Gino di Tacco
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Gino di Tacco |
Pochodzenie | Dekameron |
Wydawca | Bibljoteka Arcydzieł Literatury |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Współczesna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Wielkoduszny czyn króla Alfonsa wiele pochwał wywołał. Królowi Pamfilo opowieść także wielce do smaku przypadła. Wreszcie gdy gwar umilkł, król Elizie dalej opowiadać przykazał. Eliza, nie mieszkając, w te słowa zaczęła:
Miłe damy! Podoba się nam niezmiernie to, że król Alfons tak szczodrze i wspaniałomyślnie z Ruggieri się obszedł. W opowieści tej rzecz szła o królu i o człeku, który mu godnie służył. Oczywiście nie lza powiedzieć, że król szlachetnie postąpił, jednakoż jak nazwiemy uczynek pewnego opata, który wielką wspaniałomyślność okazał wobec człowieka, z którym, nie obawiając się czyjejkolwiek nagany, jak z wrogiem mógł postąpić? Mniemamy, że czyn króla przypisać należy jego cnocie, postępek zasię opata wprost cudem nazwać, zważywszy na to, że dzisiejsi księża skąpsi są od białogłów i że wszelkiej szczodrobliwości nienawidzą. Wszyscy ludzie pragną zemsty za obrazę, jaka ich spotkała, i tylko duchowni nakazują cierpieć pokornie i krzywdy w niepamięć puszczać. Mimo to często widzimy, że niektórzy księża większym płomieniem zemsty gorzeją, niż inni ludzie. Z mojej opowieści obaczycie, jak szlachetnie pewien opat postąpił.
— Gino di Tacco zasłynął z nieustraszonego męstwa i rozbójniczych wypraw. Grabiowie di Santa Fiore po krwawej rozprawie, wygnali go ze Sjeny. Wówczas Gino podburzył przeciw rzymskiej władzy miasteczko Radicofani, osiedlił się w niem i przy pomocy swej uzbrojonej szajki jął podróżnych grabić.
Papieżem był wówczas Bonifacy VIII. Zdarzyło się, że na dwór jego przybył pewien opat z Clugny, który za najbogatszego księdza na świecie uchodził. Przebywszy nijaki czas na dworze, opat całkiem sobie żołądek popsował, tak, iż medycy musieli zalecić mu kąpiele w sjeneńskich wodach. Otrzymawszy pozwolenie papieża, opat, nie myśląc wcale o Gino di Tacco, wyruszył w drogę z wspaniałą świtą, z mnóstwem jucznych bydląt i wielkim obozem. Gino di Tacco, usłyszawszy o jego przyjeździe, rozstawił misternie sieci i w pewnym górskim wąwozie pochwycił opata wraz z całym orszakiem, tak iż ani jeden pachołek nie wymknął się z rąk rozbójników. Do opata wysłał Gino jednego z wielce chytrych i zręcznych swych towarzyszy. Wysłannik Gina, w imieniu swego pana, wielce przyjaźnie zaprosił opata na zamek. Opat srodze rozgniewany, odparł, że do Gina żadnej sprawy nie ma, że chce w dalszą drogę ruszać, a takoż, iż pragnie dowiedzieć się, kto mu w tej podróży ośmiela się wstręty czynić. Posłaniec Gino odparł pokornym głosem:
— Znajdujecie się tam, mój ojcze, gdzie żadnej władzy, krom władzy Boga się nie szanuje, gdzie żadne nakazy i zakazy nijakiej wartości nie mają. Dlatego też radzę wam, abyście panu Gino ustąpili.
Gdy opat z wysłannikiem rozmawiał, grono uzbrojonych rozbójników otoczyło opata i jego świtę, i zmusiło go do tego, aby się ku zamkowi skierował. Opat, mając duszę pełną nienawiści i gniewu, ruszył za umyślnym Gina. Wkrótce cały orszak zatrzymał się u wrót zamku. Zgodnie z rozkazem Gina, wprowadzono opata do małej i ciemnej komnaty, rzeczy zasię jego nietknięte pozostawiono. Rumaki do stajni odprowadzone zostały. Wydawszy rozporządzenia i upewniwszy się, że wszystkie wypełnione zostały, Gino udał się do opata i rzekł:
— Świętobliwy ojcze! Gino, u którego obecnie w gościnie bawicie, przysłał mnie do was, abym się was spytał, dokąd to i w jakim celu jechaliście?
