Co mi tam, czyli poranek starego myśliwca
←V. Epilog | Co mi tam, czyli poranek starego myśliwca Poezye Józefa Bohdana Zaleskiego Józef Bohdan Zaleski |
Śpiewające jezioro→ |
CZYLI
Dawno ze snu myśl wybita,
To uroki! — Cóż u licha!
Czy téż kiedy tam zaswita?
Noc i noc — a ciemna cicha...
Świta, świta, pieją kury!
Świta, świta, rzedną chmury!
Dobra nasza! nie ma grudy,
Sniéżek prószy, przednie pole!
Można jakoś zabić nudy,
Choć ladaco mgła na dole.
Ho gajowy!
Czas na łowy,
W stań no, w stań no, pójdz tu sam!
Co mi tam!
Co tchu; na łeb, ruszaj stary!
Zabrać jeszcze strzelców kilku,
Zcicha trąbić na ogary,
Nie chcę kota, myśl o wilku;
Lecz ostrożnie, lecz pomału,
Bez hałasu, bez wystrzału,
Zajdź czahary, z boku, blisko,
A gdy staniem na wygonie
Trop — i heżha! na ścier nisko...
Hola, hola! siodłać konie!
Cóż tam goście,
Jegomoście!
Spią, czy nie spią — bah, bah, bam!
Co mi tam!
O dzień dobry! jakże zdrowie?
Jak się macie? czy się spało?
In gratiam was panowie,
Rozryweczkę zrobię małą;
Bo cóż w chacie tu wyśnicie?
Lepsza w polu myśl o świcie,
Żwawo, żwawo, zwiedźcie głowy!
Jazda przednia, niedaleka,
Cały przybór już gotowy,
Psy i konie — wszystko czeka...
A śniadanie,
Na co stanie,
Po myśliwsku, na pniu dam.
Co mi tam!
O bodajto młodość święta!
Człek był zawsze wesół, zdrowy,
Czy spał kiedy, nie pamięta
Ani smutku, bolu głowy
A bywało w polu z młodu,
Od północy, do zachodu,
Tak to, tak to! — Zle się dzieje!
Żal się Boże lepszych czasów,
Zwierza, ptastwa pełne knieje,
A jak wróbli, tak bekasów;
Gdzie nie strzelę,
To ucelę,
Co pomyślę zaraz mam!
Co mi tam!
Miałem strzelbę przyjaciółkę,
Pojedynka, zamek tylki,
A w pęd kota, w lot jaskółkę,
Fraszka, główkę zbić u szpilki,
Jak to było! jak to było,
Aż pomyślec słodko, miło,
Ha ha! ha ha! coto, coto!!
Inne czasy, inni ludzie!
Mówię prawdę szczerozłotą,
A słuchacie jak o cudzie.
Gdzie to z wami,
Gnuśnikami!
Darmo, darmo prawić wam,
Co mi tam!
Bo téż jakie wasze życie!
Jakie młodych dziś roskosze!
Co wy znacie! co widzicie!
Nasze łowy widzieć proszę
Bracławskiego Wojewody!...
To nie łowy, istne gody!
Co to beczek miodu, wina,
Jakto w lesie, noc-pokotem,
Jaka psiarnia! a drużyna...
Ale chłopcy potem, o tem,
Rży mój siwy!
Długogrzywy,
Spieszę, spieście — ja go znam.
Co mi tam!
Otóż w polu! cóż koniki!
Wszakże nie złe! — swego chowu:
Mój bułany trochę dziki,
Wielka szkoda! niema rowu,
Jak się stuli, a da śusa,
Aż gorąco, aż pokusa!
Mówią stara krew nie gore,
To nie prawda: — potę międzę
Nuże cwałem na przekorę
Jeśli wszystkich nie wyprzedzę.
Ależ moi,
Co siś roi!
Po co stary szaleć mam?
Co mi tam!
Och! gdy pojrzę tam po lesie,
Na te wzgórki, po nizinie,
Na złość pierś mi się podniesie,
Na złość oko łzą zapłynie!
