Czarny tulipan/Rozdział XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czarny tulipan |
Wydawca | Skarbiec Powieści |
Data wyd. | 1932 |
Druk | Druk. Sikora |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rzeczywiście młoda para nigdy być może nie potrzebowała bardziej opieki Opatrzności.
Nigdy nie byli bliższymi nieszczęścia jak w tej chwili, gdy mniemali kosztować owoców ciągłej pomyślności.
Nie wątpimy przedewszystkiem o domyślności czytelnika, który zapewnie odgadł, że Jakób Gisel był tym samym co Isaak Bakstel.
Czytelnik zawiadomiony więc został, że Bokstel postępował ślad w ślad od Buitenhof do Löwenstein za przedmiotami swego zamiłowania i zemsty.
Śledził czarny tulipan i van Baerla.
To, czegoby nikt me doszedł oprócz zawistnego tulipanisty, to jest posiadania nasienników przez van Baerla i nadziei jakie w nich pokładał, dokazała zawiść Bokstela.
Widzieliśmy, iż szczęśliwy pod nazwiskiem Jakóba jak pod własnem, zawarł przyjazne związki z Gryfusem, którego przychylność potrafił sobie zjednać, dostarczając przez kilka miesięcy do jego stołu różnych trunków, a zwłaszcza jałowcowej wódki.
Przedewszystkiem zaś starał się uśpić jego podejrzenia (gdyż Gryfus, jak wiadomo bardzo był niedowierzającym) pozorem pochlebiającym miłości własnej dozorcy więzienia, to jest, iż stara się o rękę córki jego.
Oprócz tego Jakób umiał trafiać w słabości starego Gryfusa odnoszące się do powołania dozorcy więźni, jako też często wystawiał mu w posępnych barwach zatwardziałość uczonego van Baerla, który zawarł umowę ze złym duchem przeciw J. W. Księciu Oranji. Początkowo udało mu się również pozyskać przychylność Róży, nie pozyskawszy wprawdzie jej serca; zjednał on sobie jej szacunek, jako człowiek objawiający uczciwe zamiary, i jest ożenienia się z nią i zarazem zniweczył podejrzenia jakie mogła powziąć przeciw niemu.
Wiadomo, iż przez nieroztropne śledzenie Róży w ogrodzie, ściągnął uwagę na siebie i nasi kochankowie mieli się odtąd na baczności.
Co zaś najmocniej obeszło Korneljusza, to gniew jaki okazał przeciw Gryfusowi, gdy ten zdeptał nasiennik w więzieniu.
Zaciekłość Bokstela powiększyła się podejrzeniem, iż więzień mógł mieć drugi nasiennik, lecz nie był tego pewny i wtedy to śledził Różę nie tylko w ogrodzie, ale i w zabudowaniach twierdzy, a mianowicie, gdy wychodziła do sieni więzienia.
Gdy zaś chodził za nią bez obuwia i w ciemności, nie był dostrzeżony, ani też można było dosłyszeć stąpań jego; raz tylko zdawało się Róży widzieć przesuwający się cień na schodach, lecz już było zapóźno, bo Bokstel z własnych ust więźnia usłyszał o drugim nasienniku.
Zwiedziony przez Różę, która udawała, że zasadza go w ogrodzie i nie wątpiąc, iż ta scena ułożoną była, ażeby go podejść, miał się odtąd na baczności i użył wszelkich podstępów swego umysłu w śledzeniu postępowania kochanków, nie wystawiając się sam na śledztwo.
Naprzód widział jak Róża przenosiła z kuchni do swego pokoju dużą fajansową donicę.
Dalej, widział jak Róża umywała ręce zawalane ziemią, którą przyszykowała do zasadzenia tulipanu.
Nakoniec nająwszy stancyjkę pod strychem domu będącą naprzeciw więzienia, w takiem oddaleniu, że gołem okiem nie można było rozpoznać patrzącego przez okno lecz w takiej odległości, iż zapomocą swego dalekowidzu mógł widzieć wszystko co się dzieje w więzieniu, a mianowicie w pokoiku Róży, podobnie jak widywał co się działo w suszami Korneljusza w Dordrechtcie.
Po trzydniowym pobycie w tym nowym mieszkaniu, Bokstel utwierdził się w swoich domysłach.
Każdego rana o wschodzie słońca, dziewica stawiała donicę w oknie i podobna do powabnych kobiet pędzla Mierisa lub Metza, otoczona zielnemi gałązkami, winnej latorośli i bluszczu wspinającemi się wzdłuż futryn okna, przypatrywała się z zajęciem donicy fajansowej, co wskazywało Bokstelowi rzeczywistą wartość przedmiotu tam przechowującego się.
W tej donicy był zasadzony drugi nasiennik, ostateczna nadzieja więźnia.
Gdy noc zdawała się zagrażać chłodem, Róża, zdejmowała donicę z okna.
