<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Mitrydat i Natan
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ III
Mitrydat i Natan
Mitrydat zazdrości Natanowi sławy i pragnie go życia pozbawić. Nie znając Natana z wyglądu, zwierza mu się z zamysłu swego. Otrzymawszy od Natana wskazówkę, Mitrydat spotyka go w lesie, aliści poznawszy w nim człeka, z którym uprzednio był rozmawiał, odstępuje ze wstydem od zamysłu swego i przyjacielem Natana zostaje.

Postępek opata wszyscy jednogłośnie cudem nazwali, poczem król rozkazał Filostratowi, aby dalej opowiadał. Filostrat zaczął w te słowa:
— Szlachetne damy! Wielka była szczodrość króla Hiszpanji, aliści uczynek opata z Clugny wprost niewiarogodnym nazwać można. Jednakoż nie mniej dziwnym wyda się wam postępek pewnego człeka, który był gotów oddać swoje życie drugiemu, łaknącemu krwi jego. Ani chybi byłby swój zamysł wypełnił, gdyby tamten od swego okrutnego pragnienia nie odstąpił.

Jeśli mamy dać wiarę Genueńczykowi i innym podróżnikom, którzy do wschodnich krain jeżdżą, to żył tam ongiś wielki bogacz, z szlacheckiego rodu idący, imieniem Natan. Majętność jego leżała obok drogi, którą przejeżdżali wszyscy, kierując się ze Wschodu na Zachód lub z Zachodu na Wschód.
Natan odznaczał się wielkodusznością i szczodrobliwością. Chcąc sławę u ludzi zyskać, zebrał mnóstwo robotników, najął wielu znakomitych majstrów i począł wznosić ogromną i wspaniałą gospodę. Gdy dom już stanął, Natan kazał przybrać wspaniale wszystkie komnaty, w których pragnął przyjmować godnie wszystkich szlachetnie urodzonych podróżnych, po tej drodze przechodzących. Natan miał liczną i wierną służbę, tak iż bez trudu mógł swój zamysł w czyn wprowadzić. Po niejakim czasie z takim zapałem i usilnością do dzieła przystąpił, że nie tylko na Wschodzie, ale i na Zachodzie poczęły słuchy o nim chodzić. Z biegiem lat Natan zestarzał się, aliści rozpoczęte dzieło dalej prowadził. Mitrydat, żyjący w państwie, sąsiadującem z ojczyzną Natana, usłyszał o dobrodziejstwach, jakie starzec ludziom wyświadczał. Mitrydat, będąc panem równych bogactw, co Natan, począł zazdrościć starcowi jego sławy i dlatego też postanowił jeszcze większą szczodrobliwością go zaćmić. Mitrydat zbudował sobie dom na wzór domu Natana. Przyjmując i ugaszczając u siebie podróżnych, wkrótce wielki rozgłos zyskał. Pewnego dnia, gdy młody bogacz sam jeden w domu się znajdował, weszła do komnaty żebraczka, prosząc go o jałmużnę. Otrzymawszy pieniądze, odeszła z podziękowaniem. Po chwili staruszka powróciła, wchodząc przez inne drzwi, i znów datek otrzymała. Powtórzyło się to dwanaście razy. Gdy żebraczka przez trzynaste drzwi do komnaty weszła, Mitrydat rzekł do niej:
— Zbyt często przychodzisz, miła moja!
Usłyszawszy te słowa, staruszka rzekła:
— Niech będzie potysiąckroć wysławiona szczodrobliwość Natana. Do domu jego prowadzą trzydzieści trzy drzwi; przez każde wchodziłam do środka, o jałmużnę prosząc. Natan, czyniąc pozór, że mnie nie poznaje, nie odmówił mi pomocy i trzydzieści trzy razy dał mi jałmużnę. Tutaj weszłam tylko trzynaście razy i już mnie poznano, już mi wymówkę uczyniono!
Rzekłszy te słowa, starucha wyszła i nie powróciła już więcej. Mitrydat rozgniewał się srodze, wysłuchawszy opowieści żebraczki, bowiem do tej myśli przyszedł, że sława Natana jego sławę zaćmiewa.
— Kiedyż moja szczodrość zrówna się z szczodrością Natana — rzekł do siebie — chyba nigdy go już nie prześcignę, tak jak to dawniej myślałem. Nawet w rzeczach drobnych nie umiem postąpić tak wielkodusznie jak Natan. Widać już do końca swego życia będzie brał przedemną przodek. Chocia jest już starcem szedziwym, przecie wcale umierać nie chce, nie pozostaje mi zatem nic innego jak własnemi rękoma go zgładzić.
W zapędzie gniewu, Mitrydat, nikogo o radę nie pytając, wskoczył na konia i po trzech dniach podróży znalazł się już w pobliżu domu Natana. Wówczas rozkazał swym sługom, aby uczynili pozór, że go całkiem nie znają i aby, zatrzymawszy się w gospodzie Natana, czekali na dalsze jego polecenia. Był już późny wieczór. Mitrydat, rozstawszy się z swoją świtą, jechał sam drogą i niedaleko od domu spotkał Natana, którego zapytał się, gdzie bogacz żyje.
