
wchodzi z teorbanem przewieszonym przez ramię i kielichem wina w ręku. Ubrany po polsku, z szablą przy boku, na nogę ciężko utyka

Hej z drogi mizerny żydzie
Jaśnie Pan Twardowski idzie!

ŻYD

Ny? czemu nie mam zejść z drogi,
Kłaniam się pod same nogi.

wychodzi



PAN TWARDOWSKI
śpiewa

Czy to w dzień, czy to w noc,
Zawszem wesół, zawsze pjan;
Zawsze śpiewam, skaczę hoc,
Jestem sobie wielki pan.

pije duszkiem — rzuca kielich

Choć w żupanie znaj mospanie,
Żeś mi winien oddać cześć;
Taka mina i czupryna
Nie da sobie na wąs wsieść.

Przyjdą dyabli, ja do szabli,
Czapka na bok, poły w pas;
Czart się zbliża, chlast dwa krzyża,

rąbie krzyżową sztuką

Gdzieście dyabli? Niema was!

Hulaj dusza bez kontusza,
Kiedy dają jeść i pić;
Niech honoru nikt nie rusza,
Jakem szlachcic będę bić!


Przez łeb kresa, w mieczu szczerb,
A na czole z wina pąs;
To mojego rodu herb,
Golę brodę, wara wąs.

DYABEŁ
wychyla się z za kurtyny i rozwija cyrograf

Hej! pójdźno do mnie mospanie
I z tobą koniec się stanie;
Dawne my rachunki mamy,
Pójdziesz do piekielnej bramy.
Za długie z tobą mozoły,
Czas ci już napić się smoły.

zbliża się
PAN TWARDOWSKI

Jeszcze daleko do zabrania duszy,
Pójdź wnuczku Lucypera, obetnę ci uszy,

składa się szablą

Skropię cię szablą i wodą święconą.
Najświętsza Panno, bądź moją obroną!

dyabeł ucieka

Ha-ha-ha! Zwąchał dyabeł, że chodzi o skórę
I czmychnął gdzieś w mysią dziurę.
A byłby mnie już porwał, aż na Łysą Górę...

śpiewa

Mesyasz przyszedł na świat prawdziwy
I Prorok zacny z wielkimi dziwy.
Który przez swoje znaki
Dał wodzie winne smaki
W Kanie Galilejskiej.

Wnet prawdziwego Boga poznali,
Gdy zamiast wody wino czerpali.
Hej wino-wino-wino,
Lepsze niż przedtem było
W Kanie Galilejskiej.

Piotr z Apostoły stojąc przy dzbanie,
Mówi do Jana „Pij do mnie Janie!“
Hej wino-wino-wino,
Lepsze niż przedtem było
W Kanie Galilejskiej.

Pił Szymon garncem do Mateusza,
Filip konewką do Tadeusza.
Hej wino-wino-wino,
Lepsze niż przedtem było
W Kanie Galilejskiej.


Pawle z Maciejem wam oskomina,
Żeście nie pili takiego wina.
Hej wino-wino-wino
Lepsze niż przedtem było
W Kanie Galilejskiej.

Z boku wsuwa się przed kurtynę DZIADEK, wyciągając ku Panu Twardowskiemu kij z torbą, u której zawieszony dzwoneczek:



DZIADEK

Prosi dziadek, prosi,
Torbę z dzwonkiem nosi,

PAN TWARDOWSKI daje dukata i wychodzi.

Pod Panną Maryą siada
I kluski z olejem jada,
Łut tabaczki w dzień wyżyje
I flaszkę wódki wypije,
A w domu babusię bije.

śpiewa

O ja biedny dziad!
Cóż ja będę jadł?


Pójdę sobie na ryneczek,
Kupię sobie kukiełeczek,
Będę sobie jadł, jadł, jadł,
Bo ja biedny dziad!

Napił się dziaduś ciepłego winka,
Gonił babusię koło kominka,
Babusia rada rączkami kleszcze:
„A mój dziadusiu goń-że mnie jeszcze!“

Musi dziaduś, musi,
Pochlebiać babusi,
Bo babusia dla dziadusia
Pieczoneczkę dusi...

mówi

Prosi dziaduś, prosi,
Torbę z dzwonkiem nosi,
Prosi na boskie rany,
Bo mi się trzęsą gałgany.

