Córka wodza/4
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Córka wodza |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 10.8.1939 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Gdy Creekowie zauważyli znikniecie białego jeńca, w obozie powstało niebywałe zamieszanie. Pierwszy dokonał odkrycia wartownik, który co pewien czas obserwował jeńca, spoczywającego obok Czarnego Mustanga na ziemi.
W pewnej chwili wartownik zauważył, że biały jeniec ukrył głowę pod opończę, którą był okryty. Wartownik zbliżył się i odchylił opończę. Jeńca nie było jednak pod nią!
Na alarm zbudzili się wszyscy wojownicy. Czarny Mustang nie mówił nic, choć widział przecież ucieczkę bladej twarzy. Stary wódz cieszył się z wściekłości swych wrogów. Nagle jeden z wojowników zawołał:
— Biały Kwiat spała w namiocie Wiotkiej Trzciny... Gdzie jest córka wodza?...
— Gdzie Biały Kwiat?... — zawołał Żółty Niedźwiedź.
Wszyscy rzucili się na poszukiwania, ale dziewczyna zniknęła bez śladu. Wódz Creeków rzucił się w stronę Czarnego Mustanga, który leżał spokojnie na ziemi ze związanymi rękami i nogami.
— Czy widziałeś moją córkę? — zapytał.
Czarny Mustang skinął twierdząco głową.
— Gdzie ją widziałeś?...
Sjuks nie raczył odpowiedzieć.
— Czy odeszła?...
— Zapytaj twoich straży, psie, który mienisz się Żółtym Niedźwiedziem! — rzekł pogardliwie jeniec. — Czarny Mustang nie jest gadatliwy, jak stara squaw.
Żółty Niedźwiedź wzniósł tomahawk do ciosu, ale opanował się. Nie chciał zabijać swego wroga od razu. Pragnął poddać go torturom u pala męczarni.
Nikt nie zauważył, że podczas ogólnego zamieszania z obozu wymknął się jeszcze jeden człowiek. Był nim Orle Pióro. Żaden z wojowników nie zauważył jego smukłej postaci, przemykającej się bezszelestnie wśród prerii. Orle Pióro zrozumiał wszystko i chciał znaleźć się znów u boku Białego Kwiatu, aby nieść jej w razie potrzeby pomoc.
Gdy Buffalo Bill wrócił z wywiadu, Biały Kwiat i Boyd pogrążeni byli w rozmowie. Młodzieniec opowiadał dziewczynie o życiu i obyczajach białych ludzi w wielkich miastach na Wschodzie, a Biały Kwiat słuchała z zapartym tchem.
— Wszystko w porządku — zameldował Boyd Buffalo Billowi. — Czy ma pan jakieś wieści od naszych przyjaciół z wioski Creeków?
— Na razie nie weszło jeszcze nic interesującego — rzekł Buffalo Bill. — — Wojownicy szukają was wszędzie, gdzie was nie ma. A teraz pora się posilić. Mam nadzieję, że macie taki sam apetyt, jak ja.
Buffalo Bill i Biały Kwiat zajęci byli przyrządzaniem posiłku, gdy nagle u wejścia do jaskini zamajaczyła jakaś postać. Buffalo Bill dojrzał rosłego wojownika, który miał zamiar wejść do groty.
Ręka wywiadowcy błyskawicznym ruchem powędrowała do rewolweru, ale Biały Kwiat chwyciła Buffalo Billa za dłoń i zawołała:
— Niech biały wódz nie strzela! To Orle Pióro, mój przyjaciel!
— Niech wódz mnie zastrzeli... — rzekł ponuro Indianin. — Biały Kwiat została porwana przez bladą twarz...
— Nie została porwana, lecz uwolniła kapitana Boyda i przybyła tu razem z nim — rzekł Buffalo Bill.
— Bądźmy przyjaciółmi — rzekł z uśmiechem Boyd. — Czy czerwonoskóry wojownik chce zostać z nami?...
Młody Indianin zbliżył się do Boyda, przyjrzał mu się uważnie i nagle roześmiał się głośno, co jest u Indian rzeczą bardzo rzadką.
— Będziemy przyjaciółmi! — rzekł. — Zostanę z wami.
Buffalo Bill był niemało zdumiony tym zachowaniem się Orlego Pióra, ale nie pytał o nic. Sprowadził rozmowę na inne tory, zwracając się do Indianina:
— Wojownicy rzucili się w pościg. Czy są na naszym tropie?
— Orle Pióro przybył sam — odparł młody Indianin. — Nikt nie wie, gdzie kryje się Biały Kwiat i jej przyjaciele. Żółty Niedźwiedź nie posiada się z wściekłości. Powiedział, że zamorduje wszystkie blade twarze, jakie wpadną w jego ręce.
— Czy Czarny Mustang wciąż jeszcze jest jeńcem? — zapytał Cody.
— Tak. Jest mocno związany i czeka na chwilę, w której wojownicy plemienia Creek zanucą pieśń śmierci...
— Nie zaśpiewają jej dla niego — rzekł twardo Buffalo Bill. — Gdy noc zapadnie, udam się do obozu i oswobodzę mojego czerwonoskórego brata.
— Orle Pióro uda się z wielkim białym wodzem... — rzekł Indianin.
— Nie. Udam się sam na wyprawę — rzekł Cody. — Orle Pióro zostanie w grocie. Ale mamy jeszcze wiele czasu. Zasiądźmy do posiłku.
Wszyscy zasiedli przy ognisku i poczęli z apetytem spożywać pieczeń. Następnie Buffalo Bill jeszcze raz udał się na wywiad w okolicę. Tym razem zabrał z sobą karabin, gdyż obawiał się, że może wpaść na oddział Creeków.
