Bezżeństwo. Do Antoniego Korwina Kossakowskiego, Sekretarza Jego Królewskiej Mości


Do Antoniego Okęckiego Biskupa Chełmskiego Bezżeństwo. Do Antoniego Korwina Kossakowskiego, Sekretarza Jego Królewskiej Mości. • Wybór poezyj • Liryków księga pierwsza • Adam Naruszewicz Na powrót Józefa Załuskiego, Biskupa Kijowskiego
Do Antoniego Okęckiego Biskupa Chełmskiego Bezżeństwo. Do Antoniego Korwina Kossakowskiego, Sekretarza Jego Królewskiej Mości.
Wybór poezyj
Liryków księga pierwsza
Adam Naruszewicz
Na powrót Józefa Załuskiego, Biskupa Kijowskiego

XXI. Bezżeństwo. Do Antoniego Korwina Kossakowskiego, Sekretarza Jego Królewskiej Mości.




Znam to do siebie, mój zacny Korwinie,
Żem od Adama wziął imię i ciało:
Lecz niech stąd żadnéj nie podlegam winie,
Że mi się Ewy, jak ojcu, nie chciało:
Gdyby był przejrzał, co w téj kobiecinie
I sam i plemię jego cierpiéć miało;
Wolałby pewnie, niż się z żonką pieścić,
Z dziką na jednym łóżku lwicą mieścić.

Pierwszy nowego, wiesz, jaki był stadła
Skutek? na co się po dziś-dzień świat żali.
Ach! gdyby była jabłuszka nie zjadła,
Nigdyby ludzie nędzy nie doznali!
Ale i sama z mężem w biedę wpadła,
I myśmy dla niéj szczęścia postradali.
Tak-ci świat począł w pierwiastkach, niestety,
Ginąć, skoro się zjawiły kobiety!

Wszakże znośniejsza byłoby to przecie,
Gdyby złą Ewa była tylko sama:
Znajdziesz Ew takich tysiącem na świecie,
Co nie jednego uwiodły Adama;
Żalą się na nie panowie i kmiecie,
Czy od Jafeta, czy poszli od Chama.
Ledwo nie codzień dolatują wieści,
Jako narzeka świat na stan niewieści.

Ten się na gładkość skwapił i wiek młody,
Ale przeklina uprzykrzone gachy;
Ów wziął tysiące, wsie i liczne trzody,
Lecz z niemi pełne swarów zawsze gmachy.
Tamten ni złota, ani wziął urody,
Lecz koczkodana, co mu czyni strachy.
A każdy mówi, nadstaw tylko ucha:
Czy mi kat nadał w domu złego ducha!

Nie przeczę, jak tam słodkie jest wesele,
Kiedy się zgodne osoby pobiorą,
Gdy się dwie dusze w jednym mieszczą ciele,
Jedną tchną myślą, jednym ogniem gorą.
Lecz mi serc takich nie pokażesz wiele,
By się tak dzielną spoić miały sforą.
Pytaj się wszystkich mędrców: żaden nie wie,
Czy żony Bóg dał dobry, czyli w gniewie.

Człowiek z natury do miłości prędki,
Roi coś sobie w lekkomyślnéj głowie:
Rzuca łakocią obleczone wędki,
Pewny otuchy o dobrym połowie:
Że się z złotemi imie łosoś cętki,
Albo targając pławkę karp ozowie.
Alić częstokroć, miasto rybki, żabkę,
Chwyci złą dziewkę, albo starą babkę.

Nie byłem ja tak w młodości szalony,
Bym się uganiał za płonnym pozorem:
Wolałem siedzieć w kącie utajony,
Ciemnym wiek sobie zawiązawszy worem.
Wiele ma życia ścieżek świat przestrony:
Jeden tym dąży, drugi innym torem.
I kontent jestem, będąc czarnym krukiem,
Że mię Kupidyn swym nie sięgnął łukiem.

Jeśli mi jednak wymawiasz w téj mierze,
Żem nie chciał darów Cytery kosztować,
Powiedz mi, proszę, przyjacielu, szczerze,
Czemu sam nie chcesz w małżeństwo wstępować?
Wolisz wiek trawić w swobodniejszéj sferze,
Niż kroplę miodu morzem łez wetować.
Oba się, widzę, jednym rządzim styrem,
Choć ty w jedwabiu, ja żyję pod kirem.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Naruszewicz.