Czerwone i czarne (Stendhal, 1932)/Tom I/XVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stendhal
Tytuł Czerwone i czarne
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1932
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych
M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Le Rouge et le Noir
Podtytuł oryginalny Chronique du XIXe siècle
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVI. NAZAJUTRZ.

He turn’d his lip to hers, and with his hand
Call’d back the tangles of her wandering hair.
Don Juan, I, 170.

Szczęściem dla Juljana, pani de Rênal była zbyt wzruszona i nieprzytomna, aby spostrzec śmiesznostki człowieka, który, w ciągu jednej nocy, stał się dla niej całym światem.
Nakłaniała go aby wyszedł, widząc że świta: „Och, Boże, mówiła, jeśli mąż słyszał hałas, jestem zgubiona“. Juljan, który w wolnych chwilach obmyślał sobie frazesy, przypomniał sobie taki:
— Żałowałabyś życia?
— Och, bardzo, w tej chwili! ale nie żałowałabym żem ciebie poznała.
Juljan uważał za obowiązek swej godności wrócić umyślnie w jasny dzień i bez zachowania ostrożności.
Baczność, z jaką obliczał najdrobniejsze uczynki, w tej niedorzecznej myśli aby uchodzić za doświadczonego człowieka, miała tylko jedną korzyść: skoro się spotkał z panią de Rênal przy śniadaniu, zachowanie jego było arcydziełem roztropności.
Ona rumieniła się po białka za każdem spojrzeniem, a nie mogła wytrwać ani chwili aby nań nie patrzyć: czuła swe pomieszanie, a siląc się je ukryć, mieszała się tem bardziej. Juljan raz tylko podniósł na nią oczy. Zrazu, pani de Rênal zachwycona była tą ostrożnością; niebawem jednak, widząc że to spojrzenie nie powtarza się, uczuła lęk: „Czyżby mnie już nie kochał? myślała; ach, niestety, za stara jestem dla niego; starsza o dziesięć lat!“
Przechodząc do ogrodu, ścisnęła go za rękę. Zdumiony tym niezwykłym objawem uczucia, spojrzał na nią namiętnie; przy śniadaniu wydała mu się bardzo ładna; mimo że miał spuszczone oczy, cały czas rozbierał w myśli jej wdzięki. Spojrzenie to pocieszyło panią de Rênal; nie stłumiło wszystkich niepokojów, ale wzamian niepokoje te tłumiły zupełnie wyrzuty i myśli o mężu.
Przy śniadaniu, mąż nie zauważył nic; pani Derville przeciwnie; ale sądziła, że pani de Rênal jest dopiero nad przepaścią. Przez cały dzień, śmiała i energiczna przyjaciółka starała się, zapomocą wymownych aluzyj, malować w okropnych barwach grożące niebezpieczeństwo.
Pani de Rênal płonęła niecierpliwością aby zostać sama z Juljanem: chciała go spytać czy kocha ją jeszcze. Mimo niezmąconej słodyczy charakteru, kilka razy omal nie dała uczuć przyjaciółce jak bardzo jest natrętna.
Wieczorem, w ogrodzie, pani Derville postarała się usiąść między panią de Rênal a Juljanem. Pani de Rênal, która napawała się w myślach rozkoszą ściskania ręki Juljana i tulenia jej do ust, nie mogła się doń nawet odezwać.
Ta przeszkoda wzmogła jej niepokój, dręczyła ją jedna zgryzota. Tak ostro połajała Juljana za nieostrożność, że drżała iż tej nocy nie przyjdzie. Wcześnie opuściła ogród i poszła czekać na niego w pokoju. Ale, nie mogąc opanować niecierpliwości, zakradła się pod drzwi Juljana i przyłożyła do nich ucho. Mimo obawy i namiętności które ją pożerały, nie śmiała wejść: to wydawało się jej zbyt szpetne.
Służba jeszcze nie spała: ostrożność zmusiła wreszcie panią de Rênal do odwrotu. Dwie godziny oczekiwania zdały się jej dwoma wiekami męczarni.
Ale Juljan nadto był wierny temu co nazywał obowiązkiem, aby uczynić wyłom w swoim programie. Z uderzeniem pierwszej, wysunął się cicho z pokoju, upewnił się że pan domu śpi, i zjawił się u pani de Rênal. Tego dnia znalazł więcej szczęścia w objęciach kochanki; nie myślał tak ustawicznie o przepisanej roli. Miał oczy ku widzeniu i uszy ku słyszeniu. Lamenty pani de Rênal nad jej wiekiem dodały mu nieco pewności.
— Ach! jestem o dziesięć lat starsza od ciebie! Jak możesz mnie kochać? powtarzała z całą szczerością, mocując się ustawicznie z tą myślą.