— Mój synu — odparł wesoło Natan — nikt lepiej ode mnie drogi do gospody ci nie pokaże, dlatego też, jeśli chcesz, do samego domu cię zawiodę.
Po przybyciu na miejsce, rozkazał Natan swemu słudze odebrać od Mitrydata konia i wydał mu pocichu polecenie, aby nikt w zamku nie ważył się zdradzić, że jest on Natanem. Poczem wprowadził Natan swego gościa do pałacu i wskazał mu wspaniałą komnatę, w której przydana mu służba miała dbać o jego wygody. Natan okazywał swemu gościowi wszelkie względy, Mitrydat zasię ze swej strony odnosił się do starca z prawdziwie synowską czcią, pytając nieustannie, co w tym domu porabia.
— Jestem jednym z niższych sług mego pana. Wziął mnie on do siebie wówczas, gdy byłem otrokiem, nie nauczył mnie jednakoż niczego, krom tych posług, które przy tobie spełniam. Dlatego też, chocia go wszyscy chwalą, ja niejedno miałbym mu do zarzucenia.
Te słowa rzekomo sługi napełniły nadzieją serce Mitrydata, bowiem do tej myśli przyszedł, że przy jego pomocy swój plugawy zamysł łatwie w czyn wprowadzi. Natan zkolei zapytał Mitrydata z wielką dwornością, kto on zacz i co go tu sprowadza i ofiarował mu się ze swą radą i pomocą.
Mitrydat zawahał się przez chwilę, wreszcie jednak postanowił wyjawić starcowi zamiary swoje. Zaczął od długiej przemowy, tak, jakby chciał starca wypróbować, poczem odkrył mu kim jest, powiedział, co go tu sprowadziło i poprosił sługę o radę i pomoc. Natan, wysłuchawszy opowiadania, osłupiał ze zgrozy, nie dawszy jednak najmniejszej o swym stanie poznaki, odparł ze spokojem:
— Mitrydacie! Rodzic twój odznaczał się wielką szlachetnością duszy, ty zasię widać naśladować go pragniesz, skoro takie sobie wzniosłe wobec bliźnich stawiasz zadania. Dlatego też pochwalam szlachetną zazdrość, jaką w tobie budzi wyższość Natana. Gdyby na ziemi żyło więcej ludzi, do niego podobnych, mniejby było zła i nędzy na świecie. Możesz był upewniony, że tajemnicy dochowam; co się jednak tyczy wykonania zamysłów twoich, to więcej radą niż pomocą będę ci mógł służyć. Widzisz ten mały gaik, o pół mili stąd rosnący? Natan zwykle co rano samotnie się po nim przechadza, łatwo ci będzie tedy przydybać go i życia pozbawić. Gdy ci się go zabić uda, nie wracaj drogą, którą tu przybyłeś, jeśli chcesz szczęśliwie do domu powrócić, ale udaj się przed siebie ścieżką, którą znajdziesz po lewej ręce. Zaprowadzi cię ona do lasów, a tam już możliwej pogoni ujdziesz.
Mitrydat, otrzymawszy taką radę, dał znać swoim ludziom, gdzie nań następnego dnia oczekiwać mają i, trwając niezachwianie w postanowieniu swojem, na noc do pałacu powrócił. Natan zasię, nie odmieniwszy zamysłu swego, przygotowany na śmierć, udał się nazajutrz rano samotnie do gaju. W godzinę potem Mitrydat zerwał się z pościeli, pochwycił miecz i łuk, dosiadł rumaka i ruszył w stronę gaju, w którym już zdaleka ujrzał przechadzającego się Natana. Młodzieniec postanowił naprzód poznać Natana, pomówić z nim, a później dopiero życia go pozbawić. Dlatego też poskoczył ku niemu, schwycił go za przepaskę, którą Natan na czole nosił, i zawołał:
— Zginiesz, starcze!
— Snać, żem zasłużył na to — odparł spokojnie Natan.
Mitrydat, usłyszawszy ten głos i spojrzawszy w oblicze mówiącego, poznał natychmiast wczorajszego sługę gospodarza, towarzysza i doradcę. Na ten widok w jednej chwili znikła cała jego zapalczywość, ustępując miejsca głębokiemu wstydowi. Z pośpiechem odrzucił od siebie miecz obnażony, zeskoczył z rumaka i ze łzami w oczach rzucił się do nóg Natana, wołając:
— Teraz dopiero, najdroższy ojcze, poznaję twoją nieporównaną wielkoduszność. Powiedziałem ci, że pragnę cię zabić, a ty przybyłeś tu, aby oddać mi życie, jedynie dlatego, że tego chciałem. Aliści dobry Bóg, troszczący się więcej o cześć i dobrą sławę moją niż ja sam, otworzył mi oczy, nędzną przyćmione zawiścią. Jeszcze bardziej winnym się czuję, gdy uprzytamniam sobie, jak prędko chciałeś moim podłym zamysłom zadość uczynić. Stoję teraz przed tobą, błagając, abyś wziął pomstę na mnie, stosownie do mojej winy.
