Czarnoksiężnik Twardowski/Przypisek wydawcy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Zieliński
Tytuł Czarnoksiężnik Twardowski
Podtytuł Dwa ustępy z dramatu osnutego na podaniach gminnych
Pochodzenie Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II
Wydawca Własność i wydanie rodziny
Data wyd. 1901
Druk S. Buszczyński
Miejsce wyd. Toruń
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst „Czarnoksiężnika Twardowskiego“
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PRZYPISEK WYDAWCY.



W papierach pośmiertnych po Gustawie Zielińskim, znaleźliśmy ślady, że pierwotną jego myślą było, napisanie libretta do opery p. t. „Mistrz Twardowski“, do której muzykę miał pisać A. Moniuszko. Co stanęło na przeszkodzie pierwotnemu zamiarowi — niewierny. Zieliński widocznie zamiar zmienił, napisawszy tylko dwa ustępy w formie dramatycznej, zatytułowane: „Czarnoksiężnik Twardowski.“ Pozostawiony szkic libretta Aktu I-go, do opery: „Mistrz Twardowski,“ jest następujący:

Okolica wiejska w bliskości Krakowa.

(Po lewej stronie sceny: gospoda z ławami przed domem; po prawej: dalej od sceny, kościółek wiejski, głąb sceny stanowią wzgórza i skały)
Scena I. Żniwiarze i żniwiarki, z kosami i sierpami, z wieńcami ze zboża, bławatków i maków, schodzą z gór z pieśnią żniwiarską, przed gospodę. Kmieć Bartosz z żoną, odbierają wieńce i dziękują żniwiarzom za ukończone żniwa, zapraszając ich, aby zechcieli się zabawić, jadło bowiem i picie przygotowano, jako też i muzykę, aby młodzież mogła pohasać. Rózia, ich wychowanica, jako najlepsza we włości śpiewaczka i tanecznica, będzie tańcom przewodzić. Dziwią się jednak, że Rózia razem z innemi z pola nie wróciła. — Żniwiarze powiadają, że zaraz przybędzie: że przodowała na zagonie, a ukończywszy prędzej od innych robotę, chciała ich wyprzedzić, ale dostrzegłszy u stóp skały jakiegoś człowieka zemdlonego czy chorego, pośpieszyła mu z pomocą; — widzieli z daleka jak go właśnie w tę stronę prowadzi. — Odzywa się dzwonek kościelny na nieszpór; Bartosz, wzywa żniwiarzy, aby szli z nim podziękować nasamprzód Bogu i N. Maryi Pannie, za obfite żniwa i dokonaną pracę, zwłaszcza, że to jest wigilija do Wniebowzięcia, a po skończonych nieszporach zacznie się okrężne z tańcami.

Scena II. Rózia, ostrożnie z gór sprowadza Twardowskiego, niosąc dużą jego księgę; prosi, żeby spoczął i pyta, czy nie zechce czem się posilić. Twardowski odmawia, dziękując jej tylko za pomoc udzieloną. Opowiada jej, że zbierając w górach rośliny, osunął się ze skały, a spadając stracił przytomność; — szczęśliwym trafem zaczepił się u krzaków, nad urwistym potokiem, lecz bez jej pomocy byłby może życie utracił: — pyta, czem mógłby jej to wynagrodzić. — Rózia znów zaciekawiona dopytuje, dla czego on dla jakiejś tam jednej rośliny, życie swoje naraża — jaki cel? poco? i t. d. Twardowski jej to tłomaczy i zarazem zachwyca się naiwnością wiejskiego dziewczęcia, dając jej poznać, że mu się bardzo podobała i radby być przez nią pokochany, ale Rózia w żart to obraca; gdy jednak Twardowski mocniej i natarczywiej nalega, Rózia usłyszawszy organ i śpiew kościelny, wyrywa mu się i biegnie do kościoła.

Scena III. Twardowski sam. — W myślach jego odbywa się walka, pomiędzy namiętnością wywołaną widokiem Rózi, a nauką, której dotąd życie poświęcał, zestarzawszy się i zwiądłszy nad ślęczeniem w księgach, a niczego nie doszedłszy i o krok choćby naprzód za pewną granicę nie postąpiwszy; — oskarża świat i Boga.

Scena IV. Z gospody wychodzi Szatan, w kusym niemieckim stroju z zakrzywionym harcapem z tyłu; siada
Twardowskiego, żartując i pokpiewając z niego, że się w dalekie zapuszcza rozmyślania, wtenczas, kiedy szczęście jest tuż blisko, byle je tylko potrafił uchwycić; pochlebia jego rozumowi i próżności, że jako człowiek z wyższem wykształceniem, powinien raz już porzucić wszelkie uprzedzenia, które dobre są dla gminu, lecz nie dla ludzi, którzy przez wszystkie stopnie przeszli wiedzy, — którym jeden tylko krok uczynić naprzód, a dosięgną celu swoich marzeń. W tej scenie, słychać wciąż pieśń pobożną ludu i organ kościelny. — Twardowski z zajęciem, chętnie słucha słów uwodziciela.

Scena V. Lud powraca z kościoła. — Kmieć Bartosz z żoną, ujrzawszy nieznajomych, zaprasza ich uprzejmie, aby i oni zechcieli wziąć udział w mającej się rozpocząć zabawie. — Muzyka, tańce żniwiarzy i śpiewki. — Twardowski tymczasem zbliżywszy się do Rózi, coraz bardziej nią zajęty, zaleca się jej i bałamuci. Szatan zaś, bawi się swoim sposobem, wyprawiając różne figle i starając się niemi odwrócić uwagę, od zajętych sobą Twardowskiego i Rózi. — Wywołuje nareszcie zamięszanie i bójkę między żniwiarzami, a sam znika, wystawiając Twardowskiego na sztych pijanego i rozsrożonego chłopstwa. — Zbliżająca się burza, rozpędza lud na wszystkie strony.

