W ciemność bezgwiazdną, w wieczystą głuszę
Idą ze świata dwie różne dusze.
Pierwsza z nich cała czarna, ponura
Leci jak wichrem pędzona chmura;
Druga przejrzysta jak kropla duża
Ciemne powietrze sobą rozchmurza.
Kiedy się zbiegły dwie nieboszczyce,
Nawzajem sobie spojrzały w lice.
— „To ty Barbaro? — To ty Maryo?
I wszerz swe długie szaty rozwiją.
— „Jaka ty ciemna, powiedz siostrzyczko
Coć pochmurzyło różane liczko?
Ty byłaś taka blada jak ściana,
A czasem jakby róża różana.
Czy ty się w jakiém kąpała zielu?
Dziewczęta czasem myją się w chmielu.”
— „Ej nie, to nie to, — od liści ziela
Człek się nie czerni ani wybiela;
Jam nieraz matce hardo odrzekła,
Że aż niebodze i łza pociekła,
I tak krótkiemi powiem słowami,
Cała ludzkiemi zmyłam się łzami;
A łzy co w oczach perłami lśniły
Taką mnie strasznie czarną zrobiły.
Lecz ty mi powiedz, siostro bez grzechu,
Na jakim się ty bieliłaś blichu.
Pamiętam ciebie, śniade, mizerne,
Obraca oczy swe miłosierne,
Ani to lica otrzeć czém nie ma,
Ledwie że w rękach dzbanek utrzyma.
Kto spojrzy na nią to się odwróci,
A kto wesoły to się zasmuci.
Twarz bez urody, ręce bez mocy,
Ciało zbiedzone i wzrok sierocy;
I w jakim się ty zdroju kąpała,
Żeś wyjaśniała i wybielała?
Czy w tém jeziorze, gdzie u pobrzeża
Łabędź swe wielkie puchy wyśnieża?
Czy w ciemnym lesie, kędy z pod drzewa
Zdrój się tajemny cicho wylewa?
Którego woda nie tylko chłodzi,
Ale wybiela jeszcze i młodzi?”
A owa rzecze głosem jak dzwonka,
Albo klasztornéj pieśni z przedsionka:
„Jam się nie myła w cichém jeziorze,
Które ptak srebrny piersiami porze,
Ani w tajemném źródle co leci
Z pod mchowych kiści, porostów sieci
I niezabudek, odwilża oczy,
Świerki okropla, sasanki moczy.
Otoć krótkiemi powiem słowami:
Ja się własnemi obmyłam łzami.”
To rzekłszy, w szatę zwinie się białą,
I leci w stronę gdzie rozwidniało. —