<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmond Haraucourt
Tytuł Chanaan
Pochodzenie U poetów
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego w Warszawie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Miriam
Tytuł orygin. Chanaan
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Ils sont vécus, les jours où mes désirs nomades...



Chanaan.

Minęły dni, gdy żądz mych huf świetny, bogaty,
Przebiegał w młodym szale światy wszerz i wzdłuż,
Zatrzymując się w wieczór, by zbierać granaty
W głębi oaz, o których śnił od rannych zórz...

Ach! te słodkie owoce z rąk pieszczonych brane,
Spoczynki przypadkowe gdzieś na szczytach gór!
Te stoki, te wąwozy, za wzgórz skryte ścianę,
Owiany morszczyzn wonią urwisk brzeżnych mur!

Przeszły dni show zdobytych na zdobytych łonach,
Upojeń w cieniach lasów nadszedł nagle kres,
Skończyły się — śmiecił, piosnki o dowcipnych tonach,
Nucone przy rozstaniach bez żalów łez...

Błądząca karawana znalazła ojczyznę:
Eden pierwszych spoczynków i ostatnich dni,
Który, gdy zmrok się kładzie na kwietną płaszczyznę,
Echami niezliczonych pocałunków brzmi;

Dolinę ciepła, wonną, Armidy ustronie;
Pełny ekstaz, zachwytów, kwiecia, ptasząt kraj,
Gdzie w ciszy nocnej słychać, w mgieł białych oponie,
Świegot fal, kołyszących trzciny młodej gaj;


Ogród cudów wszelakich, czaru świata słowo;
Seraj zmiennych rozkoszy, kędy miłość wciąż
Przeplata kruczy całus pieszczotą znów płową —
I gdzie bez przerw ta kolej wije się jak wąż;

Krajobraz coraz nowy — biegunów, zwrotników,
Gdzie za skwarami łata idą śniegi zim;
Golf, gdzie duszę usypia, śród ciepłych wietrzyków-,
Fala — senną swą pieśnią, maszty — skrzypem swym;

Wonie pieprzów i lilij, malw słodkich i mięty;
Świeżość pieczar podziemnych i simumów żar;
Zwinność żmij, dumę równą z dzikiemi zwierzęty;
Wieczny — wciąż nowych niebios uśmiechnięty czar...

O Jedyna! Chanaan! Ziemio aromatów-!
Szedłem: zjawiłaś mi się w różaności zórz,
Od której twe kontury nabrały szkarłatów, —
Jak wyspa marmurowa, pod zachód, śród mórz.

I poznałem cię, jeszcze nie widząc cię, Żono,
Coś miała me marzenia pod swe jarzmo zgiąć,
Dać zmysłom czarę ekstaz jeszcze niespełnioną
I wyludnić me niebo, by sobie je wziąć!

Niech dni płyną! Nazawsze jam twój, twój poddany,
I zawsze widzę, lśniące ponad trosk mych gmach,
Twe oczy płomieniste, twych ust pąk różany,
Jak faros zapalony w oceanu mgłach!




EDMOND HARAUCOURT. CHANAAN.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmond Haraucourt i tłumacza: Zenon Przesmycki.