Scena VI. Na Krzemionkach. Szatan uprowadzając Twardowskiego, obiecuje mu wszystkie dostatki i uciechy ziemskie, w zamian za duszę. Twardowski przystaje. Chór duchów piekielnych tej czynności obecny, śpiewa. Przed podpisaniem cyrografu, Wiara i matka ukazują się Twardowskiemu, ale on ich ostrzeżenie odrzuca i cyrograf podpisuje, śród radosnego śpiewu duchów piekielnych. Szatan jako sługa pokorny, hołd mu oddaje. — Tymczasem, Bartosz na czele tłumu wieśniaków, zbrojnych w kije i palki, ścigając Twardowskiego, przybywa, aby się zemścić za Rózię. — Finał. — Twardowski nie mogąc się uwolnić od natarczywości
nacierającego chłopstwa, każe szatanowi przedstawić się we własnej swojej postaci. Szatan w ogniu, śród błysku i grzmotu przedstawia się ludowi, który w strachu rozbiega się na wszystkie strony.
Taki szkic I-go aktu libretta do opery „Mistrz Twardowski,“ rzucony był na papier przez Zielińskiego, wraz z kilkoma początkowemi strofkami, które poniżej podajemy.

Akt I-szy.
Żniwiarze z kosami a żniwiarki z sierpami, z których parć na przedzie w wieńcach ze zboża, bławatków i maku, zstępują z gór śpiewając pieśń żniwiarską. — Przed domem stoi kmieć Bartosz z żoną, oczekując na przyjęcie żniwiarzy.
Chór żniwiarzy.

Plon niesiemyć plon,
Gospodarzu w dom.
W pracy szczęścił Bóg,
Dał niemało kop
Będzie pełen bróg,
I namłotny snop.
Plon wam niesiem, plon,
Gospodarzu w dom.

Bartosz.

Dzięki, dzięki mili żeńce
Za wasz trud u żniw.

Chór żniwiarzy.

Składamy wam dwa te wieńce
Z naszych zdjęte niw;

Niech wam po sto ziarn,
Każden wyda kłos,
A po młocbie zgarń,
Złota pełen trzos.
Plon wam niesiem, plon,
Gospodarzu w dom.

Bartosz.

Czem bogaci, przyjmiem radzi,
A choć chata nie wspaniała,
By ugościć — toć nie mała,
Wszak poskakać niezawadzi.

Chór żniwiarzy.

Co niewadzi, to niewadzi,
My wyskoczyć zawsze radzi.

Bartosz.

Będą skrzypki.

Jeden z chóru.

O! i basy!

Chór chłopców.

Toż zabrzęczą nasze pasy.

Bartosz.

Będą tany,

Jeden z chóru.

I przyśpiewki.

Chór chłopców.

Toż to lep na nasze dziewki.

Bartosz.

I nie zbraknie, chleba, miodu


Chór żniwiarzy.

Toć nie umrzem u was z głodu,

Bartosz.

A zaśpiewa nam Rozyna

Chór żniwiarzy.

Toż to słowik, nie dziewczyna.

Bartosz.

Lecz gdzież ona?... czy została?...

Jeden z chóru.

Byle skrzypki posłyszała
To się znajdzie...
........


Ze sceny „na Krzemionkach“ mamy też tylko fragment, który poniżej podajemy.

Krzemionki.
Okolica skalista. — Noc. — Niebo okryte chmurami.)

Chór duchów piekielnych.

Cieszmy się! cieszmy
Przez nasze sztuki,
Mąż wielkiej nauki
Wpadł w naszą siéć.
Teraz się spieszmy
Żądze w nim wzbudzić,
Wiarę wystudzić
I w dumę wzbić.
Roztoczmy skrzydła na kształt czarnej chmury,
By żadne światło nie padło nań z góry.


(Twardowski i Szatan, w czarnych krótkich ubiorach wchodzą, prowadząc ożywioną rozmowę)
Twardowski.

Rzućmy dysputę — widzę że nie łatwa
Z tobą szermierka, — bo jesteś mistrz słowa
Zręczny, subtelny... a twa dziwna mowa,
Tak me pojęcia burzy i tak gmatwa,
Że w obec twego rozumu potęgi,
Z pokorą wyznać muszę — żem zwalczony.
Tylkoż mi powiedz, z jakiej czerpiesz księgi,
Tak silne argumenta?

Szatan (śmiejąc się)

Oj! uczony!
Ty widzisz tylko swe grube foliały,
Gdzie myśl spróchniała w pergaminu karcie;
Chcesz mojej rady? — to wszystkie szpargały
Spal — lub je molom zostaw na pożarcie.

Twardowski (oburzony)

Co?... księgi spalić?... księgi, te filary,
Na których wiedzy kopuła się wspiera!...

Szatan.

Kruche to wspory, gdy w kopule szpary,
Przez które głupstwo zbutwiałe wyziera.
Wy, w koło siebie z ksiąg dźwignąwszy mury,
W krętych manowców zeszliście krainę,
A myśl spowiwszy w formuł plątaninę
Pragniecie posiąść tajniki natury,
Zamiast naturze przypatrzyć się z bliska,
I na uczynku badać jej zjawiska.
Raz myślą sięgnij po za ten krąg ciasny,
Spojrzyj wokoło okiem duszy własnej,
A dojrzysz wszędzie rojące się życie;
I to jest księga — której jedna karta
Nad stosy książnic waszych więcej warta,
Bo w niej zamknięta jest mądrość — użycie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Gustaw Zieliński, Józef Zieliński (1845-1905).