Dziecię nieszczęścia/Epilog/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziecię nieszczęścia |
Wydawca | A. Pajewski |
Data wyd. | 1887 |
Druk | A. Pajewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józefa Szebeko |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zostawiliśmy pana de Nathon, gdy odpowiedział: „Officier“ na „Wer da “
żołnierza niemieckiego.
Szyldwach wymówił kilka słów, na które hrabia odpowiedział niezwłocznie, ale odpowiedź bezwątpienia wydała się niedostateczną, albo akcent mowy nasunął wątpliwości, gdyż prusak krzyknął na alarm i dał ognia.
Pan de Nathon usłyszał świszczącą mu nad uchem kulę, ale go ona nie trafiła.
Odpowiedział na to strzałem z karabinu.
Szyldwach zwalił się na ziemię zabity.
— Naprzód! — zakomenderował Armand Fangel.
Mały oddział podążył biegiem.
Ale zanim zdołał przebiedz kilkanaście łokci, brama i dwa okna na folwarku otworzyły się gwałtownie na rozcież. Pochodnie zapłonęły po za murami, uszykowanemi na podwórzu i oświetliły sześćdziesiąt kasków pruskich.
Dała się słyszeć komenda, jak piorun huknęły rzęsiste strzały i kule zabrzęczały w szeregach francuzów.
Pięciu ludzi padło.
Inni odpowiedzieli daniem ognia, ale niemcy zagasili pochodnie i ołów zabłąkał się w ciemnościach.
Czyżby wieśniak napotkany przez Armanda Fangela miał być zdrajcą, sprzedającym braci swych wrogowi.
Nie, nie oszukał on nikogo i to co mówił, było wtenczas prawdą, ale teraz już od godziny, trzydziestu żołnierzy przysłanych z Beaume-les-Dames, wzmocniło posterunek niemiecki.
Prowadzić dalej walkę w takich warunkach, przy liczebnej mniejszości i nie mając za sobą szans niespodzianego ataku, byłoby szaleństwem.
— Do odwrotu! — zawołał porucznik.
I obawiając się powtórnego strzelania, dodał:
— W rozsypkę!
Wolni strzelcy i gwardziści rozproszyli się zaraz na wszystkie strony.
Po dziesięciu minutach szybkiego biegu, Armand zatrzymał się.
Przyłożył do ust dwa palce i zagwizdał łagodnie a przeciągle.
Był to znak dla żołnierzy do zebrania się.
Wkrótce wolni strzelcy i gwardziści skupili się przy poruczniku.
Policzono żywych, ażeby się dowiedzieć o liczbie umarłych.
Brakowało pięciu ludzi, czterech gwardzistów i jednego wolnego strzelca.
— Panie hrabio — rzekł Armand de Fangel — wywołuj pan swych towarzyszy, jak ja to uczynię następnie ze swymi... W ten sposób dowiemy się nazwisk ofiar.
Żaden głos nie odpowiedział młodemu oficerowi.
Wolnym strzelcem, którego brakło, był Henryk de Nathon.
— Zabity! — szepnął boleśnie syn hrabiny. — Czemu on a nie ja? Kula, która go ugodziła, przeszyje serce mej matce!..
Dodał głośno:
— Koledzy, trzeba nam mieć hrabiego żywego lub nieżywego!.. Porzucić jego, lub jego trupa, byłoby podłością nas niegodną!.. Wróćmy się!..
— Jesteśmy gotowi!.. — odpowiedzieli wszyscy.
Gdy to się dzieje w otwartem polu, zajrzyjmy tymczasem na folwark, zajęty przez prusaków.
W dużej izbie, tyłem przy piecu stał kapitan lat dwudziestu siedmiu czy ośmiu, wysoki i szczupły.
Za nim palił się suty ogień ze szczap i gałęzi, oświetlając pokój lepiej, od czterech kopcących świec na stole.
Oficera tego znamy.
Był to hrabia Gastein.
W ustach miał cygaro, a w ręku rewolwer.
Drzwi naprzeciw niego otworzyły się gwałtownie.
Weszło dwóch żołnierzy, prowadząc za ręce więźnia z siwą brodą, a trzeci prusak popychał go z tyłu kolbą.
Łatwo się domyślić że był to hrabia de Nathon.
W chwili gdy zagrzmiały strzały, poślizgnął się na zmarzniętym śniegu, upadł całem ciałem i przez kilka sekund leżał oszołomiony.
Gdy przyszedł do siebie, ujrzał się rozbrojonym i w ręku nieprzyjaciela,
— Panie — odezwał się po niemiecku do oficera — nie wierzyłem do dziś, ażeby żołnierze z narodu cywilizowanego, albo przynajmniej uważającego się za taki, pastwili się nad swymi więźniami.
Kapitan nic nie odrzekł.
Przyglądał się Henrykowi z wielką uwagą,
W kilka sekund uśmiechnął się z zadowolenia.
Przyłożył dwa palce do kasku, salutując po wojskowemu i zawołał po francuzku:
— Chyba się nie mylę ani trochę... Wszak z panem hrabią de Nathon mam zaszczyt mówić?
— W istocie — odparł zdumiony więzień jestem hrabia de Nathon.
— Widzę, że pan hrabia mnie nie poznaje...
— Rzeczywiście, chociaż twarz pańska nie jest mi obca.
