Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925)/I/Rozdział 19
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) |
Wydawca | Księgarnia F. Hoesicka |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
DZIAŁ III. DRUGI ROK PRACY.
Rozdział XIX.
Pożyczka zagraniczna i pierwszy atak niemiecki na Polskę.
Już w 1923 roku upatrywano w pożyczce zagranicznej jedyny ratunek. Starania o pożyczkę prowadziło Ministerstwo Skarbu za czasów Kucharskiego początkowo niefortunnie, następnie jednak rozpoczęto pertraktacje o pożyczkę tytoniową, która na początku 1924 roku przyszła do skutku. Pożyczka ta była nie wielką, ale moment, w którym była realizowaną był bardzo ważny, była to bowiem chwila wprowadzenia reformy walutowej. Warunki tej pożyczki nie były dobre, gdyż zawierały obowiązek nabywania we Włoszech pewnej ilości tytoniu podczas, gdy Włochy nie są dla nas właściwym źródłem zaopatrywania w ten surowiec. Drugą stroną ujemną pożyczki jest warunek zakupywania wogóle tytoniu, aż do 60% ogólnej potrzebnej ilości, przy pośrednictwie firmy bankowej, która nam dała pożyczkę. W tych 60% zawartą była również i ta ilość tytoniu, którą obowiązani byliśmy nabywać z plantacji włoskich i co stanowić miało 15% ogólnej ilości surowca. Jakkolwiek 40% surowca pozostawało wolne do nabycia, ale te 60%, co do których firma bankowa miała pierwszeństwo, stanowiło poważne skrępowanie gospodarki monopolu tytoniowego.
Warunków pożyczki tytoniowej nie uważałem za dobre, ale w porównaniu z tem, jakie w końcu 1923 roku były omawiane i przygotowywane, były one znakomite. W końcu 1923 r., za ministra Kucharskiego projektowano wydzierżawienie monopolu tytoniowego dostawcom surowca. W „Drogach Polski” i w „Kurjerze Warszawskim” napisałem, przed objęciem rządów, artykuł bardzo silnie ostrzegający przed wydzierżawianiem monopolu tytoniowego w momencie, w którym ani nie mieliśmy jeszcze wprowadzonego pełnego monopolu w życie, ani też nie mogliśmy mieć żadnych danych co do wydajności tego środka dochodów skarbowych wobec tego, że spadek ówczesny marki przewlekał możność jakiejkolwiek prawidłowej kalkulacji. Gdy przeto zaproponowano mnie pożyczkę, przy warunku jedynie nabywania znacznej ilości surowca od firmy po cenach konkurencyjnych, nie mogłem tej pożyczki odrzucić. Istotnie była ona bardzo pożyteczną. Nikt też jej na razie nie krytykował, gdyż każdy widział, że w tych warunkach w jakich się wówczas znajdowaliśmy, o pożyczce na lepszych warunkach szkoda było myśleć. Dopiero znacznie później, zaczęto tę pożyczkę krytykować. Ale jeżeli rozważyć to, że dziś pomimo rozgłaszania i wykazywania istotnej równowagi budżetu, starania o pożyczkę idą bardzo powoli, to trzeba uznać za duży sukces to, że w 1924 roku uzyskaną została pożyczka włoska wcześniej jeszcze, niż nastąpiła równowaga budżetu, jakkolwiek już po opanowaniu przezemnie spadku marki polskiej. Dojście do skutku pożyczki włoskiej miało przeto wielkie dla Polski znaczenie, ono bowiem torowało drogę dopływowi kredytów zagranicznych w następnych miesiącach 1924 r. Handel i przemysł z dopływu tych kredytów korzystał w ciągu 1924 roku i pierwszej połowy 1925 roku stosunkowo bardzo obficie.
Pożyczka włoska opiewała na niewielką stosunkowo sumę. Dla Skarbu większej pożyczki nie było potrzeba, ale życie gospodarcze dopominało się silnie o kredyty, a środki banków prywatnych były tak nieznaczne, podczas gdy potrzeby przemysłu tak wielkie, że zaciągnięcie przez rząd większej pożyczki zagranicznej na potrzeby życia gospodarczego krystalizowało się, jako główna treść programu gospodarczego wszystkich grup i stronnictw.
