Bezbarwne żyjątka/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bezbarwne żyjątka |
Wydawca | Nakładem „Nowego Wydawnictwa“ |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Zakłady Graficzne „Zjednoczeni Drukarze“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Die farblosen Tiere
|
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Mademoiselle Mimi Barnais siedziała w swym pokoiku zapłakana i rozmyślała nad smutną dolą, którą jej los zgotował. Niedość że straciła przyjaciela w tak tragiczny i wstrząsający sposób — wiadomość o tem przypłaciła wysoką gorączką i majaczeniem — ale od chwili wyzdrowienia policja nie dawała jej poprostu żyć, zamęczając nieustannemi niedyskretnemi pytaniami. Informacje jej na temat „Karolka“ były bardzo skąpe: młody człowiek był cichy, skryty, małomówny i nigdy nie zdradzał się wobec niej ze swemi planami. To też gdy wkońcu do jej pokoju zawitał Nick Carter, otworzyła mu cała we łzach, z rozdrażnieniem odmawiając wszelkich zeznań.
— Niech się pani uspokoi, drogie dziecko — z gorącem współczuciem powiedział detektyw — nie będę pani dręczył pytaniami. Choć i pani z pewnością chciałaby, aby okropna śmierć Jej chłopca została pomszczona, nieprawdaż?
— Tak — cichutko odparło dziewczę, kryjąc spłakaną twarz w chusteczce do nosa.
— Wiem, że Karol Duval był samotnikiem, nie miał żadnych wrogów — chyba o panią nie miał powodu być zazdrosny?
— Nie dostarczałam mu nigdy powodu. Nikt o mnie nie zabiegał oprócz niego.
— A czy miał jakieś inne namiętności? Lubił pieniądze? Czy był może skąpy: marzył o rencie, o cichej starości?
— Nie, skąpy nie był — raczej oszczędny, a co do marzeń — to nieraz mówił: „Gdybym miał pieniądze, dużo pieniędzy, moglibyśmy się nareszcie pobrać“... Ale z pensji urzędniczej trudno się dorobić majątku — mówiła dziewczyna wśród łkań — wiem że grał na loterji — czasem mówił, żeby chętnie spróbował szczęścia w Monte Carlo lub przy totalizatorze... Odradzałam mu niepewne zarobki...
Dziewczę zamilkło, wstrząsane szlochem. Nick Carter przestał rozpytywać, pogładził delikatnie dziewczynę po ręce i na palcach wyszedł z jej pokoju.
Na korytarzu zatrzymał się przez chwilę. Nie słychać było żadnego szelestu. W niezmąconej ciszy postąpił kilka kroków w stronę pokoju naprzeciw drzwi Mimi Barnais. Wyszukał w kieszeni pęk wytrychów, starannie dopasował i bez szmeru otworzył.
Po chwili Nick Carter znajdował się w pokoju nieboszczyka Karola Duvala.
Nie ufając nikomu, oprócz siebie, detektyw postanowił zrewidować ten pokój na własną rękę. Ale skromne umeblowanie — szafy otwarte, komody z powysuwanemi szufladami, porozrzucane książki — wszystko stało do jego dyspozycji, nie taiło żadnych tajemnic. Poszukiwania nie dały żadnych rezultatów.
Już zabierając się do wyjścia, Nick Carter w zamyśleniu oparł się o kominek i napoły świadomie począł grzebać ożogiem wśród zgliszczy. Z czeluści kominka wypadł spory kawał węgla i potoczył się do stóp detektywa. Carter pochylił się i podniósł. I ku wielkiemu zdziwieniu w świetle elektrycznej lampki spostrzegł, że węgiel nie powalał mu ręki. Dziwny węgiel!
Przyjrzał mu się zbliska: był to gładkokanciasty, ciężki, starannie imitujący kawał węgla kamień, z którego wydrążenia przy gwałtownym ruchu nagle gradem wysypały się złote monety... A więc tu były ukryte oszczędności Karola Duvala!
Dalej wypadła książeczka czekowa na imię właściciela pokoju, a za nią wysunął się różowy kartonik, na którym był napis: „Król Midas — 214:10.“
Co miał znaczyć ten tajemniczy napis? Procenty — czy termin uregulowania należności? Co znaczyła ta podziałka przez dziesięć?
Nick Carter wraz z tajemniczym schowkiem nieboszczyka pojechał do inspektora Rigolo i opowiedział mu o rezultatach swego poszukiwania.