Bractwo Wielkiej Żaby/Rozdział XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bractwo Wielkiej Żaby |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance” |
Data wyd. | 1929 |
Druk | A. Dittmann, T. z o. p. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Marceli Tarnowski |
Tytuł orygin. | The Fellowship of the Frog |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Elk zamierzał udać się jak najrychlej na dworzec Kings Cross, aby zbadać zawartość zdeponowanej walizki, ale gdy się obudził następnego ranka, myśl jego zajęta była wyłącznie śledztwem.
Aczkolwiek wciągnął skrupulatnie włamanie u Johnsona do swej książki raportów, a zielony kwit schował w safe’ie, był jednak zbyt zajęty, aby się tej sprawie zaraz poświęcić. Gdy nadszedł Dick Gordon, Elk zdał mu pokrótce sprawę z wypadków na Fitzroy Square, poczem otworzył schowek i wyjął zielony kwit.
— Kwit był przyczepiony do czegoś innego, — rzekł Dick, trzymając kartkę pod światło. — Tu widać zupełnie dobrze odcisk spinacza. Może to ma jakieś znaczenie.
— Ach, obawiam się, że ci ludzie z góry sprawią nam teraz gorącą łaźnię, — rzekł Elk z westchnieniem.
— Niech się pan o to nie martwi, — pocieszył go Dick. — Nasi przyjaciele z góry są tak uradowani z odnalezienia traktatu, że nie będą nas zbytnio męczyli o Hagna.
Przepowiednia ta sprawdziła się dosłownie.
Gdy Elk został wezwany do „ludzi z góry“, siedzących przy zielonym stole śledczym, stwierdził z radością, że nastrój jego przełożonych był raczej życzliwem zainteresowaniem, niżeli zimną naganą.
— W zwykłych okolicznościach zniknięcie Hagna stałoby się powodem do surowych zarządzeń w stosunku do osób odpowiedzialnych, — rzekł prezydent policji. — Ale w tym szczególnym wypadku nie będę nikogo ganił. Prawdę mówiąc, Żaby są niesłychanie potężne.
Nie wszyscy członkowie komisji śledczej byli w tak życzliwem usposobieniu, jak prezydent.
— Faktem jest, — rzekł jakiś siwowłosy radca policyjny, — że w ciągu jednego tygodnia dwaj więźniowie zostali w oczach policji zabici, a trzeci uciekł, również w oczach policji! To źle, kapitanie Gordon! Bardzo źle! — Potrząsnął głową.
— Możeby pan, panie radco, sam podjął się śledztwa w sprawie Żab? — rzekł Dick. — Nie idzie tu o zwykły typ niepozornych przestępców, i wysokie prezydjum będzie musiało też uzbroić się w tym wypadku w niezwykłą miarę cierpliwości... Ale ja znam Żabę, — dodał.
— Zna pan go? Kto to jest? — zapytał prezydent niedowierzająco.
— Chociaż jest dla mnie rzeczą zupełnie łatwą wydać przeciw niemu dziś jeszcze nakaz aresztowania, to jednak nie byłoby rzeczą łatwą zebrać przeciw niemu odpowiedni materjał dowodowy. Muszę mieć jeszcze pewien okres czasu!
Gdy Gordon i Elk powrócili do biura, inspektor szepnął tajemniczo: — Jeżeli to był bluff, to był to najładniejszy bluff, jaki kiedykolwiek słyszałem!
— To nie był bluff, — rzekł Dick spokojnie.
— Więc któż to jest, na Boga?
Dick potrząsnął głową. — Poproszę pana, żeby pan zechciał zająć się teraz kwitem z przechowalni, — rzekł z godnością.
Elk pośpieszył strapiony na dworzec. Przedstawił zielony kwit, zapłacił za czas przechowania i otrzymał od urzędnika bronzową walizkę skórzaną.
— A teraz, mój drogi, — rzekł Elk, wyjawiwszy swoje nazwisko, — może pan sobie przypomina, kto przyniósł tę walizkę?
Urzędnik uśmiechnął się. — Tak doskonałej pamięci nie mam.
— Sympatyzuję z panem w zupełności, — rzekł Elk. — Ale gdyby pan spróbował to sobie przypomnieć, zeznania pańskie mogłyby być dla nas bardzo ważne. Twarze to przecież ostatecznie nie daty.
Urzędnik przerzucił kilka kartek książki.
— Zgadza się. Tego dnia miałem służbę. Ale otrzymujemy tyle bagażów na przechowanie, że niepodobieństwem jest zapamiętać czyjąś twarz. Wiem tylko jedno, że gdyby osoba ta miała w sobie coś szczególnego, przypomniałbym ją sobie.
— Tak. Więc przypuszcza pan, że człowiek ten wyglądał zupełnie zwyczajnie? Może to był Amerykanin?
— Nie, nie sądzę. Już od szeregu tygodni nie widziałem tu Amerykanina.
Elk zabrał walizkę do biura posterunku policyjnego na dworcu i otworzył ją wytrychem.