Trzeba było sobie przeto wytknąć linję postępowania w sprawie polityki, mającej na celu pozyskanie dla Polski kredytów na cele gospodarcze. Pierwszym warunkiem tego było uregulowanie dawnych zobowiązań wobec Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej oraz szeregu innych krajów, które zaciągnęliśmy w latach 1918—20, ze względu na pomoc jaką otrzymywaliśmy w naturze na wyżywienie kraju i na inne potrzeby w pierwszych latach naszej niepodległości. Największy nasz dług był w stosunku do Ameryki. Cały szereg państw miał ze Stanami Zjednoczonemi rachunki nie wyrównane, zwlekając z ich uregulowaniem. Nasz poseł w Waszyngtonie otrzymał odemnie wskazówkę, by, nie oglądając się na inne państwa, doprowadził koniecznie układ co do naszego długu szybko i korzystnie. Wywiązał się on całkowicie z włożonego nań zadania. Gdy to nastąpiło na początku zimy 1924 roku, uregulowanie innych długów nie przedstawiało, zdawało się, już tak wielkich trudności, gdyż były one znacznie mniejsze. Ale co do nich sytuacja o tyle stała się gorszą, że Anglja wystąpiła jako mandatarjusz grona szeregu państ[1] europejskich, które razem były naszymi wierzycielami. Anglja chciała stawiać swoje warunki. Kredyt, który otrzymaliśmy, był krótkoterminowy, paroletni i termin upływał w 1925 r. Szło o zamianę tego kredytu na długoletni. Było to zupełnie naturalnem i z góry wierzyciele nasi byli na to przygotowani, ale nigdzie na piśmie nie było to zaznaczone. Wobec tego wiceminister Skarbu Anglji, który przewodniczył w komisji długów „reliefowych”, czyli kredytów „pomocy”, jak się one nazywały, postawił tezę, że do Polski należy zastosować łącznie z zamianą kredytów na długoterminowe, rodzaj kurateli i nadzoru. Stanął przedemną upiorny duch, który mnie się już ukazał, gdy na początku 1924 roku odesłałem do Anglji misję ekspertów z grzecznym podziękowaniem z mej strony i ogromnym niezadowoleniem z drugiej. Przedstawicielowi naszego ministerstwa Skarbu Woytkiewiczowi, którego posłałem do Londynu, poleciłem, by pod żadnemi warunkami na to się nie godził. Wśród naszej dyplomacji powstała konsternacja, obawiano się, że stosunki nasze z Anglją ułożą się fatalnie, bo Prezes Komisji długów zajął wobec nas stanowisko twarde i wyniosłe. W mojem imieniu przedstawiciel nasz powiedział, że Polska na żadne warunki dodatkowe się nie godzi i raczej poczuje się do obowiązku płacenia należności w przypadających terminach krótkoterminowych i zrzeknie się dobrowolnie konwersji, ale oczywiście będzie się umawiała z każdem państwem z osobna.
To zdecydowane stanowisko moje całkowicie zatryumfowało. Anglja ustąpiła. Było to zimą 1924 roku, w momencie, gdy prestige nasz na terenie międzynarodowem stał wysoko.
Po uregulowaniu sprawy kredytów międzynarodowych mogłem spokojnie przystępować do realizacji kredytów gospodarczych dla Polski. Już jesienią 1924 r. powierzyłem Bankowi Gospodarstwa Krajowego staranie o pożyczkę zagraniczną, która była potrzebna dla życia gospodarczego, a więc dla szeregu Towarzystw kredytowych ziemskich, Towarzystwa Kredytu Przemysłowego oraz na ożywienie ruchu budowlanego i na rozwój działalności Banku Rolnego. Na te cele potrzebne były kredyty długoterminowe gospodarcze. Ponieważ jednocześnie takie pożyczki zagraniczne sprowadziłyby napływ do kraju walut, stanowiłoby to wzmocnienie rezerw Banku Polskiego. Bank Gospodarstwa Krajowego rozpoczął starania. Jednocześnie i Towarzystwa kredytowe ziemskie oraz kredytu przemysłowego, zaczęły się starać na swoją rękę. Sprzyjałem temu wszystkiemu jednocześnie, nie chcąc utrudniać żadnej inicjatywy.
