Blaski i nędze życia kurtyzany (1933)/Od tłumacza

<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Od tłumacza
Pochodzenie Blaski i nędze życia kurtyzany
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1933
Druk Zakłady Wydawnicze M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OD TŁUMACZA

Balzac, jak już niejednokrotnie miałem sposobność wspomnieć, jest pisarzem bardzo nierównym. Mieści się w nim i genjalny psycholog, i prawdziwy twórca realizmu (w dobrem znaczeniu słowa) w powieści i teatrze XIX w.; i utajony romantyk — syn swojej epoki — lubujący się w gigantycznie wydętych koncepcjach; wreszcie i autor feljetonowy — powieść w feljetonie wówczas się narodziła — obniżający nieraz, pod naporem finansowych konieczności, wysokość lotu. Zależnie od doby życia, od warunków tworzenia oraz siły twórczego napięcia, elementy te w różnym stosunku wchodzą w skład dzieł Balzaka, rozstrzygając o ich charakterze.
W Blaskach i nędzach zjawiają się — powiedzmy otwarcie — owe mniej szlachetne kruszce. Romantyzm gorszej próby oraz feljeton biorą górę. Powieść ta jest tak zajmująca, iż, bez obawy zniechęcenia czytelników, można mówić o niej krytycznie. W oczach prawdziwych miłośników Balzaka nie szkodzą mu te jego słabostki; owszem, mam to wrażenie, czynią go tem bardziej żywym człowiekiem, dając pełny obraz jego przypływów i odpływów, omdleń i wzlotów.
Pamiętają czytelnicy Muzę z zaścianka i ową zabawną scenę, kiedy dziennikarz Lousteau odczytuje wobec oszołomionych prowincjałów urywek z niesłychanego romansu p. t. Olimpja czyli Tajemnice Rzymu, w który drukarz zawinął korektę przesłaną z Paryża. Otóż, czyż nie byłby godny znaleźć się w Olimpji ten np. ustęp, jeden wśród wielu, przepisany żywcem z Blasków i nędz życia kurtyzany:

— Uprowadziłem Drętwę!

— Ty! wykrzyknął Lucjan.
W przystępie zwierzęcej wściekłości, poeta wstał, rzucił bocchinetto ze złota i drogich kamieni w twarz księdza, i pchnął go tak gwałtownie iż atleta upadł.
— Ja, rzekł Hiszpan, podnosząc się i zachowując swą straszliwą powagę.
Czarna peruka spadła. Czaszka gładka jak trupia głowa wróciła temu człowiekowi prawdziwą fizjognomję: była straszna. Lucjan siedział bez ruchu na otomanie, ze zwisłemi rękami, patrząc na księdza zmiażdżony, z ogłupiałą twarzą.
— Uprowadziłem ją, podjął ksiądz.
— Coś z nią uczynił? Uprowadziłeś ją nazajutrz po balu maskowym...

— Tak, nazajutrz po dniu, w którym widziałem, jak istotę należącą do ciebie znieważają hultaje, nie warci abym ich kopnął w...


