Człowiek niewidzialny (Wells)/Rozdział XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Człowiek niewidzialny |
Wydawca | Biesiada Literacka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Synowie St. Niemiry |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | The Invisible Man |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wczesnym wieczorem, dr. Kemp siedział w swej pracowni w belwederze na wzgórku, dominującym ponad Budrockiem. Był to mały, ale miły pokoik o trzech oknach, ku północy, zachodowi i południowi, w którym znajdowały się szafy z książkami i atlasami, szerokie biurko do pisania, a pod północnem oknem mikroskop, kawałki szkła i drobne jakieś instrumenty, wreszcie rozrzucone flaszeczki z odczynnikami. Lampa d-ra Kempa płonęła już, jakkolwiek na horyzoncie jaśniały jeszcze brzaski zachodnie, a story były podniesione, ponieważ nie było przechodniów, którzyby zaglądaniem do wnętrza zniewalali do opuszczania rolet. Dr. Kemp był wysokim, smukłym młodym człowiekiem, o konopianych włosach i białych niemal wąsach, a praca, którą prowadził, powinna była, według jego nadziei, zyskać mu przyjęcie do Towarzystwa Królewskiego.
Oko jego, w tej chwili właśnie odwrócone od pracy, chwytało brzask zachodzącego słońca na szczycie wzgórka, wznoszącego się tuż naprzeciwko. Przez chwilę siedział z piórem w ustach, podziwiając bujne, złote barwy promieni ukośnych, gdy uwagę jego zwróciła drobna postać człowieka, atramentowo czarnego, biegnącego przez wzgórek twarzą ku niemu. Był to mały, krępy mężczyzna, miał na głowie cylinder, a biegł tak szybko, iż nogi jego tylko się migały.
— Jeszcze jeden z tych osłów — rzekł dr. Kemp.
— Podobny do tego osła, który wpadł dzisiaj rano na mnie z okrzykiem: — Człowiek Niewidzialny nadchodzi, panie! — Nie mogę pojąć, co nieraz ludzi jest w stanie opętać. Możnaby myśleć, żeśmy w trzynastym wieku.
Wstał, podszedł do okna i wpatrywał się w mroczny stok pagórka, oraz w ciemną postać, biegnącą szybko w dół.
— Zdaje się, że mu się dyabelnie spieszy — rzekł dr. Kemp — ale zdaje się także, że się nie szybko posuwa naprzód. Gdyby miał kieszenie pełne ołowiu, nie mógłby biedz wolniej.
Po chwili, wyższe wille, wznoszące się na stoku pagórka Burdock, skryły biegnącą postać. Uciekający ukazał się znowu na chwilę i tak trzy razy chował się i zjawiał ponownie w odstępach pomiędzy domami, wreszcie taras zakrył go całkowicie.
— Osły! — mruknął dr. Kemp, okręcając się na pięcie i podchodząc do biurka.
Lecz ci, którzy widzieli ową postać bliżej i spostrzegli straszną trwogę na spoconej twarzy, znajdując się sami na otwartej drodze, nie podzielali wcale lekceważenia doktora. Uciekinier śmigał tylko, brzęcząc przytem, jak dobrze wypełniona sakiewka, wstrząsana na wszystkie strony. Nie spoglądał ani lewo, ani na prawo, natomiast rozszerzone jego źrenice wpatrywały się prosto w dół pagórka, gdzie zaczęto zapalać latarnie i gdzie przechadzała się masa ludzi po ulicy. Jego niekształtne usta rozwarły się, spieniona ślina pokryła mu wargi, a oddech był głośny i ciężki. Wszyscy, których mijał, przystawali, patrząc w dół i w górę drogi i zapytywali jeden drugiego z rodzajem zaniepokojenia o powód tego pośpiechu.
Potem nagle, daleko na wzgórku, pies, bawiący się na drodze, zaskowytał i pobiegł ku bramie, a kiedy ludzie jeszcze stali zdumieni, coś... jakby wiatr... jakby ciężki oddech... przeleciało około ich uszu.
Wszyscy zaczęli teraz krzyczeć i zeskakiwać z chodników, zmykając instynktowo w dół pagórka. Zanim Marvel przebiegł połowę ulicy, już okrzyki zaczęły się podnosić. Wszyscy chronili się do domów i zaryglowywali za sobą drzwi. Marvel słyszał to, więc uczynił jeszcze ostatni rozpaczliwy wysiłek. Ale trwoga wyprzedzała go i niebawem objęła całe miasto.
— Człowiek Niewidzialny nadchodzi! Człowiek Niewidzialny!