Rychło się okazało, że takie starania nie doprowadzą do celu, gdyż nikt z zagranicy nie chciał dawać pożyczek osobnym bankom lub towarzystwom, a żądano gwarancji rządu tak, żeby dla publiczności zagranicznej, lokującej swoje kapitały, papier pożyczkowy polski nosił charakter pożyczki państwowej. Przy sposobności tych pertraktacji ujawniło się, że zagranicą mają największe zaufanie właśnie do rządu i do państwa w Polsce, a nie do banków lub instytucji. Wobec takiego stanu rzeczy stawało się zrozumiałem, że danie gwarancji jednemu Towarzystwu lub bankowi, zamknęłoby drogę realizowania pożyczki dla drugiego, gdyż zaabsorbowałoby rynek emisyjny.
Rynkiem zaś tym realnym były dla naszych pożyczek, na większą zakrojonych skalę, jedynie Stany Zjednoczone. W końcu 1924 r. i początku 1925 roku Anglja nie mogła wchodzić w grę, jako rynek na papiery publiczne. W Anglji chciano projektować pożyczki, ale pieniądze były tylko w Stanach Zjednoczonych.
W tych warunkach doszła do skutku pożyczka Dillonowska. Do Warszawy w czasie świąt Bożego Narodzenia przyjechali reprezentanci tej firmy, poprzedzeni jak najlepszą opinją naszego posła w Waszyngtonie. Postawili oni propozycję pożyczki państwowej polskiej, która, według ich myśli, mogła była być użytą na cele gospodarcze, ale stosownie do zamiarów rządu bez żadnej kontroli grupy finansowej i bez żadnych przywilejów gospodarczych dla tej grupy. Były to warunki zatem zasadniczo lepsze niż przy pożyczce włoskiej. Stało się to rezultatem tego wzrostu autorytetu, jaki Polska w 1924 roku zdobyła.
Finansiści amerykańscy nie chcieli się jednak angażować na większą sumę. Mnie zaś rozchodziło się bardzo o to, by pożyczka nie była mała, wiedziałem bowiem, jak znaczne były potrzeby kredytowe życia gospodarczego z jednej, a małe zapasy Banku Polskiego z drugiej strony.
Pożyczka Dillonowska traktowana była przezemnie jako pożyczka, która miała wynosić 50 miljonów dolarów nominalnie, a efektywnie 44,3 miljonów. Gdyby wyniosła ona tę sumę, zapewne okazała by się wystarczającą. Było to mininum[2] niezbędne w tym celu, by wpływ nieurodzaju na stan zapasów walutowych Banku Polskiego sparaliżować. Ale niestety pożyczka Dillonowska nie wpłynęła w umówionej pierwotnej wysokości, a w sumie znacznie mniejszej. Stało się to wynikiem akcji zewnętrznej, przeciwko Polsce świadomie rozpoczętej i na terenie tej pożyczki poprowadzonej.
Pertraktacje pożyczkowe z domem Dillon Read prowadzone były w tempie przyspieszonem, gdyż obydwie strony zdawały sobie sprawę z tego, że rzecz jest dojrzała i wymaga finalizacji. W Warszawie warunki pożyczki omawiał z reprezentantami domu bankowego Dillon Read wiceminister Klarner, przy współudziale pana Adamskiego, współpracownika Banku Gospodarstwa Krajowego. Narady w Warszawie nie doprowadziły do ostatecznego załatwienia sprawy. Poseł nasz w Waszyngtonie Wróblewski dopominał się, by jemu powierzyć sfinalizowanie pertraktacji. Zgodziłem się na to, gdyż wiedziałem, że trzeba kuć żelazo na gorąco.
Na 1-go lutego 1925 r. rzecz cała miała być gotowa.
Na tydzień przed ostatecznym terminem zaczęły się pojawiać wiadomości, że Niemcy rozwijają wielką agitację w Ameryce przeciwko pożyczce dla Polski, przedstawiając, że kraj nasz, to lokata niepewna, bo sytuacja polityczna nasza jest pełna niewiadomych na przyszłość. Cała masa pism, w języku angielskim w Stanach Zjednoczonych wydawanych, a pozostających pod wpływem niemieckim, rozpoczęła agitację antypolską. Stało się to jak gdyby na komendę. O tem, że komenda została wydana i skąd ona wyszła, zostałem poinformowany z bardzo poważnego źródła.
