Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925)/I/Rozdział 36
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) |
Wydawca | Księgarnia F. Hoesicka |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rozdział XXXVI.
Moje wyznanie wiary.
Odszedłem, bo nie danem mnie było spełnić swojego zadania. Nie mogłem zabezpieczyć waluty na tak trwałych podstawach, by się nie zachwiała, nie mogłem sparaliżować agresywnej wobec nas pozycji Niemców, nie mogłem zażegnać kryzysu gospodarczego, nie mogłem zadowolnić rolników, nie mogłem doprowadzić do współdziałania Sejmu i Rządu.
Nie mogłem, bo byłem upartym i jednostronnym w swoich działaniach, a optymistą w swoich sądach. Z różnych stawianych mnie zarzutów, te trzy mają przynajmniej pewne cechy prawdopodobieństwa, inne są to wprost złośliwe wymysły. Ale i te trzy cechy jakże są względne! Czy wolno być nie upartym, gdy się coś chce przeprowadzić. Czy wszechstronność jest istotnie zawsze jedyną dobrą metodą rządzenia, a czy pesymizm nie jest gorszym od optymizmu? Czy zresztą byłem istotnie zawsze optymistą lub jednostronnym, o tem też wolno wątpić, gdy się rozważy przebieg dziejów przezemnie przedstawiony?
Ale niewątpliwie popełniałem błędy i miałem wady, bo jestem człowiekiem. Czyż można nie być człowiekiem? Ale wszystko co w człowieku jest poczuciem spełniania obowiązku, temu starałem się dać najpełniejszy wyraz i, przeglądając przebieg zdarzeń w ciągu dwóch lat pracy, tak samo jak i całego poprzedniego życia, nic nie mam sobie pod tym względem sam do zarzucenia.
A jednak po mojem odejściu jaka się toczy wciąż walka ze mną, który zeszedł w cień życia osobistego i prywatnego. Walki tej unikać nie mogę, bo widocznie, pomimo mego odejścia, pozostały po mnie pierwiastki takie życia publicznego, których się inni obawiają.
Pierwiastki te zawierają w sobie program, stanowiący całokształt zagadnień naszego bytu państwowego, niezależnie od takiego lub innego zabarwienia partyjnego. Daje się on ująć w następujące podstawowe założenia.
1) Najwyższem dobrem naszym jest nasza państwowość, którą musimy postawić na wysokim poziomie i zabezpieczyć jej całkowitą niezależność. Dla dobra tej naszej państwowości musimy dawać wszystko, co tylko jest w naszej mocy.
2) Pełnym wyrazem naszej państwowości powinna być władza Prezydenta Rzeczypospolitej, który powinien stanowić i posiadać autorytet, zabezpieczający państwu zupełnie prawidłowy sposób rozwoju. — Nie może być przeto Prezydent Rzeczypospolitej zredukowanym do roli czynnika udzielającego jedynie swoją sankcję dla decyzji, wypływających bądź z kombinacyj parlamentarnych, bądź z woli rządu, lecz musi sam oddziaływać na formowanie się rządów i stawiać mu naczelne wymagania państwowe oraz czuwać nad tem, czy są one spełniane.
3) Rola Sejmu powinna się mieścić w ustawodawstwie oraz we współdziałaniu z Rządem. — O ile Sejm, rywalizując z Rządem w zakresie autorytetu ogólno państwowego, chce wywyższać się po nad rząd i wpływać stale na kierownictwo spraw państwowych, osłabia on to kierownictwo, co staje się szkodliwem. Rząd jednak Sejmu poniżać nie powinien, bo przez to podkopuje najpoważniejsze źródła zaufania do państwa w społeczeństwie.
Rządy parlamentarne są bardziej odpowiednie od pozaparlamentarnych dla ustroju współczesnego, ale jedne i drugie rządy powinny być wolne od nieustannej ingerencji Sejmu do spraw rządzenia państwa. Rząd powinien być zależnym od zaufania Sejmu, ale tylko w pełnym składzie całego gabinetu.