— Zmieniła mnie zapuszczona broda... — odparł prusak ze śmiechem. — Spotykaliśmy się przecie nieraz w towarzystwach w Paryżu. Miałem nawet zaszczyt być u pana na wieczorze...
Wymienił swe nazwisko.
— Teraz przypominam sobie wybornie, panie hrabio — odrzekł Henryk, skłoniwszy się.
— Pozwól mi pan zapytać się — podchwycił oficer — czy dawno się pan widział z panią hrabiną.
— O! już dawno... Żadnych nawet wiadomości nie mam o pani de Nathon...
— To bardzo smutno, nieprawdaż? Ale cóż pan chce, wojna... Czy mogę panu hrabiemu udzielić wiadomości, których panu brak.
— Widział pan moją żonę? — spytał Henryk żywo.
— Miałem zaszczyt spędzić część ostatniej nocy w zamku Cusance... Pani hrabina wygląda doskonale chociaż rozgorączkowana, naturalnie tylu nieprzewidzianemi wypadkami... Któżby z nas mógł się spodziewać, gdyśmy się po raz ostatni spotkali na balu w ambasadzie pruskiej, że zobaczymy się tutaj... i to w takich warunkach!
— Zapewne każdemu z nas wydałoby się to wówczas nieprawdopodobnem... — odparł pan de Nathon.
— Wszystko na tym świecie możebne, a nawet to, co jest wprost nieprawdopodobnem i zdaje się niemożliwem... Dowód tego mamy dzisiaj...
Zamilkli na kilka sekund.
P. Gastein wyjął papierośnicę, otworzył ją, podał Henrykowi, który giestem odmówił, poczem odezwał się tonem swobodnym:
— Więc, panie hrabio, bije się pan z wojskiem niemieckiem?..
— To mój obowiązek... Bronię swego kraju.
— Obowiązek?.. Żaden! Nie jesteś pan żołnierzem.
— To najmniejsza, a że pomimo wieku pozostało mi jeszcze dość siły, jak na żołnierza...
— Jesteś pan dowódzcą wolnych strzelców, panie hrabio, a nawet sam jesteś pan wolnym strzelcem.
— Tak!
— Żałuję...
— A ja się tem szczycę...
— Zabiłeś nam dużo ludzi...
— Ile tylko mogłem najwięcej... to moje prawo nieprzyjaciela.
— Niestety! na to nie ma pan prawa i z winy pańskiej będę musiał dowieść panu boleśnie, jak się pan mylisz.. o! będzie to dla mnie wielką przykrością, wierzaj mi pan!..
— A jakże to pan mi dowiedziesz, jeżeli wolno zapytać?..
— Z wielką boleścią muszę pana kazać rozstrzelać...
Pan de Nathon zadrżał.
— Rozstrzelać jeńca! — zawołał — cóż znowu?!
— Wolny strzelec nie jest wcale żołnierzem, a zatem nie jest wcale jeńcem, panie hrabio... — odparł prusak — miałem to zaszczyt zeszłej nocy wytłomaczyć pani hrabinie, która zresztą nie chciała się dać przekonać... Jednakże prawa nasze wojenne są bardzo ścisłe... Ktokolwiek nie należy do wojska regularnego a strzela do żołnierza z armii niemieckiej, uważany jest po prostu za złoczyńcę i kara śmierci winna go dotknąć niezwłocznie, niech tylko go pochwycimy, zaraz będzie rozstrzelany!
— Ależ to, mój panie, potwornie! To po barbarzyńsku!
— Bynajmniej! Albo idźcie do wojska, albo zostańcie w domu! Czy może być coś prostszego! My nie uznajemy wcale żadnego wojska wolnych strzelców, a nieświadomością w tym względzie nie możesz się panie hrabio tłomaczyć, ponieważ nasz Najjaśniejszy Pan, król Wilhelm, z wszelką troskliwością raczył licznemi ogłoszeniami zawiadomić o tem ludność we wszystkich wioskach, zajętych przez nasze wojska.
— Muszę panu wyznać, panie hrabio — odrzekł Henryk z uśmiechem — że my francuzi, unikamy czytania odezw króla Wilhelma...
— Mocno żałuję... Gdybyś pan był czytał, niezawodnie byłbyś pan mniej nieroztropnym i zaoszczędziłbyś mi pan spełnienia przykrego obowiązku, jaki mnie czeka... W rozpaczy jestem, zaręczam panu, ale cóż robić, wojna!.. Cóż panie hrabio, gotów jesteś pan?..
— Czym gotów umrzeć? — spytał Henryk.
Pan Gastein po raz drugi salutował przed nim po wojskowemu i skłonił się potwierdzająco.
— Zatem zamorduj pan... — podchwycił hrabia. — Jestem gotów.
— Jeżeli pan pragnie napisać słówko pożegnania do pani hrabiny, lub skreślić krótko swą ostatnią wolę — mówił dalej prusak — oddaję panu do rozporządzenia ćwiartkę papieru z pugilaresu i ołówek...
— Tysiąckrotne dzięki za tyle uprzejmości... — odrzekł Henryk z goryczą. — Testament mój już dawniej napisałem i znajduje się on w pewnem miejscu, a pani de Nathon wie dobrze, że ostatnia moja myśl będzie: o niej i o mej córce... Powtarzam panu, że gotów jestem... Tylko długo nie dajcie mi czekać... O to tylko pana proszę...
— I owszem, panie hrabio...