Dawne rządy i rewolucya/Księga trzecia/Rozdział I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Alexis de Tocqueville
Tytuł Dawne rządy i rewolucya
Księga trzecia
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1907
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Mieczysław Kozłowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ I.
Około połowy XVIII w. literaci stali się głównymi mężami stanu we Francyi i jakie stąd wynikły następstwa.

Zostawiając teraz na uboczu dawne i ogólne fakta, które przygotowały wielki przewrót, przejdziemy do faktów późniejszych i mniej ogólnych, oznaczających jego miejsce, pochodzenie i charakter.
Francya oddawna wyróżniała się wśród narodów europejskich największym rozwojem literatury; jednak literaci nigdy jeszcze nie objawiali tego ducha, jaki ujawnił się w połowie XVIII wieku i nie zajmowali tego stanowiska; nic podobnego nie daje się widzieć w innych krajach. Nie mieszali się oni do rzeczy potocznych, jak w Anglii, ani też nie posiadali władzy lub urzędów w społeczeństwie, przepełnionem przez urzędników. Nie zamykali się również na wzór literatów niemieckich, w zakresie filozofii i estetyki. Zajmowali się ustawicznie zagadnieniami mającemi związek z rządem, a właściwie był to ich główny przedmiot zajęcia. Ulubionym tematem były dyskusye nad pochodzeniem społeczeństw, ich formami pierwotnemi, przyrodzonemi prawami obywateli i władzy, stosunkami naturalnymi i sztucznymi, poprawnością lub wadliwością nawyknień prawnych i podstaw, na których spoczywa prawo. Tak więc ustawicznie przenikali do głębi ustroju państwowego, badając jego budowę i krytykując plan.
Nie wszyscy wprawdzie zagłębiali się w te zagadnienia; większość potrącała o nie lekko i jakby igrając. Lecz ten rodzaj polityki abstrakcyjnej i książkowej spotyka się we wszystkich dziełach ówczesnych, od poważnego traktatu, do piosenki.
Systemata polityczne tych pisarzy były tak rozmaite, że ktokolwiekby zechciał wytworzyć z nich jednę teoryę rządu, nigdyby nie mógł osiągnąć celu, jeśli wszakże odrzucimy szczegóły, dostrzeżemy w głębi, że wszystkie miały za punkt wyjścia jednę myśl. Była nią ta: zamiast skomplikowanych, tradycyjnych zwyczajów, rządzących społeczeństwem dzisiejszem, należy umieścić proste i elementarne prawidła, których źródłem jest rozum i prawo przyrodzone. Rzec można, że do tej zasady ściąga się właściwie wszystko to, co nazwać by można filozofią polityczną XVIII wieku.
Taka myśl nie była nowością: w ciągu trzech tysięcy lat nawiedzała ona umysł ludzki od czasu do czasu. Lecz jak się stało, że z umysłu filozofów przeszła do tłumów i tu nabyła siłę namiętności politycznej, stając się przedmiotem codziennych rozmów; jakim sposobem literaci, nie mający urzędów ani wysokich stanowisk, stali się bezwzględną powagą dla ludzi pełniących czynności państwowe? Postaram się to wyjaśnić w kilku słowach a zarazem wykazać, jak niezwykły i groźny wpływ wywarły te fakta na Rewolucyę i nie przestają do dziś dnia wywierać.
Idee tak jaskrawo sprzeczne z temi, które stanowiły podstawę ówczesnego społeczeństwa, musiały naturalnie powstać w umysłach filozofów XVIII w. na widok takiej masy przywilejów, których ciężar stawał się tem większy, im same one były mniej zrozumiałe. Myśl naturalnie zwracała się do idei przyrodzonej równości stanów. Przejęci nienawiścią do tradycyi, pisarze ci naturalnie wytwarzali dążenie przekształcenia społeczeństwa według nowego planu, nakreślonego jedynie przy pomocy własnego rozumu.
Stanowisko pisarza naturalnie skłania go do teoryi oderwanych, a oddalenie od praktyki pozbawia doświadczenia, zdolnego miarkować porywy temperamentu. Nic nie ostrzegło ich o obecności przeszkód, które napotkać mogą najbardziej pożądane reformy; nie mieli najmniejszego wyobrażenia o niebezpieczeństwach towarzyszących przewrotom. Życie państwowe było dla nich ukryte w skutek braku wolności politycznej. Dlatego też objawili oni więcej odwagi nowatorskiej, zamiłowania do idei ogólnych, pogardy dla tradycyjnej mądrości, niż zwykle wykazują autorowie rozpraw politycznych. Ten sam brak wychowania politycznego zjednał im uwagę i poczucie tłumów.
