Czarny wampir/5
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czarny wampir |
Podtytuł | Ze złotej serii przygód Harrego Dicksona
|
Pochodzenie | Co Tydzień Powieść
Nr 236 |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 16.12.1937 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
— Bardzo m i przykro, że muszę pana obudzić, ale czasu jest mało, mr. Dickson...
Detektyw przetarł ręką oczy.
Spał bardzo mocno po męczącej, nocnej wycieczce i słowa, które usłyszał, brzmiały dla niego nierealnie.
— Bardzo żałuję, ale rzeczywiście, mr. Dickson....
Nie, to nie sen! Detektyw zerwał się z fotela, w którym zasnął o świcie, po powrocie do Beech-Lodge. Przed nim stał jakiś mężczyzna niedbale paląc cygaro. Detektyw poznał nieznajomego z kopalni.
Harry Dickson przyglądał mu się długo.
Zauważył, że przybysz nie był uzbrojony i miał najnaturalniejszą w świecie minę.
— To pan jest Eleas Mivvins! — powiedział detektyw.
— Tak jest. Chociaż moje prawdziwe nazwisko brzmi nieco inaczej. Nazywam się Digger.
Harry Dickson zastanawiał się przez chwilę.
Nasunęło mu się jakieś wspomnienie.
— Pan jest Anglikiem?
— Tak, chociaż urodziłem się w Heidelbergu, w Niemczech. Mój ojciec był docentem tamtejszego uniwersytetu. Czy to nazwisko nie przypomina panu czegoś?
— Owszem kilka lat temu jakiś inżynier Digger został skazany na więzienie za kradzież diamentów.
— Przepraszam! Był on właścicielem tych drogocennych kamieni, nie chciał jedynie wyjawić ich pochodzenia. To jest zasadnicza różnica, mr. Dickson!
Detektyw chciał coś odpowiedzieć, ale wyraz twarzy przybysza i powaga jaka tchnęła z całej jego postaci powstrzymywała go od dalszych uwag. W tej chwili Mivvins zauważył grudkę niebieskiej gliny na stoliku i roześmiał się.
— A więc znalazł pan, mr. Dickson.
— Naturalnie, — odparł detektyw.
— Cóż więc pan myśli o tej całej sprawie?
— Jest ona bardzo ciekawa, ale wiele punktów pozostało dla mnie jeszcze ciemnych.
— To nie potrwa długo. Jeszcze dziś wszystko się wyjaśni. Czy zechce mi pan towarzyszyć do więzienia w kopalni? Musiało ono zdziwić pana.
— Skąd pan wie, że znam je? — powiedział zdumiony detektyw.
— W bardzo prosty sposób! Jestem na pewno najlepszym znawcą tytoniu na świecie. Więźniom w podziemiu nie wolno palić. Schlumsky udaje tylko, że pali. Ja sam używam ostatnio tytoniu holenderskiego lub belgijskiego. Wczoraj wieczorem, kiedy łajałem tego drania poczułem dobrze mi znany zapach „navycut“. Od razu zrozumiałem, że za mymi plecami ktoś pali „May-Blossom“.
Dickson roześmiał się ubawiony.
— Przekonał mnie pan, mr. Mivvins, czy Digger! To mi daje gwarancję, że nie ma pan względem mnie nieprzyjaznych zamiarów, gdyż wykorzystałby pan wczorajszą sposobność. Poza tym muszę pana pochwalić za humanitarny i braterski gest w stosunku do tych nieszczęśliwych więźniów. Kto są ci ludzie?
Digger przeciągnął ręką po skroni.
— Wolałbym, aby pan sam był obecny przy rozwiązywaniu tej tajemnicy. Sprawa ta zaczęła się zupełnie niewinnie, a teraz, przez wmieszanie się kilku łajdaków na wysokich stanowiskach, zamieniła się w dramat.
Harry Dickson był dobrym psychologiem i znawcą ludzi, to też nie zadawał więcej pytań.
Oczy Diggera zalśniły rozrzewnieniem.
— Ale przyszedłem do pana nie tylko aby go zaprosić na niezwykłe widowisko, ale także, aby go prosić również o pomoc.
— Udzielę jej panu.
— Chodzi o to, aby zabić „czarnego wampira“!
Harry Dickson spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— Pan także!... — powiedział tonem nagany.
— Ależ tak, trzeba złowić tę ośmiornicę, najokropniejszy stwór, jaki wydały głębie oceanów.
— Wówczas, gdy pan będzie mi towarzyszył, pański uczeń, Tom Wills (którego teraz podziwiałem w głębokim uśpieniu, jak również mego dawnego ucznia, niezwykle zdalnego, Nopa) pomoże nam z zewnątrz.
— To znaczy? — zapytał detektyw zdradzając wielkie zainteresowanie, gdyż zaczęło mu coś świtać w głowie.
