Doktór Muchołapski/XXXIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Doktór Muchołapski |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1892 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Julian Maszyński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Trzydzieści mil na minutę. W krainie śniegów.
Wątpię, czyś kiedy zastanawiał się nad zdumiewającą szybkością lotu niektórych ptaków.
Gołębie np. pocztowe ścigać się mogą z pociągami pośpiesznemi, a jaskółki przelatują po 150 kilometrów w jednej godzinie.
Co teraz powiesz, gdy usłyszysz, że ze stworzeniami chodzącemi z wiatrem w zawody zwycięzko rywalizują nietylko pszczoły, muchy, ale nawet ciężkie i niezgrabne chrząszcze.
Wyglądając raz okienkiem kuryerskiego pociągu, zdumiałem się na widok trzmiela, który przez pół minuty towarzyszył nam, uwijając się w blizkości. To samo zdarzyło mi się zauważyć na muchach. Jeśli weźmiemy pod uwagę mocną zygzakowatą linię lotu obserwowanych owadów, musimy dojść do przekonania, że bezwzględną szybkością przewyższają one rączość lokomotywy.
Co się tyczy ważek, słynny Leeuwenhoek był raz świadkiem wyścigów ważki z jaskółką w zamkniętym, obszernym budynku. Przez całą godzinę trwała zawzięta gonitwa, obie istoty bez odpoczynku w gwałtownych, a zręcznych zwrotach pruły powietrze i hyżej jaskółce nie udało się pochwycić zdobyczy.
Po tem co tu powiedziałem zrozumiesz, że czteroskrzydły pegaz unosił nas faktycznie z szybkością znacznie przewyższającą bieg najpośpieszniejszych pociągów kolei żelaznej, ale nie będziesz miał jeszcze właściwego wyobrażenia o względnej szybkości tej podróży. Dopiero gdy porównasz drobność ciał owadzich z wielkością ptaków, zrozumiesz, że lot naszej ważki wielokrotnie przewyższał lot ptaków: Łatwo nawet obrachować ten stosunek.
Jeśli np. koń zwyczajny ubiega w pewnym czasie 100 łokci, to koń dziesięć razy mniejszy, przy tejże samej ilości kroków, ubiegłby tylko 10 łokci, zaś sto razy mniejszy konik zaledwie jeden łokieć. Jeśliby się tedy zdarzyło, że taki sto razy mniejszy koń biegłby razem z dużym, dowodziłoby to, że posiada sto razy większą hyżość.
Stosując tę zasadę do owadów, zrozumiemy, że trzmiel, ścigający się z jaskółką, faktycznie jest od niej bystrzejszym o tyle, o ile mniejszym.
Stosując tę samę zasadę do naszej ważki, a raczej do jej przypadkowych jeźdźców, nie minę się z prawdą, twierdząc, że szybkość, z jaką pruliśmy powietrze, przenosić musiała 30 mil naszych na minutę!!! Dziw doprawdy, że pęd powietrza nie udusił nas w tak szalonym biegu. Zdaje mi się, że nawet w XXI‑m wieku nasi pra‑pra‑wnukowie nie będą prędzej szybować na swoich udoskonalonych „błyskawicznych balonach.”
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Niesłychana i nieporównana szybkość lotu owadów nie ilustruje jeszcze dostatecznie siły tych istot zadziwiających. Ścisłe obrachowania przekonały, że owady w ogóle wykazują w locie znacznie mniej siły aniżeli w chodzeniu i ciągnieniu.
Na tym punkcie wszystkie kręgowe stworzenia najlżejszego nawet porównania z niemi nie wytrzymują. Koń np. ważący 600 kilogramów wyciąga ciężar 400 kilogramów na dynamometrze. Porównawszy z nim chrabąszcza (Melolontha vulg.) przekonamy się że w tych samych warunkach uciągnąłby on 8,400 kilogramów to jest 14 razy tyle, ile sam waży. Szczypawka (Carabus auratus) pociągnie ciężar 17 razy większy od własnej wagi, chrząszczyk Lesz (Nebria brevicollis) — 20 razy! Orszoł (Trichius fasciatus) 41 razy, Rzęsielnica (Donacia nymphaea) 42 razy. Gdyby ostatnia była wielkości konia, mogłaby uciągnąć 25,000 kilogramów t. j. 62,000 funtów.
Wogóle zaważono, że mniejsze owady są stosunkowo silniejsze, od dużych, a nawet w jednej i tej samej rodzinie te gatunki są silniejsze, które są mniejsze i lżejsze. Nadzwyczajna ta siła owadów nie polega na większej obfitości muskułów w porównaniu ze zwierzętami kręgowemi, ale głównie na większej ich kurczliwości.