Natan, miast odpowiedzi, podniósł Mitrydata, uściskał go, ucałował tkliwie i rzekł doń:
— Mój synu, postępek twój, choćbyśmy go złym nazwali, nie zasługuje na pomstę, nie nienawiść bowiem ku niemu cię popchnęła, jeno szczytne pragnienie przewyższenia innych w cnocie. Bądź upewniony, że nikt cię tak, jak ja na świecie całym nie miłuje. Mniemam, że duszę musisz mieć szlachetną wielce, nie idziesz bowiem śladem skąpców i nie naśladujesz ich w nienasyconem zbieraniu skarbów, a jeno pragniesz innym bogactwa swoje szczodrobliwie rozdać. Niechaj cię też nie wstydzi to, że mnie zabić chciałeś, aby się stać sławniejszym ode mnie. Wierzaj, że się temu twemu pragnieniu nie dziwię. Najznamienitsi królowie i cesarze sztuką zabijania tysiąca ludzi, paleniem miast i obracaniem krajów w perzynę rozszerzali państwa swoje i chwałę większą zdobywali. Jeśli tedy, pożerany żądzą sławy, mnie jednego tylko zabić chciałeś, nic w tem osobliwego nie znajduję, owszem rzecz tę za nader pospolitą uważać jestem skłonny.
Mitrydat, który bynajmniej usprawiedliwiony ze swego szkaradnego zamysłu się nie czuł, podziwiając skrycie wielkoduszność Natana, zapytał go, czemu mu udzielił rady, do jego, Natana, zguby zmierzającej.
— Mitrydacie — odrzekł na to Natan, — nie dziw się mojej radzie i postępkowi, od czasu bowiem, gdy się stałem samowładnym mych majętności panem i powziąłem myśl praktykowania cnót, które i tobie obce nie są, uczyniłem ślub, że nikt nie przestąpi progu mego domu bez tego, abym wszystkich jego życzeń nie zaspokoił. Przyszedłeś do mnie, żądając mego życia, a ponieważ ja sam tylko dać ci je mogłem, postanowiłem tedy bez zwłoki osiągnięcie tego celu ci ułatwić, abyś nie był jedynym, który stąd odszedł nieukontentowany. Nie chciałem również, abyś, odjąwszy mi życie, zaraz swoje miał utracić. Jeżeli nadal jeszcze zabić mnie pragniesz, uczyń to, gdyż jestem gotów umrzeć. Wierę, nie znam lepszego sposobu zakończenia dni moich.
Osiemdziesiąt lat spędzałem wśród uciech i rozkoszy i wiem, że wedle praw przyrodzenia, którym wszyscy ludzie i wszelkie rzeczy podlegają, już długo na ziemi pozostawać nie będę; lepszą mi się tedy wydaje rzeczą podarować życie moje, tak jak zawsze skarby me wszystkie rozdarowywałem, niźli chcieć je zatrzymać tak długo, aż mimo woli mojej pozbawi mnie go natura.
Zawstydzony Mitrydat odparł w te słowa:
— Niech Bóg mnie na drugi raz od podobnie grzesznych myśli zachowa. Nie tylko nie pragnę życia was pozbawiać, ale nawet chętnie oddałbym życie własne, gdybym mógł dni wasze na ziemi przedłużyć.
Wówczas Natan rzekł: — Ja zasię uczynię dla ciebie chętnie to, czegobym dla nikogo innego nie zrobił, przedtem jednak wezmę od ciebie coś, co twoją własność stanowi.
— Godzę się z chęcią — odparł Mitrydat.
— Musisz spełnić wszystko, co ci rozkażę. Przyjmiesz moje imię, osiędziesz w domu moim, a ja udam się do twego kraju, jako Natan.
— Gdybym umiał postępować tak jak wy — odparł Mitrydat — oczywiście przystałbym na to. Aliści czyny moje pomniejszyłyby z pewnością sławę Natana, ja zasię nie chciałbym niszczyć tego, co drugi zbudował. Dla tych racyj nie mogę więc przyjąć waszego imienia.
Natan długo jeszcze z Mitrydatem rozmawiał, poczem powrócili do domu, w którym Mitrydat jeszcze kilka dni spędził. Natan nie szczędził swemu młodemu przyjacielowi łask i różnych dobrych rad mu udzielał. Gdy wreszcie młodzieniec wraz ze swymi przyjaciółmi do drogi zbierać się począł, Natan pokazał mu, że go nigdy w szczodrobliwości i wielkoduszności nie prześcignie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.