Do W. Księstwa Litewskiego


Do Jana Du-Ponta Medycyny doktora Do W. Księstwa Litewskiego • Wybór poezyj • Liryków księga druga • Adam Naruszewicz Pieśń Ciarlatańska na Jarmarku
Do Jana Du-Ponta Medycyny doktora Do W. Księstwa Litewskiego
Wybór poezyj
Liryków księga druga
Adam Naruszewicz
Pieśń Ciarlatańska na Jarmarku

XII. Do W. Księstwa Litewskiego.
(Z okazyi uroczystéj Delegacyi z powinną Majestatowi rekognicyą i powinszowaniem ocalonego życia i zdrowia Jego Królewskiéj Mości).




.... Mihi robur in armis,
Pace probata fides ....
Claud.


Sławny z wieków narodzie, płodny w ludzie mężne,
Którego ni Lach zwalczył, ni Hordy potężne!
A jeśliś z orłem złączył zaszczyt swéj pogoni,
Serce-ś mu tylko schylił, nie schyliwszy broni.

Już węzłem uroczystym miłości i wiary
Spojony, niesiesz panu winnéj hołd ofiary;
Już przez usta swych synów powtórnym wyznaniem
Stwierdzasz, coś jednomyślnym zaprzysiągł obraniem.

Nowy dla ciebie tryumf, że w srogim odmęcie
Zaburzonéj ojczyzny, sam stojąc na wstręcie
Szturmom nieubłaganym, nie dałeś się zmylić,
Woląc, niźli się złamać, w złéj dobie uchylić.

Zawsze w zamysłach baczną postępując drogą,
Wiesz, że komu Bóg sprzyja, ludzie go nie zmogą.
Rzadkoś szabli, swych przodków trzymając się toru,
Dobywał bez pewności, składał bez honoru.

Przezorny w interesach wiesz, jakim kto duchem
Czyni, kto jest naczyniem, a kto pierwszym ruchem;
I że nigdy przez własnych królów utrapienia
Prawdziwego nie znalazł świat uszczęśliwienia.

Stąd za pierwszą pokoju i szczęścia zasadę
Biorąc zupełną płonnych potwarzy zagładę,
W silniejszą coraz z dobrym panem wchodzisz sforę:
Gdzie miru nie masz z głową, wszytkie członki chore.

Okazalszy to popis, choć w drobniejszym gronie,
Niż kiedyś, gdzie swe mętna Wisła pławi tonie,
Liżąc groźnym zakolem pod-Wolskie dzierżawy,
Króla wpośród radosnéj wykrzykiwał wrzawy.

Gdyście wespół i Prusy i Lachy pokrewne,
Roztoczywszy po błoniach proporce powiewne,
Snując się świetnym rojem wśród wesołéj fali,
Z godnych najgodniejszego swobodnie obrali.

Szacunek mu przedniego dowcipu i cnoty
Włożył na zacną głowę wieniec królów złoty.
Piękna znać się na ludziach, piękniejsza, mym zdaniem,
Kto swój wybór z wiernością złączył i kochaniem.

Taki, nie za marnego zysku przewodnikiem,
Lub prywatnych nadziei powabnym promykiem
Idąc, króla obierał i dał dowód jasny,
Że miał wzgląd na ojczyznę, nie interes własny.

Póki mu swym fortuna jaśniała obliczem;
Każdy chwalił, każdy bił czołem hołdowniczem.
Znajdziem tysiąc pochlebców w pośrzodku wesela:
Zła chwila prawdziwego stęplem przyjaciela.

Przeciwny los, jak złotu kamień daje probę;
W nim poznać, kto fortunę, kto kocha osobę:
Jeśli żalem myśl ściska, łzami zlewa lice,
W tym zyskowny, że w ludziach uczy znać różnicę.

Często wieczna opatrzność z niezbadanéj woli,
Najlepszym zdarza królom w przykréj jęczéć doli.
Nie każdy winien, który cierpi: czasów zbiegi
Szykują losów naszych odmienne szeregi.

W bezładnym z wieków domie, kędy nieobacznie
Wszytko się budowało słabo i opacznie,
Poznajem pierwszych jawnie architektów winy;
Ów zmylił, tego tłoczą niewinne ruiny.

Nie zajrzę wam marnego szczęścia, głowy dumne,
Którym stawią na klęskach losy ludotłumne
Buczne trony; a ucisk swoich i sąsiada
Krwią szkarłat, łzami berło zlane w ręce wkłada.

Jeśli was groźny postrach stem wojsk dzielnych broni,
Od mściwéj potomności pewnie nie zasłoni;
Spadnie z pochlebną maską bohatyr szczęśliwy,
A tyran się ukaże światu nieżyczliwy.

Pomyślnością traf często włada: i w katuszy
I w więzach blask odbija od szlachetnéj duszy.
Nienawiść ją potępia, złość czerni, czas dręczy;
Rozum usprawiedliwia, nieśmiertelność wieńczy.

Szczęśliwy, kto sumnienie biorąc za prawidło,
Nie daje się uwodzić zawiścią obrzydłą;
I biorąc, jak są rzeczy, każdą w swym szacunku,
Umie bacznie rozsądzać cnotę od trafunku;

Kto, czyli dzień jéj świeci, czy noc ciemna tłumi,
Inaczéj mówić, niżli rzecz każe, nie umié;
A gardząc brzydkim duchów przewrotnych niestatkiem,
Nie boi się być cnocie i w nieszczęściu świadkiem.

Takiego serca, Litwo, dałaś cne dowody,
Kiedy na odgłos pańskiéj strapiona przygody,
Rzucając wpośrzód trwogi siedliska domowe,
Niesiesz monarsze wiary oświadczenia nowe.

Jako ozdobny Fosfor na niebieskim szlaku
Gdy się w licznym ukaże jasnych gwiazd orszaku,
Cudniejszym miga ogniem, a za jego wodzą
Inne do oceanu pięknym szykiem wchodzą:

Tak na czele kolegów twa wymowa słynie,
Młodziuchny Tyszkiewiczu, mój wdzięczny Skuminie!
Kwiecie szlachty, honorem i krwie zacnéj losem,
Mile-ś pana przywitał i sercem i głosem.

Jeden z pierwotnych szczepów narodowéj młodzi,
Która pod kochającym Muzy królem wschodzi,
Dałeś dowód, co zawsze pierwszym jego celem,
Żeś i dobrym jest mówcą i obywatelem.

Za Wilnem, z równie pierwszym miłością szacowną,
Idą Troki, Oszmiana, Wiłkomierz i Kowno,
Więc i Żmudź ze Smoleńskiem, i Bracław z Upitą,
I Słonim swą oświadcza wierność znakomitą.

Nie daje się uprzedzić i od rybnéj Piny
Zacny naród, i kędy przez Mińskie równiny
Kręta się wije Świsłocz, i zazdrością godną
Tuż za bracią Starodub i Mścisław i Grodno.

W waszych rękach uprzejme pozostałéj braci
Chęci widząc król dobry, hojnie przeszłe płaci
Troski miłym wspomnieniem; że przy waszéj wierze
Jeszcze nam zły wróg wszytkich nadziei nie bierze.

Trwajcie w szczeréj ku panu miłości; wszak zgody
Najsłabsze stoją węzłem spojone narody:
A co z nim zawsze płyniem w nierozdzielnéj łodzi,
Szczęściem jego i nasza dola się osłodzi.
1772, V, 299 — 308.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Naruszewicz.