Rozumny opat, pojąwszy odrazu, że zbytnia duma nie na miejscuby tu była, odpowiedział szczegółowie na wszystkie postawione mu pytania.
Gino opuścił opata, z twardym zamysłem wyleczenia go bez pomocy kąpiel w sjeneńskich wodach. Kazał dobrze ogrzać komnatę opata i pilnować jej, jak oka w głowie, sam zasię nazajutrz rankiem znów opata odwiedził. Przyniósł z sobą na białem płótnie dwa kawały chleba i kubek, pełen białego, kornilijskiego wina, wziętego z zapasów opata, i rzekł:
— Gino, który za czarów swej młodości uczył się medycyny, twierdzi, że w przypadku chorób żołądka niemasz lepszego leku, jak ten oto, który wy, ojcze, teraz wypróbować powinniście. To, co wam przyniosłem, stanowi początek kuracji, dlatego też pokrzepcie siły wasze!
Opatowi, którego głód nękał, rozmowy wcale po myśli nie były. Duchowny zjadł chleb i wypił wino, chocia na jego obliczu malował się głęboki wyraz pogardy. Potem zadał kilka pytań, kilku rad udzielił i wyraził chęć ujrzenia Gina.
Do niektórych uwag opata odniósł się Gino, jak do pustych słów i mimo uszu je puścił, na inne odpowiedział wielce dwornie, wreszcie na zakończenie rzekł, że Gino, gdy tylko chwilę czasu znajdzie, z wielką chęcią go odwiedzi. Poczem wyszedł i powrócił dopiero nazajutrz rano, przynosząc znowu chleb i kubek białego wina. Na podobnej strawie trzymał Gino opata dotąd, aż nie spostrzegł, że duchowny zjadł suchy bób, który pan zamku przynosił skrycie do jego komnaty, ostawiając go w niej, jakby przypadkiem. Obaczywszy, że bób zniknął, Gino rzekł do opata, że jego pan pyta o zdrowie gościa. Opat odparł:
— Byłbym całkiem zdrów, gdybym się mógł stąd wyrwać i jadać obficiej. Lekarstwo Gina wzbudziło we mnie wielki apetyt.
Gino kazał przygotować wspaniałą komnatę. Słudzy opata przybrali ją kobiercami, wziętemi z obozu.
Następnego dnia Gino wyprawił bogatą ucztę, na którą zaprosił towarzyszów swoich i całą świtę opata, sam zasię wszedł rankiem do komnaty swego gościa i rzekł:
— Czujecie się już dobrze, świętobliwy ojcze, dlatego też pora wam szpital opuścić.
Wziąwszy opata za rękę, Gino zaprowadził go do przygotowanej dla niego komnaty. Opat obaczył tam z przyjemnością całą swoją świtę. Gino odszedł, aby wydać rozporządzenie co do obiadu. Opat tymczasem opowiedział swoim towarzyszom, jakie życie przez ten cały czas prowadzić musiał.
