[426]Duma domatorska.
Miła wiosko, wdzięczne sady,
Lasy, stawy, bez zawady
Sąsiada dogryźliwego
I kredytora przykrego.
[427]
Cieniu miły, wdzięczny cieniu
Choć przy mierném dobrem mieniu.
Tak się tobą kontentuję
W tobie wielki pokój czuję,
Że w pokoju mam, co żuję.
Trochy zażywam w skromności,
Swoim żyję bez zazdrości.
Gdy jem z folwarku kapłona
Ognisk pańskich za nic łona,
Za nic dziki lub złocone,
Za nic potazie zmyślone.
Zdrowsza własna flaszka wina
I prawdziwsza po niéj mina.
Niż tokajka, co nią truje
Ów, co fortuny muruje,
Ów, co stawia galarety,
Chcąc napełniać swe sepety,
Lubo z sejmów lubo z cnego
Trybunału zaprawnego.
I mnie nie trzymają mury
Nie gabinetowe sznury
Nie niedola ani wczasy
Ale nowych figlów czasy
Machiawelskie wykręty,
Na publikach jak okręty
Płynące do portu tego,
Który jest Charonta złego.
Bronią mi powywracane
Statuta przodków, pisane
Cnotą, i owe dekrety
Co za nie noszą telety.
Niechże insi złotą liczbę
Liczą, niechaj idą w ciżbę
Do kontraktów zakazanych
I honorów ztargowanych;
Ja sam siedzę przy téj niwie,
Która nienabyta chciwie
Nie siedzącemu za stołem,
Ani władnącemu kołem
Wpadła w rękę ni z praktyki
Uwikłała kogoś w wniki,
Twardsze niżli bułatowi
Maceda nieborakowi.
[428]
Ufam Bogu, że z niéj będzie
Potomek cieszył, zasiędzie
Za chlebem i paść się dobrym
Nie skropionym łez cynobrem,
Łez gwałtownych, co w Kocycie
Topią przewrotne nabycie.
Stawa choć starta na tarle
Cudza bułka kością w garle.
Więc wy, mili satyrowie,
Fauny, Nimfy, mojej głowie
Darn darujcie, nućcie owe
Piosneczki choć Admetowe
Przy tych mi sen oko ściągnie,
A w ciszynie nie dosiągnie
Żaden kłopot, żadna zgraja
Spraw zepsowanego kraja.
A gdy Parka przerwie nici
I ostatnie wyda wici,
Sypcie ziemię aż mogiła
Stanie; nie proszę o siła.