Wspaniałomyślność miłośnika

<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Wspaniałomyślność miłośnika
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ IV
Wspaniałomyślność miłośnika
Gentile Carisendi, wróciwszy z Modeny, wyjmuje z grobowca ukochaną białogłowę, którą, jako zmarłą, w nim pochowano. Dama, do życia powrócona, wydaje na świat synka. Gentile oddaje umiłowaną i jej dziecię jej mężowi, Niccoluccio di Caccianimico.

Głębokim podziwem przejęło wszystkich to szczodrobliwe szafowanie krwią własną. Jednogłośnie uznano, iż Natan przewyższył wspaniałomyślnością opata z Clugny i króla hiszpańskiego. Poczem, gdy już materję opowieści omówiono szczegółowie, król wezwał Laurettę, a ta zaczęła w te słowa:
— Młode przyjaciółki! Wierę, szlachetne i piękne są rzeczy, o których dotychczas słyszeliśmy i zdaje mi się, że nic już nam prawie w tej materji do opowiedzenia nie pozostało. Powinniśmy się zatem zwrócić do opowieści o trafunkach miłosnych, tak bogatą zawsze materję przedstawiających. Sam wiek nasz młody ku temu nas nęci i pociąga. Nie dziwcie się zatem, że chcę wam opowiedzieć o wspaniałomyślności pewnego kochanka. Mniemam, że rozważywszy jego postępek, wielce szlachetnym go znajdziecie, zwłaszcza, że dla owładnięcia przedmiotem miłości, człek jest gotów życie swoje na niebezpieczeństwa wystawiać, gardzić bogactwami, zemsty niechać i honor swój nawet na osławę przywodzić.
W Bolonji, znakomitem mieście lombardzkiem, żył niegdyś młody rycerz, wyróżniający się zarówno cnotą, jak i szlachetnością krwi swojej, Gentile Carisendi zwany. Zakochał się on w pewnej dostojnej damie, nazwiskiem Madonna Catalina, żonie niejakiego Niccoluccio Caccianimico. Nie mogąc jednak jej wzajemności pozyskać, odjechał, pełen rozpaczy, do Modeny, gdzie go podestą mianowano.
Wkrótce po jego odjeździe, gdy Niccoluccia także w Bolonji nie było, żona jego, spodziewająca się właśnie potomka, przebywała w jednej ze swoich posiadłości wiejskich, o trzy mile od miasta oddalonej. Pewnego dnia zachorowała nagle i to tak gwałtownie, iż wkrótce życie w niej wygasło i doktorzy za zmarłą ją uznali. Ponieważ zaś, wedle obliczenia krewnych, dziecię, które w swem żywocie nosiła, nie prędko jeszcze na świat przyjść miało, złożono ją tedy wśród oznak powszechnego żalu w grobowcu, w pobliskim kościele się znajdującym.
Pan Gentile dowiedział się o tem wszystkiem od jednego ze swoich przyjaciół. Mimo, iż zmarła zbyt łaskawą dlań nie była, odczuł wielki ból z powodu jej zgonu i rzekł:
— Nie ma cię już wśród żywych, madonno Catalino! Dopókiś żyła ani jednego przychylnego spojrzenia od ciebie uzyskać nie mogłem. Teraz jednakoż, gdy już oporu stawiać nie możesz, pójdę i będę się starał złożyć choć kilka pocałunków na twojem czole. Poczem wydał rozkaz, aby o jego odjeździe zamilczono i, wsiadłszy nocą na koń, w towarzystwie jednego zaufanego sługi, dotarł wreszcie, jadąc bez popasu, do miejsca, gdzie spoczywały śmiertelne szczątki damy. Po przybyciu otworzył grobowiec, wszedł doń ostrożnie, położył się obok zmarłej, zbliżył twarz swoją do jej oblicza i obsypał je pocałunkami, rzewliwe łzy wylewając. Ponieważ jednak ludzie zakochani w pragnieniach swoich na byle czem nie zwykli są poprzestawać, tedy i pan Gentile, mając się już ku odejściu, pomyślał sobie:
— A dlaczegóżbym, skoro już tu jestem, nie miał dotknąć się jej piersi? Wszak stanie się to poraz pierwszy i ostatni w życiu.
Ulegając temu pragnieniu, wyciągnął rękę i położył ją na piersiach zmarłej. Po chwili zdało mu się, że czuje lekkie bicie jej serca. Z początku wielce się zatrwożył, opamiętawszy się jednak i wytężywszy całą uwagę, stwierdzał, że dama nie umarła i że życie jeszcze się w jej piersi kołacze. Podniósł tedy umarłą z największą ostrożnością. Wydobył ją przy pomocy sługi swego z grobowca, wziął przed siebie na koń i, przez nikogo nie dostrzeżony, dowiózł ją do domu swego w Bolonji.