Gdy pora obiadowa nadeszła, Gino ugościł swych jeńców znakomitemi winami i wspaniałemi potrawami, jednakoż imienia swego opatowi nie odkrył. Przez kilka jeszcze dni podejmował Gino z wielką okazałością gości swoich. Wreszcie pewnego rana kazał wnieść do jednej komnaty wszystkie rzeczy opata, a na dziedzińcu, na który okna komnaty wychodziły, ustawić wszystkie rumaki swego gościa. Poczem, odwiedziwszy opata, zapytał się go, zali już jest zdrów i czy czuje się na siłach, aby dalszą drogę podjąć? Opat odparł, że się znacznie na zdrowiu poprawił, aliści, iż czułby się jeszcze lepiej, gdyby mu się z rąk Gina wyrwać udało. Miast odpowiedzi, Gino zaprowadził opata do komnaty, w której były wszystkie rzeczy zgromadzone, podszedł z nim do okna, skąd było widać rumaki i rzekł w te słowa:
— Świętobliwy ojcze, nie złe przyrodzenie uczyniło z Gina di Tacco rozbójnika, grabiącego podróżnych, oraz wroga papieskiego dworu. Gino jest szlachcicem, który, cierpiąc nędzę, musiał porzucić swój dom, aby bronić życia swego. Oto co przedzierzgnęło Gina, czyli mnie, w hardego i samowolnego człeka. Wy, ojcze, zdajecie mi się być wielce dostojnym człekiem, dlatego też wyleczywszy was z waszej słabości, nie wezmę dla siebie nic z waszego mienia, tak, jakbym to uczynił z mieniem każdego, ktoby mi do rąk wpadł. Nagrodę dla mnie, za usługę, jaką wam oddałem, ostawiam wam samym: możecie mnie oddać taką część bogactw waszych, jaka się wam podoba. Wszystkie rzeczy wasze tutaj się znajdują, a konie możecie obaczyć z tego okna. Czy mi coś dacie, czyli też nie dacie niczego — to tylko od was zależy. Możecie także odjechać, albo w zamku pozostać, od tej chwili bowiem panem swojej woli jesteście.
Opat zadziwił się, że człek, grabiący podróżnych, może na ten kształt przemawiać. Słowa Gina podobały mu się do tego stopnia, że gniew i złość zamieniły się w przyjaźń do pana zamku. Opat uścisnął Gina i rzekł:
— Zdawało mi się do tej chwili, żeś mnie prześladował, starając się na wszelki sposób o poniżenie godności mojej, aliści klnę się na wszystkie świętości, że gotów byłbym nawet srożej cierpieć, byleby tylko zdobyć przyjaźń takiego, jak ty człowieka. Niech będzie przeklęty los, który cię zmusza do parania się tak niegodziwą profesją!
Opat wziął z sobą tylko najbardziej niezbędne mu rzeczy, niewielką ilość koni i udał się w drogę do Rzymu. Resztę swego mienia ostawił w podarunku Gino.
Do papieża już doszły były słuchy o tem, że Gino został w jeństwo wzięty. Wieści te wielkiego strapienia ojcu świętemu przyczyniły. Teraz, obaczywszy opata, zapytał go, jak podziałały na niego sjeneńskie wody i kąpiele.
— Wasza Świętobliwości — rzekł opat z uśmiechem — nie dojechawszy do Sjeny, spotkałem znakomitego medyka, który mnie całkiem wyleczył.
Poczem opowiedział papieżowi, na czem leczenie Gina się zasadzało.
Papież, słuchając tej opowieści, śmiał się serdecznie. Opat, mający serce wielkoduszne, poprosił papieża o wyświadczenie mu pewnej łaski. Papież, nie wiedząc, na czem ta prośba polegać będzie, obiecał, że ją wypełni.
— Ojcze święty — rzekł opat — proszę was usilnie, abyście medyka mego, Gina di Tacco, do łask swych powrócić raczyli. Jest to jeden z tych nielicznych szlachetnych ludzi, których się mi w życiu spotkać udało. Jeśli Gino postępuje źle, to winę za to ponosi raczej jego los przeciwny, niż on sam. Dajcie mu możność żyć stosownie do jego godności, a obaczycie, że prawda była w słowach moich.
Wspaniałomyślny papież, który lubił nagradzać szlachetnych i odważnych ludzi, odparł, że jeśli Gino jest takim człekiem, jakim go tu opat wystawia, tedy nic nie stoi na wstręcie, aby do Rzymu przybył.
Gino istotnie po kilku dniach przyjechał. Wkrótce papież przekonał się dowodnie o jego przymiotach, pogodził się z nim i uczynił go rycerzem pewnego zakonu.
Gino do śmierci był wiernym i oddanym sługą rzymskiego Kościoła i opata z Clugny.