Człowiek o czterdziestu talarach/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Człowiek o czterdziestu talarach |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom drugi |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Człowiek o czterdziestu talarach mieszkał w małem miasteczku, gdzie nigdy, od stu pięćdziesięciu lat, nie stało załogą wojsko. W tym zapadłym kącie obyczaje były czyste jak powietrze które go otacza. Nie wiedziano, iż gdzieindziej miłość może być zakażona niszczącą trucizną, że pokolenia całe ulegają zarazie już w zarodku, i że natura, nawspak samej sobie, może uczynić tkliwość okropną a rozkosz straszliwą; oddawano się miłości z niewinną beztroską. Przybyło wojsko i wszystko się zmieniło.
Dwaj porucznicy, kapelan pułkowy, jeden sierżant i jeden rekrut, przybyły prosto z seminaryum, wystarczyli aby zatruć dwanaście wsi w niespełna kwartał. Dwie krewniaczki człowieka o czterdziestu talarach okryły się ropiejącymi wrzodami; piękne włosy wypadły; głos ochrypł; oczy stężały i zgasły; wyblakłe i obrzękłe powieki nie domykały się. Kości ich zaczęła toczyć tajemna zgnilizna jak członki Araba Hioba, mimo że Hiob nie miał nigdy tej choroby.
Chirurg pułkowy, człowiek wielce doświadczony, zmuszony był żądać pomocy władz, aby leczyć wszystkie dziewczęta w okolicy. Minister wojny, zawsze skłonny spieszyć z pomocą płci pięknej, posłał całą armię braciszków, którzy psuli jedną ręką to co naprawiali drugą.
Człowiek o czterdziestu talarach czytał wówczas filozoficzną historyę o Kandydzie, tłómaczoną z niemieckiego oryginału doktora Ralfa, która to książka dowodzi że wszystko jest dobrze i że było bezwarunkowo niemożliwem, w najlepszym z możliwych światów, aby przymiot, mór, kamień, piasek, skrofuły i inkwizycya nie wchodziły w skład wszechświata, tego wszechświata stworzonego jedynie dla człowieka, króla zwierząt i obrazu Boga, do którego najoczywiściej jest podobny jak dwie krople wody.
Czytał, w prawdziwej historyi Kandyda, iż słynny doktor Pangloss stracił przy kuracyi jedno oko i jedno ucho. „Och, och, mówił, czy moje krewniaczki, moje biedne krewniaczki, będą ślepe i bez ucha? — Nie, nie, pocieszał go chirurg: Niemcy mają ciężką rękę; my, Francuzi, leczymy dziewczęta pewnie, szybko i przyjemnie“.
W istocie, ładne kuzyneczki wylizały się; tyle tylko że miały głowy spuchnięte przez sześć tygodni jak balon, straciły połowę zębów, i pomarły na suchoty w pół roku później.
Podczas operacyi, krewniak ich i chirurg rozprawiali w ten sposób:
Człowiek o czterdziestu talarach. Czy podobna, proszę pana, aby natura połączyła tak straszliwe cierpienia z tak nieodzowną przyjemnością; tyle hańby z tylą chwały; aby niebezpieczniej było sporządzić dziecko niż zabić człowieka? Czy prawdą jest bodaj, na naszą pociechę, że ta plaga zmniejszyła się nieco na ziemi i że staje się z każdym dniem coraz mniej niebezpieczną?
Chirurg. Przeciwnie, rozszerza się coraz więcej w całej chrześcijańskiej Europie; dotarła aż do Syberyi; w moich oczach zginęło od niej więcej niż pięćdziesiąt osób, między innymi pewien wielki wódz i pewien bardzo roztropny minister. Mało które wątłe piersi zdołają się oprzeć chorobie i lekarstwu. Dwie siostry, mała i duża[2], jeszcze skuteczniej od mnichów sprzysięgły się przeciw rodzajowi ludzkiemu.
Człowiek o czterdziestu talarach. Jeszcze jedna racya aby znieść zakony mnichów, iżby, przywróceni w szeregi ludzi, naprawili nieco szkody które sprawiają te dwie siostry. Powiedz mi pan, proszę, czy zwierzęta chorują na przymiot?