Kto grosz włoży,
Ten człowiek boży;
A kto nie włoży,
Pójdzie do kozy.






ŻŁÓBEK
AKT III.





Przeczysta polska noc zimowa, bielejąca śniegami, wysrebrzona miesiącem. W głębi rysują się niewyraźnie ciemne sylwety wieżyc i kopuł Krakowa, wyżej piętrzą się potężne mury Wawelu. Ponad wieżą Zegarową świeci złocista, samotna gwiazda z długim, promiennym warkoczem; błyszczą w jej blasku dachy królewskiego zamku i katedry, iskrzy się wieży Maryackiej korona, majaczeje na lewo mogiła Kościuszki, bielą się zręby Zwierzynieckiego klasztoru.
Cały ten głęboki widnokrąg ujmują z obu stron, jak w ramy, wysuwające się z boków gałęzie poblizkich drzew, gęstym puchem okiści obarczone.
W pośrodku, zgarbiona, waląca się prawie szopa, śnieżnymi zwałami zawiana, stoi na wyniosłym zbrzeżku. Stara słomiana strzecha gnie się pod ciężarem śniegu, który wszystko przysypał dokoła i bieli się w błękitnawej księżycowej poświcie.
Szopa ma tylko trzy ściany z chrustu, brak czwartej pozwala zajrzeć do wnętrza, skąd bije olśniewający złoty blask od główki DZIECIĄTKA, złożonego w żłobie na sianie. Blask ten szeroką, złocistą smugą kładzie się na śniegu pod szopą.
Żłóbek półkolem otaczają ANIOŁOWIE z trefionymi kędziorami włosów i złotemi obręczami na czołach; odziani w drogocenne kościelne kapy i dalmatyki, rozpościerają tęczowe skrzydła, w rękach dzierżąc multanki, tryangułki, skrzypki, fletnie i organki, lub srebrne kadzielnice, dymiące wonnością; inni, także z muzycznemi naczyniami i długimi zwojami nut, unoszą się nad szopą; inni obsiedli dachu skłon i girlandy świeżych kwiatów opuszczają ze strzechy, u której, na kształt szklanej frendzli, zwisają lodowe sople.
Z boku, na progu szopy siedzi MATKA BOSKA, od stóp do głów okryta zwojami powłóczystej szaty; na lewo stoi ŚW. JÓZEF, ubrany w ubogą opończę i przepasany skórzanym fartuchem; wspiera się na ciesielskiej pile, a w ręku trzyma kwitnącą łodygę białej lilii.








CHÓR ANIOŁÓW
z podniesieniem kurtyny śpiewa kolendę
L

ulajże Jezuniu, moja perełko,
Lulaj ulubione me pieścidełko;
Lulajże Jezuniu, lulajże lulaj,
A Ty Go matulu w płaczu utulaj.


Lulajże różyczko najozdobniejsza,
Lulajże lilijko najprzyjemniejsza,
Lulajże Jezuniu... i t. d.

Lulajże najmilsza oczom gwiazdeczko,
Lulajże najczystsze świata słoneczko,
Lulajże Jezuniu... i t. d.

Równocześnie zdala dolatuje stłumiony zrazu, potem coraz potężniejszy śpiew PASTERZY
CHÓR PASTERZY
za sceną

W żłobie leży,
Któż pobieży
Kolendować Małemu
Jezusowi
Chrystusowi,
Dziś nam Narodzonemu.
Pastuszkowie przybywajcie,
Jemu wdzięcznie przygrywajcie
Jako Panu naszemu.

Śpiew zbliża się stopniowo i rośnie. Wchodzą PASTERZE. Przodem wiejskie NIEDOROSTKI niosący na kiju dużą sześciokątną gwiazdę, wylepioną z kolorowego papieru, w niej zapalona świeca. Za nimi WIEJSKA MUZYKA: kilkoro skrzypiec, basy, dudy, klarynety. Za muzyką wysypują się gromady ludu z wszelkich ziem polskich: WIELKOPOLANIE i ŚLĄZACY, KUJAWIACY i KRAKOWIACY, GÓRALE i HUCUŁY, LUBELSKIE i ŁOWICKIE w samodziałowych tkanicach, RUSINI, ŻMUDŹ, LITWINI, KASZUBY, MAZURY. Mężczyźni i kobiety, dzieci i starzy, wszyscy postępują powoli, śpiewając. Każda ziemia niesie swoje płody.