Zachowywała ściśle przestrogi Korneljusza, który obawiał się, ażeby nasiennik w ziemi nie zmarł.
Gdy słońce bardziej dogrzewać zaczynało, dziewica sprzątała z okna donicę na kilka godzin, a mianowicie od 11-tej z rana do 2-giej w południe.
I to również Korneljusz poradził, z obawy, ażeby ziemia nie zeschła zbytecznie.
Gdy się zaś łodyga puściła z ziemi, Bokstel był przekonany w swoim domniemaniu; zaledwie na cal była wysoką, już był przekonany zupełnie, dzięki dalekowidzowi swemu.
Korneliusz więc miał dwa nasienniki, i drugi powierzony był pieczołowitości jego kochanki.
Należy i to nadmienić, że Bokstel odkrył miłosne schadzki naszych kochanków.
Postanowił przeto przywłaszczyć sobie ten drugi nasiennik powierzony staraniom Róży.
Lecz nie było to rzeczą łatwą.
Róża czuwała nad tulipanem z macierzyńską troskliwością, albo raczej jak gołębica wylęgująca swoje jajka.
Róża nie wychodziła ze swego pokoju i rzecz dziwna, podobnież i wieczorem nie opuszczała go.
Przez siedem dni Bokstel nadaremnie śledził Różę, która nie ruszyła się ze swego pokoju.
To działo się w ciągu tygodniowego nieporozumienia między kochankami.
Czy Róża na zawsze pogniewała się na Korneljusza? W takim razie kradzież zamierzona przez Isaaka byłaby doznała większych trudności.
Mówimy poprostu kradzież, gdyż Isaak postanowił przywieść ją do skutku; ponieważ kwiat ten, hodowany w tajemnicy, gdy młodzi ludzie kryli się z nim przed wszystkimi, gdy nakoniec chętniej jemu uwierzą, jako znanemu tulipaniście, niż młodej dziewczynie nieznającej sztuki ogrodniczej, albo więźniowi skazanemu za zbrodnię stanu, ściśle strzeżonemu i nie mającemu środków przedstawienia dowodów własności; niewątpliwie zatem otrzyma nagrodę, będzie uwieńczony w miejscu Kornaljusza i tulipan zamiast nazwy tulipa nigra Barlaensis, otrzyma nazwę Baxtellensis v. Bostela.
Mynher Isaak nie powziął jeszcze stanowczego wyboru pomiędzy temi dwoma nazwami dla czarnego tulipanu; lecz ponieważ obie oznaczały to samo, nie było to zatem główną trudnością dla niego.
Główną trudnością było ukraść tulipan.
Chcąc zaś go ukraść potrzeba, ażeby Róża wychodziła ze swego pokoju.
Jakób czy Isaak nie długo czekał na to, gdyż ósmego dnia udała się na zwykłą schadzkę z kochankiem.
Naprzód korzystał z nieobecności Róży, dla rozpatrzenia się w miejscowości i zbadania drzwi.
Te drzwi były opatrzone dobrym zamkiem, Róża wychodząc zamykała go na klucz, który zawsze nosiła przy sobie.
Bokstel powziął naprzód myśl skraść klucz Róży, lecz to nie było łatwą rzeczą przejrzeć kieszenie i choćby nawet to się udało, wtedy dostrzegłszy, iż klucz jej zginął, kazałaby dorobić inny i zmienić może rejestr, nie wyszłaby być może dopóki zamku nie dorobianoby i Bokstel dopuściłby się niepotrzebnej kradzieży.
Potrzeba więc było szukać innego sposobu.
Bokstel wystarawszy się o kilkanaście kluczy rozmaitej wielkości, zaczął dobierać czy się który nie przyda do zaimku pokoiku Róży; jak się domyśleć można zajmował się tą czynnością w tym czasie, gdy dziewica była u swego kochanka.
Jeden z tych kluczy wszedł do otworu zamku, a nawet otworzył z pierwszego spustu, zatrzymawszy się przy drugim.
Mało więc brakowało do zastosowania tego klucza do otworzenia zamku.
Bokstel, oblepiwszy go woskiem, ponowił próbę.
Zawada, którą napotkał przy drugim spuście pozostawiła ślad na wosku.
Bokstel podług tego odcisku spiłował ostrą piłką część pióra klucza.
Po dwudniowych doświadczeniach tego rodzaju, Bok-stel doprowadził do tego stopnia swoją pracę, że bez trudności otworzył drzwi pokoju Róży i ujrzał na koniec cel swoich życzeń. Pierwszym nagannym postępkiem Bokstela było przejście przez mur w zamiarze wykopania nasiennika; drugim, wejście przez okno do suszarni Korneljusza; trzecim nakoniec, dorobienie klucza do pokoju Róży.
Przekonywamy się, że zawiść popychała Bokstela szybko na drogę występku.
Bokstel pozostał więc sam na sam z tulipanem.
Pospolity złodziej byłby umieścił donicę pod pachę i uniósł z sobą.