Skutki tego wnet się okazały. Poseł nasz telegrafował, że Dom Bankowy Dillon Read nie może dać 50 miljonów, a tylko 35, oraz żąda opcji na resztę 15 miljonów do 1 sierpnia. Ja wolałem ustąpić na 35, ale opcji już nie dawać, gdyż miałem złe co do wyników opcji odczucie. Ale firma domagała się opcji. Ostatecznie zamiast 35 dała tylko 27,5, a właściwie 26 i opcję otrzymała na dalszą ratę, z czego nie skorzystała. Poseł nasz w Waszyngtonie znalazł się sam w trudnej sytuacji. Zerwać stosunków nie można było. Byłby to wtedy całkowity sukces akcji niemieckiej. Nie pozostawało nic innego jak zgodzić się na to, co firma uważała jedynie za możliwe. Atak niemiecki okazał się częściowo skutecznym, gdyż straciliśmy na nim to, że zamiast dużej pożyczki, otrzymaliśmy prawie dwa razy mniejszą.
Każda pożyczka zagraniczna jest złem. Jak że szczęśliwe są te kraje, które mogą udzielać pożyczek, zamiast je zaciągać! Żadna pożyczka nie jest zawierana na dobrych warunkach dla dłużnika, bo wierzyciel jest zawsze głównym panem sytuacji. Nikomu tak bardzo nie stawiano zarzutów, że o pożyczki zagraniczne nie dba, a nikt ich tyle nie zawarł co ja. Robiłem to zawsze jako zło konieczne i to konieczne nie tyle dla rządu, co dla społeczeństwa. Pożyczki zagraniczne dla Polski są większem złem, niż dla wielu innych krajów. Na gruncie kredytu zagranicznego jest zawsze duże pole dla gry intryg polityki międzynarodowej. W tej polityce mamy niebezpiecznych przeciwników. Chcąc by nam nie mogli szkodzić, musielibyśmy zrezygnować z pożyczek zagranicznych.
Dla naszej waluty i dla życia gospodarczego, pożyczka Dillonowska miała wielkie znaczenie: była ona prawie konieczną. Ponieważ zawsze czujny byłem na to, ażeby żadna pożyczka zagraniczna nie uzależniła nas od czynników międzynarodowych ogólnych, w których by nasi wrogowie mieli swobodną rękę dla ich gry przeciwko nam, więc za ważną zaletę tej pożyczki uważałem to, że ma być ona zaciągnięta jedynie w Ameryce na terenie tego kraju, który zdawał się być odpornym na wpływy niemieckie. Ale i w tem się pomyliłem. Gra Niemiec, przeciwko nam skierowana, rozwinęła się na terenie pożyczki Dillonowskiej i jawnie przeciwko nam się zwróciła. Niemcy amerykańscy, którzy w pierwszych latach po wojnie nie mieli żadnego autorytetu, doszli do głosu w 1924 i 1925 roku. Pracowali oni w tym duchu, by wszystkie wolne środki, gromadzone w Stanach Zjednoczonych, skierowywać do Niemiec, a izolować Polskę i to im się w znacznej mierze udało.
To powodzenie akcji niemieckiej doprowadziło do niepowodzenia pożyczki Dillonowskiej głównie z tego względu, że firma ta bankowa nie była tak potężna, za jaką pragnęła w naszych oczach uchodzić. A ponieważ była to firma nowa, więc inne stare domy bankowe amerykańskie, widząc wpływ na opinję amerykańską agitacji niemieckiej antypolskiej, odmówiły Dillonowi wszelkiego poparcia, pozostawiając dom ten własnemu losowi.
Gdyby dom bankowy Dillon Read miał z góry zawarte umowy z innemi domami bankowemi, nie byłby się naraził na skutki osamotnienia, które tworzyły dla niego sytuację zbyt trudną. Był to błąd ze strony tego domu bankowego, płynący z nadmiaru jego zbyt młodej ambicji. Skutki z tego dla nas wypadły ujemne.
Jakkolwiek koniecznym był dla nas dopływ 50 miljonów dolarów i pożyczka 26 miljonowa była dla dotrwania do nowego urodzaju niewystarczająca, na razie sprawiła ona znaczną ulgę na rynku życia gospodarczego i pozwoliła podtrzymać nieco upadający ruch budowlany.