CHÓR PASTERZY

My zaś sami
Z piosneczkami
Za wami pospieszymy,
A tak tego
Maleńkiego
Niech wszyscy zobaczymy;
Jak ubogo narodzony,
Płacze w stajni położony
Więc Go dziś ucieszymy.

Klękają i dary kładą na wyniosłości pod progiem szopy. MATKA BOSKA i ŚW. JÓZEF dziękują uśmiechami i skinieniem głowy.
CHÓR PASTERZY

Naprzód tedy
Niechaj wszędy
Zabrzmi świat w wesołości,
Że posłany,
Jest nam dany
Emanuel w niskości.
Jego tedy przywitajmy,
Z Aniołami zaśpiewajmy:

CHÓR ANIOŁÓW RAZEM Z PASTERZAMI

Chwała na wysokości!

CHÓR PASTERZY

Witaj Panie,
Cóż się stanie,
Że rozkoszy niebieskie
Opuściłeś,
A zstąpiłeś
Na te niskości ziemskie?

CHÓR ANIOŁÓW

Miłość moja to sprawiła,
Że człowieka wywyższyła
Pod nieba Empirejskie.

CHÓR PASTERZY

Czem w żłóbeczku,
Nie w łóżeczku,
Na sianku położony?
Czem z bydlęty,
Nie z panięty,
W stajni jesteś złożony?

CHÓR ANIOŁÓW

By człek, sianu przyrównany,
Grzesznik, bydlęciem nazwany
Przezemnie był zbawiony.



CHÓR PASTERZY

Twoje państwo
I poddaństwo
Jest świat cały, o Boże.
Tyś polny kwiat,
Czemuż Cię świat
Przyjąć nie chce, choć może?

CHÓR ANIOŁÓW

Bo świat doczesne wolności
Zwykł kochać, mnie zaś w swej złości
Krzyżowe ściele łoże...

KOBIETY i DZIEWCZĘTA
Chór

Przylecieli tak śliczni Anieli
Wszyscy w bieli złote piórka mieli.
Przynieśli nam wesołą nowinę
Panna czysta zrodziła Dziecinę.
A zrodziwszy w pieluszki powiła,
A powiwszy na sianku złożyła.

Matka Boska zdejmuje z głowy rąbek biały i ściele Dzieciątku w żłóbek.
Podczas tego Chór Kobiet i Dziewcząt śpiewa dalej.

Leży, leży Jezus malusieńki,
Leży, leży Jezus nagusieńki.
Zdjęła Panna swój rąbeczek z głowy
Ściele w żłóbku Panu Jezusowi.
A nynajże Drogie Serce moje,
Bo Cię kocham ponad życie swoje.

Siedzącą na progu szopy Matkę Boską otoczyły kołem i klęcząc ściskają Ją za kolana.

Od strony Krakowa słychać nowy zbliżający się chór. Wchodzą tłumnie RZEMIEŚLNICY z chorągwiami cechowemi, ale ubrani jak zwykle przy pracy, każdy z narzędziami swego zawodu.
CHÓR RZEMIEŚLNIKÓW

I my też przychodzim, ubodzy ludzie,
Pokłon Panu oddać w tej lichej budzie.
Szewcy, krawcy, sukiennicy,
Kuśnierz, piekarz, powroźnicy,
Cieśla z kowalem.

Pasterze rozstępują się i stają na wyniosłości po obu stronach szopy, zostawiając przed progiem wolne miejsce w smudze złotego blasku.
Chorągwie cechowe zniżają się do ziemi.


KRAWIEC

Ja Tobie przynoszę, niebieski Panie,
Jedwabiem podszyte śliczne ubranie
I koszulek pół tuzina,
Żeby nie ziębła Dziecina
Na takim mrozie.

CHÓR RZEMIEŚLNIKÓW

Piekarzu z kuśnierzem, a wy co macie?
Jakie podarunki Panu oddacie?

PIEKARZ

Ja bochenek światły chleba...

KUŚNIERZ

Kożuszka Mu też potrzeba,
Bo w zimnie leży.

SZEWC

I ja też przychodzę, szewczyk ubogi.
Przynoszę trzewiczki na twoje nogi.
Serce moje Ci otworzę,
Co kto może, przyjmij Boże
Tu utajony!

CIEŚLA i STOLARZ

Ja, cieśla z stolarzem, krzyżyk Ci zrobię...