Juljan nie pojmował tej troski, ale widział że jest szczera i zbył się prawie zupełnie obawy śmieszności. Niedorzeczna myśl że jego urodzenie może go poniżać w oczach tej kobiety, pierzchła również. Uspokojona nieco pieszczotami Juljana, pani de Rênal czuła się lepiej, zarazem odzyskiwała zdolność sądzenia kochanka. Szczęściem, tego dnia, nie miał zupełnie owej pozy, która sprawiła, że we wczorajszej schadzce znalazł więcej tryumfu niż przyjemności. Gdyby spostrzegła w nim grę, smutne to odkrycie zabiłoby w niej nazawsze szczęście. Tego dnia widziała tylko smutne objawy różnicy wieku.
Pani de Rênal nie zastanawiała się nigdy nad teorjami miłości; ale różnica wieku jest, po różnicy majątkowej, najulubieńszym tematem prowincjonalnych konceptów, za każdym razem kiedy jest mowa o miłości.
W krótkim czasie, Juljan, odzyskawszy cały zapał młodości, zakochał się bez pamięci.
— Trzeba przyznać, myślał, że jest anielsko dobra, i śliczna przytem.
Zapomniał prawie zupełnie o wszelkich rolach. W chwili wylania, wyznał jej nawet wszystkie swoje lęki. Zwierzenie to przepełniło miarę miłości pani de Rênal. — Nie miałam tedy szczęśliwej rywalki, powtarzała sobie z rozkoszą! Odważyła się spytać o portret, do którego przywiązywał taką wagę; Juljan przysiągł, że to był portret mężczyzny.
Kiedy pani de Rênal była nieco przytomniejsza i zdolna do zastanawiania się, nie mogła się nadziwić, że takie szczęście istnieje i że nie przeczuwała go nawet.
— Ach, mówiła sobie, gdybym znała Juljana przed dziesięciu laty, kiedy mogłam uchodzić za ładną!
Juljan obcy był podobnym myślom. Miłość jego była w znacznej części ambicją; była to radość, że on, nieszczęśliwy, wzgardzony, posiada kobietę tak piękną. Jego uwielbienia, szały na widok powabów kochanki, uspokoiły ją wkońcu co do różnicy wieku. Gdyby pani de Rênal znała życie jak je zna kobieta trzydziestoletnia w bardziej cywilizowanych krainach, zadrżałaby o trwałość uczucia, które podtrzymywała jedynie ciekawość i upojenia miłości własnej.
W momentach zapomnienia o ambicji, Juljan podziwiał z zapałem nawet kapelusze, nawet suknie pani de Rênal. Nie mógł się nasycić ich zapachem; otwierał szafę i godziny całe podziwiał piękność i ład jej wnętrza. Pani de Rênal, wsparta na nim, patrzyła nań; on patrzył na klejnoty, szmatki, które w wilję zamęźcia wypełniały koszyk weselny.
— Mogłam była wyjść za takiego człowieka! myślała niekiedy pani de Rênal; cóż za płomienna dusza! cóż za cudowne życie przy nim!
Juljan nigdy nie widział z bliska tych straszliwych przyrządów arlylerji kobiecej. Niepodobna, myślał, aby mogło w Paryżu istnieć coś ładniejszego! Wówczas szczęście jego zdawało mu się bez zarzutu. Często, szczery podziw i upojenia kochanki pozwalały mu zapomnieć o czczych teorjach, pod wpływem których był tak sztywny, tak śmieszny niemal w pierwszym okresie. Czasami, mimo nałogu obłudy, znajdował przyjemność w tem, aby tej wielkiej damie, która go podziwiała, wyznawać swą nieświadomość mnóstwa drobnych zwyczajów. Stanowisko kochanki podnosiło go. Pani de Rênal znajdowała znowuż słodycz w tem, aby, w zakresie tych drobiazgów, oświecać niepospolitego chłopca, któremu wszyscy wróżyli wspaniałą przyszłość. Nawet podprefekt i pan Valenod nie mogli się wstrzymać od podziwu dla Juljana, przez co wydawali się pani de Rênal mniej głupi. Pani Derville nie podzielała tych uczuć. Zrozpaczona tem czego się domyślała, widząc że głos rozsądku stał się wstrętny kobiecie, która dosłownie straciła głowę, opuściła Vergy bez wyjaśnień: nikt ich zresztą nie wymagał. Pani de Rênal uroniła parę łez, ale wkrótce uczuła zdwojoną pełnię szczęścia. Dzięki temu wyjazdowi, była prawie cały dzień sam na sam z kochankiem.
Juljan chętnie zanurzał się w tem słodkiem obcowaniu; tem chętniej że za każdym razem kiedy został sam, trapiła go nieszczęsna propozycja Fouquégo.
W pierwszych dniach nowego życia, chłopak ten, który nigdy jeszcze nie kochał i nie był kochany, znajdował taką rozkosz w szczerości, że omal nie wyznał pani de Rênal ambicji, wypełniającej dotąd treść jego istnienia. Chętnie poradziłby się jej nawet co do dziwnej pokusy jaką budziła w nim propozycja Fouquégo, ale drobne wydarzenie uniemożliwiło mu wszelką szczerość.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Stendhal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.