Matka jego, roztropna i szlachetna białogłowa, dowiedziawszy się szczegółowie od syna o całym przebiegu sprawy, szczerem współczuciem zdjęta, kazała przygotować gorącą kąpiel, poczem różnemi zabiegami rzekomo zmarłą do życia powróciła. Młoda białogłowa zawołała, westchnąwszy głęboko:
— O Boże, gdzie jestem?
Zacna dama odrzekła jej:
— Bądź dobrej myśli. Jesteś w bezpiecznem miejscu.
Gdy pani Catalina przyszła już całkiem do siebie, obejrzała się dokoła, a ujrzawszy pana Gentile, stojącego w pobliżu, błagać poczęła matkę jego o wyjaśnienie, jakim sposobem tu się dostała. Wówczas pan Gentile opowiedział jej o całem zdarzeniu. Madonna Catalina z początku wielce się rozgniewała, potem jednak podziękowała mu gorąco za to, co dla niej uczynił i poczęła go zaklinać na miłość, jaką dla niej żywi, aby, goszcząc ją w swym domu, nie uczynił jej nic takiego, coby ją na poczciwości drasnąć mogło i aby, gdy tylko dzień się uczyni, odprowadził ją do jej domu.
— Madonno — odrzekł na to pan Gentile — jakiekolwiek były kiedyś pragnienia moje względem ciebie, obecnie, gdy Bóg był tyle łaskaw dla mnie, iż przez wzgląd na miłość, jaką dla ciebie żywiłem, pozwolił mi od śmierci cię uratować, postanowiłem, tak teraz jak i nadal, tu i na każdem innem miejscu obchodzić się z tobą, jak z najdroższą siostrą. Jednakoż przysługa, jaką tej nocy ci wyświadczyłem, zasługuje chyba na pewną nagrodę, dlatego też proszę cię, abyś nie odmawiała mi łaski, której od ciebie chcę zażądać.
Na te słowa dama odrzekła dobrotliwie, że gotowa jest uczynić dla niego wszystko, co tylko w jej mocy będzie leżało i co ze statecznością jej się zgodzi.
— Madonno — ciągnął dalej pan Gentile — wszyscy krewni twoi, jakoteż cała Bolonja mają cię już za umarłą; nikt w twoim domu nie spodziewa się ujrzeć ciebie przy życiu. Nie będzie to więc z krzywdą niczyją, jeśli pozostaniesz tu łaskawie przy matce mojej, dopóki nie powrócę z Modeny, co wkrótce nastąpi. Oto łaska, o którą proszę, ponieważ mam zamiar w obliczu najdostojniejszych obywateli tego miasta oddać was małżonkowi waszemu, jako uroczysty i wspaniały dar.
Dama, czując wagę swoich zobowiązań względem rycerza i nie widząc, aby w tej prośbie coś niecnotliwego kryć się mogło, mimo pragnienia szybkiego ucieszenia krewnych pojawieniem się swojem, przystała na życzenie pana Gentile i słowem się związała. Zaledwie jednak ostatnich słów domówiła, poczuła, że czas rozwiązania nastał i w kilka chwil potem pięknego synka na świat wydała.
Okoliczność ta podwoiła jeszcze radość tak jej, jak i rycerza, który, wydawszy polecenia, aby damie nie zbrakło na staraniach, stosownych jej stanowi i aby jej służono, jak jego własnej żonie, pospiesznie do Modeny odjechał.