Po pewnym czasie znalazł się na szczycie wzgórza, skąd mógł dokładnie widzieć całą okolicę. Przyłożył lunetę do oczu i nagle na jego twarzy odmalował się wyraz zdumienia.
— Sjuksowie są na prerii... — mruknął. — Wykopali topór wojenny... Atakują obóz Creeków! Żółty Niedźwiedź będzie się miał z pyszna!... Sjuksowie napewno odniosą zwycięstwo i pobiją przeciwników na głowę... Czarny Mustang i Szary Wilk zostaną uwolnieni...
Buffalo Bill śledził pilnie poruszenia jeźdźców, pędzących galopem po rozległej płaszczyźnie prerii. Był pewny, że są to wojownicy z plemienia Sjuksów, gdyż odróżniał z daleka ich charakterystyczne pióropusze.
Nagle wzrok jego padł na jakiegoś jeźdźca, który pędził co koń wyskoczy, uciekając prawdopodobnie przed pościgiem. Jeźdźcowi udało się umknąć Sjuksom, którzy przerwali za nim pościg, uważając, widocznie, że mają wiele ważniejszych spraw do załatwienia.
Tajemniczy jeździec, który miał na sobie strój wojownika z plemienia Creek, pędził w kierunku innych wsi szczepu Creek, aby wezwać pomoc. Buffalo Bill postanowił uniemożliwić mu to.
— Niech tylko znajdzie się w zasięgu mojego karabinu... — pomyślał Buffalo Bill, obserwując przez lunetę poruszenia jeźdźca.
Wywiadowca zeskoczył szybko ze skały, zbiegł pędem ze wzgórza i zatrzymał się w rozpadlinie na drodze galopującego jeźdźca. Ten pojawiał się co chwila i znikał — w wysokiej trawie i za nierównościami terenu.
Wreszcie Indianin ukazał się w nieznacznej odległości. Buffalo Bill przyłożył broń do oka. Strzał był niezmiernie trudny, gdyż koń Indianina gnał przed siebie ze wszystkich sił, ale wywiadowca nie chybił. Padł strzał i jeździec zwalił się na ziemię.
Buffalo Bill podbiegł szybko do leżącego, którego koń pogalopował samotnie w prerię. Na widok wywiadowcy Indianin podniósł nieco głowę i z ust jego wydarł się okrzyk:
— Biały wódz!...
Cody spostrzegł dopiero teraz, że Indianinem tym był sam Żółty Niedźwiedź, zapamiętały wróg wszystkich bladych twarzy, a w szczególności Buffalo Billa.
Cody zbliżył się do niego i nachylił się nad nim.
— Tak — rzekł. — To ja, biały wódz Buffalo Bill. Nie wiedziałem, że strzelam do ciebie, Żółty Niedźwiedziu... Nie wiedząc o tym, pomściłem śmierć przyjaciela...
— Czy mówisz o tej bladej twarzy, o tym, który uczył czytać moją córkę...?
— Tak.
Na twarzy umierającego wodza odmalowało się wzruszenie.
— Gdzie znajduje się teraz Biały Kwiat? — zapytał słabym głosem.
Żółty Niedźwiedź, mimo że znany był ze swego nieludzkiego okrucieństwa, bardzo kochał swą przybraną córkę i dbał o nią.
— Czy biały wódz wie, gdzie znajduje się moja córka?... — zapytał jeszcze raz Indianin.
— Jest zdrowa i cała pod opieką przyjaciół — rzekł Cody. — Odnajdę jej rodziców, jeśli jeszcze żyją.
— Mogę umrzeć spokojnie... — wyszeptał Indianin. — Nie wiedziałem, co się z nią dzieje, gdy Sjuksowie znienacka zaatakowali nasz obóz... Teraz jestem spokojny... Biały Kwiat będzie o mnie pamiętała... Zawsze byłem dla niej dobry...
Zapadło milczenie. Buffalo Bill uniósł nieco głowę wodza. Był jego wrogiem, ale umiał szanować uczucia wszystkich ludzi, nawet wrogów. Wódz uśmiechnął się lekko, dźwignął się z wysiłkiem na łokciu i wydobywszy z za pasa mały woreczek skórzany, wręczył go wywiadowcy.
— To... jest dla Białego Kwiatu... Może w tym kryje się jej tajemnica... Powiedz jej, biały wodzu, że Żółty Niedźwiedź pamiętał o swej białej córce do ostatka... Żółty Niedźwiedź odchodzi do przodków... chce, żeby Biały Kwiat była szczęśliwa...
Były to ostatnie słowa wodza Creeków. Buffalo Bill powstał z ziemi, oddalił się nieco i otworzył woreczek, wręczony mu przez umierającego wodza. Woreczek ten zawierał trzy portrety, malowane na kości słoniowej. Jeden z nich przedstawiał mężczyznę o pięknej, ogorzałej twarzy, drugi kobietę o złotych włosach i pięknych niebieskich oczach, a trzeci małą, złotowłosą dziewczynkę.
Napisy pod portretami były następujące: „Edward Parker“, „Betty Parker“ i „Cecylia Parker“.
Kobieta miała twarz bardzo podobną do twarzy Białego Kwiatu i Buffalo Bill natychmiast pomyślał, że ma przed sobą portrety rodziców dziewczyny i jej samej, jako dziecka.
— A więc przybrana córka wodza Creeków nazywa się Cecylia Parker... — pomyślał Buffalo Bill. — Muszę odnaleźć jej rodziców, jeśli jeszcze żyją...
Cody szybko pośpieszył w kierunku jaskini, aby podzielić się wiadomością o śmierci Żółtego Niedźwiedzia ze swymi towarzyszami.