Zawartość była powszednia. Kompletne ubranie, koszula, kołnierzyk i krawat. Nowiutki komplet przyrządów do golenia. Mała buteleczka „Annato“, barwnika, używanego przez mleczarzy. Paszport na nazwisko John Henry Smith, ale bez fotografji, browning z pełnym magazynem, koperta z pięcioma tysiącami franków i pięcioma banknotami studolarowemi. Ubranie nie miało firmy krawca, browning był wyrobu belgijskiego, paszport zaś mógł być fałszywy, ale w każdym razie blankiet, na którym był wystawiony, był bezsprzecznie prawdziwy. Późniejsze badanie wykazało, że paszport ten nie został wystawiony w drodze urzędowej.
Elk obejrzał przedmioty, rozłożone rzędem na biurku inspektora policji.
— Jest to najpiękniejszy ekwipunek podróżny jaki kiedykolwiek widziałem, — rzekł inspektor policji kolejowej. — Najpiękniejszy ekwipunek do ucieczki.
— I ja tak sądzę, — rzekł Elk. — A wie pan... założyłbym się, że na każdej krańcowej stacji kolejowej w Londynie znajduje się taka sama walizka. Zabiorę te rzeczy do Scotland Yardu. Może człowiek ten przyjdzie do pana zapytać o swoją walizkę, choć ja uważam to za zupełnie nieprawdopodobne.
Elk wyszedł z biura inspektora.
Jeden z północnych kurjerów nadszedł właśnie z dwugodzinnem opóźnieniem. Elk stał bezczynnie, obserwując falę podróżnych, wychodzących z dworca.
Po chwili dostrzegł znajomą twarz. Był jednak tak zatopiony w myślach, że poznał tego człowieka dopiero wówczas, gdy dotarł on już do wyjścia.
Był to John Bennett.
Elk podszedł do jednego z urzędników kolejowych.
— Skąd przychodzi ten pociąg?
— Z Aberdeen, sir.
— Ostatni postój?
— Ostatni postój w Doncaster.
W tej chwili Elk spostrzegł ze zdumieniem, że Bennett wraca. Przepychał się z trudem przez tłum podróżnych, dążących ku wyjściu. Widocznie czegoś zapomniał.
Gdy się ukazał znowu, niósł na plecach ciężką skrzynkę bronzową, w której Elk poznał kamerę, ulubioną słabostkę starego pana.
— Dziwny człowiek! — pomyślał Elk, zawołał auto i odwiózł swoją zdobycz do Scotland Yardu. Posłał po dwóch najlepszych swoich ludzi.
— Proszę przeszukać przechowalnie wszystkich dworców krańcowych w Londynie, pytając wszędzie o takie walizki, — rzekł, pokazując znalezioną walizeczkę. — Wszystkie leżą prawdopodobnie już od kilku tygodni. Proszę pytać za każdym razem o człowieka, który oddał te rzeczy na przechowanie, zaś dla zupełnej pewności otwierać walizki zaraz na miejscu. Jeżeli znajdziecie komplet przyrządów do golenia, paszport i pieniądze, przynieście walizki do mnie.
Dick zdumiał się nad zmysłem organizacyjnym Żaby, gdy ujrzał zdobycz Elka.
— Postarał się o to, aby o każdej porze dnia i nocy mieć możliwość ucieczki, — rzekł Elk. — Na każdej stacji krańcowej miał pieniądze, inne ubranie, paszport, żeby móc wyjechać zagranicę „Annatto“, żeby sobie móc ufarbować ręce i twarz. Wystarczyło mu tylko zabrać z sobą własną fotografję... Wie pan, że spotkałem Johna Bennetta?
— Gdzie? Na dworcu?
Elk skinął głową. — Przyjeżdżał z północy, z jednego z pięciu miast: Aberdeenu, Arbroarthu, Edynburga, Yorku lub Doncasteru. Nie widział mnie, a ja nie pchałem się też naprzód. Niech mi pan odpowie, panie kapitanie: co pan sądzi o tym człowieku?
Dick nie odpowiedział.
— Czy i on jest może Żabą? — zapytał Elk ponownie.
Ale Dick Gordon uśmiechnął się tylko. — Zaoszczędziłby pan sobie wiele czasu, gdyby pan sobie wybił z głowy myśl, że przesłuchiwanie mnie, zadawanie mi krzyżowych pytań może doprowadzić do jakiegoś rezultatu.
— O tem wiem i tak, — mruknął Elk. — Ten John Bennett to dla mnie zagadka. Jeżeli jest rzeczywiście Wielką Żabą, to przecież nie mógł być wczoraj w nocy w domu Johnsona.
— Chyba że pojechał motocyklem do Doncasteru, żeby sobie stworzyć alibi, — rzekł Dick z uśmiechem, a po chwili dodał: — Ciekaw jestem rzeczywiście, czy policja z Doncasteru zatelefonuje do nas, czy zda się na własny wydział wywiadowczy?
— Wywiadowczy? W jakiej to sprawie?
— Mabberley Hall pod Doncasterem zostało wczoraj ograbione przez włamywaczy, — rzekł Dick, — skradziono przytem tiarę brylantową lady Fitz Herman. Potwierdza to pańską teorję, co, Elk?
Elk nie odpowiedział. Ale pragnął niezmiernie znaleźć jakiś pretekst, aby móc przeszukać walizeczkę Johna Bennetta.