POWROŹNIK

Ja, powroźnik, powróz Ci przysposobię...

KOWAL

Ja, kowal, gwoździ nakuję,
Tobie Jezu podaruję
Na ręce, nogi.

Dzwon Zygmuntowski zaczyna bić wśród nocnej ciszy. Wszyscy pozierają za scenę.
CHÓR PASTERZY i RZEMIEŚLNIKÓW

Mędrcy świata, Monarchowie,
Gdzie spiesznie dążycie?
Powiedzcież nam trzej Królowie,
Chcecie widzieć Dziecię?
Ono w żłobie nie ma tronu
I berła nie dzierży,
A proroctwo Jego zgonu
Już się w świecie szerzy.

Rzemieślnicy ustawili się na bokach, z chorągwiami cechowemi.
Wśród bicia Zygmuntowskiego dzwonu wchodzi orszak trzech królów: przodem dwaj biali ARCHANIOŁOWIE wiodą PIASTA, który toczy przed sobą koło i przechodzi w milczeniu na przeciwną stronę sceny, skłoniwszy się przed szopą.


W ślad za nimi MIECZYSŁAW I z krzyżem i BOLESŁAW CHROBRY z Szczerbcem, obaj tak, jak na poznańskim pomniku. Za nimi ŁOKIETEK z chorągwią, na której wyszyty biały orzeł piastowski. Wreszcie w płaszczu królewskim i koronie KAZIMIERZ WIELKI, niosący złocistą puszkę. Podszedłszy ku progom szopy Aniołowie Piasta stają po dwóch stronach u wnijścia; KAZIMIERZ WIELKI klęka.
KAZIMIERZ WIELKI

Niechaj będzie pochwalony
Chrystus, niebieski Królewic,
W onej szopie urodzony
Z Królowej matek i dziewic.

Jak w Piastowe progi kmiece
Posłałeś swoje anioły,
A Piast witał je w pasiece
I sadzał za swoje stoły —

Tak dziś, gdy Twa gwiazda świeci,
Chłopów król, wnuk Piasta dziada,
Wita Cię, Boże, wśród kmieci
I myrrhę wonną Ci składa.

Matka Boska przyjęła szkatułę z myrrhą i oddała św. JÓZEFOWI; KAZIMIERZ WIELKI podnosi się i odstępuje na bok. W szacie, na której połączone herby Korony i Litwy, postępuje JADWIGA, z krzyżem w ręku wiodąc za sobą JAGIEŁŁĘ, w purpurze i w koronie, z naczyniem, w którem złota ruda błyszczy. Sama na bok usunąwszy się, przepuszcza JAGIEŁŁĘ przed szopę, za nim kroczą powoli ZYGMUNT I w złotym czepcu na włosach i ZYGMUNT AUGUST w kołpaku W. Ks. Litewskiego z aktem Unii w ręku. Rozstąpili się na boki, a JAGIEŁŁO klęka
JAGIEŁŁO

Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś Panie:
W gloryi złotej długie panowanie,
I Apostolstwo świętej Twojej wiary,
I zwycięstwami szumiące sztandary,
I w jedną złotą związałeś Koronę
Narody bratnią miłością złączone;
Przez ten wiek złoty naszego żywota
Dziś od nas, Panie, racz przyjąć dar złota.

Złożył złoto u stóp Najświętszej Panny i powstawszy usuwa się trzeciemu królowi, który nadchodzi poprzedzony orszakiem: BATORY w węgierskim kopieniaku i krągłej czapce z kapłonią kitą, idzie obok WŁADYSŁAWA IV i JANA KAZIMIERZA, ubranych w stroje szwedzkie i czarne kapelusze z piórami strusiemi. Za nimi zbliża się JAN III w płaszczu królewskim, narzuconym na długi kontusz i w koronie na głowie. W ręku pozłocista puszka z kadzidłem. Podchodząc ku szopie, zdejmuje koronę z głowy.
SOBIESKI
klęka

Ciebie Boga chwalimy
I Panem wyznawamy;
Z kadzidlanymi dymy
Serca i miecz bez plamy
Do Ciebie podnosimy.



Przeciwko pohańcowi
Twa Moc nas powołała,
Rycerze my Krzyżowi;
Nie nam, nie nam bądź chwała,
Lecz Twemu Imieniowi.