Chirurg. Ani na przymiot ani na ospę; a i mnichy są wśród nich nieznane.
Człowiek o czterdziestu talarach. Trzeba tedy przyznać, że są szczęśliwsze i rozsądniejsze niż my na tym najlepszym ze światów.
Chirurg. Nigdy o tem nie wątpiłem; mają o wiele mniej chorób od nas: instynkt ich jest o wiele pewniejszy niż nasz rozum; nigdy nie dręczy ich przeszłość ani przyszłość.
Człowiek o czterdziestu talarach. Byłeś pan chirurgiem francuskiego ambasadora w Turcyi: czy przymiot bardzo szerzy się w Konstantynopolu?
Chirurg. Francuzi przynieśli go do dzielnicy Pera, gdzie mieszkają. Znałem tam kapucyna, który był stoczony tą chorobą jak Pangloss; ale nie dotarła do miasta: nasi nie sypiają tam prawie nigdy. W tem ogromnem mieście niema prawie zupełnie dziewcząt publicznych. Każdy bogaty człowiek ma żony albo niewolnice Czerkieski, wciąż pilnowane, strzeżone, których krasa nie może być niebezpieczna. Turcy nazywają przymiot chorobą chrześcijańską; i to zdwaja głęboką ich wzgardę dla naszej religii; ale, w zamian, oni mają dżumę, chorobę egipską, na którą mało zważają i której zgoła nie silą się ustrzec.
Człowiek o czterdziestu talarach. Jak pan sądzi, kiedy ta plaga zaczęła się w Europie?
Chirurg. Za powrotem z pierwszej bytności Krzysztofa Kolumba u niewiernych ludów, które nie znały ani chciwości ani wojny, około r. 1494. Zacne te i prostoduszne narody były dotknięte tą chorobą od niepamiętnych czasów, tak jak trąd panował u Arabów i Żydów, a dżuma u Egipcyan. Pierwszym owocem, jaki Hiszpanie zebrali z podboju Nowego Świata był przymiot; rozprzestrzenił się szybciej niż meksykańskie pieniądze, które zaczęły krążyć w Europie dopiero znacznie później. Przyczyną tego było, iż wówczas, we wszystkich miastach, znajdowały się piękne domy publiczne, zwane b…, stworzone mocą powagi monarszej dla ubezpieczenia honoru dam. Hiszpanie zanieśli truciznę do tych uprzywilejowanych domów, z których książęta i biskupi czerpali dzieweczki w miarę potrzeby. Zanotowano, że w Konstancyi było siedmset ośmnaście dziewcząt publicznych dla obsługi soboru, który tak pobożnie kazał spalić Jana Husa i Hieronima z Pragi.
Z tego jednego rysu można osądzić, z jaką chyżością choroba obiegła wszystkie kraje. Pierwszy dostojnik który z niej umarł, był to znamienity i wielebny biskup i wicekról węgierski, w r. 1499. Bartłomiej Montanagua, wielki lekarz z Padwy nie zdołał go uleczyć. Gualtieri zapewnia, że arcybiskup moguncki, Bertold z Hennebergu, „dotknięty ciężkim przymiotem, oddał ducha Bogu w r. 1504“. Wiadomo, że nasz król, Franciszek I, z tego umarł. Henryk III zaraził się w Wenecyi, ale jakóbin Jakób Clément uprzedził skutki choroby.
Parlament paryski, zawsze dbały o dobro publiczne, pierwszy wydał edykt przeciw przymiotowi, w r. 1497. Zabronił wszystkim zarażonym przebywać w Paryżu pod karą powroza; ale, ponieważ nie było łatwo dowieść obywatelom obojej płci że są winni przekroczenia zakazu, edykt ten miał równie małe znaczenie jak edykty wydane później przeciw emetykowi; na złość parlamentowi: ilość winnych wciąż wzrastała. Pewnem jest, iż, gdyby ich poddano egzorcyzmowi zamiast ich wieszać, nie byłoby już dziś tej choroby na ziemi; ale, na nieszczęście, nie pomyślano o tem.
