Dwa a dwa cztery czyli Piekarz i jego rodzina/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kleofas Fakund Pasternak
Tytuł Dwa a dwa cztéry
czyli
Piekarz i jego rodzina
Wydawca A. Marcinowski
Data wyd. 1837
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.
NAUKA.
Przyszła nauki godzina!
Listy o grammatyce.

Przyszedłszy do siebie Pan Mączka, w złym był bardzo humorze, milcząc sklep przeszedł i wszedłszy do drugiej izby, rzucił laskę i czapkę, a sam chodzić zaczął wielkim krokiem po pokoju. Jejmość spójrzała tylko z ukosa na męża, złożyła książkę, wstała i biorąc klucze zapytała: co będzie jadł na wieczerzą?
— Co sobie asani chcesz, rzekł prędko odwracając się Pan Mączka, i asani i córce muszę dziś dadź naukę!
Ten wyraz musiał mocno staruszkę zadziwić, bo obróciła oczy na męża, i nic nie mówiąc jak gdyby niedowierzała swym uszom, czekała na dalsze przestrogi.
— Wprowadzacie mi w dom, ludzi próżnych, a odstręczacie uczciwych.
— Cóż to znaczy?
— To znaczy, dodał starzec, stukając laską, że się gniewam iżeście dozwolili aby Pan Puszyński, Pana Talarkę tu znieważał.
— Chyba przeciwnie?
— Wcale nie przeciwnie, rzekł znowu piekarz z nowém swej laski uderzeniem — co ja mówię, to mówię jak jest. Idź więc sobie asani do kuchni, a ja pójdę do córki.
— Zbliż się tu mościapanno, rzekł stary siadając na wygodném krześle w swoim sklepie, i opierając ręce i brodę na gałce swej nieodstępnej towarzyszki laski. Chodź tu powtórzył, a zamyślona dziewczyna stanęła przed nim. Tu piekarz przybrawszy minę uroczystą i poważną, odchrząknął, spuścił wzrok na ziemię i zaczął.
— Mosanno! jesteś bogata, jesteś szlachcianka, jesteś moja córka i na tém dosyć. Otóż, co chcę mówić, bogata, szlachcianka, moja córka, niepowinna wyszukiwać dla siebie zalotników wietrznych, jakim jest, co chcę mówić, Pan Puszyński, bo z nich jak dwa a dwa cztéry, żadnej nie będzie miała pociechy. Tandem, widzę, iż dozwolono tu uczynić affront Panu Talarce, co jak mi Bóg miły, jest rzeczą tym bardziej zdrożną, iż tenże Pan Talarko, bogaty, szlachcic, mógłby cię wziąć za żonę i —
— Tego ja sobie nie życzę.
— Oto się niepytam, rzekł ojciec stukając laską, czy życzysz, czy nie życzysz, nie widzę dla ciebie stosowniejszej partyi — notandum, iż Pan Talarko, prócz innych zalet, umie po niemiecku, i gra na fleciku. Więc, co chciałem mówić, jak dwa a dwa cztéry, kiedy tak będą mu grać po nosie.
— Kiedy on sam.
— To też to, przerwał ojciec, że on sam został obrażony, a na was, spada wina, żeście temu nie zapobiegli. A odtąd wymagam, rozkazuję i żądam, ażeby nieszczędzono największych względów dla mego przyjaciela Pana Talarki — w przeciwnym zaś razie.

— Koło zębate pionowo ustawione, odezwał się któś wchodząc zamyślony do pokoju, dotykając walca.... aha! aha! wykrzyknął ów nieznajomy: inveni! i niewitając się w pośrodku pokoju w zamysłach. Tak odezwał się potém — kwadrat i koło z wpisanym.....
— Co ty tam pleciesz Ryszardzie? zapytał Pan Mączka?
— Ja? ja? rzekł młodzieniec z obłąkaniem oglądając się w około — zaraz ojcu wytłumaczę. Oto niech naprzykład ta bułka chleba będzie walcem ruchomym.
— Lepiej żeby była nieruchomą, rzekł ojciec.
— Jak to? nieruchomą bydź nie może — otoż ten walec zaczepia o koło zębate.
— Dobrze, dobrze, mospanie, powiedział znowu ojciec, byle te koło zębate niebyło w gębie.
— Jedno drugiemu ruch nadaje, rzekł znowu pierwszy, poruszają się tedy — gdy to mówił chcąc na przykładzie rzut ów ukazać, zaczął machać ręką i bochenek chleba oknem wyrzucił.
— Co to jest? krzyknął gwałtownie ojciec, dar boży oknem rzucasz — fora mi ztąd, do swojej izdebki! a to proszę! co za waryat! Ryszardzie! Ryszardzie! Napróżno starzec wołał. Pomieszany młodzieniec pobiegł do swej izdebki po wschodach wołając. Pierwiastka trójkąta!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.