<<< Dane tekstu >>>
Autor Wolter
Tytuł Człowiek o czterdziestu talarach
Pochodzenie Powiastki filozoficzne /
Tom drugi
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia »Czasu« w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I. Niedola człowieka o czterdziestu talarach.

Rad jestem udzielić światu wiadomości, że mam kawałek ziemi, który przynosiłby mi na czysto czterdzieści talarów rocznie, gdyby nie podatek, którym jest obłożony.
Ukazały się liczne edykty[1] paru ludzi, którzy, mając wolny czas, rządzą Francją siedząc przy kominku. Punktem wyjścia tych edyktów było to, iż władza prawodawcza i wykonawcza jest, z prawa bożego, urodzoną współwłaścicielką mojej ziemi, i jej winien jestem conajmniej połowę tego co zjadam. Ogrom żołądka władzy prawodawczej i wykonawczej sprawił, że się przeżegnałem ze zgrozy. Coby było, gdyby ta władza, która przewodniczy zasadniczemu porządkowi społeczeństw, miała całą moją ziemię! Jedno jest jeszcze bardziej boskie niż drugie.
P. generalny kontroler wie, że płaciłem wszystkiego jedynie dwanaście franków; że to było dla mnie brzemię bardzo uciążliwe, i że byłbym się ugiął pod niem, gdyby Bóg mi nie dał talentu do robienia koszyków, które pomagały mi znosić mą nędzę. W jaki sposób zdołam nagle dać królowi dwadzieścia talarów?
Nowi ministrowie powiadali jeszcze, we wstępie do edyktu, że należy okładać podatkiem tylko ziemię, ponieważ wszystko pochodzi z ziemi, nawet deszcz, i że, tem samem, jedynie płody ziemi winne są podatek.
W czasie ostatniej wojny nasłali na mnie komornika; zażądał, jako mego udziału, trzech miar zboża i worka bobu, łącznej wartości dwudziestu talarów, dla potrzymania wojny, która się toczyła, a której pobudek nigdy się nie dowiedziałem, słyszałem bowiem, że, w tej wojnie, ojczyzna moja nie ma nic do zyskania a wiele do stracenia. Ponieważ nie miałem wówczas ani zboża, ani bobu, ani pieniędzy, władza prawodawcza i wykonawcza kazała mnie zawlec do więzienia i prowadziła wojnę jak umiała.
Wyszedłszy z więzienia — ot, skóra i kości — spotkałem pulchnego i rumianego jegomościa w poszóstnej karecie; miał sześciu lokai i płacił każdemu z nich, jako zasługi, podwójną cyfrę mego dochodu. Marszałek dworu, równie kwitnący jak on, miał dwa tysiące franków płacy, a kradł go rocznie na dwadzieścia tysięcy. Kochanka kosztowała go czterdzieści tysięcy talarów w pół roku. Znałem go niegdyś, kiedy był biedniejszy odemnie; aby mnie pocieszyć, przyznał mi się, że posiada czterysta tysięcy funtów renty. „Płacisz tedy dwieście tysięcy państwu, rzekłem, dla podtrzymania korzystnej wojny którą toczymy: skoro ja, który mam ledwie sto dwadzieścia funtów, muszę z nich oddać połowę?
— Ja! rzekł, miałbym przyczyniać się do potrzeb państwa? Żartujesz, mój drogi. Odziedziczyłem majątek po wuju, który zarobił ośm milionów w Kadyksie i w Suracie; nie mam ani cala kwadratowego ziemi; cały mój majątek jest w kontraktach, w obligach. Nie jestem nic winien Państwu; ty, który jesteś właścicielem ziemskim, słusznie masz oddawać połowę swoich środków istnienia. Czy nie widzisz, że, gdyby minister zażądał odemnie jakiejś pomocy dla ojczyzny, byłby głupcem nie umiejącym rachować? wszystko bowiem pochodzi z ziemi; pieniądze i banknoty to są jedynie środki wymiany: zamiast kłaść w faraonie na kartę sto miar zboża, sto wołów, tysiąc baranów i dwieście worków owsa, rzucam rulon złota, przedstawiający wartość tych wstrętnych produktów. Gdyby, obłożywszy jedynym podatkiem te płody, zażądano jeszcze odemnie pieniędzy, czy nie widzisz, że toby były dwa grzyby w barszczu? że to znaczyłoby żądać dwa razy tej samej rzeczy? Mój wuj sprzedał, w Kadyksie, za dwa miliony twego zboża i za dwa miliony materyi sporządzonych z twojej wełny; zarobił więcej niż sto za sto na obu rzeczach. Pojmujesz dobrze, że ten zysk wyciągnął z ziemi już opodatkowanej: to co wuj kupił od ciebie za pół franka, to samo odprzedawał przeszło za pięćdziesiąt franków w Meksyku, i, po pokryciu wszystkich kosztów, wrócił z ośmiu milionami.
„Czujesz dobrze, że byłoby okropną niesprawiedliwością żądać od niego paru oboli od owych dziesięciu su które ci dał. Gdyby dwudziestu siostrzeńców takich jak ja, których wujowie zarobili, za dobrych czasów, po ośm milionów w Meksyku, Buenos-Aires, w Limie, w Suracie lub w Pondichéry, pożyczyło Państwu każdy jedynie po dwieście tysięcy franków w naglącej potrzebie ojczyzny, toby dało cztery miliony. Cóż za okropność!… Płać, mój przyjacielu, ty który cieszysz się w spokoju jasnym i czystym dochodem czterdziestu talarów; służ dobrze ojczyźnie, i zajdź, od czasu do czasu, zjeść obiad z moją służbą“.
To rozsądne przemówienie dało mi wiele do myślenia, i nie pocieszyło mnie zgoła.





  1. Wolter snuje fikcyę, że ekonomiści objęli ster rządu i wydali edykty zgodne ze swemi poglądami





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.