Bolesne strony erotycznego życia kobiety/Morderca

<<< Dane tekstu >>>
Autor Adolf Klęsk
Tytuł Bolesne strony erotycznego życia kobiety
Podtytuł Bolesne strony płciowego życia kobiety
Wydawca Ars Medica
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Vernaya Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


MORDERCA
(Urywek z pamiętnika wdowca)

Umarła..., moja najdroższa Janka, umarła, a ja ją zabiłem — ach, to straszne, bo zabiłem ją, pragnąc gorąco jej życia i kochając ją z całej duszy! Żyliśmy ze sobą tak pogodnie i szczęśliwie, aż tu nagle zaczęła mi słabować. Poszliśmy do lekarza, on rozpoznał u niej poważne cierpienie, zakazał wszelkich wzruszeń i znacząco przytem na mnie popatrzył. Wróciliśmy do domu, a ja siadłszy przy niej, zacząłem głaskać jej cudne złote włosy, nie zbliżałem się do niej i nie całowałem jej, znając siebie dobrze. Lecz ona sama przysunęła się blisko do mnie i, całując mnie gorąco, zapytała:
— Czy mnie już nie kochasz, Olu? Może dlatego, że jestem chora?
— Ależ nie, dziecino.
— No więc całuj mnie tak jak dawniej!
— Ja na to wpiłem się z jakąś dziwną żarłocznością w jej rozchylone blade usteczka i ssałem z nich rozkosz wraz z jej życiem!
I ciągle potem było to samo — na jej widok ogarniała mnie zawsze z początku rzewność i czułość, brałem ją w ramiona i wtedy wybuchała we mnie jakaś dziwna żywiołowa namiętność i jak wampir wysysałem z niej siły!
Stawałem się z dnia na dzień coraz więcej namiętnym, a ona coraz więcej słabła. Aż raz, gdy miałem ją w swych rękach, rzekła cichym głosem:
— Olu, nie męcz mnie dziś, taka jestem jakaś słaba... — a ja na to rzekłem szeptem:
— Janko, tylko dzisiaj...
Westchnęła i oddała mi się całą duszą. Potem znowu było to samo, ona nigdy już nie protestowała, a tylko ciche westchnienia były jej obroną. A ja tego wtedy nic nie czułem, nie widziałem jej spojrzeń błagalnych, zdawało mi się, że ją przez to kocham coraz więcej, że gwałtowna miłość moja uzdrowić ją musi!
Nagle zmieniła się, sama zaczęła domagać się pieszczot, a ja głupi cieszyłem się, że to jest objawem jej powrotu do zdrowia.
Spostrzegłem się dopiero zapóźno... zacząłem unikać bliższej z nią styczności, lecz ona stała się natarczywa, aż raz...
— Boże! pamiętam to doskonale... po kolacji kazała podać likier i mimo mych protestów piła jeden kieliszek po drugim...
— Janko, nie pij błagałem... lecz ona podniecona — rzuciła kieliszkiem o ziemię, siadła mi na kolanach, a zarzucając mi ręce na szyję, krzyknęła jakimś dziwnym nie swoim głosem:
— Wszystko furda, Olu, było nie było, popieśćmy się!
Jakoś dziwnie ukłuły mnie te cyniczne słowa, wypowiedziane poraz pierwszy przez nią, zawsze tak skromną, tak subtelną...
— Janko, co mówisz?
— Co mówię, no furda, było nie było, wszystko mi jedno, wiem, że muszę umrzeć, wiem, że życie moje wisi na włosku, więc poco sobie mam żałować, poco odmawiać cudnych chwil? Będziemy dziś szaleć — Olu, pij — upijmy się, ja tak chcę, ja tak każę!
Błagałem ją napróżno na klęczkach! Zacząłem nawet płakać, a ona ciągle mnie kusiła, dysząc poprostu z namiętności, tańczyła, śpiewała, stała się rozpasaną, aż wkońcu uległem i odezwał się we mnie dziki człek jaskiniowy, który siedzi w każdym z nas! Rzuciłem się na nią, gryzłem ją, wpijałem się poprostu w jej biedne ciałko, a ona oddawała mi pieszczoty z jakąś dziwną szaloną namiętnością!
Nagle obwisła w mych ramionach...
— Janko... — krzyknąłem — co ci jest?
— Olu, kochasz mnie? — zapytała szeptem.
— Dziecino, wiesz, że kocham cię i jesteś mi wszystkiem.
— I ja cię kocham nad życie — szeptała — więcej jak me życie... ucałuj mnie... umieram... daruj, że zabieram ci siebie ze świata, ale nie mam już sił żyć, bądź zdrów...
Skonała!
Siedziałem przy niej całą noc, trzymając jej małą biedną, zimną rączkę w swych dłoniach, płakać nie mogłem...
Umarła... Moja najdroższa, najukochańsza, Janka, moje całe szczęście, umarła, a ja zabiłem — a zabiłem ją, pragnąc gorąco jej życia i kochając ją z całej duszy...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adolf Klęsk.