4) W stosunku do państw obcych powinniśmy zachować całkowitą swobodę działania. — Nie powinniśmy robić ustępstw na żadnym z naszych frontów politycznych zewnętrznych w przypuszczeniu, iż przez takie ustępstwo na jednym z nich, uzyskamy swobodę działania na drugim. Nie możemy również uzależniać się od jakichkolwiek czynników międzynarodowych nawet nam życzliwych i to nawet za cenę najpoważniejszej pomocy finansowej.
5) Wobec tego, że pod względem gospodarczym Niemcy są od nas znacznie silniejsi, musimy wytworzyć naszą od nich niezależność gospodarczą w zakresie handlu międzynarodowego tak, by Niemcy nie mogły drogą wojny gospodarczej wywierać na nas żadnej presji politycznej.
6) Wobec społecznej agresywności w stosunku do nas Rosji musimy prowadzić politykę wielkiej przezorności w sprawach społecznych i narodowościowych z wyraźnem dominowaniem troski o spokój społeczny i bezpieczeństwo publiczne.
7) Całość władz administracyjnych, wojska i policji stanowi pień naszej samodzielności państwowej i niezależności politycznej. Temu całokształtowi należy się odpowiednie w społeczeństwie stanowisko oraz sprawiedliwe wynagrodzenie.
8) Podstawą zdrowego rozwoju życia gospodarczego oraz siły finansowej państwa jest zdrowa i silna waluta. — W celu jej stworzenia i zachowania musi całe społeczeństwo ponosić znaczne ofiary. Stanowią one niezbędny kapitał naszej młodej państwowości, kapitał, który musi zastąpić u nas to, co zostało nagromadzone w poprzednich wiekach przez inne państwa współczesne. — Waluta, raz zaprowadzona, nie może być następnie dopasowywana do chwilowego stanu osłabienia naszego życia gospodarczego, nie może być dewaluowana, by zyskać pozory nowej siły, tylko musi być utrzymana na poziomie odpowiadającym istotnym siłom, przy maksymalnym ich napięciu, z tendencją do tego, by powrócić z czasem może i odległym, ale dościgłym do swej właściwej pełnowartościowej normy.
9) Budżet państwowy musi być wyrazem prawdziwego ducha oszczędności. — Ale jednocześnie wydatki w nim na oświatę i wojsko muszą być stosunkowo znaczniejsze niż w innych państwach, bo co do pierwszego jesteśmy zbyt zapóźnieni w rozwoju umysłowym mas ludności, a co do drugiego mamy większe znacznie od innych niebezpieczeństwa, z którymi liczyć się poważnie musimy.
10) Interesy przemysłu i rolnictwa, producentów i konsumentów, dłużników i wierzycieli, handlu i banków winny być stale regulowane w duchu harmonizowania wypływających nieustannie sprzeczności, bez dozwolenia, by jedna dziedzina mogła dochodzić do wyraźnej supremacji kosztem zbytnich ofiar drugich dziedzin. Na czoło zadań polityki gospodarczej należy postawić samowystarczalność z jednej strony, a z drugiej wzmożenie eksportu dla zabezpieczenia waluty i podniesienia zdolności emisyjnej, a więc i kredytowej Banku Polskiego. W polityce kredytowej należy opierać się głównie na odtworzeniu gromadzenia oszczędności wewnątrz kraju przez szerokie masy ludności, a dla pożyczek zagranicznych należy wyznaczyć osobne zadania gospodarcze.
Zasadom powyżej wyłożonym służyłem w czasie pełnienia władzy.
Zasadom tym służę po mojem odejściu nadal piórem moim.
Niniejsze moje opracowanie jest niczem innem, jak służbą tym zasadom. Nie sądzę, by danem mi było jeszcze próbować ich w życiu państwowem, ale szczęśliwy będę, gdy inni się niemi przejmą i będą im służyli nie mniej gorliwie niż ja to czyniłem, a może bardziej będą szczęśliwi i będą mogli dobić do spokojnego brzegu, czego nie danem mi było się doczekać.
