<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XL.

Ksawerowa zerwała się z krzesła i biegła z rękami rozwartemi ku Heli, która zarumieniona, we łzach, zawstydzona stała przed nią.
— Ty jesteś naszym aniołem, zbawcą — zawołała, rzucając się jej na szyję z uczuciem najwyższem — niech ci to Bóg nagrodzi, dziecko moje! Julka ci życie będzie winna, a ja szczęście... o! niech ci Bóg błogosławi... bo On cię dla nas zesłał...
Słowa te wyrzeczone były na nowem mieszkaniu, na tem drugiem piętrze, na którem Ksawerowa znalazła się znowu, jak niegdyś w szczęśliwych dniach życia swego.
Wprawdzie teraz niepokoiło ją sąsiedztwo starościny, ale nie zważała na nie pod wrażeniem radości Julki i wspomnień młodości.
Gdy Hela przybiegła jej dać znać, że pan Paproński choćby na najdłuższy kredyt ofiarowuje jej to drugie piętro, gdy potem, kłamiąc pobożnie, oświadczyła jej, że przez bankiera Kapostasa otrzymała znaczny zasiłek przysłany przez Siechnowickiego, gdy Julkę otoczyło świeże powietrze, słońce, kwiaty, wygody... gdy sama wreszcie mogła trochę odżyć lepszemi wygodami i nadzieją uratowania drogiego dziecięcia — nie miała wyrazów dla wypowiedzenia Heli swej wdzięczności.
A ona — ona stała z rękami opadłemi w dół, z głową zwieszoną, z dwoma strumieniami łez, spływającymi po bladej twarzy... Była to nagroda za jej poświęcenie — ale jakże krótko trwała, niestety!
Z uczuciem najgorętszej miłości dla tego dziecięcia, którego ocaleniu poświęciła, co miała najdroższego, Hela wyrwała się i pobiegła do łóżeczka Julki.
Julka uśmiechnięta, różowa, wesoła, zdawała się odżywać, jak kwiatek zmrożony na wiosnę... Rzuciła się jej rączkami na szyję. Dziwne to dziecię miało jakieś jasnowidzenie, przeczucie, że Heli wszystko było winne, siostra padała dla niej ofiarą — i tak, żeby nie słyszała matka, całując ją a pieszcząc, szepnęła na ucho:
— Helu! Helu! ja wiem, żeś ty dla mnie nieszczęśliwa... mnie się to śni — ja to czuję i z twoich czytam to oczu. Jest w twem sercu rana... ty cierpisz... moja siostro droga, mój aniele złoty — ty kochasz Julusię, a Julusia jak pójdzie do nieba, u Boga dla ciebie szczęście wyprosi!
— Co ty pleciesz — szepnęła Hela, tuląc jej usta pocałunkiem.
— Nic już nie powiem, nic... — cichutko mruczało dziecię, wpijając w nią oczy czarne — ale to darmo! jeszcze dni trochę jaśniejszych, weselszych, a potem pójdę do aniołków. Trzyma mnie tylko miłość wasza...
— A! nie myśl i nie mów o tem...
— Kiedy mi to we snach szepcze ten biały, śliczny, srebrzysty, co w głowach łóżeczka stoi.
I popłakały się obie.
Ksawerowa z łatwowiernością nieszczęśliwych wszystkim bajkom, splecionym niezręcznie przez Helę, dała wiarę, błogosławiła ją, Siechnowickiego, czekała już tylko jego przybycia, uśmiechając się, zagadywała o ślubie i sądziła, że, mówiąc o tem, uczyni jej przyjemność, gdy najsrożej krwawiła serce rozżalone. Spoglądała na Helę, dziwiąc się, że ona milczy, a nic jej rozweselić nie może.
Tymczasem upragniona wiosna powoli nadchodziła, a czekała tylko zaczajona pierwszych skowronków dzwonka, aby uśmiechnięta wzlecieć nad ziemię.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.