Kadzidło woni drogiej
Niesiemy Tobie w dani.
A księżyc złotorogi
Niebieskiej naszej Pani
Rzucimy dziś pod nogi.

Złożywszy kadzidło, podnosi się i odstępuje na bok, dając znak ręką HUSARZOWI, który stał w głębi poza nim.

ANIOŁOWIE w szopie biorą DZIECIĄTKO ze żłobu na ręce i podają MATCE. Na ramiona i głowę Najświętszej Panny zarzucają olbrzymi płaszcz, drogimi kamieniami sadzony, poczem Jej i Dzieciątku na głowy kładą korony, tak iż przemieniła się w Bogarodzicę Częstochowską.
HUSARZ SKRZYDLATY
w takt muzyki postępuje ku szopie z kopią i zieloną wezyrską chorągwią

Bogarodzico Dziewico,
Polskiej Korony Królowo,
Miecza mego błyskawicą
I krwią moją purpurową
Służyłem Ci, sługa wierny,
Skrzydlaty Husarz pancerny.

Chorągiew wezyrską z potrzaskanem drzewcem i wielkim srebrnym półksiężycem ściele do nóg Najświętszej Panny.

W Twe Imię, Dziecino Boża,
Gromiłem Turki, Tatary,
Polski od morza do morza
Broniłem i świętej wiary:
Jam chrześcijaństwa straż przednia
Z pod Chocima i z pod Wiednia.

KONFEDERAT BARSKI
w kontuszu i delii z szablą w garści. Przed szopą zdejmuje z głowy konfederatkę

Otom z tych, co byli w Barze,
Konfederaccy rycerze,
Przy ojczyźnie i przy wierze
Stałem i przy tym sztandarze,
Gdzie z krzyżem pańskim wyszyty
Był herb Rzeczypospolitej.

Na schizmę i na gwałt carski
Podniosłem tę karabelę,
A dziś, konfederat barski,
W proch się przed tym żłóbkiem ścielę —
Polak, defensor Mariae,
Błagam niech Patria odżyje!



Pochylony kornie, karabelę dorzuca do darów leżących na progu szopy i ustępuje na bok. Przygrywka na nutę: „Raz pamiętam z wieczora“, wchodzi KOSYNIER KOŚCIUSZKOWSKI z chorągwią Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej i z kosą.

KOSYNIER
przykląkł na oba kolana

Przenajświętsza Panieneczko
Chcę Ci ucałować nóżki
Bom Twoje krakowskie dziecko,
Twój kosynier z pod Kościuszki.

Oj, Częstochowska Panienko
I Ty Dziecino Najsłodsza,
U Racławic ja tą ręką
Moskwę kosił, jako potrza.

Przed zbójcami moskiewskimi
Naszej zagrody domowej
Broniliśma i tej ziemi
I Ciebie naszej Królowej.

Oj siekliśmy, co się zmieści,
Aże krwią spłynęło pole —
Dziś Ty nas pociesz w boleści,
Wejźryj na polską niedolę.

Czerwoną krakuskę kładzie, jako dar, pod stopy Matki Boskiej i na klęczkach usuwa się o parę kroków.
W takt przygrywki „Marsza Legionów“ wchodzi LEGIONISTA z pod Dąbrowskiego.

LEGIONISTA

Pani niebieskiego dworu,
Pod Dąbrowskim jenerałem
Z mieczem w garści twardo stałem,
Broniąc polskiego honoru.

Jak tej Ojczyzny, co marła
I Twoim byłem żołnierzem,
Tak nam daj, niechaj odbierzem,
Co nam obca moc wydarła.

Zniżywszy szablę do ziemi, salutuje, poczem ustępuje na bok, czyniąc miejsce UŁANOWI z 1831 r., który wkracza przy dźwiękach melodyi:
UŁAN z 1831 r.

Ułan z polskiego powstania
Z pod Wawru i Ostrołęki
Do stóp Najświętszej Panienki
I Jezusa szablę skłania,
Prawy syn dawnych Polaków
Z pod Orła Białego znaków.



Pani, która w Częstochowie
Królujesz i w Ostrej Bramie,
Jam dał tę szablę i ramię
I krew i serce i zdrowie
Ojczyźnie mojej i Tobie
I Synowi Twemu w żłobie.

