Demon Wody Ognistej/3
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Demon Wody Ognistej |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 29.8.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Po chwili Buffalo Bill dopędził swego starego przyjaciela i obydwaj pobiegli poprzez skały za uciekającym bandytą. Niestety Benson zdołał zyskać na czasie i znajdował się w znacznej odległości. Nie było go w ogóle widać wśród skał.
— Do stu tysięcy grzechotników!... — zawołał zdyszany Nick. — Czy jesteś zupełnie pewny, że to był Benson?
— Najzupełniej.
— Gdzie ten łotr się podział?
Nie było rzeczą łatwą odpowiedzieć na to pytanie, gdyż okolica była tak skalista, że dla tak doświadczonego złoczyńcy jak Benson ukrycie się wśród skał było zabawką. Skały tworzyły w pewnym miejscu rodzaj naturalnych schodów i było rzeczą pewną, że łotr wspiął się na szczyt i tam ukrył się między skałami.
— Wracamy!... — zadecydował wreszcie Buffalo Bill.
W tej samej chwili Nick Wharton rzucił się do przodu z bronią gotową do strzału. Cody podążył za nim.
— Czy dostrzegłeś coś? — zapytał.
— Nie. — odparł wywiadowca. — Usłyszałem coś...
Buffalo Bill wytężył słuch, ale nie usłyszał nic podejrzanego. Nagle z kanionu dał się słyszeć odgłos uderzeń kopyt o skały i rżenie koni. Konie Hanka Elmore, przerażone nagłym zatrzymaniem się i strzałami, zaczęły stawać dęba, a po chwili wyrwały cugle z rąk woźnicy i popędziły przed siebie.
— Tego tylko brakowało! — zawołał Nick i pobiegł spowrotem. Buffalo Bill poszedł w jego ślady.
Gdy przybyli na miejsce, gdzie zostawili dyliżans Elmore’a i swych dwóch przyjaciół, nie zastali nikogo.
— Hickock i baron podążyli w ślad za dyliżansem — rzekł Buffalo Bill. — Gdy zdołają powstrzymać konie wrócą tu.
— Czekajmy więc.... — rzekł zrezygnowany Nick Wharton.
Po chwili nadjechali baron i Hickock. Pochwycili oni konie Hanka Elmore i przywiązali je do drzewa, a sami wrócili do swych przyjaciół.
— Schwytaliście go? — zapytał Dziki Bill.
— Widzisz przecież, że nie... — odburknął Nick.
— Czy rozmawiałeś z Verą Bright? — zapytał Buffalo Bill Hickocka.
— Tak. Opowiedziała mi wszystko. Benson to sprytny łotr. Przedefilował przed nami w tej sukni, a my, durnie, nie poznaliśmy go nawet.
— A ja, siedząc na koźle, nie wiedziałem nawet co się dzieje w moim dyliżansie! — rzekł Hank Elmore.
— Co teraz zrobimy Bill? — zapytał Nick.
— Będziemy go ścigali.
— Czy odnajdziemy ślady na tych skałach? — rzekł powątpiewająco Dziki Bill.
— Spróbujemy...
Nagle rozległ się znów tętent koni i Hank Elmore z przerażeniem rzucił się w kierunku dyliżansu. Konie, zbyt słabo przywiązane do drzewa, zerwały cugle i pędziły na oślep po kamienistej drodze. Elmore biegł po drodze, krzycząc z przerażenia. Wiedział on, że w dyliżansie została Vera Bright.
Dyliżans zniknął po chwili na zakręcie i dał się słyszeć przeraźliwy trzask. Widocznie pojazd zawadził o skałę i roztrzaskał się. Wszyscy myśleli, że artystce wydarzyło się nieszczęście, ale spostrzegli ją w chwilę później na drodze zdrową i całą. Vera Bright w porę opuściła dyliżans i kierowała się teraz w stronę naszych przyjaciół.
— Nie przejmuj się, Elmore — rzekł Buffalo Bill. — Weź jednego z naszych koni, pani Bright usiądzie za tobą i pojedziecie do miasta.
W kilka minut później Elmore i Vera Bright jechali w stronę Blossom Range, a wywiadowcy zabrali się do przeszukiwania okolicy. Rozsypali się w tyralierę i poczęli pilnie przeglądać każdą piędź ziemi.
W pewniej chwili z ust Nicka Whartona wydarł się okrzyk triumfu.
— Mam! — zawołał. — Trop!
Buffalo Bill pochylił się nad ziemią i wydał okrzyk zdumienia. Hickock i baron również zbliżyli się i spojrzeli na tajemniczy ślad.
— Do pioruna! — zawołał baron. — Nigdy jeszcze nie widziałem takich potwornych stóp. Przecież to raczej ślad szarego niedźwiedzia, niż człowieka...
— Nie wiedziałem, że szare niedźwiedzie spacerują w butach — rzekł z przekąsem Nick Wharton.
— Mówiłem w przenośni! — oświadczył urażony baron. — W każdym razie ten trop jest łatwy do odczytania.
— Spójrz, Buffalo — rzekł Nick. — Ten drab chodzi w sposób bardzo dziwny. Nie odrywa prawie stóp od ziemi lecz wlecze nimi, jakby był obarczony jakimś wielkim ciężarem.
— Możliwe, że to ciężar jego własnego ciała — odparł Buffalo Bill. — To musi być olbrzym.