Załatwiwszy w mieście sprawy swoje, jął się do powrotu gotować. Nadzień przedtem wysłał polecenie do domu, aby w dniu jego powrotu wydano wielką i wspaniałą ucztę, prosząc na nią najdostojniejszych obywateli bolońskich, a przedewszystkiem Niccoluccia Caccianimico. Po przybyciu do domu, zsiadł z rumaka i powitał damę, którą znalazł piękniejszą niż kiedykolwiek. Tak ona, jak i jej synek doskonałem się cieszyli zdrowiem. Poczem udał się do swoich gości i z radosnym wyrazem oblicza zaprosił ich, aby do stołu zasiedli. Zaczęła się uczta, z licznych i wybornych potraw złożona. Gdy wieczerza już ku końcowi się miała, pan Gentile, który się pierwej szczegółowie z damą porozumiał, w te słowa do swoich gości przemówił:
— Przypominam sobie, że słyszałem kiedyś, iż w Persji istnieje wielce chwalebny obyczaj. Zasadza się on na tem, że każdy, kto pragnie najwyższą cześć swemu przyjacielowi okazać, zaprasza go do domu swego i pokazuje, co w nim ma najdroższego: żonę, kochankę lub córkę, zaręczając jednocześnie, że, gdyby mógł, serce swoje również muby pokazał. Ten obyczaj pragnę i ja tutaj w Bolonji naśladować. Zaszczyciliście łaskawie mój dom, a ja, chcąc się wam odwdzięczyć, pokażę wam, zgodnie z perskim obyczajem, co mam najdroższego na świecie. Pierwej jednak proszę was, abyście mi rozwiązali pewną wątpliwość, którą wam zaraz wyłuszczę. Otóż załóżmy, że istnieje człek, posiadający wiernego sługę, który zapada nagle na ciężką chorobę. Ów człek, nie czekając nawet, aż wierny sługa jego żywot zakończy, rozkazuje wynieść go na środek ulicy i całkiem już o niego troszczyć się przestaje. Wtem nadchodzi człek obcy i, współczuciem dla chorego zdjęty, zabiera go do swego domu, gdzie usilnych starań i kosztów nie litując, do zdrowia go przywraca. Chciałbym tedy wiedzieć, czy dawniejszy pan tego sługi miałby słuszne prawo żalenia się albo wyrzekania na obcego człeka, gdyby ten sługę przy sobie zatrzymał, z usług jego korzystał i na wezwanie oddać go nie chciał.
Dostojni goście poczęli szeroko tę sprawę omawiać, aż wreszcie zgodziwszy się na jedno, poprosili Niccoluccia Ceccianimica, który za miodopłynnego mówcę w Bolonji uchodził, o odpowiedź. Niccoluccio, pochwaliwszy naprzód obyczaj perski, oświadczył, iż w tej materji sądzi, wraz z wszystkimi pozostałymi, że dawniejszy pan nie ma żadnego prawa do owego sługi, dla tej racji, że go w tak ciężkiej opresji nie tylko opuścił, ale nawet wyrzucić go od siebie kazał i że sługa, obsypany dobrodziejstwami przez owego obcego człeka, słusznie staje się jego własnością, przez co jego dawniejszemu panu żadna ujma ani krzywda się nie dzieje. Wszyscy zgromadzeni przy stole (wśród których wielu rozumnych ludzi się znajdowało) oświadczyli, że są tego samego co Niccoluccio zdania. Pan Gentile, ukontentowany wielce zarówno z responsu jak i z tego, że go z ust Niccoluccia otrzymał, odrzekł, że i on myślał tak samo i temi słowy mowę swoją zakończył:
— Nadszedł czas, abym was uczcił zgodnie z uczynioną obietnicą.
I, przywoławszy dwóch służących, posłał ich do damy, z prośbą, aby raczyła się zjawić i obecnością swoją ucztę uświetniła. Po chwili dama, bogato przybrana, weszła do sali, niosąc na ręku pięknego synka swego i, zgodnie z wskazówką pana Gentilego, obok jednego z dostojnych gości zasiadła. Pan Gentile, wskazując na nią, rzekł:
— Oto mój skarb, który zawsze za najdroższy w świecie uważać będę. Przyjrzyjcie się, a upewnicie się łatwie, że mam słuszność. Szlachetni panowie poczęli się przesadzać w oznakach czci i pochwałach dla pięknej damy i zapewniali rycerza, iż podobnego skarbu nigdy nadto ocenić nie można. Gdy się zaś bliżej pozorowi jej przyjrzeli, z wielkiem zdziwieniem odkryli w niej podobieństwo do znanej im osoby i to tak dalece, że przysięgliby, iż to ona sama, gdyby nie to, że najmocniej o jej śmierci przekonani byli. Niccoluccio wpatrywał się w nią najbaczniej, pałając żądzą dowiedzenia się, kto ona zacz. Nie był już zdolny dłużej się pohamować i dlatego też, gdy Gentile nieco się oddalił, zapytał damy, czy jest mieszkanką Bolonji. Usłyszawszy głos swego męża, dama o mały włos się nie zdradziła, pohamowała się jednakoż w ostatniej chwili i milczała, dochowując danej rycerzowi obietnicy. Po chwili inny z gości zwrócił się do niej z zapytaniem, czy chłopiętko, które na rękach trzyma, do niej należy, a wkrótce potem trzeci zapytał, zali jest żoną Gentilego, czy też krewną jego tylko. Na wszystkie te pytania nikt odpowiedzi nie otrzymał. Gdy pan Gentile pojawił się znów na sali, jeden z gości rzekł do niego:
— Zaiste, piękna jest ta białogłowa, ale niemą się nam być wydaje. Czyżby tak w samej rzeczy było?