Ty, co zrodziłaś na sianie
Boga w Betleem, w stajence,
Do Ciebie podnoszę ręce,
Usłysz Ty moje wołanie:
Niech się odrodzi na nowo
Twój Naród, Polska Królowo!

Odstępuje na bok. Z przygrywką na nutę: „Boże coś Polskę“ podchodzi do szopy POWSTANIEC z 1863 r., ubrany w czamarkę obszytą barankiem i rogatywkę czarną. Pałasz w ręku, strzelba na ramieniu.

POWSTANIEC z 1863 r.
przyklęka

Na walkę orężną my wstali ostatni
Za polskie Królestwo to Twoje,
Pierś nagą na ogień stawiając armatni,
Twe imię-śmy mieli za zbroję.


Z Imieniem Twem szliśmy pod knut, w kazamaty,
Nie bledli i pod szubienicą,
Ty duchy męczeńskie, Swych ziem krwawe kwiaty,
Zbierałaś, o Bogarodzico.

O policz je Matko, te męki, te klęski
I pokaż je Swemu Synowi,
Niech Twemu ludowi da woli hart męski,
Niech serce w nim chore uzdrowi!

Odstąpił. Przygrywka na nutę: „Dręczy lud biedny“. W szarej kapocie, mnąc w ręku czapką wysuwa się ku szopie UNITA PODLASKI.

UNITA
pada na twarz, jak podczas Podniesienia i ręce podnosi

W Polsce dziś radość wszędzie,
Wszyscy łamią opłatek,
Więc ja też po kolendzie
Przychodzę na ostatek;
Sam Pan Jezus mnie wita,
Bom z Podlasia Unita.

Ani na mnie pancerze,
Ani błyszczą kontusze,
Lecz trwam w ojców mych wierze
I w niej oddać chcę duszę;
Co po mieczu i tarczy?
Boska pomoc wystarczy.


Przyszedłem do Betleem,
Przed Panem się uniżę,
Bo w udręczeniu mdlejem
I marzniem na Sybirze!
Udziel Matko swej łaski,
By lud wytrwał podlaski.

Na kolanach zbliża się do Matki Boskiej, która mu kładzie rękę swą na głowie. Z przeciwnej strony weszła MIESZCZKA Z KSIĘSTWA POZNAŃSKIEGO, ubogo ubrana kobiecina z chustką na głowie. Przystąpiła do szopy, klęka i ręce wyciąga błagalnie.
MIESZCZKA Z KSIĘSTWA POZNAŃSKIEGO

Zdrowaś Maryo, co królujesz w chwale,
Tobie na progu betleemskiej stajni
Składamy krzywdy, jęki, łzy i żale,
My, co ucisku od dziecka zwyczajni.

Jam, jak Ty matka! Idę z pod Poznania:
Prusak nam dzieci dręczy męką szkolną,
Mowy i pieśni polskiej nam zabrania,
Modlić się nawet po polsku nie wolno!

Zlituj się Matko i wejrzyj na Księstwo,
Ubłagaj za nas Boskie Swoje Dziecko,
Niech naszym dzieciom siłę da i męstwo,
Niech skruszy przemoc i butę niemiecką!

Z płaczem przypada obok Unity do nóg Bogarodzicy.
Za Mieszczką wbiega kilkanaścioro DZIECI SZKOLNYCH.


DZIECI SZKOLNE
padając na kolana przed szopą

Jezu, Maryo,
Niemcy nas biją!

I. DZIEWCZYNKA
z płaczem

Matko Jezusa kochana,
W szkole skatował mnie trzciną...

I. CHŁOPCZYK

I mnie, Najświętsza Dziecino!
Patrz, na głowie jaka rana...

II. CHŁOPCZYK

Mnie kopał, targał za włoski...

II. DZIEWCZYNKA
starsza, do małej, sześcioletniej, która nieśmiało klęczała na boku

Chodź Zosiu do Matki Boskiej

prowadzi ją

Pokaż Najświętszej Panience
Pokrwawione swoje ręce.

MAŁA DZIEWCZYNKA
wyciąga obie rączki pokrwawione ku Bogarodzicy
III. CHŁOPCZYK
z płaczem

Nie daj nas, mały Jezusku!

III. DZIEWCZYNKA

Broń nas, Matko Jezusowa!

I. CHŁOPCZYK

Każą modlić się po prusku...

II. DZIEWCZYNKA

A po polsku ani słowa!