Zasady te jednak mają swoich wyraźnych przeciwników.
Ci są, byli i pozostaną moimi przeciwnikami. Jedni chcą byśmy się oparli na Lidze Narodów, inni na porozumieniu z Niemcami, jedni chcą byśmy w polityce gospodarczej państwa dali pierwsze miejsce rolnikom, bo są najliczniejsi, inni żeby dać je wielkiemu przemysłowi i bankom, jedni chcą by Sejm był wszechwładny, inni by Prezydent był malowany, jedni chcą, by złoty spadał i stwarzał wciąż nowe premje eksportowe, inni chcą by złoty został na dzisiejszym kursie zdewaluowany i zamieniony na nowy pieniądz, jedni chcą by urzędnicy państwowi byli na służbie stronnictw, inni by zostali zmuszeni do pracy na najgorszych warunkach i mechanicznie redukowani, jedni chcą, by podatki były powszechnie obniżone, drudzy by budżet był zredukowany mechanicznie poniżej niezbędnego minimum. Wszystkie te mniemania uważałem zawsze za antipaństwowe, za ślepe i nieopatrzne, przeciwstawiałem się im i nic przestaję się przeciwstawić i dlatego byłem i będę zwalczany, bo wszystkie te poglądy mają zakorzenione podstawy w naszej przeszłości. Są to te ponure widma, wypełzające z za kątów naszej przeszłości, o których wspominałem.
Miałem przeciwników w wielu posłach i to w różnych stronnictwach, ale również w wielu stronnictwach często tych samych, byli posłowie, na których lojalne, rzeczowe i zasadniczo przychylne stanowisko mogłem zawsze rachować. Bardzo to sobie ceniłem i cenię i stawiam wysoko z tego właśnie względu, że taki rzeczowy stosunek tych posłów do spraw poruszanych wynikał jedynie z pewnego bliskiego nam pojmowania dobra publicznego i państwowego, a wcale nie powodował jakichkolwiek wzajemnych zobowiązań i nie wynikał często nawet z żadnej bliższej znajomości.
We wspomnieniach moich pisałem bardzo mało o moich współpracownikach, bo pisałem rzecz moją jednym tchem i w dużym skrócie, ale na zakończenie pragnę uświadomić, jak pełną poświęcenia i wysokiego poczucia obowiązku były ich prace. Koledzy moi w gabinecie narażeni byli na ciągłe ataki, często gorsze znacznie niż te, jakie mnie wypadało znosić. A jakże wiele godności, powagi i wyrozumiałości okazywali oni.
Wśród goryczy, jakich mnie nie brakowało, świadomość, że w gronie gabinetu trwały pomimo licznych zmian stosunki lojalnej rozumnej i celowej współpracy, stanowiła wielką dla nas wszystkich zachętę dla dźwigania z całem oddaniem się ciężaru swoich obowiązków. Nie traciliśmy czasu na tarcia, bo ich nie było. A każdy był pewien, że mu nikt nie utrudni spełniania jego własnych zadań. Kto wątpi o zdolności natury polskiej do zgodnej i sharmonizowanej współpracy, ten jest w wielkim błędzie. Rząd, na czele którego stałem, był jasnym wyrazem tego, że taka współpraca w naszem społeczeństwie daje się zorganizować i może sprawnie działać.
Muszę też wspomnieć o moich pomocnikach, urzędnikach Skarbu i Prezydjum. Pierwszych znałem już z poprzednich moich rządów. Miałem w nich nieocenioną pomoc, zawsze gotową do największych wymaganych wysiłków. A było nad czem pracować. Te dwadzieścia trzy miesięcy moich rządów były terenem takiej pracy, jakiej dwa razy tyle miesięcy ani wstecz nie widziały, ani nie zobaczą zapewne i po mnie.
