Droga do Raju
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Droga do Raju |
Pochodzenie | Dekameron |
Wydawca | Bibljoteka Arcydzieł Literatury |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Współczesna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Gdy Filomena, opowiedziawszy swoją historję, zamilkła, Dioneo stosownemi słowy pochwalił bystrość jej dowcipu, a także i jej modlitewne westchnienie przy końcu. Królowa, spojrzawszy z uśmiechem na Pamfila, rzekła doń:
— Teraz ty, Pamfilo, uracz nas jakąś wesołą opowieścią.
Pamfilo oświadczył gotowość swoją i tak zaczął:
— Siła jest takich ludzi, co to nie szczędząc wysiłków, aby się do raju dostać, nie spostrzegają, że wprowadzają tam miast siebie innego; tak właśnie rzecz się miała niedawno z parą naszych współziomków, o czem wam zaraz opowiem.
Według tego, co słyszałem, niedaleko od San Brancazio mieszkał pewien zacny i bogaty człek, Pucciem di Rinieri zwany, który nabożnym będąc, wkrótce sprawom zbawienia całkiem się oddał, stał się tercjarzem w zakonie Św. Franciszka i bratem Puccio zwać się począł. Ponieważ żadnej rodziny nie miał, a cały dom jego składał się jeno z żony i jednej służącej, więc zbytnich trosk nie zaznając, mógł skłonności swojej zadość uczynić i cały wolny czas w kościele spędzać. Jako człek gruby i na umyśle tępy, klepał modlitwy, na kazania chodził, godzinki śpiewał i mszy słuchał, a jak słuchy chodziły, także do liczby biczowników należał. Żona jego, madonną Isabettą zwana, młoda jeszcze białogłowa, około trzydziestu lat licząca, była osobą piękną, świeżą i krągłą, jak jabłuszko. Z przyczyny zbytniej nabożności męża, a także podeszłych lat jego, musiała nieraz dłuższy post zachowywać, aniżeliby tego pragnęła. Gdy chciała już spać albo nieprzystojne harce z mężem swym czynić, ów opowiadał jej o męce Chrystusa, o pokucie Magdaleny lub o kazaniach brata Anastazego.
W owym czasie powrócił z Paryża pewien mnich, należący do klasztoru w San Brancazio, Don Felice zwany. Był to człek młody, wielce urodziwy, a do tego mądry i głęboko uczony. Brat Puccio zaraz z nim w stosunek bliskiej przyjaźni wstąpił. Mnich rozwiązał wszystkie jego wątpliwości, a poznawszy jego naturę, zapragnął wydać mu się człekiem świętobliwym. Brat Puccio wprowadził go do domu swego i nieraz go na wieczerzę zapraszał. Don Felice, ujrzawszy urodziwą i pulchną białogłowę, dorozumiał się zaraz, czego jej brakować musi, dlatego też postanowił w imię miłości Chrystusa uwolnić brata Puccia od trudu i wziąć go na barki własne. Jął więc rzucać na młodą białogłowę znaczące spojrzenia i, przyłożywszy się pilnie do dzieła, tyle sprawił, że podobną żądzę do tej, jaką sam uczuwał, i w niej zapalił. Spostrzegłszy to, skorzystał z pierwszej nadarzonej sposobności, aby się z żoną brata Puccia porozumieć. Chociaż znalazł ją w dobrem ułożeniu i gotową do sprawienia mu przyjemności, przecie nie mógł się tego od niej dobić, aby mu naznaczyła spotkanie gdzieś poza swoim domem. W domu zasię nie podobna było nic uczynić, brat Puccio bowiem nie zwykł był nigdy wyjeżdżać. Wszystko to wielce mnicha martwiło. Wreszcie przyszedł mu do głowy fortel, dzięki któremu spodziewał się, że będzie się mógł cieszyć do woli wdziękami Isabetty w jej domu, bez obudzenia podejrzeń w duszy brata Puccia.