— Jej milczenie, które tak ściśle dotychczas zachowuje — odrzekł Gentile — jest jeno jej cnoty dowodem.
— Powiedzcie nam tedy kim ona jest? — zapytał jeden z gości.
— Chętnie to uczynię — odparł rycerz — jeśli mi tylko przyrzekniecie, że nikt z was nie ruszy się z miejsca, póki opowiadania swego nie skończę.
Gdy przyrzeczenie dane zostało i gdy stoły usunięto, Gentile usiadł obok Cataliny i rzekł w te słowa:
— Dama ta jest owym wiernym i dobrym sługą, o którym wam przed chwilą opowiadałem. Krewniacy wyrzucili ją na ulicę, ja zasię zabrałem ją do swego domu i do życia ją przywróciłem. Bóg ulitował się nademną i odstraszającego trupa przemienił w piękną istotę, którą tu teraz przed sobą widzicie. Abyście jednak lepiej pojąć mogli, jak się to wszystko stało, pokrótce rzecz całą wam opowiem.
Tu Gentile, poczynając od miłości swojej dla damy, opowiedział szczegółowie o wszystkiem, co się dotychczas zdarzyło i w końcu dodał:
— Jeżeliście zdania swego, pospołu z Niccolucciem, w tak krótkim czasie nie zmienili, to dama ta winna z prawa należeć do mnie i nikt żadnych do niej roszczeń żywić nie może.
Nikt ani słowa nie odparł i wszyscy czekali, co pan Gentile dalej powie. Niccoluccio, żona jego i przytomni płakali rzewliwie. Pan Gentile podniósł się wreszcie, pochwycił chłopczyka w ramiona, ujął damę za rękę i, zbliżywszy się do Niccoluccia, rzekł:
— Powstań przyjacielu! Nie żonę twoją ci oddaję, którą jej krewniacy z domu wyrzucili, ale daruję ci tę damę, kumę moją, wraz z jej maleńkiem dzieciątkiem. Synek ten niewątpliwie ma w żyłach krew twoją. Nadałem mu przy chrzcie imię Gentile. Proszę cię, nie szacuj ich przez to lżej, iż w moim domu przeszło trzy miesiące przebyli, klnę się bowiem na Boga (który, być może, natchnął mnie miłością do niej dlatego, aby ta miłość narzędziem jej ocalenia się stała), klnę się, powtarzam, na Boga, iż dama ta nigdy przy ojcu swoim, przy matce, ani przy tobie uczciwiej nie żyła, jak przez ten czas przy matce i mojej w tym domu.
Poczem, zwracając się do damy, rzekł:
— Madonno, uwalniam cię teraz od danej mi obietnicy i oddaję cię wolną w ręce Niccoluccia.
I rzuciwszy damę wraz z dziecięciem w ramiona uszczęśliwionego męża i ojca, na swoje miejsce powrócił.
Niccoluccio przyjął z uniesieniem żonę swoją i syna. Radość jego tem większa była, że ich przecież nigdy już ujrzeć się nie spodziewał. Brakło mu słów do wyrażenia podzięki Gentilemu. Całe towarzystwo, wzruszone do łez, wynosiło pod niebiosa szlachetność rycerza. Po kilku dniach dama powróciła do swego domu, gdzie ją z niewymowną radością przyjęto. Przez długi czas jeszcze uważano ją za zmartwychwstałą, tak iż dla całej Bolonji przedmiotem podziwu była. Pan Gentile żył długo w ścisłej przyjaźni z Niccolucciem, z jego krewniakami i z krewnymi swojej żony.

Cóż powiecie teraz na to, szlachetne przyjaciółki moje? Zaliż mniemacie, że króla, darowującego berło i koronę, opata, który złoczyńcę z papieżem godzi, lub wreszcie starca, nadstawiającego szyję pod nóż wroga, można porównać z panem Gentile, jeżeli o szlachetność i wspaniałomyślność chodzi? Młody kochanek, aczkolwiek czuł, że ma pełne prawo do białogłowy, którą inni porzucili, nie tylko w uczciwy sposób namiętność swoją pohamował, ale mając już w rękach to, czego od tylu lat daremnie pragnął, odrzekł się od swego szczęścia i ukochaną kobietę innemu oddał.
Wierę, rycerz Gentile wielkodusznością swoją zaćmił wielkoduszność tych wszystkich, o których dotychczas słyszeliśmy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.