Otóż macie!... Łza się kręci,
Co minęło, to w pamięci;
Przyjaciele, bracia, krewni,
Wszystkich widzę jak na dłoni,
Co raz sercu ciężéj, rzewniéj
Myśl za myślą w grobach goni...
Stańmy nieco,
Niech przelecą!
Już mi lepiéj — czuję sam.
Co mi tam!
Co się stało, nie odstanie,
Cóż? że liścia w czas opadną!
Smutek, płacz i narzekanie,
Jeno w dumie słyszeć snadno!
Mówcież, chcecie? wnet piosenka,
Chmielnickiegoż? Doroszeńka?
„Ciężko, ciężko ach przed nami,
„Pan Chmielnicki zawinil!
„Że ów pokój z Polakami,
„W Białéjcerkwi uczynił,“ [1]
Nie w takt plączę,
Lepiéj skończę,
Pan Chmielnicki! bardzoż dbam!
Co mi tam!
Lecz panowie, co się stało!
Gdzie to naszych dum połowa?
Zaporożskich dziś tak mało!
A miłosna ta lub owa,
O trzech zorzach, trzech krynicach,
Siedmiu wodach, stu dziewicach,
Rzekłbyś: — że te dumy z laty,
Przenuciwszy błogie chwile,
Przenuciwszy smutne straty,
Z ludzmi głuchną gdzieś w mogile;
Czasem tylko
Smutną chwilką,
Nuta na myśl przyjdzie nam,
Ale i to! co mi tam!
Jak widzicie rzęd topoli...
Niegdyś dwór tam stał na lewo,
W nim czcigodny żył Podstoli,
A miał córę czarnobrewą.
Przywitała jeno skromnie...
Słówko rzekła — i już po mnie.
Długie były zalecanki:
Z panną rzeczy szły niezgorzéj,
Ależ matka podstolanki,
Co raz bardziéj mi się dróży;
Droga bita,
A więc kwita,
I rzuciłem drogi kram,
Co mi tam!
Łatwe dzisiaj, łatwe żarty,
Łatwo mówić, jednakowo
Zapalony, małowarty
Ani rady z młodą głową.
W polu nudno, smutno wdomu,
A więc na świat pokryjomu,
I jak w dumce, gdzieś przez łany
Na Zaporóż, do Mazepy,
Pędzi Sokoł rozkochany,[2]
Pędzę, lecę — stepem w stepy
Za dziewczynę
Na ruinę,
Oślepiony lecę sam,
Co mi tam!
Był to jakiś czas rozruchów,
Więc że daléj do szabelki;
W oblężony w padłem Głuchów,
A w Głuchowie kłopot wielki,
Nie, że wrogów sto kroć więcéj,
Ale nie pić pięć miesięcy,
Bośmy wszystek miód wypili;
Kropli wina w mieście niéma
Do złéj wody aż poł mili
A tu głodno — idzie zima.
Tandem rada
Woła — zdrada!
I do miejskich hurmem bram,
Co mi tam!
Odtąd z biédy w biédę brnąłem,
Zahukany pośród tłumu,
Jeszcze z sercem niewesołém,
Darmo wołać do rozumu,
Jakby w nocy pragnąć słońca
Trzeba ciérpieć, czekać końca —
Ale patrzcie! co to zdala?
Sadzi śusy tam, tam nisko
W prawo, w lewo się przewala,
Wszak do kata! to wilczysko,
Co raz bliżéj,
Co raz chyżéj,
Prost do lisich tropi jam!
Co mi tam!
Nuż panowie prędzéj z koni!
Rozbiegnijmy się o staje...
Wszak to strzelcy? oni, oni!
Ja za jawor się zaczaję.
Czy słyszycie psów łajanie?
Jakie głosy, głosy Panie!
Gruby Graja, cieńszy Spiewki! —
Dobrze, dobrze w czas ucichło!...
Wsypać prochu do panewki —
Na cel — na cel — sza! za rychło —
Niech, niech biegnie
Trupém legnie,
Tysiąc stawie, wam za sto;
Palęż ho! — o to mi to!