[168]FRANCISZEK DYJONIZY KNIAŹNIN.
MATKA OBYWATELKA.
Śpij, moje złoto! — śpiewała,
Kołysząc matka swe dziecię —
Śpij, moja nadziejo cała,
Moje ty życie!
Usnęło; słabe niebożę
Dosyć się, dosyć spłakało;
Po płaczu lepiej też może
Będzie mi spało!
Dziecię! O, wieleż to biedy
Matczyna znieść musi głowa,
Nim się pociecha jej kiedy
Z ciebie wychowa!
Wieleż ja z czasem odbiorę
Miłej mi za to wdzięczności,
Gdy z ciebie uznam podporę
Mojej starości;
[169]
Gdy więc i sercem i głową
Nie dasz prodkować nikomu,
Przydając coraz cześć nową
Dla twego domu;
Gdy się kraj cały zdumiewać
Nad każdym twej cnoty czynem,
A sława będzie mi śpiewać,
Żeś moim synem!
Któż wie, co jeszcze być może?...
Ach! sztylet serce przenika,
Poczwara jakaś (o Boże!)
Staje mi dzika:
Może to nikczemnik jaki,
Co ma swe imię znieważyć
Lub na postępek wszelaki
Niecnoty zażyć?
Wstydu on mego przyczyna,
A może i śmierci jeszcze,
Gdy ujrzę niewdzięcznym syna,
Którego pieszczę?
Ojczyzny zdrajca i zbrodzień,
Może krew braci rozleje?
Ach! serca mego niegodzien!
Cała truchleję!...
Tażby nagroda i ta mi
Pociecha z ciebie być miała?...
— Rzekła i oczy swe łzami
Gorzko zalała. —
(Około 1780 r.)