Do moich współziomków

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Trembecki
Tytuł Do moich współziomków
Pochodzenie Klejnoty poezji staropolskiej
Redaktor Gustaw Bolesław Baumfeld
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1919
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
STANISŁAW TREMBECKI.
DO MOICH WSPÓŁZIOMKÓW.

Mądry Polak po szkodzie, — już były te szkody!
Dziś na nas obrócony wzrok mają narody:
Lub nasz rządnych, przezornych, czynnych świat pochwali,
Lub nad chcącymi zguby nikt się nic użali!
Nigdy dobrańszych posłów nie miała Warszawa,
Ich cel — ojczyzny dobro, ich nagroda — sława!
Ale, jeśli na sporach czas wycieńczą marnie,
Jeśli wzgląd osobisty serca ich ogarnie,
Jeśli granic obrony silnej nie wyznaczą,
Jeśli jeszcze i tacy na swe zyski baczą,
Jeśli ta góra wielka śmieszną myszkę zlegnie:
Już mnie o szczęściu Polski nadzieja odbiegnie.
Kto pragnie pospolite opatrzyć pożytki,
Nieprzyzwoite smutnym niech wytępi zbytki!
Gną się stoły pod srebrem, w galonach lokaje,
Tłoczą nam sok Bachusa Hotentotów kraje,...
A bracia nieobronni w srogiej jęczą doli,
Wolność nasza na obcej gruntuje się woli.
Ojczyzna uszczerbiona! O sławo! po tobie
W najgrubszej by nam chodzić przystało żałobie!
Niech wzgardza obywatel te kosztowne szaty,
Te zgraje służebników, ten pozór bogaty!....
Nieludzko nas odarli opiekuni srodzy:
Nie udajmy bogaczów, kiedyśmy ubodzy!
Jedni frantostwem, drudzy przez użycie wiosła,
Inni dostatki ciągną z handlu i rzemiosła:
My, na środku żelaznej wychowani ziemi,
Umiemy kuć oręże, zręcznie władać niemi.
Można z żelazem w ręku zniżyć krytych złotem,
Więcej krwią w roku nabyć, niż ci w sto lat potem.
Póki u młodych orląt dziób jest niedojrzały,
Póty ich baczny ojciec nic puszcza ze skały;
Ale, gdy jego dziatwie z kończącą się wiosną

Dłuższe pióra stężeją i szpony odrosną,
Sam ich uczy lot śmiały czynić nad obłoki,
Niebezpieczeństwem gardzić, rzucać się na smoki
Póki nas oszpecały gnuśność, zdania gminne,
Obrzydliwe pijaństwo, przesądy dziecinne, —
Wpośród mocarstw ogromnych zamknięci, jak w matni,
Do dania im odporu nic byliśmy zdatni.
August raczył powszechniej światło rozprowadzić
I myśleć nas nauczył i potrzeźwu radzić;
I ta jest między nami najdzielniejsza młodzież,
Co nosiła wojenną jego szkoły odzież.
Tworzy nam w sercach siłę, do męstwa zachęca,
Do obrony ojczyzny nadgrodami znęca....
Ku broni kierowany, żeby duch nie stygnął,
August naszego posąg bohatera dźwignął.
Między starożytnymi archiwów zaszczyty
Stał obraz Aleksandra, przez Lizypa ryty;
(idy w jego rozważaniu Cezar się zatopił,
Szlachetnie zawistnemi lice łzami skropił,
Bogdaj podobna zawiść w nas była widziana!
Idźmy ten uczcić posąg walecznego Jana,
A przed nim na dobyte przysiążmy pałasze
Za niepodległość kraju łożyć gardła nasze!

(Około 1700 r.)[1]





  1. Do moich współziomków. Poemat ten rozpoczyna w naszej antologji szereg poezji z okresu Wielkiego Sejmu, poświęconego zmianie konstytucji (1788—1791).
    Jeśli ta góra wielka śmieszną myszkę zlegnie — używany jako przysłowie zwrot łacińskiego poety, znaczy tyle, co: „z wielkiej chmury mały deszcz“; August raczył powszechniej światło rozprowadzić — zasługi Stan. Augusta dla oświaty i kultury są niezaprzeczone (w okresie tym powstały: Komisja Edukacji Narodowej, Towarzystwo ksiąg elementarnych: zreformowano Akad. Krakowską i t. d.): Wojenną jego szkoły odzież — „szkoła rycerska“, założona przez Stan. Augusta. W niniejszym wierszu charakterystyczne jest (między innemi), że pocta ten szybko wpada w ton panegiryku dla króla.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Trembecki.