V.

Epilog.

do przyjaciół


Święć się, święć się wieku młody,
Śnie na kwiatach, śnie mój złoty,
Ideale wiary, cnoty,
I miłości i swobody!

Święć się chwilo! gdy wcielona
Fantastycznych krain córa,
Czarodziejka lekko-pióra,
Sama zbiegła w me ramiona.

I igrała... tkliwa, rada,
Jak dziewica rozkochana,
Kiedy prawdę słów młodziana,
Z bijącego serca zbada.

W jak burzliwym, pełnym dzwięku,
Wtedy świat brzmiał Ideału!
I promiennym tchem zapału,
Wdzięk rozwijał się po wdzięku!

I jak tęskném, tajemniczém,
Promieniło czuciem oko,
Jak wzbijało się wysoko,
Za nieziemskiém gdzieś obliczem!


Miłość nawet, stróż ten święty,
Jakby anioł mój skrzydlaty,
Wskazywała wyższe światy,
Wyższe męskich dusz ponęty.

Prawda, ludzkość, serce tknęły,
I zapaśnik, w puste szranki,
Z tkliwych objęć méj kochanki,
Za świetnemi biegłem dzieły.

I promieniąc łzą źrenice,
Przysięgałem dumną duszą:
Że mię pojmą, pojąć muszą,
Ludzie, światła spółdziedzice!

A Zoryny smutne oczy
Nad mém dumném tkwiły czołem;
Uściśniony, uścisnąłem,
I słyszałem głos proroczy:

„Idziesz na świat, Bóg wié poco!
Czego pragniesz, nie pozyskasz,
Tę utracisz co dziś ściskasz,
Smutki młodość zakłopocą.“

I jak zorza lśni na wodzie,
Jak maluje świt niebiosa,
Łza czyściejsza niżli rosa,
Zajaśniała na jagodzie.


Lecz zaciekły, niewstrzymany,
Pożegnałem brzég dnieprowy,
I porohy, i ostrowy,
Pieśni moich kraj kochany!

Ach!.. burzliwy i namiętny,
Przed kochanki przepowiednią!...
Gdybym dziś, tak stanął przed nią,
Zimny, smutny, obojętny...
 
Zawołała by boleśnie,
Odwracając wzrok anioła,
Od zwiędłego w smutku czoła,
Tak ponura, tak zawcześnie!

„Gdzież są świetne twoje mary?
Cele twoje? Tegóż wieńca
Łzy pragnęły zapaleńca,
Łzy, płomienie, i ofiary?“

Bo zdradzieckoż, cud po cudzie,
W pół wędrówki mię odbiegły!
I świat piękny, świat rozległy,
W sennéj rozwiał się ułudzie.

W proch budowa padła śmiała,
O miłości serce nie śni,
A Zoryny, czarów, pieśni,
Pamięć tylko mi została.


Pamięć, jak przeszłości echo,
Na pustyni dziś do koła,
Woła do mnie... darmo woła!
Żegnaj, żegnaj już pociecho!
 
Ach, ach! cóż to jest młodzieniec?
Istność senna, wietrzna, płocha,
Jutro rzuci, co dziś kocha,
Dzikich marzeń potępieniec.

Snuje siéć swą dumny, śmiały,
Wiatry wioną i rozdmuchną;
Snuje znowu siéć cieniuchną,
By ją znowu wiatry zwiały.

Rzeczywistość precz odpycha,
Dla urojeń zrywa związki,
I jak listek od gałązki,
Leci, buja i usycha.

Oszukuje brzmiąca sława!
Już, już bliskie nikną cele...
Otóż, drodzy przyjaciele,
Dzieje wasze i łi[1] sława.

Jednak cały szczęścia wątek,
Składa jakaś cudów chwilka,
Jakiś obraz, uczuć kilka,
Kilka z młodszych lat pamiątek.










  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – li.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bohdan Zaleski.