Pewnego razu, gdy brat Puccio go odwiedził, rzekł doń:
— Już nieraz spostrzegłem, bracie Puccio, że jedno tylko pragnienie żywicie: zbawienia dostąpić. Zdaje mi się jednakoż, że zbyt długą drogą do tego celu zmierzacie. Przecie istnieje i inna droga, znacznie krótsza, którą kroczy papież i wysocy dostojnicy kościoła. Coprawda, nie chcą oni drogi tej ludziom ukazywać, bowiem stan duchowny, żyjący z jałmużny wiernych, za wskazywanie im ścieżki do nieba, wielceby na tem ucierpiał. Ponieważ jednak jesteście moim przyjacielem, dla którego wiele wdzięczności za okazywane mi względy żywię, dlatego też odkryję wam tajemnicę.
Brat Puccio, pełen ciekawości, jął go prosić i nastawać na niego, aby mu wskazówek potrzebnych udzielił, zaręczając i klnąc się na wszystkie świętości, że nikomu o tem ani słowa nie powie i że sam zaraz do najsurowszej przystąpi pokuty.
— Dobrze więc — odparł mnich — skoro mi tak uroczyście milczyć przyrzekacie, dam wam stosowne pouczenia. Jak wam wiadome jest, Ojcowie Kościoła twierdzą, że ten, kto chce zbawienia dostąpić, winien następującą pokutę odbywać. Zrozumcie mnie jednak dobrze! Nie twierdzę ja, że po tej pokucie zupełnie grzesznikiem być przestaniecie, ale jeno, że wszystkie winy, popełnione do chwili pokuty, odpuszczone wam zostaną.
Te błędy, zasię, w które popadniecie po jej odprawieniu, nie będą wam policzone ku potępieniu, przeciwnie, odrobiną wody święconej zmyć się dadzą.
Przedewszystkiem więc, chcąc odprawić pokutę, musicie się szczerze i należycie wyspowiadać, później zasię należy zacząć post i życie wstrzemięźliwe, które ma trwać dni czterdzieści; w tym czasie niewolno wam tknąć swojej żony, ani żadnej innej białogłowy. Krom tego, musicie znaleźć w swoim domu miejsce odosobnione, gdzie pozostając, moglibyście przez całą noc w gwiaździste niebo się wpatrywać. Udacie się tam późnym wieczorem i narychtujecie sobie długi stół, tak wysoki, abyście stojąc, lędźwiami o niego opierać się mogli.
Położycie na stół swoje ramiona, przyjmując postawę Ukrzyżowanego, możecie się przytem rękoma za dwa kołki uchwycić. W tej postawie, patrząc w niebo i najmniejszego poruszenia nie czyniąc, pozostaniecie aż do jutrzni. Gdybyście byli uczeni w piśmie, dałbym wam modlitwy, które w czasie pokuty odmawiać należy, ponieważ jednak czytać nie umiecie, musicie tedy odmówić trzysta razy Zdrowaś Maryja i tyleż razy Ojcze Nasz. Przez cały ten czas będziecie patrzyli w niebo i nieustannie myśleli o tem, że Bóg stworzył ziemię i niebo, uprzytamniając sobie również mękę Zbawiciela. Gdy na jutrznię zadzwonią, odejdziecie i, jeśli wola, rzucicie się w ubraniu na łoże i zaśniecie. Rankiem musicie jeszcze udać się do kościoła, wysłuchać trzech mszy i odmówić z pięćdziesiąt Ojcze Nasz i tyleż Zdrowaś Marja. Potem wolno wam będzie zająć się swemi sprawami i obiad zjeść. Jednakże, w porze nieszporów znowu powinniście pójść do kościoła i tam odmówić kilka pacierzy, których was zaraz nauczę, a bez których obejść się nie lza. Za nadejściem wieczoru odnowa pokutę rozpoczniecie.
Ja sam kiedyś wszystko to czyniłem, dlatego też jestem upewniony, że zanim do końca pokuty dojdziecie, uczujecie rozkosz wiecznego zbawienia.
— Praktyki te nie wydają mi się zbyt uciążliwe i długotrwałe — odparł brat Puccio — i myślę, że im łatwo sprostam; z pomocą Boską zacznę pokutę jeszcze w tę niedzielę.