Gdyby Francuzi mogli, jak Anglicy, zmieniać ducha swoich dawnych instytucyi nie znosząc ich całkowicie, nie byliby może tak skłonni do nowatorstwa. Lecz każdy z nich czuł ustawicznie ucisk dawnych praw lub zwyczajów politycznych, a nie widział żadnych środków zaradczych w szczegółach. Zdawało się, że trzeba było albo się poddać wszystkiemu, albo zburzyć cały ustrój państwowy w kraju.
Wśród ruin swobód pozostała jedna: można było dyskutować nad pochodzeniem społeczeństwa, istotą władzy i prawami przyrodzonemi. Wszyscy, kogo uciskało prawo, szukali ujścia w tej polityce książkowej.
Tak więc namiętności polityczne przybrały strój filozoficzny, a literaci, objąwszy kierownictwo opinią publiczną, zajęli to miejsce, które w krajach wolnych należy zwykle przywódzcom stronnictw. Nikt już nie mógł rywalizować z nimi na tym polu. Szlachta fracuska utraciła wpływ nietylko na sprawy państwowe, ale i na opinie w tym zakresie. Nie dość na tem, sama lubiła bawić się teoryami ogólnemi i, używając swoich przywilejów, rozprawiała dobrodusznie o bezmyślności zwyczajów tradycyjnych.
Dziwiono się niekiedy zaślepieniu, w którem wyższe klasy w dobie przedrewolucyjnej przygotowały własny upadek. Lecz gdzieby mogli nauczyć się rozumienia życia? Nie widząc żadnych zmian zewnętrznych, wyobrażali sobie, że wszystko zostało tak, jak było. W kajetach 1789 roku szlachta francuska troszczy się tak samo o ograniczenia władzy królewskiej, jak w instrukcyach z XV w., a Ludwik XVI, w wigilię upadku pod szalonym naciskiem demokracyi, widzi w arystokracyi główną rywalkę władzy królewskiej, jak gdyby żył w czasach Frondy.
Dla nas, którzy mamy przed oczami ułamki tylu przewrotów, jeszcze dziwniejszem wydaje się, że przeczucie tak groźnej katastrofy, jak Rewolucya, obce było naszym przodkom. W krajach wolnych, ustawiczne wstrząśnienia, którym ulega machina polityczna, przypominają o możności przewrotów i budzą oględność w opinii; lecz francuskie społeczeństwo w XVIII stuleciu, stojące na skraju przepaści, niema żadnych zwiastunów zbliżającej się katastrofy.
Czytając uważnie instrukcye wszystkich trzech stanów i dochodząc do końca pracy mojej, dostrzegłem ze zdumieniem, że żądają one natychmiastowego i systematycznego zniesienia wszystkich praw i zwyczajów istniejących w kraju. Lecz ci, którym nazajutrz sądzono było paść ofiarami przewrotu, sądzili, iż tak wszechstronna i tak raptowna przebudowa całego społeczeństwa może odbyć się bez wstrząśnień, za pomocą siły samego rozumu. Godnem podziwu, że podobny brak doświadczenia w rzeczach rządu wykazują także fachowi urzędnicy: ministrowie, sądownicy i intendenci.
Ujawnia się to w memoryale, który złożył Turgot w r. 1775, a w którym proponował, aby zwoływać corocznie na sześć tygodni reprezentantów swobodnie wybranych przez cały naród, którzyby się zajmowali tylko sprawami administracyjnemi, nie zaś rządowemi. „W ten sposób, powiada on, władza królewska byłaby oświecona, lecz nie skrępowana, a opinii powszechnej stałoby się zadość bez wszelkiego niebezpieczeństwa. Zgromadzania te bowiem nie miałyby władzy sprzeciwiać się niezbędnym postanowieniom, a gdyby nadspodziewanie nie dały swej zgody, król mógłby zawsze postąpić według własnej woli”.
Nic mylniejszego nad to rozumowanie; jeśli bowiem taki pozór wolności może być bezkarnie wprowadzony ku końcowi Rewolucyi, gdy naród, znużony długiem wzburzeniem, pozwala oszukiwać siebie, byle uzyskać spokój, to na początku Rewolucyi próba taka może tylko podrażnić naród, nie zadawalniając go. Każdy obywatel wolnego kraju wie o tem, lecz Turgot nie wiedział, chociaż był wielkim administratorem.