Przeciwko niektórym urzędnikom skarbowym prowadzona była za czasów mojego urzędowania, a również i później naganka, ofiarą której padły osoby najzupełniej niewinne. Padły one wskutek małoduszności tych, którzy o ich losach stanowili, a niskich pobudek tych, którzy ich szarpali. Padły te ofiary dlatego, że w walce ci, którzy czują swą chwilową siłę i niedowierzają jej trwałości, żądni są ofiar. Jakże boleję nad tem. Smutnie świadczy to o stosunkach, które zapanowały. Wiele goryczy musi się wytwarzać u tych, którzy sami niewinnie zostali poświęceni, jak również u tych, którzy na to patrzą i zastanawiają się, czy służba publiczna istotnie może być pełnem oddaniem się sprawie publicznej, czy też musi być grą asekuracji życiowej.
Praca urzędników skarbowych za moich rządów była twórczą, nie byli oni ślepymi wykonawcami, ale moimi współpracownikami. Wśród nich były jednostki wybitne, które wniosły dużo własnych koncepcyj do dzieła, które przeprowadziłem. Wspomnienie też moje o tej pracy wysoce sobie cenię. Dobrze się oni zasłużyli ojczyźnie.
Wśród wyższych urzędników skarbowych miałem kilku wyjątkowo oddanych sprawie publicznej współpracowników. Wielu z nich do dziś dnia pozostaje na stanowiskach urzędowych. Najbliżsi mnie współpracownicy pozostali wierni idejom, którym służyli. Wierzą oni po dziś dzień, że rok 1924 nie był niewczesnym i nieudanym eksperymentem, jak to się dziś popularnie głosi, a rokiem wielkim dla Polski.
Urzędników w Prezydjum Rady Ministrów zastałem po poprzednich rządach. Byli to przeważnie dawni urzędnicy z zaboru austrjackiego, dobrze wyrobieni. O urzędnikach ze szkoły austrjackiej często się słyszy ujemne sądy. Zarówno w Ministerstwie Skarbu jak i w Prezydjum przekonałem się, że sądy te są nieusprawiedliwione. Żadnego urzędnika Prezydjum nie zmieniłem, a w żadnym z nich nie zauważyłem ani jednej właściwości takiej, która by wskazywała, że nie stoją na wysokości zadania. Duża wprawa w załatwieniu spraw państwowych była ich właściwością i bardzo to ceniłem. Gotowość i czujność w pracy okazywali nieustanną. Na lojalności ich nigdy się nie zawiodłem.
Na ogół nie nabrałem w ciągu 23 miesięcy mego sprawowania władzy, ani potem, pomimo ciężkich i gorzkich chwil przeżywanych, żalu do ludzi i społeczeństwa. To, że mam przeciwników, uważam za rzecz naturalną. Nie miałbym ich, gdybym nie stawał sam do walki o pewne zasady i ideje w życiu naszego państwa.
Sytuacja naszego kraju jest trudna. Mamy wiele zadań do spełnienia pierwszorzędnych, a bieg dziejów może nam nie dać dużo wolnego na to czasu. Musimy natężać siły i energję naszego ducha i charakteru, by sprostać chwili dziejowej.
Liczyłem na te siły nasze w ciągu 1924 i 25 r. i w drugiej połowie moich rządów co do nich właśnie się przerachowałem. Ale nie wątpię, że się w chwili potrzebnej znajdą. Jeżeli się przerachowałem, to nie znaczy, że ich nie było, tylko, że nie umiałem widocznie wykrzesać je z głębin naszego życia.
Wiele mamy wszyscy braków i wad. Ale póki u wszystkich jest wiele chęci do pracy dla dobra naszej wspólnej sprawy ojczystej, póty nie ma tak złych konjunktur i warunków, nie ma tak wielkich kryzysów i depresji i tak trudnych i głębokich kolizji, z których byśmy własnemi siłami nie mogli się wydobyć.