Duch pogrzebanego (Wójcicki, 1922)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Władysław Wóycicki
Tytuł Duch pogrzebanego
Pochodzenie Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe
Wydawca Zakłady Graficzne Wiktora Kulerskiego (Gazeta Grudziądzka)
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Grudziądz
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Duch pogrzebanego.

Szedł drogą do miasta żak ubogi i spotkał pod murami bramy ciało zmarłego człowieka, nie pochowane, potrącane nogą przechodniów. Nie wiele miał w mieszku, ale dał z chęcią na pogrzeb, by nań nie pluto i nie rzucano kije. Pomodlił się nad świeżo wysypaną mogiłą i poszedł dalej w świat wędrować.
W dębowym lesie sen go zmorzył; a gdy się zbudził, z podziwem zobaczył pełne kieszenie złota. Dziękował niewidomej dobroczynnej ręce i przyszedł nad wielką rzekę, gdzie się przeprawiać potrzeba było. Dwaj przewoźnicy ujrzawszy pełne kieszenie złota, wzięli go w łódkę i na samym wirze, odebrawszy złoto, utopili.
Gdy bezprzytomnego unosiły wały, przypadkiem pochwycił deskę i za jej pomocą, wypłynął szczęśliwie na brzeg. Nie była to deska, ale duch pogrzebanego i temi doń przemówił słowy: — »Uczciłeś moje zwłoki pogrzebem; dziękuje ci za to! Na znak wdzięczności, nauczę cię jak się przemienić można w wronę.« Tu go nauczył zaklęcia. »Oto masz list do mego rodzonego brata, on cię nauczy przedzierzgnienia w zająca i sarnę.«
Żak nauczony zaklęć, z łatwością mógł się przemienić we wronę, zająca i sarnę. Wędrował długo, wędrował daleko, aż powędrował na dwór możnego króla, gdzie został strzelcem nadwornym. Król ten miał córkę nadobną; ale ta mieszkała na wyspie niedostępnej i zewsząd oblanej morzem. Mieszkała w miedzianym zamku, a miecz miała taki, że kto nim machnął, największe wojska zwyciężał. Właśnie nieprzyjaciele naszli granicę onego króla, zapotrzebował i zapragnął zwycięzkiego miecza! Lecz jakże go otrzymać, gdy nikt się dotąd jeszcze nie dosiał na wyspę samotną!
Ogłosił przeto, że ktokolwiek miecz zwycięzki od królewnej przyniesie, nie tylko, że jej rękę otrzyma, ale i tron po nim osiędzie.
Nikt nie był tak śmiały; aż żak wędrowny, a teraz strzelec nadworny Maje przed królem, oświadcza gotowość, prosi o pismo, by na ten znak, królewna oręż wydała.
Zdziwili się wszyscy, a król powierzył mu pismo do swojej córki. Poszedł do lasu, nie wiedząc wcale, że drugi strzelec nadworny za tropami jego śledzi.
Zrobił się naprzód zającem, a potem sarną i leciał prędko i żwawo: ubiegł drogi już nie mało, aż nad brzegiem morza staje. Wtedy zamienił się w wronę i przeleciał wody morza, a nie spoczął, aż na wyspie.
Wszedł do zamku miedzianego; pięknej królewnie oddaje pismo od ojca i prosi, by mu miecz zwycięzki dała.
Piękna królewna na Strzelca patrzy. Ujął jej serce od razu. Pyta ciekawie, jakim sposobem mógł się dostać do jej zamku, co oblany zewsząd wodą, stopy ludzkiej nie dowidział?
Wtedy strzelec opowiedział, że znał tajemne

I staje przed nim on duch znajomy.


zaklęcia, któremi zmienić się może w sarnę, zająca i wronę. Piękna królewna prosi więc Strzelca by się w jej oczach zamienił w sarnę. A gdy się zrobił wysmukłą sarną i począł się łasić i skakać, królewna skrycie z samego grzbietu wycięła mu kosmyk sierci. Kiedy się znowu w zająca zamienił, z podniesionemi słuchami skakał, królewna skrycie z samego grzbietu wycięła mu sierci trochę. A gdy się zrobił czarną wroną, zaczął podlatywać w komnacie, ze skrzydeł ptaka królewna skrycie wyrwała po kilka piórek.
Wnet napisała pismo do ojca i oddała miecz zwycięzki. Żak miody wroną przeleciał morze, biegł potem sarną nie mało drogi, aż blisko lasu, zającem skacze.
Zdradliwy strzelec już tam czatował, widział kiedy się zamienił w zająca i poznał teraz Naciągnął łuku, wypuścił strzałę — zabił zająca. Wyjął mu pismo i miecz odebrał: poszedł do zamku, królowi pismo i miecz zwycięzki oddaje, lecz zarazem spełnienia obietnicy danej żąda.
Król radością uniesiony, zaraz przyrzeka rękę córki; wsiadł na konia i z tym mieczem przeciw wrogom jedzie śmiało. Ledwie dojrzał ich sztandary, machnął silnie kilka razy, a na cztery strony świata. Za każdym zamachem miecza, szeregi wrogów trupem upadły, a drugie trwogą przejęte, jak zające uciekały.
Wraca wesół ze zdobyczą i sprowadza piękną córkę, by strzelcowi, co miecz przyniósł, oddał za małżonkę.
Sprawiono ucztę. Już brzmią grajkowie, cały zamek świeci jasno. Lecz królewna zasmucona, siedzi obok Strzelca zbójcy; poznała zaraz, że nie ten wcale, którego widziała w zamku, ale nie śmiała ojca zapytać, gdzie tamten dorodny strzelec; płakała tylko wiele, a skrycie do tamtego serce biło.
A on żak biedny, w zajęczej skórce, leżał zabity pod dębem, leżał rok cały. Aż jednej nocy czuje się zbudzon ze snu mocnego. I staje przed nim on duch znajomy, którego ciało pogrzebał. Ten mu przygody jego powiedział, wrócił do życia i mówi:
»Jutro już królewnej zaślubiny: spiesz więc do zamku co prędzej, ona cię pozna, pozna i strzelec, co ciebie zabił zdradziecko.«
Młodzieniec zerwał się żywo, idzie do zamku z bijącem sercem, wchodzi do wielkiej komnaty, gdzie liczni goście jedli i pili. Piękna królewna wnet go poznała: krzyczy z radości i mdleje, a strzelec zbójca, skoro go dojrzał, zbladł ze strachu i zzieleniał.
Wtedy młodzian opowiedział zdradę strzelca i morderstwo; a, by słowom dał świadectwo, w obec wszystkich zgromadzonych zrobił się wysmukłą sarną i począł się królewnie łasić. Ta mu sierć uciętą w zamku na grzbiet sarny przyłożyła, a sierć zaraz przyrosła. Znów zamienił się w zająca i podobnie sierć ucięta, którą królewna schowała, za dotknięciem wnet przyrosła Wszyscy patrzą zadziwieni, aż się młodzian zrobił wroną. Królewna dobyła piórek, co z skrzydeł w zamku wyrwała, a piórka zaraz przyrosły.
W on czas stary król rozkazał, aby strzelca zbójcę stracić. Wywiedziono cztery konie. A były to wszystko dzikie. Przywiązano ręce i nogi, popędzono biczem konie; a te, za jednym podskokiem rozszarpały zdrajcę strzelca.
Młodzieniec otrzymał rękę młodej i gładkiej królewnej. Cały zamek jaśniał świetnie: pili, jedli z wesołością; a królewna nie płakała, bo jak chciała, tego miała.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Władysław Wóycicki.