Chłopskie serce (Mátyás, 1889)

>>> Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł Chłopskie serce
Podtytuł Studjum etnograficzne
Pochodzenie Wisła, T. 3, z. 1, str. 25-30
Redaktor Artur Gruszecki
Wydawca Artur Gruszecki
Data wyd. 1889
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


CHŁOPSKIE SERCE
STUDJUM ETNOGRAFICZNE.



Czy chłopskie serce w materjalnem znaczeniu, a więc jako mięsień krwionośny, różni się czem, np. co do kształtu lub wewnętrznego ustroju, od serca innych ludzi, nie badałem; w duchowem jednak pojęciu, a więc jako siedlisko uczuć, miałem nieraz sposobność je poznać i spostrzegałem rzeczywistą różnicę, której źródła starałem się dociec. Badając życie chłopa od kolebki jego, dochodzi się do przekonania, że tem źródłem jest ciągłe obcowanie z przyrodą i odrębny tryb zajęcia chłopa wogóle. W szczególności zaś osobliwe jakieś warunki, wśród których chłop żyje, wpływają na większą wydatność tej różnicy.
Rozpowszechniły się zdania w formie: „chłop nie ma serca,“ „chłop ma serce twarde jak kamień,“ „serce twarde, jak u chłopa,“ pewnie nie bez racjonalnej podstawy. Nie mógłbym prawie zupełnie, chyba co do prawdziwych wyjątków, zaprzeczyć tym twierdzeniom, bo tak jest w rzeczywistości. Znalazłem serce u chłopa, ale rzeczywiście inne, jakieś dziwne, zimne, obojętne i przypuścić zrazu musiałem, że chyba w tem sercu krew powoli krążyć musi, lub z trudnością się do niego przeciskać. Ale temu przypuszczeniu sprzeciwia się istnienie w naturze chłopskiej tylu namiętności, które, jak „złość do kogo,“ pewnie całe serce krwią zalewają. Więc przypuścić tylko trzeba, że chłop ma serce, które jedynie naturalny popęd poruszyć zdoła i to tylko na chwilę, bo po zaspokojeniu tego popędu, serce znowu zasypia leniwe, i śpi tak długo, póki go znowu jaki popęd nie poruszy.
Dlatego to co w drugich sercach budzi uczucia, co inne serca podnosi, ożywia, wzmacnia, przejmuje, lub bawi, chłopskiego serca ani nie przejmie, ani nie zabawi. Ztąd zwykłe podziwienie, że w tych okolicznościach, w których my radujemy się, lub też doznajemy szlachetnych uczuć, chłop zachowuje się całkiem obojętnie.
Gdym był niedorostkiem, podziwiałem jedną matkę, wiejską babę (Sosnowice pod Kalwarją Zebrzydowską), która, pochylona nad kołyską swego chorego dziecięcia, tak pieszczotliwie przemawiała do niego:
— Umrzes, Franuś? umrzes?... moze nie umrzes?... ej! umrzes... przydzie śmierć, weźmie cie — ej! weźmie cie...
Dziecko z jasnemi włoskami i błękitnemi oczkami, ładne jak kwiatek, leżało w kołysce i huśtało się samo; na słowa matki rumieniło się biedne i zasłaniało rączką, jak gdyby śmierć od siebie odpychało, którą matka prawie przyzywała.
Zapytałem kobietę, co dziecku jest; powiedziała, że ma gorączkę, że jest całe rozpalone, że nic jeść nie chce, że na nogach ustać nie może i ciągle śpi.
— A cóż mu radzicie?