Przyszedłszy do domu, opowiedział o wszystkiem, za zezwoleniem mnicha, swojej żonie. Ta dorozumiała się zaraz, w jakim celu mnich rozkazał mu, nie drgnąwszy, przez całą noc pokutować. Znalazłszy ten fortel wcale udatnym, rzekła, że wielce rada będzie zawsze z wszystkiego, co on za użyteczne dla zbawienia duszy swojej uzna. Żeby zaś Bóg łaskawie tę jego pokutę przyjął, gotowa jest z mężem post podzielić, innych prywacyj na się nie biorąc.
Gdy nadeszła niedziela, brat Puccio pokutę swoją rozpoczął, mnich zasię, ułożywszy się z Isabettą, prawie każdego wieczora do niej się zakradał, nie będąc przez nikogo widziany. Przynosił z sobą przednie potrawy i wina; po spożyciu wieczerzy, kładli się do łoża i figlowali aż do jutrzni; o tej godzinie mnich odchodził, a brat Puccio do łoża powracał. Ponieważ jednak miejsce pokuty brata Puccia oddzielone było tylko cienkiem przepierzeniem od komnaty jego małżonki, zdarzyło się tedy, że gdy mnich zbyt tęgo panią Isabettę tarmosił, zdało się pokutnikowi, że trzeszczą wszystkie krokwie w komnacie.
Odmówił już był sto Ojcze Naszów, a gdy do sto pierwszego miał się zabierać, zapytał: —
— Na miłość Boską, moja żono, co tobą tak rzuca?
Wielce żartobliwa białogłowa, która zapewne dosiadała właśnie rumaka świętego Benedykta, czy świętego Jana Gwalberta, odparła:
— Na mą duszę, mężu drogi, przewracam się, jak tylko mogę!
— Jakto przewracasz się? Co chcesz powiedzieć przez to?
— Jakże się możesz jeszcze pytać o to? — odrzekła Isabetta, ledwo hamując się od śmiechu (a było, wierę, śmiać się z czego). Zaliżem cię nie słyszała, mówiącego tysiąc razy: „Kto się cały dzień przepości, nie ma w nocy spokojności“.
Brat Puccio, uwierzywszy, że żona, wskutek długiego postu, zasnąć nie może i dlatego tak na łożu się przewraca, rzekł do niej dobrodusznie:
— Prosiłem cię nieraz, żono, abyś postów zaniechała, aleś mnie się posłuchać nie chciała. Proszę cię, staraj się teraz zasnąć, bowiem tak się na łożu rzucasz, że je całe na drzazgi porozbijasz.
— Nie troskaj się o to, miły mężu — odparła białogłowa — wiem, co czynię. Bacz na siebie, abyś dobrze czynił, ja zaś w miarę sił moich będę się starała, aby jeszcze lepiej czynić.
Puccio zamilkł i znowu do modlitw swoich przystąpił. Isabetta i mnich jeszcze tej nocy narychtowali sobie w drugim kącie komnaty łoże, w którem z radością harcowali, w czasie pokuty brata Puccia. O jutrzni mnich wychodził, białogłowa do małżeńskiej łożnicy powracała, a wkrótce i brat Puccio przybywał. Gdy więc brat tym kształtem pokutę odprawiał, Isabetta nieraz żartobliwe do mnicha mawiała:
— Zadałeś mężowi pokutę, dzięki której my już raju zażywamy.
Isabetta tak przywykła i tak zasmakowała w strawie, którą ją mnich obdarzał (trza wiedzieć, że mąż oddawna w poście ją trzymał), że nim pokuta brata Puccia do końca dobiegła, znalazła sposób pożywiania się poza domem. Folgowała swoim chuciom w tajności i bez przeszkód.
Zważcie, że ostatnie słowa mojej opowieści wcale pierwszym nie przeczą, brat Puccio bowiem, mniemając, że przez ciężką pokutę dostanie się do raju, pokazał doń drogę mnichowi i żonie swojej, która w nieustannej potrzebie żyła, póki się nad nią mnich nie ulitował.