Ach, w cóż się przemienił, w istocie, kipiący życiem i werwą Vautrin z Ojca Goriot? Zaledwie go możemy — na wiarę autora — poznać w tym ponurym „Hiszpanie“, stężałym w demonicznym geście. Co zostało z owego Lucjana ze Straconych złudzeń, tak żywego w swoich ambicjach, w swojej miłości, w swoich złych i dobrych popędach?
I to ścieśnienie psychologiczne razi nas bardziej niż fantastyczna do zbytku fabuła powieści. Ostatecznie, życie wielkiego miasta, raz po raz, w każdym większym procesie kryminalnym, odsłania swoje podziemne czeluści, przechodzące śmiałością fantazji najbardziej ryzykowne koncepcje powieściopisarzy. Dość przypomnieć głośną w swoim czasie sprawę Humbertowej i jej kufra, paryski proces Bolo-paszy, lub mordercy kobiet Landru. Nie treść zatem, ale zbytnie oderwanie się od realnego gruntu, przewaga tańszego roman-feuilleton psują nieco tę powieść.
A jednak! Są w niej zaiste elementy godne wielkiego Balzaka: rozwinięcie potężnego mitu o pakcie człowieka z szatanem-kusicielem; głęboka analiza miłości upadłej kobiety; obraz namiętności budzącej się późno, ale z tem większą siłą, w duszy starca, zamkniętej przez całe życie na wszystko co nie jest pieniądzem: — oto tematy godne pióra wielkiego myśliciela i psychologa. Również i ów tak ciekawy świat policyjny, do którego materjału dostarczyło Balzakowi osobiste zbliżenie się ze słynnym naczelnikiem policji kryminalnej, Vidocq.
Gdybyż to wszystko nie było znów tak „indjańskie!“ Wspomniałem, z okazji Cierpień wynalazcy, o wpływie głośnych w owym czasie powieści Coopera na twórczość Balzaka: tutaj on sam, świadectwem swojem, dostarcza niezbitego na to dowodu. Opisując fantastyczny pojedynek tajnej policji z szajką zbrodniarzy w gąszczu Paryża, mówi: „...poezja grozy, jaką podstępy nieprzyjacielskich plemion roztaczają w czasie wojny w lasach Ameryki i którą tak wyzyskał Cooper, wiązała się z najdrobniejszemi szczegółami paryskiego życia. Przechodnie, sklepy, dorożki, osoba stojąca w oknie, wszystko nabierało, w oczach ludzi-numerów którym powierzono obronę życia starego Peyrade, owego olbrzymiego znaczenia, jakie ma w romansach Coopera pień drzewa, mieszkanie bobra, skała, skóra bizuna, nieruchome czółno, zarośla nad wodą“. Tylko, balzakowscy zbrodniarze różnią się tutaj od indyjskich wojowników tem, iż skażeni są trądem romantyzmu; w każdej chwili gotowi są narazić powodzenie całego przedsięwzięcia dla przyjemności teatralnego efektu; np. ostrzeżenie Peyrade’a zapomocą karteczki na początku obiadu na którym ma być otruty, etc. Być może zresztą, iż ten element teatralności wchodzi w skład natury złoczyńców, tych wykolejonych artystów na swój sposób.
Powieść niniejsza jest, pod niejednym względem zresztą, ciekawym przyczynkiem do psychologji Balzaka jako twórcy. Przeglądając wspominane już wydawnictwo Repertoire de la comédie humaine[1], widząc jak wszystkie wypadki, postacie, schodzą się i wiążą w jedną całość, możnaby mniemać, iż całość ta, olbrzymia koncepcja Komedji ludzkiej, jest tworem dokładnie i cierpliwie przemyślanym w każdym szczególe. Byłoby to omyłką; jest w niej o wiele więcej genjalnej improwizacji niż się wydaje. Przekładając Blaski i nędze, uczyniłem sobie tę rozrywkę, aby zaznaczać drobne niekonsekwencje jakie popełnia Balzac; sprzeczności, jakie zdarzają się czasem na przestrzeni kilku stron. Tak np., Herrera cieszy się iż podchwycił przypadkowo adres „ojca Canquoëlle“, gdy w parę stronic później okazuje się, iż w owej chwili posiadał go najdokładniej na piśmie. Herrera radzi Lucjanowi starać się o polecenie do adwokata Desroches, gdy ten sam Desroches ratował już raz z opałów Lucjana i Koralję (Cierpienia wynalazcy). Herrera przytacza Esterze sześć piosenek jakie napisał Lucjan aby opłacić pogrzeb Koralji, gdy w Straconych Złudzeniach było ich dziesięć. Ileż rysów zresztą w ciągu tej powieści, świadczących iż bieg jej poszedł inną drogą niż autor z początku zamierzał: np. początkowa scena z margrabiną d’Espard, obszerna charakterystyka dziennikarza Blondet, o którym później wogóle niema mowy, etc. A ta fantastyczna Azja-mulatka, z której oczu „strzela w stronę Lucjana błysk zazdrości“, nieumotywowany niczem w dalszym rozwoju akcji? Sama Azja przybiera, w drugiej części utworu (Ostatnie wcielenie Vautrina), zupełnie odmienny charakter, przeradzając się, z zagadkowej „malajki“, w rodzoną ciotkę Jakóba Collin. Vautrin wreszcie z Ojca Goriot, tak dumnie wcielający osobliwą ale nie pozbawioną wielkości etykę galer, tutaj zmienia się w płaskiego zbrodniarza, dopuszczającego się wobec swych kamratów-galerników jaskrawych nielojalności.
Tak przedstawia się niniejsza powieść z punktu widzenia najtęższych utworów Balzaka; ale zaczniemy patrzeć na nią z wysokim szacunkiem, skoro ją przymierzymy do celniejszych okazów klasycznej „kryminalistyki“ powieściowej. Raz w życiu czytałem jakąś powieść Gaboriau i czytałem, nie mogąc oderwać się, przez całą noc; ale dokończywszy o ósmej rano ostatnich kartek drugiego tomu, wyrżnąłem nim z wściekłością i wstydem o ziemię i trzeciego nie wziąłem już do rąk, ani wówczas ani nigdy. W porównaniu z temi bajkami, drażniącemi jedynie zawikłaniami intrygi i zostawiającemi, po przeczytaniu, przykre uczucie jałowości, Blaski i nędze wydadzą się arcydziełem psychologji. I, im bardziej oddalimy się od tej książki, im bardziej zatrze się nam w pamięci melodramatyczna przesada szczegółów, tem mocniej utrwali się wrażenie prawdy zawartej w owem głębokiem i tkliwem zespoleniu dwojga istot wyrzuconych poza ramy społecznego życia, dla których kiedyś, na drugim krańcu Europy, dusza rosyjska stworzy charakterystyczny kontrastem swym odpowiednik w surowych postaciach Raskolnikowa i Soni.
Blaski i nędze stanowią łącznik pomiędzy trylogją Straconych złudzeń, a ostatniem ogniwem cyklu, którem jest Ostatnie wcielenie Vautrina. W dziele tem ujrzymy, jak pokutujący w Balzaku romantyk znowuż silniej chwyta się ziemi, aby rozsnuć pospolitą rzeczywistość w olbrzymie horyzonty; sądzę tedy że niniejsza powieść, której niepodobna czytać inaczej niż jednym tchem, przyczyni się niemało do tem silniejszego zadzierzgnięcia węzłów pomiędzy twórcą Komedji ludzkiej a jego wiernym kościołem.

Kraków, w grudniu 1919.





  1. Rodzaj skorowidza do całości utworów Balzaka.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.