Dusza Zaczarowana/II/Część trzecia/14
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dusza Zaczarowana |
Podtytuł | II. Lato |
Część | trzecia |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | L’Âme enchantée |
Podtytuł oryginalny | II. L’Été |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część trzecia Cała księga II |
Indeks stron |
Otwarła oczy (niewiadomo, po kilku sekundach... czy innym czasie... była bowiem w przepaści) i spostrzegła, że ma głowę odrzuconą wstecz, jakby podaną pod miecz kata, opartą o deskę okienną, a ciało wciśnięte w kąt muru. Zaraz też zobaczyła ciemne dachy, zarysowane na tle lipcowej nocy i... gwiazdy. Jedna z nich przenikała ją spojrzeniem.
Cisza panowała dziwna, niezmierna, jak na ogromnej równi. Mimo, że pojazdy turkotały w ulicy, a szyby kredensu brzęczały od wstrząśnień... nie słyszała nic, zawieszona pomiędzy niebem a ziemią... Był to lot bezszelestny... Nie skończyła się budzić jeszcze.
Opóźniała tę chwilę, bojąc się tego, co zastanie... straszliwe znużenie, troski, zasadzki miłości, miłość, macierzyństwo, uparty egoizm... wszystko, co ją dręczyło i ścigało od świtu, krwawiąc serce... Ach, gdybyż to można nie zbudzić się wcale!
Otrzeźwiała jednak i spostrzegła, że nieprzyjaciel znikł... Nie było rozpaczy... a raczej była... jeno nie w niej, ale zewnątrz... gdzieś daleko grzmiała... straszliwemi akordami, które otwierały nieznane przestrzenie. Zmartwiałą jeszcze napoły Anetkę dolatywał ten śpiew, jakby wyczarowany w pokoju czyjąś niewidzialną ręką. Były to łkania fatum szopenowskiego preludjum. Serce jej zatonęło w fali nieznanego dotąd, szczęścia. Z imienia jeno było to podobne do biednej radości dnia, lękającej się cierpienia i onej wielkiej radości, będącej też cierpieniem. Anetka słuchała, zamknąwszy oczy. Śpiew ucichł i zapadła pełna oczekiwania cisza. I nagle uleciał z rozdartej duszy dziki krzyk wyzwolenia. Jak diament szkło, przeciął sklepienie niebiosów. Zbolała Anetka, oparta o twardy fotel, na progu nocy cierpienia wydała na świat nową duszę.
Krzyk przebrzmiał, tonąc w przepaściach myśli. Anetka siedziała długo niema, nieruchoma, potem wstała. Bolała ją szyja i członki, ale dusza była wolna.
Popychana siłą nieodporną, podeszła do stołu, nie wiedząc co uczyni. Czuła, że serce jej tak wezbrało, iż nie może go zachować dla samej siebie. Wzięła pióro i targana bezmierną namiętnością, oraz rytmem porywczym i urywanym, przelała na papier całą boleść swoją...
Wziąłaś mnie, wziąłaś, twa mocarna ręka
Dała mi poznać, co ból i co męka...
Zniszczyć mnie chciałaś... choć serce się lęka,
Błogosławiona twa mordercza ręka!
Jak nadgryziony owoc, serce moje...
Choć ranne, wielbi cudne ręce twoje!
Bierzesz mnie poto, by rzucić w udręce.
A ja całuję krwawe twoje ręce!
Pieszcząc mnie, sztylet topisz w mojem łonie.
Wszystko jest dobre, co czynią twe dłonie!
Zabij! Nie boli, choć dusza mi skona,
Bowiem sprawiły to twoje ramiona!
Cios każdy nici ułudy rozcina...
Twa ręka jeno wie o tem, jedyna!
Niszczysz więzienie ciała, morderczyni...
Całuję rękę twoją, co to czyni!
Jak ziemia jestem, gotowa pod ziarno...
Zbróżdżona krwawo twą dłonią mocarną...
Siej ból, niech rośnie, zroszony udręką...
Chylę się kornie ponad twoją ręką!
Przeleciała burza, biły fale o skały, lśniły błyskawice, rzucały się pod niebo spienione grzywy namiętności.
Po ostatnim krzyku dzikiego ptaka, dusza opadła znużona, a Anetka wyczerpana do reszty, legła na łóżku i zasnęła.