— E! nic. Cóz mu będziemy radzić? Moze mu nic nie bedzie.
A po chwili:
— E! já sie boje, zeby jino nie kciáł umrzyć... moze on umrze...
Przywiązanie rodzinne słabe; nigdy prawie nie dochodzi do serdecznej miłości u chłopa. Matka zawsze czulsza dla dziatek, ojciec chłodny. Maleńkie to jeszcze popieści, ale gdy dorośnie, to tylko parobek lub dziewka dla niego. Gdy niemowlę lub drobne umrze, nie ma po niem żalu i płaczu; co najwięcej matka trochę poszlocha, zresztą pocieszy się zaraz, bo jej kumy przy kieliszku „rozperswadują:“
— Lepiej, że Pan Bóg małe wziął; miałby wziąć duże, kiedy już robić umie, to lepiej, że teraz wziął!
Taki argument zaraz przemówi do chłopskiego serca:
— Pewnie, że lepiej. Teraz to jeszcze po prostu kłopot z tem ino był, trzeba było żywić, okrywać, doglądać i mitrężyć... Dużego to szkoda, bo człowiek dość się nabiedzi, zanim to podchowa i przecie ma jaką taką „spórkę.“ Ha, no! podobało się Panu Bogu... Bóg dał, Bóg wziął!
Lecz niech umrze syn dorosły lub córka, ile to zmartwienia! ile narzekań i skarg! Wtedy pociecha nie następuje już tak prędko: twarda cięższa praca budzi zaraz wspomnienie zmarłego dziecka, silnego i zdatnego do roboty:
— Bieda teráz, nikt nie pomoze, cłowiek sám musi robić, na stare lata nima sie na kiem zeprzyć.
I zacznie nie stara jeszcze baba wspominać swego Jaśka, lub Kaśkę, aż się rozszlocha, a nie stary drapać się w głowę i żałować.
Doprawdy większe zmartwienie jest w chacie chłopskiej, gdy bydlę padnie, niż o śmierć dziecięcia. Chłop naprzód chłodno mierzy stratę pożytkiem materjalnym, a potem wedle wysokości tej straty żałuje i płacze.
Miłość jego, to tylko popęd płciowy. Kto zna chłopską definicję miłości, nazwie ją co najmniej realistyczną; idealista, usłyszawszy ją, splunie z obrzydzenia.
W pieśniach chłopskich mniej lub więcej realnie przedstawia się to „kochanie,“ choć milutka, czasem tęskna melodja usiłuje je trochę zidealizować. Częściej jednak śpiewka w zamaszystej nucie zbliża się w tym względzie do tej prostackiej definicji „kochania.“
Zaloty miłosne nie idą zawsze w parze z zalotami, zwróconemi do małżeństwa. Parobek zaleca się do dziewki, która mu się podoba, bez myśli ożenienia się; zaleca się do dziewki, do której nie czuje najmniejszego pociągu, żeby się z nią ożenić. Pierwsza ładna, zgrabna, ale ladaco, majątku nie ma, albo robić nie umie; dobrze się kochać, ale żenić nie można; druga wprawdzie brzydka, ale gospodarna, ale ma majątek. Chłop w ożenieniu nie kieruje się prawie nigdy sercem, przywiązaniem, tylko interesem. Przyszły byt materjalny ma zawsze na względzie. Bywają wprawdzie małżeństwa z czystego przywiązania: parobek pojmie ubogą dziewczynę za żonę, sam mając tylko dwie ręce do pracy; lecz takie małżeństwa traktuje chłop z pogardą, mówiąc:
— Pobrała sie bieda z biedą, bedzie jedna duzá bieda.
Dlatego jakby na ostrzeżenie śpiewają:

Ozeń sie, chodáku, bo ci trzeba baby,
bedzie ci zbirała po potoku zaby.
(Zawada pod N. Sączem).

Tak jak odebrawszy dziewczynie „wieniec,“ rzadko kiedy parobek szlachetnem kieruje się uczuciem powinności, by jej oddać serce za serce i z nią się ożenić; rzadko też kiedy przystąpi do ołtarza, nie wytargowawszy się dobrze o posag. Jest w stanie przed samym ślubem porzucić swe „kochanie“ i zerwać wszystko, gdy mu nie wypłacą przyobiecanych „stówek“ w posagu. Sceny takie są powszechne i codzienne.
Oto jeden fakt ze wsi Sosnowic pod Kalwarją Zebrzydowską (parafja Pobiedr powiat Wadowicki):
Kubowa Olczorcowa wydawała swą córkę „Jagnyskę.“ Pan młody, który poprzednio miał dziecko z „młoduchą“ (panną młodą), nie chciał się z nią żenić, póki mu „ojcowie“ (rodzice) nie dadzą „dwóch stówek“ (200 złr.). Później jednak, gdy widział, że biedni, spuścił na 150 złr. Odbyły się „opowiedzi“, oznaczono czas ślubu i wesela, przygotowano wszystko. Wedle przyjętego zwyczaju, udała się młoducha z druchnami i ludźmi weselnemi rano przed ślubem do domu pana młodego, zastała go jednak nieubranego i nieprzygotowanego do ślubu. Gdy go zapytano, dla czego się nie ustroił, rzucił z gniewem kapeluszem o łóżko i oświadczył, że nie pójdzie do ołtarza, dopóki mu nie złożą zaraz 100 złr. Młoducha w płacz, matka w płacz, wszyscy przybyli się zafrasowali. Dopiero gdy zaspokojono jego żądanie, poszedł do ślubu.
Stosunek matrymonjalny u chłopów nie gruntuje się na miłości, lecz na materjalnej, majątkowej podstawie; małżeństwo nie jest związkiem serc, lgnących do siebie, przynajmniej bardzo rzadko, lecz prostym kontraktem obustronnym, podobnie jak kupno i sprzedaż. Nikt się na wsi nie dziwi, że kawaler z majątkiem, szuka też żony z majątkiem; wtedy się dziwią, gdy się żeni z biedną, a gardzą już temi, co się z biedy pobierają.
Jako dobrą ilustrację tych stosunków, przytaczam tu spostrzeżenia, skreślone i mnie łaskawie nadesłane przez p. W. Dz., wychowaną na wsi i z zamiłowaniem badającą lud i jego zwyczaje:
„Chłop, mający kilka morgów gruntu, nie ożeni się z zupełnie ubogą dziewczyną, choćby mu się bardziej nad inne podobała. Jak wszędzie, tak i tu trafiają się wyjątki, ale bardzo rzadkie. Chłopi nie pojmują nawet, aby inaczej być mogło.
Przychodzi naprzykład parobczak do dziewczyny i mówi jej otwarcie:
— Wiész co, Kaśka! jabym ciebie wolał, jak tamtę, ale cóż kiej nimás majątku!
A jej ani przez myśl nie przejdzie dziwić się temu, gdyż, będąc na jego miejscu, tak samoby postąpiła; ją nie zaboli, że onby się żenił z gruntem, ją uważając za dodatek, za sprzęt domowy, za jedno więcej bydlątko do roboty. Co najwięcej, jeżeli się jej podobał, popłacze trochę i gdy się inny trafi, idzie za niego.
Rozmawiałam z jedną rówieśnicą moją, która się niedawno „wydała.“ Miała iść pierwej za pewnego starego wdowca.
— Nie lubiłam go straśnie — mówiła do mnie — chciałam jako odwlic te „poseliny.“ Matusia naglili, nie dało sie juz zwlic dłuzy — ta i przysed z wódką.
— I byłabyś poszła za niego? — pytam ją.
— A cóz było robić, panienko? od Wojtka zádny wiadomości; ludzie mu ganili mnie, ta i já se róźnie myślała; a tu przecie jes i gront i chałupa i dobytek. Dali na zapowiedzi, a mnie ciureckiem łzy się lały, zál mi było Wojtka; ale co robić? nima w chałupie cego siedzieć. Dwie zapowiedzi wysły; posłam do kościoła, był i on w kościele. Jakeśma wyśli, pedá mi: „I cóześ ty, Zosiu, zrobiła? nie pedáł já ci to, ze sie z tobą ozenię? ludzkich gádek nie słuchám, wiem, ześ dobrá do roboty i śwarná dziewucha.“ Kiej tak — myśle sobie — to dobrze, spád mi jak kamień z serca, pogádalimy se trocha, matusia odesłali tamtemu „stratne“ i posły zapowiedzi.
Takie serce mają dziewczęta wiejskie, zmysłowe, wrażliwsze tylko, niż mężczyźni. Kochanie ich takie same, jak mężczyzn; współczucie jednakie: tęsknota chyba większa. Po stracie „wianka“ żal krótki, po którym następuje zupełna obojętność. Dziewczyna utraciwszy „wianek,“ płacze i przeklina winowajcę:

A ty psie!
śmiejes sie..
Za mój to wiánecek,
Boze, zemścij sie!

lecz zaraz żal chowa i narzekać przestaje, bo współczucia nie dozna, a usłyszeć może:

Nierychło, nierychło wiánecka załować;
miałaś go na główce, mogłaś go sanować.

Zmysłowe jednak uczucia silnie poruszają sercem chłopskiem. Najsilniejszem, a codziennem jest pewna miłość zmysłowa, to „kochanie,“ które zrodziło niezliczoną ilość śpiewek, które odbiło się w nich w rozmaitych swych fazach i odcieniach, najwierniej i najnaturalniej. Poznać je jednakże lepiej z życia, bo tak jak całej natury chłopskiej, wszystkich uczuć chłopa nie objęły pieśni, tak niejednokrotnie fantazja w nich wypogodzić się je stara i mgłą idealizmu zasłonić.
Chłop, doznając zmysłowych uczuć, zmysłowych też używa środków w celu ich wzbudzenia. Po pijanemu „kocha“ silniej... Dla wzbudzenia miłości w drugiej osobie wynalazł też środki tajemnicze, ale zmysłowe. Najtwardsze serce potrafi taki środek poruszyć i do kochania skłonić. Oto jeden:
Chwyciwszy gacka, wsadzić do nowego garnka, nakryć takąż pokryją i zalepić gliną. W nocy zanieść do upatrzonego wprzód w lesie mrowiska, robiąc trzy kroki naprzód, dwa w tył. Po dziewięciu dniach przychodzi się o północy, rozkopuje się mrowisko, wydobywa i rozbija garnek, a znajduje się w nim w kształcie grabek szkielet biednego więźnia, zjedzonego przez mrówki. Szkielet ten, nosząc przy sobie, serce każdej dziewczyny się pozyska. (Żarówka).
Uczuciem szlachetnem, które porusza zawsze serce chłopskie, jest miłosierdzie dla biednych. Żebraka chłop nie pominie i czem może obdarzy, wiedząc, co jest bieda i czując nieszczęście.
Tęsknota budzi się czasem w sercu jego, ale jest ona prawdziwym błędnym ognikiem. Za „swoimi“ snadniej chłop tęsknić będzie, niż za rodzinną dziedziną, miejscowością. Gdy mu się dobrze powodzi, zapomina o wszystkiem; dla tego to albo do pierwszych chwil tęsknoty, albo do wyjątków odnieść należy śpiewkę:

A wszędzie mi, wszędzie świat wesoły będzie,
ale serce moje zawsze płakać będzie.
(Zawada pod N. Sączem).

Tego, co my nazywamy „sercem,“ a więc siedliska lepszych, szlachetniejszych, łagodnych uczuć u chłopa nie znajdzie. Ci, co wierzą w serce chłopa, niechaj wierzą tak jak w jego pokorę. Gdy chłop przyjdzie do miasta, to wzór pokory i grzeczności, kłania się jak najniżej; ale gadaj ty z nim na jego roli, czekaj, czy ci się tam pokłoni: umie on tam inaczej gadać; tam on pan; a strzeż się, by cię jeszcze kijem nie „przyodział.“

Lwów, w grudniu 1888.
Karol Mátyás.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.