Cudowny ogród
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Cudowny ogród |
Pochodzenie | Dekameron |
Wydawca | Bibljoteka Arcydzieł Literatury |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Współczesna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Wszyscy wysławiali dość długo szlachetność pana Gentilego. Poczem król wezwał zkolei Emilję, która, jakby tylko na ten znak czekając, w te słowa zaczęła:
— Nikt zaiste, drogie przyjaciółki, zaprzeczyć nie może, że pan Gentile prawdziwie wspaniałomyślnie postąpił. Gdyby ktoś jednak twierdził, że przewyższyć go pod względem szlachetności niepodobna, możeby nie trudno było go przekonać, że się myli.
Friuli leży w stronie chłodnej, tem nie mniej piękne góry, liczne rzeki i przezrocze źródła wiele uroku i piękności krajowi temu przydają. W Friuli znajduje się miasto Udine, w którem żyła niegdyś piękna i szlachetna dama, madonna Dianora, będąca żoną statecznego i dwornego człeka, nazwiskiem Gilberto. Wysokie zalety tej damy zjednały jej gorącą miłość szlachetnego i dostojnego barona, pana Ansaldo z Grado, męża wysokiego rodu, słynącego szeroko z męstwa i szlachetności obyczajów. Pan Ansaldo czynił wszystko, co w jego mocy leżało, aby wzajemność swej ukochanej pozyskać, zabiegał koło niej, ciągłe poselstwa do niej wyprawiał, aliści wszystkie te wysiłki próżne były. Madonna Dianora pojęła, że Ansaldo, na wszystko się ważący, mimo jej ciągłych odmów, nie przestanie jej nigdy nagabywać prośbami swemi. Chcąc się od natrętnika uwolnić, postanowiła obrócić się doń z jakiemś osobliwem i niemożliwem do wypełnienia żądaniem. Dlatego też pewnego dnia rzekła do białogłowy, przysłanej do niej przez barona:
— Zapewniałaś mnie tylokrotnie, dobra niewiasto, że pan Ansoldo miłuje mnie nadewszystko, a takoż ofiarowywałaś mi w jego imieniu bezcenne podarunki. Dary te niechaj zatrzyma dla siebie, dla nich bowiem ani go nie pokocham, ani powolną mu nie będę. Gdybym była upewniona, że mnie w samej rzeczy tak miłuje, jak o tem powiadasz, kto wie, może byłabym gotowa wzajemnością mu za afekt zapłacić i pragnienia jego spełnić. Niechaj mnie zatem o miłości swej przekona, czyniąc zadość życzeniu memu.
— Jakież to życzenie, madonno? — spytała posłanka — powiedzcie, co pan Ansaldo ma dla was uczynić?
— Mała to rzecz, ot, nic prawie — odparła Dianora. — Pragnę, aby w ciągu stycznia w pobliżu Udine powstał ogród, pełen zielonej trawy, ziół świeżych i drzew kwitnących, mówiąc węzłowacie, ogród taki, jaki zwykliśmy w maju oglądać. Jeśli pan Ansaldo takiego sadu stworzyć nie potrafi, niechaj nie waży się ciebie, ani kogokolwiek innego do mnie przysyłać, gdy mnie bowiem nadal nagabywać będzie, poskarżę się na niego memu mężowi i krewniakom, wobec których dotąd ścisłą tajemnicę zachowywałam.
Rycerz, dowiedziawszy się o żądaniu damy, pojął, że Dianora zapragnęła ucieszyć się w styczniu widokiem majowego ogrodu tylko dlatego, aby się od jego miłosnych prześladowań uwolnić. Chocia żądanie damy prawie niemożebnem do wykonania mu się wydało, postanowił przecie spróbować, czy mu się zadania wypełnić nie uda. W tym celu rozesłał po wszystkich krajach posłańców, aby odnaleźli kogoś, ktoby mu w tej okoliczności radą i pomocą mógł służyć. Wreszcie znalazł się człek, który za dobrą zapłatą obiecywał sztuką czarodziejską dziw taki wywołać. Rycerz zgodził się zapłacić mu wysoką sumę, poczem, pełen otuchy, jął czekać z niecierpliwością na czas oznaczony. Wkrótce nastąpiła zima. Ziemia pokryła się śniegiem i lodem. W ostatnią noc grudnia czarodziej, przy pomocy sztuki swojej stworzył na łące obok miasta jeden z najpiękniejszych ogrodów, jakie kiedykolwiek na świecie widziano, pełen ziół i drzew, okrytych zarówno kwiatami majowemi, jak i jesiennemi owocami. Pan Ansaldo, pełen uniesienia, kazał pozrywać najpiękniejsze kwiaty i soczyste owoce i posłał je tajemnie madonnie Dianorze, prosząc ją, aby zechciała zachwycić swe oczy widokiem tego ogrodu, który miał się stać dowodem i miarą jego afektów dla niej. Zarazem Ansaldo przypomniał Dianorze o danem mu przyrzeczeniu.
Dama, ujrzawszy kwiaty i owoce i wiele nowinek o cudownym ogrodzie usłyszawszy, jęła gorzko żałować danej Ansaldo obietnicy. Mimo to jednak, zdjęta ciekawością, wybrała się w towarzystwie wielu dam z miasta na obejrzenie tej wielkiej osobliwości. Przejęta szczerym podziwem, wróciła potem do domu z głębokim smutkiem na dnie serca; nękała ją bowiem myśl o niebacznie danem przyrzeczeniu. Smutek jej i zgryzota z dnia na dzień rosły, tak iż mąż zwrócił wreszcie uwagę na stan żony. Szlachetna dama milczała długo, wstydząc się przyznać do tego, co zaszło, wreszcie jednak nie wytrzymała i opowiedziała o wszystkiem.