Jeśli więc zważymy, że naród francuski, który był tak daleki od swoich własnych spraw, tak pozbawiony doświadczenia, tak skrępowany swemi instytucyami, był jednocześnie pierwszym narodem w świecie pod względem bogactwa literatury i najgorliwszym wielbicielem pięknej myśli (bel esprit) zrozumiemy, dlaczego pisarze stali się w nim siłą polityczną, a w końcu najważniejszą z tych sił.
W Anglii nie można było oddzielić pisarzy politycznych od mężów stanu: pierwsi wprowadzali do praktyki nowe pomysły, drudzy poprawiali i ograniczali teorye przy pomocy faktów.
We Francyi świat polityczny dzielił się na dwie odrębne dziedziny nie mające z sobą styczności; w jednej rządzono za pomocą środków wskazanych przez rutynę; w drugiej ustanowiono zasady ogólne o rządzie, nie myśląc o sposobach zastosowania. Jedni kierowali sprawami, drudzy umysłami. Tak więc nad społeczeństwem rzeczywistem, mającem powikłaną i sprzeczną z sobą budowę, wznosiło się społeczeństwo wyobrażalne, w którem wszystko było proste, harmonijne, sprawiedliwe i rozumne. Przestano interesować się pierwszym, a zaczęto marzyć o tem, co mogłoby być; przenoszono się myślą do idealnego społeczeństwa stworzonego przez pisarzy.
Rewolucyę naszę często uważano za następstwo Rewolucyi amerykańskiej. Wpływ ostatniej na pierwszą nie ulega wątpliwości. Lecz nie tyle polegał on na tem, co działo się w Stanach Zjednoczonych, ile na tem, co w owych czasach działo się we Francyi. Kiedy dla pozostałej Europy rewolucya amerykańska była tylko nowym i dziwnym faktem, dla Francuzów uwydatniała ona to, co już wszyscy znali z teoryi. Tam budziła podziw, tu przekonywała. Amerykanie, zdawało się, urzeczywistniali to, o czem marzono we Francyi.
Okoliczność, że całe wychowanie polityczne narodu było wykonane przez literatów, zjawisko zupełnie nowe w dziejach, było może główną przyczyną, która nadała Rewolucyi francuskiej jej odrębny charakter. Pisarze nietylko udzielili ludowi swoje ideje, lecz przenieśli na niego swój temperament. Pod ich wpływem, a niemając innych kierowników, naród przyswoił sobie ich instynkty, usposobienie, upodobania, nawet dziwactwa, a gdy zaczął działać, przeniósł do polityki nawyknienia literackie.
Studyując historyę Rewolucyi, dostrzegamy, iż odbywa się ona w tym samym duchu, który stworzył tyle abstrakcyjnych dzieł o rządzie. Dostrzegamy w niej ten sam popęd do teoryi ogólnych, te same zakończone systematy prawodawstwa, tę samą symetryę, tę samą pogardę do faktów istniejących, toż samo zaufanie do teoryi, zamiłowanie do oryginalnego, dowcipnego i nowego w instytucyach, tę samą dążność do ryczałtowego przekształcenia całego społeczeństwa według jednego planu, zamiast starać się o naprawy częściowe.
Nawet język polityczny ówczesny zapożyczał się od stylu pisarzy: pełen jest wyrażeń ogólnych, terminów abstrakcyjnych, zwrotów literackich. Przeniknął on wszystkie warstwy społeczeństwa i został przez nie przywłaszczony.
Na długo przed Rewolucyą czytamy w edyktach Ludwika XVI o prawach przyrodzonych i prawach człowieka. Spotykałem skargi włościan, w których sąsiadów nazywano współobywatelami, intendenta — szanownym dostojnikiem, proboszcza — sługą ołtarza, a Boga — Najwyższą Istotą, a którym brakowało tylko ortografii, aby uszły za artykuł polityczny.
Te nowe cechy utrwaliły się tak w charakterze francuskim, że zaczęto je przypisywać naszej narodowości, a nawet stworzono dla nich termin ducha francuskiego, jak gdyby te domniemane osobliwości mogły być utajone przez tyle wieków, aby ujawnić się w końcu XVIII-go.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Alexis de Tocqueville i tłumacza: Władysław Mieczysław Kozłowski.