Człowiek o czterdziestu talarach. Czy to prawda, to co czytałem w Kandydzie, że, kiedy w Europie dwie armie, po trzydzieści tysięcy ludzi, kroczą naprzeciw siebie, można się założyć że jest po dwadzieścia tysięcy zarażonych z każdej strony?
Chirurg. Aż nadto prawda. Toż samo w liceach Sorbony. Cóż mają począć, powiedz pan, młodzi bakałarze, do których natura przemawia głośniej i dobitniej aniżeli teologia? Mogę panu przysiądź, iż, stosunkowo, ja i moi koledzy mamy w kuracyi więcej młodych księżyków niż młodych oficerów.
Człowiek o czterdziestu talarach. Czy nie byłoby jakiego sposobu wytępienia tej zarazy, która nęka Europę? Starano się już osłabić jad ospy; czy nie da się nic począć przeciw przymiotowi?
Chirurg. Byłby tylko jeden sposób: aby wszyscy monarchowie sprzymierzyli się, jak za czasu Godfryda z Bouillonu. Niewątpliwie krucyata przeciw przymiotowi byłaby o wiele rozsądniejsza, niż owe które podjęto niegdyś tak nieszczęśliwie przeciw Saladynowi, Meleskali i Albigensom. O wiele byłoby mądrzej porozumieć się celem odparcia wspólnego wroga, niż wytężać wciąż uwagę na pochwycenie chwili dogodnej dla spustoszenia ziemi i zasłania pól trupami, aby wydrzeć sąsiadom parę miast i kilkanaście wiosek. Mówię wbrew swoim interesom, gdyż wojna i przymiot to mój kapitał; ale trzebaż być człowiekiem, zanim się jest chirurgiem armii“.
W ten oto sposób, człowiek o czterdziestu talarach kształtował sobie, jak to mówią, duszę i serce. Nietylko odziedziczył po swoich dwóch krewniaczkach które umarły do pół roku; ale także dostał spadek po bardzo dalekim krewnym, który był poddzierżawcą szpitalów wojskowych i który mocno utył na djecie chorych żołnierzy. Człowiek ten zawsze bronił się małżeństwu; miał wcale ładny seraj. Nie dopomagał nikomu z rodziny, żył w rozpuście, i umarł w Paryżu z niestrawności. Był to, jak z tego widać, człowiek bardzo użyteczny dla kraju.
Nasz nowy filozof zmuszony był udać się do Paryża aby podjąć schedę. Najpierw dzierżawcy majątków chcieli mu ją wydrzeć. Miał to szczęście, że wygrał proces, i był na tyle wspaniałomyślny iż oddał biedakom w swojej wiosce, którzy nie mieli swoich czterdziestotalarowych działów, część spadku po bogaczu; poczem wziął się do zaspokojenia swojej wielkiej namiętności, mianowicie chęci posiadania biblioteki.
Czytał co rano, robił wyciągi, a wieczorem radził się uczonych, aby się dowiedzieć w jakim języku wąż przemawiał do naszej dobrej matki; czy dusza mieści się w spoidle, czy w nasadce mózgu; czy św. Piotr spędził dwadzieścia pięć lat w Rzymie; jaka jest specyficzna różnica między tronem a władztwem, i czemu murzyni mają spłaszczone nosy. Zresztą postanowił sobie nigdy nie rządzić państwem, i nie popełnić żadnej broszury przeciw nowym sztukom. Nazywano go panem Andrzejem; było to jego chrzestne imię. Ci, co go znali, oddają sprawiedliwość jego skromności i przymiotom, tak nabytym jak wrodzonym. Zbudował wygodny dom w swojej czteromorgowej posiadłości. Syn jego pójdzie niebawem do szkoły; ale ojciec chce go oddać do kolegium Harcourt, a nie Mazarin, z przyczyny profesora Cogé, który pisze paszkwile, profesor zaś kolegium nie powinien pisać paszkwilów.
Pani Andrzejowa obdarzyła też męża ładną córką, którą ma zamiar wydać za radcę najwyższego trybunału podatkowego, byle dygnitarz ów nie miał choroby, którą zacny chirurg pragnie wytępić w chrześcijańskiej Europie.