IV. DZIEWCZYNKA
najstarsza klęczała w tyle za innemi, wstaje, podchodzi do szopy i wyciąga trzymany w ręku przez fartuszek — niemiecki katechizm

Katechizm niemiecki mamy!

wyciąga rękę z książką ku Najświętszej Maryi Pannie.
Aniołowie, którzy weszli byli z Piastem i stanęli po obu stronach szopy, płaczą słuchając skarg Dzieci Szkolnych.
I. ANIOŁ
ze łzami w głosie

Na książce czerwone plamy...
Dziewczynie krew z ręki ciecze!

II. ANIOŁ
do dziewczynki z katechizmem

Złóż między największe dary,
Między bohaterów miecze,
Między zdobyte sztandary!

DZIEWCZYNKA kładzie niemiecki katechizm obok chorągwi wezyrskiej, u stóp Matki Boskiej.
BOGARODZICA
podnosi się na progu szopy i stojąc, oddaje DZIECIĄTKO ANIOŁOM PIASTOWYM, którzy je podnoszą w górę i trzymają wysoko, na tle rozpiętych białych skrzydeł. NAJŚWIĘTSZA PANNA oburącz rozpościera swój olbrzymi drogimi kamieniami naszywany płaszcz, pod który cisną się i tulą UNITA PODLASKI, MIESZCZKA POZNAŃSKA, DZIECI SZKOLNE; garnią się podeń KRÓLOWIE, SZLACHTA, RZEMIEŚLNICY, PASTERZE. Zwrócona ku Dzieciątku, klęka przed Niem u progu i wówczas widać na płaszczu perłami szytego białego orła.
Wszyscy klękają.
MATKA BOSKA
klęcząc ręce składa błagalnie

Synu mój, Boże, oto ja na czele
Poddanych moich padam na kolana,
W proch się przed Twoim Majestatem ścielę,
Łzami zalana!

Królową swojej Korony mnie zowie
Naród mój biedny, co mi służy wiernie,
Lecz ta Korona złota na mej głowie —
Rani jak ciernie!

Zdejmuje koronę i w obu rękach wzniesioną, trzyma przed Dzieciątkiem

Bo z łez jej perły, ze krwi jej rubiny,
Złoto jej ciężkie, jak kajdan żelastwo...
Synu Niebieski, ziemskie moje syny
Są wrogów pastwą!

kładzie koronę na głowę

Patrz, cała Polska pod mój płaszcz się garnie
I z pochyloną w jarzmie wrogów szyją,
Jękiem się skarży na swoje męczarnie:
Matko! Maryo!

A ja, bolesna, jako na Golgocie,
Słucham ich płaczu, serce krwią mi broczy
I żebrząc dla nich łaski, zwracam do Cię
Błagalne oczy...

pochyla się głęboko przed Synem

Grzeszni są, Panie, lecz w piekielnej pysze,
Stokroć są gorsi ciemięzce zuchwali,
Ich serce jadem nienawiści dysze
W piersiach ze stali.

Grzeszni są, Panie, lecz sto lat pokuty,
Sto lat niewoli przetrwali za karę,
A duch wynieśli jadem niezatruty
I żywą wiarę!


Grzeszni są, Panie, lecz Ty, co przyrzekasz:
„Ja nadłamanej trzciny nie dołamię;“
Na prośbę Matki już ich dłużej nie karz,
Powściągnij ramię!

wyciąga ręce

Na żywot Matki, na piersi matczyne,
Które Cię karmią, na krzyż Twój i mękę —
Błagam: Odrodzin przybliż im godzinę!
Podaj im rękę!

z płaczem całuje stopy Dzieciątka
CHÓR WSZYSTKICH LUDZI
przy dźwiękach organu i dzwonów krakowskich w oddali

Podnieś rączkę Boże Dziecię,
Błogosław Ojczyznę miłą —
W zdrowiu ducha, w mężnym bycie.
Wspieraj jej siły Swą siłą,
Dźwignij i okryj ją chwałą
Między wolnymi ludami...



CHÓRY ANIELSKIE
przy wtórze anielskiej muzyki

A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Dzieciątko rączkę podnosi do błogosławieństwa.



KURTYNA.





ODBITO W DRUKARNI LITERACKIEJ W KRAKOWIE
(UL. JAGIELLOŃSKA 10) POD ZARZ. L. K. GÓRSKIEGO






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Lucjan Rydel.