Gilberto z początku gniewem się zapalił, potem jednak przekonawszy się, że zamysły jego żony szlachetne były, powściągnął swój gniew i rzekł:
— Dianoro, stateczna i cnotliwa białogłowa nie powinna przyjmować poselstw miłosnych i w tajne układy z kimś się wdawać. Słowa, wchodząc przez uszy, do serca się dostają przeto daleko większą moc mają, niż wielu ludzi sądzi, dla tego zasię, kto kocha, niepodobieństwa żadnego ani niemożliwości na świecie nie masz. Źleś postąpiła tedy, Dianoro, dając posłuch słowom miłości i podobną umowę zawierając. Ponieważ jednak uznaję czystość twoich intencyj i chcę cię od więzów obietnicy oswobodzić, pozwolę ci tedy uczynić to, na coby nikt inny zapewne nie pozwolił. Muszę ci wyznać takoż, że obawiam się czarnoksiężnika. Gdybyś pana Ansaldo zwiodła, ani chybi mógłby on przy pomocy czarodziejskich praktyk krzywdę i szkodę nam wyrządzić. Idź zatem do Ansalda, postaraj się, aby cię od obietnicy uwolnił, a jeśli te wysiłki na niczem spełzną, oddaj mu się ciałem, ale nie duszą.
Dama, usłyszawszy te słowa, rozpłakała się i rzekła:
— Nie chcę od ciebie tej łaski!
Gilberto jednak nie dał się zachwiać w raz powziętem postanowieniu.
Nazajutrz rankiem udała się tedy Dianora, w skromne szaty przybrana, w towarzystwie dwóch sług i pokojowej do domu pana Ansalda. Rycerz, usłyszawszy o przybyciu damy, zadziwił się wielce, kazał przywołać do siebie czarnoksiężnika i rzekł:
— Pójdź i zobacz, jaki skarb sztuce twojej zawdzięczam.
Poczem pospieszył na spotkanie damy, przyjął ją z godnością i z oznakami wielkiej czci, nie dając poznaki po sobie, że go grzeszne żądze palą. Po chwili wprowadził Dianorę do wspaniałej komnaty, w której żywy ogień płonął. Gdy na karłach zasiedli, pan Ansaldo rzekł:
— Madonno, jeśli tak wytrwała miłość, jak ta, którą dla was żywię, na jakąś nagrodę zasługuje, to zechciejcie mi powiedzieć, co was do mnie o tej porze i w tem towarzystwie sprowadza?
Dama, srogim wstydem zdjęta, odparła ze łzami w oczach:
— Ani miłość moja do was, ani dane wam przeze mnie słowo tutaj mnie nie przywiodły. Stawiłam się w waszym domu, spełniając rozkaz małżonka mego, który mając większy wzgląd na waszą grzeszną miłość, niźli na cześć moją, pójść mi tutaj polecił. Zadosyć jego woli czyniąc, gotowam jest pragnienie wasze wypełnić.
Jeśli przybycie damy zadziwiło pana Ansaldo, to słowa jej jeszcze większym podziwem go przejęły, tak iż żądze jego ustąpiły miejsca uwielbieniu dla wspaniałomyślności Gilberta. Wzruszany, odparł w te słowa:
— Jeżeli tak jest, madonno, jak powiadacie, to niech Bóg broni, abym się miał stać krzywdzicielem człowieka, który tyle współczucia dla miłości mojej okazał. Pozostańcie, pani, w domu moim tak długo, jak chcecie; będę się obchodził z wami, jak z najdroższą siostrą. Gdy będziecie pragnęli odejść, nikt wam na wstręcie nie stanie. Pamiętajcie jeno złożyć stosowne dzięki małżonkowi swemu za tyle szlachetności, dzisiaj względem mnie okazanej, i zechciejcie uważać mnie odtąd za swego brata i sługę.
Dama, usłyszawszy te słowa, zawołała z radością:
— Spodziewałam się, znając szlachetność waszą, że ze mną właśnie tak, a nie inaczej postąpicie. Bądźcie upewnieni, że wdzięczność dla was wiecznie w sercu zachowam.
Poczem Dianora pożegnała się i, ze czcią przez rycerza odprowadzona, powróciła do domu swego małżonka, któremu opowiedziała o wszystkiem, co zaszło. Odtąd wierna i ścisła przyjaźń połączyła Gilberta z panem Ansoldo.
Czarnoksiężnik, przekonawszy się o wielkoduszności obu rycerzy, rzekł do pana Ansaldo, gdy ten umówioną sumę wypłacić mu pragnął:
— Strzeż mnie, Boże, abym, obaczywszy, jak Gilberto czcią swoją, a wy miłością szczodrze szafujecie, chciał niższym od was się okazać. Pieniądze, które mi przyrzekliście, znajdują się w dobrych rękach, dlatego też niechaj w nich dalej pozostaną.
Rycerz próbował skłonić czarnoksiężnika do przyjęcia należnej mu sumy w całości lub w części przynajmniej, nie udało mu się to jednak. W trzy dni potem czarodziej zniszczył cudowny ogród i odjechał, serdecznie przez pana Ansalda pożegnany. Pan Ansaldo, wygnawszy z serca nieczystą miłość dla damy, uczciwą przyjaźń dla niej przez całe życie zachował.