Brama na Starym Mieście

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Grochowiak
Tytuł Brama na Starym Mieście
Podtytuł (Kopia obrazu Aleksandra Gierymskiego)
Pochodzenie Wiersze wybrane
Wydawca Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”
Data wyd. 1978
Druk Zakłady Graficzne „Dom Słowa Polskiego”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Brama na Starym Mieście
(Kopia obrazu Aleksandra Gierymskiego)


I

Jest mocna. Kamienna. Zwieńczona portykiem
Jak głowa lwa. Albo wołu. (Tu wół bardziej pokrewny.)
Ma w sobie czeluść tak gęstą jak syrop
Lub kancelaria adwokata zmarłego na piersi.

Wzbudza szacunek. Bo w takim tunelu
Nie róża pachnie, nie dzwonek wiatyku,
Lecz młotek szewca — na końcu spłaszczony
Jak pieczęć kanclerska — lub całus obleśnika.

Dwa szyldy na skrzydłach pionowych uniosła:
Jeden ten polski, więc ozdobny w klucze —
Drugi prawitielny: rozcięty w dwujęzyk
Zaborczej żmii.

Bo też carskie Mochy
Rozcięły na dwoje Marcelę Taszyńską,
I w czułym rowku biustu ślusarzowej
Kibitki pędzą po niewieścim śniegu.


II

A Żydy stoją. To są znaczne Żydy:
Brodami pion znaczą — zamiast sznurowadłem
Pejsami wiążą wargi swych trzewików,
I — choć tego nie widać — pięty mają blade.

Zbladło w nich wszystko pod ziąbami wieków;
Zwiotczało — zwilgło — pachnie mchem i postem.
Handlarka owoców się Żydami brzydzi:
Bo Żydzi — jak baby — przed snem się podmywają.


III

A Ona ma piaskarza. Tenże: Chłop niemyty,
Przynosi co wieczór piwonie gorzałki,
Którą słońcem zakąsił. Wąsy też prawieczne
Rozkłada na zupie jak konopne włóki.

I ma wolę w portkach. To jest Boża wola —
Więc od Świętej Anny, od Sakramentek, od Jana:
Zanim ją spełnisz, trzy razy się żegnaj,
Zanim ją uśpisz, kładź się na wznak: krzyżem.

I będziesz mocna. Kamienna. Zwieńczona portykiem
Jak tułów lwa. Albo wołu. (Tu byk bardziej pokrewny.)
Otwierasz w sobie czeluść tak czułą jak zakrystia
Lub jak cienie dzieci, biegnących na wietrze.


IV

Dołem przemyka staruszka. Hajże, to „przemyka”
Ma w sobie tyle prawdy, ile śnieg w kostnicy.
Lat sześćdziesiąt osiem, primo voto: Zgorzel;
Na voto secundo Ksiądz Proboszcz nie przystał.

Więc na co ten pośpiech? Na co to drapieżne
Rozgarnianie laską staromiejskich cebul?
A jest w tym zarówno upór nosorożca
I mdłość skazańca wiedzionego na szafot...

„Wszak zięć Bartłomiej przywieźli od Obór
Śliwki na placek. Ja mu niesę wełnę —
Będzie pończochy miał bielsze niż Żyd,
A latoś w baranki
Tylko niebo obrodziło”.


V

O rynnie osobno. Bo rynna osobna
Nigdy w moich wierszach nie stała tak naprzeciw
Słowom — jak krosnom w Gierymskiego płótnach;
Więc rynnę na bok;
Niech ją pies obwęszy.

Ale po prawej: tuż ponad portykiem
Dywan dźwiga kurze
Dwóch Insurekcji,
Takoż i Powstania:


Jest to dywan bagnisty, w którym się kląsko
Topielczyk zsunął, a Patrol czmychnęła.

Tylko Polacy z kurzu plotą wojsko,
Ze śladów gliny na dywanie — dzieła.


VI

Zapach rynsztoka. Gierymski tu stał,
Tutaj ocierał flanelową chustą
Spoconej grdyki obrotowe lustro:
Tu Boga się bał.

Zmalał Gierymski. Siedzi w pierwszym planie,
Na szpicach kolan wsparł palce chłopięce:
Wzniósł nasze twarze. W dziecięcej udręce
Spogląda na nie.

Czy zrozumiemy? Czy ten bramy pomnik
Wzniesiemy w siebie jak odmę, jak klimat
Widziany wonią, wąchany oczyma:
Nie jak potomni.

Aromat cytryn. Gierymski go brał
W roślinne palce plebejskiego dziecka —
I ręka dziecka jak kolebki niecka
Huśtała szał:

Ani miniony, ani przepłacony,
Ni w dzwonka śledzi, ni też strojny w dzwony;

Lecz tam przytomny, kiedy kto szalony
Rozgarnia śmierci pluszowe zasłony.


VII

Zacna Taszyńska zmarła w progu zimy,
To rak kobiecy wygnał ją przed bramę.
Wokół nie było ni księdza, ni Żyda.
Śnieg leżał na dachach.
Skwierczał gaz w latarni.

I stoi mocna. Kamienna. Zwieńczona portykiem.
Jak głowa kobiety w strzałach papilotów,
Która wzgardliwym objawia śmierć,
Mężnym zaś tarczę — z koroną Gorgony.





Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.