Trudno określić, jak długo pruliśmy powietrze. Było tego może 3 lub 4 minuty, a mnie się zdawało, że chyba na kraj świata zalecimy. Sekundowe przystanki, jakie robił nasz pegaz, pozwoliły mi przekonać się, że jesteśmy bardzo wysoko — i daleko od doliny Białej Wody!
Pod nami piętrzyły się nagie tatrzańskie turnie, dzikie przełęcze i doliny, zasypane głazami. Tu i owdzie czerniło się lustro jeziora i błyszczały szmaty nigdy nie topniejącego śniegu.
Przy nagłych zwrotach ważki, szalona jazda groziła lada chwila upadkiem. Jeszcze chwila, a zmęczone ręce nie utrzymają podwójnego ciężaru. Skóra cierpła na samo przypuszczenie upadku z tej wysokości.
Nagle żywa lokomotywa poczęła się opuszczać i po chwili znaleźliśmy się blizko ziemi. Rozróżniałem każdy odłam skały, każdą plamę porostu. Otucha napełniła me serce. Ważka zapewne usiądzie i osuniemy się bez szwanku na ziemię, ale nagle rabuś tatrzański ujrzał zdobycz i rzucił się jak strzała. Zaświszczało w powietrzu, ręce moje puściły i spadłem. Plecami uderzyłem o szlachetną postać lorda Puckinsa. W oka mgnieniu zerwałem się na równe nogi i powiodłem wzrokiem dokoła. Było biało.
Odosobnieni od świata niebotycznemi grzbietami granitów, znajdowaliśmy się na polu śniegowem...
Co za dziwna przemiana! Z krainy lata, bujnej roślinności i wonnego kwiecia w parę minut losy przeniosły nas niby do strefy podbiegunowej, do krainy wiecznej zimy.
∗
∗ ∗ |
No! teraz przynajmniej uwolnisz mię Wuju od słuchania ciągle o owadach — szepnąłeś sobie, rozumiejąc, że śniegi wolne są od tej plagi. Ale niestety, jeśliś żywił takie nadzieje — żałuję cię, boś się zawiódł. Zimowy świat owadów mógłby cię więcej zaciekawić aniżeli letni. Muszę ci choć ogólnikowo powiedzieć co w ogóle owady robią podczas czterech lub pięciu zimowych miesięcy? Wszak w lecie sześcionogi są liczne jak piasek w morzu — w zimie ich nie widać, a jednak na drugi rok znowu aż się roi od wszelakiego robactwa. Co się z niemi w zimie dzieje? Historya bardzo prosta. Owady dojrzałe, podobnie jak większość roślin, są jednoroczne, więc też prawie wszystkie z nastaniem mrozów giną bez ratunku.
Za to owady zaskoczone od zimy w innych stadyach życia — umieją sobie radzić. Jakkolwiek największa część zimuje w stanie jajeczka, to jednak mnóstwo chrząszczy, much, pszczół i t. p. oczekuje wiosny w randze poczwarki, ukryta w szparach skał, w pniach drzew, pod kamieniami we mchu, albo głęboko w ziemi.
Nie tylko poczwarki, ale nawet są liszki, urągające mrozom, co jest naprawdę dziwnem, bo przecież potrzebują one jeść, jeść i jeść bezustannie[1].
Nareszcie jest więcej niż powszechnie mniemają zuchów, które w dojrzałym wieku umieją przetrzymać zabójczy okres. Z pomiędzy samych motylów, znamy więcej niż setkę gatunków, zimujących w odrętwieniu. Rzecz prosta, że większość śmiałków pada ofiarą mrozów, ale wytrwalsze, ciągną dalej życie, przerwane długim snem letargicznym.
To odnosi się do owadów, dla których zima jest złem koniecznem. Jest jednak wcale pokaźna ilość sześcionogów, czujących się w swoim żywiole dopiero w zimie, na śniegu.
Do takich należy dość pospolity Zimień (Trichocera). Piękny ten komar pojawia się w późnej jesieni lub w zimie i żyje tylko do wiosny. W naszym kraju przebywa kilka jego gatunków. Do podobnych amatorów należy inny nadzwyczaj ciekawy komar Chionea (Chionea araneoides). Kosmaty ten owad o długich i cienkich nogach, żyjący na zmarzłym śniegu, odznacza się brakiem skrzydeł i na pierwszy rzut oka niezmiernie podobny jest do pająka.
Skoczogony (Podura nivalis) również masami całemi można spotykać pod koniec zimy, skaczące niby pchły po śniegu. Szczególniej lubią się zbierać w tropach, jakie na śniegu zostawiają zwierzęta i ludzie.
Pośnieżek czyli Zimołka (Boreus hiemalis) owad żyłkoskrzydły, blizko pokrewny Wojsiłce, uwija się tylko w zimie — zaś na lato, szczelnie zasklepiony oczekuje rychło mrozy i śniegi pozwolą mu użyć rozkoszy życia.
Tak to różnemi drogami prowadzi natura do tych samych celów!