Lecz Bokstel nie był pospolitym złodziejem i zastanowił się.
Zastanowił się przeto, przypatrzywszy się tulipanowi zapomocą ślepej latarni, że jeszcze nie doszedł do tego stopnia rozwinięcia, ażeby z pewnością wnieść można, że czarno zakwitnie, pozory okazywały to prawdopodobieństwo.
Zastanowił się, że jeżeli czarno nie zakwitnie, albo jeżeli będzie mieć jaką skazę, popełniłby kradzież bezużyteczną.
Zastanowił się, że wieść o tej kradzieży rozniesie się, że padnie podejrzenie na niego, zwłaszcza po tem co zaszło w ogrodzie pomiędzy nim a Różą, że być może znajdzie się ktoś, który zajmie się wyśledzeniem tej kradzieży i, jakkolwiek usiłowałby kwiat ukryć, być może, iżby go przy nim znaleziono.
Zastanowił się, że chociażby go ukrył tak, iżby był niepodobnym do wynalezienia, mogłoby się zdarzyć, że zostanie uszkodzony, przenosząc go z miejsca na miejsce.
Wreszcie zastanawiał się, że (ponieważ ma klucz otwierający drzwi Róży i może wejść do jej pokoju, kiedy mu się spodoba) lepiej zatem oczekiwać, dopóki się nierozwinie i zabrać go wtedy, jeżeli będzie zupełnie czarny; poczem natychmiast wyjechać do Harlem, gdzie spodziewał się stanąć prędzej niż pomyślą o poszukiwaniach.
Wtedy Bokstel nie obawiał się, ażeby posądzono go o kradzież, gdyż postanowił zanieść sam oskarżenie na osobę, która ośmieliłaby się zaprzeczać mu własności czarnego tulipanu, jemu, znanemu w świecie tulipanistów.
Był to plan umiejętnie ułożony i godny pod każdym względem swego twórcy.
Tak więc, co wieczór w tej porze, gdy kochankowie spędzali z sobą rozkoszną godzinę, Bokstel wchodził do pokoju dziewicy nie w innym zamiarze, jak śledzić postępy rozwijania się tulipanu.
Tego wieczora, o którym mówiliśmy w poprzedzającym rozdziale, już miał wejść do pokoiku Róży równie jak dni poprzednich, lecz jak wiadomo, kochankowie mieli krótką z sobą rozmowę, gdyż Korneljusz zalecił Róży czuwać nad tulipanem.
Widząc Różę wracającą do siebie w dziesięć minut po wyjściu, Bokstel domyślił się, że tulipan się rozwinął lub niebawem się rozwinie.
Tej nocy zatem spodziewając się rozwiązania swego zadania przyszedł do Gryfusa zaopatrzywszy się w podwójny zapas jałowcówki, to jest przyniósł dwie butelki.
Spoiwszy Gryfusa, Bokstel mógł się uważać za pana domu jego.
O jedenastej Gryfus leżał pijany. O drugiej po północy Bokstel widział Różę wychodzącą ze swego pokoiku i trzymającą w ręku jakiś przedmiot, który niosła z ostrożnością.
Bezwątpienia był to czarny tulipan, który się rozwinął.
Lecz jak ona teraz postąpi?
Czy pojedzie z nim natychmiast do Harlem?
Było niepodobieństwem, ażeby młoda dziewczyna, puściła się sama nocną porą w podobną podróż.
Czy też idzie tylko pokazać tulipan Korneljuszowi? To by to prawdopodobniejszem.
Poszedł więc za Różą boso i stąpał na końcach palcy.
Widział, iż się zbliżała do drzwi więzienia kochanka.
Usłyszał, jak wołała na Korneljusza po imieniu.
Przy świetle ślepej latarki widział rozwinięty tulipan, czarny, jak ciemność, co go otaczała.
Dosłyszał cały układ pomiędzy Korneljuszem a Różą, dotyczący wysłania gońca do Harlem.
Widział Różę gaszącą latarkę i powracającą do swego pokoju.
Poczem widział ją znów wychodzącą po kilku minutach i słyszał jak zamykała drzwi na klucz.
Dlaczego z taką troskliwością drzwi zamknęła? Bezwątpienia dlatego, iż za temi drzwiami znajdował się czarny tulipan.
Bokstel, który był świadkiem tego wszystkiego ukryty na schodach drugiego piętra, to jest nad pokoikiem Róży, zstępował nareszcie ze schodów w miarę jak dziewica schodziła na dół.
Tak więc, gdy Róża dotykała ostatniego stopnia schodów swoją lekką nóżką, Bokstel lżejszą jeszcze ręką dotykał zamku drzwi jej pokoju.
W tym ręku trzymał klucz dorobiony, który z równą łatwością otwierał te drzwi, jak prawdziwy.
Otóż, dlaczego powiedzieliśmy na początku tego rozdziału, że młodzi kochankowie potrzebowali opieki Opatrzności.