— O oznaczonej przedtem godzinie, Wills uda się nad „Black-Waters“ z ciężką walizą, którą będzie niósł ostrożnie. Nop zna miejsce, które się nazywa „perłowa ławka“. Znajduje się ono jakieś 15 metrów pod wodą. Ale Nop doskonale zna jej położenie. O umówionej porze Wills rzuci w to miejsce walizę.
Surowa twarz detektywa rozjaśniła się uśmiechem i wyciągnął on rękę do Diggera.
— Teraz rozumiem. Bardzo chętnie pomogę zrehabilitować się uczciwemu człowiekowi, nawet kiedy sposób jest trochę... niecodzienny.
— A więc obudźmy tego uzdolnionego Willsa.
Tom zdumiał się niezmiernie, ujrzawszy wczorajszego nieznajomego, który powitał go grzecznym „dzień dobry“! Nop ucieszył się widokiem swego dawnego nauczyciela.
Od czasu do czasu Digger spoglądał na zegarek.
— Teraz chciałbym zająć miejsce, z którego można swobodnie obserwować „Black Waters“. Proszę mi pożyczyć lornetkę.
Minęło pół godziny i Digger zaczął się już niecierpliwić, gdy wtem twarz mu się rozjaśniła.
— Widzi pan na powierzchni wody niedaleko miejsca, gdzie znajduje się „perłowa ławka“ ten pień suchego drzewa?
Detektyw wziął lornetkę i spojrzał we wskazanym kierunku.
— Doskonale widzę.
— Dotychczas woda w tym miejscu była nieruchoma. Teraz się tam burzy i tworzy rodzaj wiru, który zbliża się do brzegu. To wskazuje, że jakiś gość przybył do „Black-Waters“.
— Zapewne „czarny wampir“ — zapytał ironicznie Tom.
— Oczywiście, Mr. Wills — odrzekł poważnie Digger.
Detektyw uśmiechnął się do swego ucznia.
— Tak, mój drogi Tomie, ośmiornica znajduje się w tych stawach. A ty będziesz miał zaszczyt ją uśmiercić!
Digger poprosił Toma i małego Nopa na stronę i omówił z nimi dokładnie całą sprawę.
Potem zwrócił się do detektywa.
— Mr. Dickson, nadeszła odpowiednia chwila, aby działać. Sądzę, że rozsądnie będzie zaopatrzyć się w dobre rewolwery.
Detektyw uśmiechnął się i pokazał dwa dobrze naładowane browningi.
— Mam nadzieję, że obejdzie się bez rozlewu krwi. Chociaż są ludzie, którzy zasłużyli na dobrą nauczkę!
— Nie mówi pan chyba o tych nieszczęśliwych więźniach?
— Nie, mam na myśli tego strażnika Schlumsky’ego.
— Ach, tym bym chętnie zajął się osobiście. Mam porachunki z tą brutalną bestią.
Udzieliwszy ostatnich wskazówek Willsowi i obejrzawszy dokładnie walizkę, Digger oświadczył, że jest gotów do wyjścia.
Harry Dickson, idąc za nim długimi korytarzami, prowadzącymi do opuszczonej kopalni, zadał mu pytanie:
— Przypuszczam, że ktoś chciał z tych stron usunąć Gardnera, kto to był?
— Tak, Mr. Dickson. Tym „kimś“ byłem ja. Ale zrobiłem to dlatego, że doszłem do wniosku, że życiu biednego przyrodnika zagraża niebezpieczeństwo. Jeden z jego sług był na żołdzie panów „czarnego wampira“. Miał on za zadanie pozbyć się Gardnera, ale nie znalazł lepszego sposobu, niż zabójstwo! Tak, ja odegrałem komedię tajemniczego ostrzegacza. W tym czasie Gardner zobaczył ośmiornicę i postanowił wtedy zasięgnąć pana rady.
— Wie pan o tym?
— Na swoje nieszczęście natknął się na Billa. Dawny sługa obawiał się, że wyjdą na jaw jego ciemne sprawki. Ponury jego koniec jest panu znany!
— Istotnie, nazywał się Schneider i pracował dla niemieckiego wywiadu. — odparł pogardliwie Digger.
— W świetnym pan przebywał towarzystwie, odezwał się z wyrzutem w głosie, detektyw.
— Nie miałem, niestety, rady. Bóg mi świadkiem, że nie przewidywałem zbrodni! Chciałem... ale nie pora teraz na zwierzenia. Niezadługo dostarczę panu dokładnych wyjaśnień. Oto wodospad! Powiększa się z dnia na dzień. Według mnie godziny kopalni są policzone. Obawiam się, że w tych dniach ten świat podziemny zostanie zalany. Ciśnienie wody jest zbyt wielkie.
Nagle usłyszeli daleki odgłos krzyków, jęków i złorzeczeń.
— Boże, co to ma znaczyć?!
— Musiało się stać coś strasznego! — krzyknął Digger. — Chodźmy szybko!
Zsunęli się w dół po karkołomnej drabinie, dostali się do długich korytarzy i poczęli biec w kierunku świateł i wielkiej kraty.