<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Choroby wieku
Podtytuł Studjum pathologiczne
Wydawca Piller i Gubrynowicz & Schmidt
Data wyd. 1874
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XLIII.

Odwróćmy oczy od tego smutnego obrazu, niestety barw tak powszednich i spłowiałych, że rychlejby mu prozaiczność jego niż przesadę zarzucić można. Jestże inaczej u nas, wśród tych których wychowuje świat po swojemu, od dzieciństwa przyzwyczajając nadewszystko do zbytku i wpajając im cześć dla cielca złotego? Możeli być inaczej w społeczeństwie dla którego wiara jest formą tylko szanowaną konwencjonalnie, nie mającą władzy żadnej nad obyczajami i wpływu na życie? Duch wygasać musi i serce ziębnąć pod wpływem tego materjalizmu, którym nas zachód zaraża, który szczepim sami jak zbawczy środek, przeciw starym chorobom naszym nie bacząc, że on z sobą daleko od nich niebezpieczniejsze przynosi.
Wszystko też u nas stygnie, codzień iskierka jakaś wygasa, i z popiołów przeszłości myślimy tylko jak wygotować potaże... Dobry byt będziemy mieli niestety, ale cóż po tem... nie zaspokoi on i nie da szczęścia nikomu, zrobi nas rozsądnymi, prozaicznymi ludźmi, ale obedrze z wszystkich piętn starych i świętych które codzień z oblicza naszego znikają... Jesteśmy jak chory, któremu unikając zapalenia, lekarz krew puścić kazał, a balwierz nieostrożny do kropli wytoczył... wkrótce zabraknie jej do życia, i trupem się stanie bezsilnym.
O! bo od nierządności starej do chorobliwej przemyślności i handlarstwa niemców, anglików i francuzów, szeroka przestrzeń, na której środku wcześnieby się nam zatrzymać wypadło, chcemy li być sobą... Uczmy się oszczędzać i patrzyć jutra, ulepszać i ład szczepić, ale nie pomiatajmy uczuciem, poezją, nie przerabiajmy kraju na kantor i fabrykę, bo wkrótce nam w nim na kościół i krzyż miejsca nie stanie. Nie chodzi ludom dla ich szczęścia o bogactwo, o dostatek, ale o wszczepienie żywo nauki Chrystusa, o miłość, o podniesienie duchem, i umocnienie w wierze i braterstwie.
Spójrzcie i jeszcze raz spójrzcie na szczęśliwe kraje, które już się cieszą owocem przemysłu i handlu. Znijdźcie w głąb ich społeczności, a ujrzycie, że tam ani katolicyzmu, ani protestantyzmu już nawet nie ma, ale jest chryzolatrja tylko, która wszelką pożera wiarę i gasi uczucie; że tam nie ma rodziny, ani węzłów świętych jedności jeszcze u nas skupiających społeczności, że wszystko zastępuje rachuba i duch uciekł z tego zimnego stowarzyszenia interesu i egoizmów. Uczmy się smutnem doświadczeniem cudzych boleści, co i nas czeka jeżeli pójdziemy tą drogą materjalizmu, wygodną, pozornie piękną i łatwą, za chorągwią mniemanego postępu... nie bądźmy ślepi, i nie sądźmy że potrafimy uniknąć skutków, ubiegając się za przyczyną.
W naszym kraju za dawnych poczciwszych czasów, na których ślepotę utyskiwać przywykliśmy, nigdy nie było tyle ruin co dziś, gdyśmy się stali przemyślni i zapobiegliwi, szlachcic nie tracił i nie wyprzedawał się do ogromnych będąc powołany ofiar położeniem swojem, owszem zbierał i bogacił się, a rzadko widzieć było zubożałe rodziny, i braterstwo nigdy im chleba pragnąć i mrzeć głodem nie dopuściło.... Ale też wówczas nie w pierwszym celu była majętność i dobre mienie, starano się wprzód o cnotę i ducha wielkiego, poświęcano ochotnie, poświęcano nie praktycznie, dzielono z braćmi i Bóg sypał ze spichrzów swoich. Czem nasz dzisiejszy lichy dostatek, przy tylu środkach do zdobycia go, obok tamtych bogactw o które się nikt nie starał?
W krótkiem życiu naszem już smutną widzieliśmy i widzimy różnicę starych czasów od dzisiejszej chwili, duch wygasł, serca ostygły, a szał zbogacenia ogarnął wszystkich. W największych klęskach i najgorętszych nadziejach jarmark wełniany, ceny zboża, wynalezienie żniwiarki odwracają umysły wszystkich i pociągają serca... Nie ma nic jeno kupcy a rataje! można wykrzyknąć z większą słusznością niż Kochanowski za swoich wołał czasów: Ludziom praktycznym dank i sława! oni przewodniczą, oni przodkują, oni wyrokują, a kto się ośliznął i upadł choćby męczennikiem, ten winien i głupi. Taki sąd powszechny, takie zamarznięcie obrzydliwe, jakim jest symptomem, sądźcie sami. Mamyż się cieszyć żeśmy lepiej uprawili rolę, gdy serca nasze takim stoją odłogiem, że na nich wkrótce żadne już poczciwe nie wejdzie ziarno? Mamyż się radować postępowi, który nam życie wydziera i przeistacza na małpy zachodu, zabijając żywotną przyszłość naszą, zasklepiając źródła z których wytrysnąć coś mogło? Mamyż podziwiać industrjalistów i gospodarzy, kupców i spółki, które na gruzach kościołów wznoszą cukrowarnie i fabryki machin? Jak chcecie, — ja z wami nie będę, może przez ślepotę i upor, może dla grzechu opieszałości, ale poprawny nasz świat wcale mi nie pachnie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.