Dzieje rodzaju ludzkiego

<<< Dane tekstu >>>
Autor Giacomo Leopardi
Tytuł Dzieje rodzaju ludzkiego
Pochodzenie Myśli
Wydawca Księgarnia Polska B. Połonieckiego
Data wyd. 1909
Druk Drukarnia „Lwowskiej Spółki Wyd. i Druk.”
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Józef Ruffer
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DZIEJE RODZAJU LUDZKIEGO.

Opowiadają, że wszyscy ludzie, którzy pierwotnie zaludniali ziemię, zostali stworzeni wszędzie w jednym czasie i wszyscy dziećmi i że byli żywieni przez pszczoły, kozy i gołębie w sposób, o którym bajali poeci, mówiąc o wychowaniu Zeusa; że ziemia była o wiele mniejsza, niż teraz, wszystkie prawie kraje płaskie, niebo bez gwiazd, morze nie było jeszcze stworzone, a na świecie przejawiała się o wiele mniejsza rozmaitość i wspaniałość, niż dzisiaj. Lecz mimoto ludzie znajdowali nienasytne upodobanie w oglądaniu i rozważaniu nieba i ziemi, dziwili się im niezmiernie, uważając oboje za piękniejsze i nie już za obszerne, lecz za nieskończone, tak w wielkości, jak w majestacie i uroku. Karmiąc się poza tem najradośniejszemi nadziejami i wydobywając z każdego uczucia swego życia niewypowiedziane rozkosze, wzrastali w wielkiem zadowoleniu i prawie w szczęściu. Tak strawiwszy przesłodkie dzieciństwo i pierwszą młodość i doszedłszy do lat pełniejszych, zaczęli doznawać pewnej zmiany. Albowiem owe nadzieje, które do tego czasu spychali z dnia na dzień, nie sprawdzając się, wydały im się mało godnemi wiary. A zadowolić się tem, czego w obecnej chwili zażywali, nie przyrzekając sobie wzrostu szczęścia, jak im się zdawało, nie potrafiliby, zwłaszcza, że widok rzeczy naturalnych i każda część życia codziennego, czyto z powodu przyzwyczajenia, czy dlatego, że zmniejszyła się w ich umysłach owa pierwotna żywość, sprawiały im już bez porównania mniejszą rozkosz i przyjemność, niż z początku. Podróżowali po ziemi, zwiedzając najdalsze krainy. Mogli to czynić z łatwością, gdyż wszystkie były płaskie i nieprzedzielone morzami i nie nastręczały żadnych trudności. I po niewielu latach wielu z nich spostrzegło się, że ziemia, jakkolwiek wielka, miała pewne granice i to nie tak szerokie, żeby ich nie można było ogarnąć i, że wszystkie miejsca tej ziemi i wszyscy ludzie, poza drobniutkiemi różnicami, byli do siebie podobni. Z tego powodu wzrastało ich niezadowolenie, bo jeszcze nie wyszli z młodości i wyraźna przykrość z powodu takiego stanu zajmowała ich zupełnie. I potrosze, potrosze we wieku męskim, a przeważnie u schyłku lat, kiedy sytość zmieniła się w obrzydzenie, niektórzy popadli w taką pogardę, że, nie znosząc światła i oddechu, które przedtem tak byli kochali, dobrowolnie rozstawali się z nimi, ten w taki, a ów w inny sposób.
Strasznym wydał się Bogom ten fakt, że istoty żyjące przeniosły śmierć nad życie i że ono samo w jakimś swoim własnym podmiocie, bez przewagi konieczności i bez innego powodu, staje się narzędziem zniszczenia. I niełatwo to powiedzieć, jak się dziwili, że ich dary uważano za tak liche i odrażające, iż ludzie muszą całą swoją mocą pozbywać się ich i odtrącać je. Zdawało im się bowiem, że włożyli w świat tyle dobroci i tyle radości i taki ład i tak dobre warunki, że dziedzina ta winnaby być nie znoszona, lecz najbardziej umiłowana przez wszelkie stworzenia, a zwłaszcza przez ludzi, których ukształtowali z szczególniejszem staraniem i przedziwną doskonałością. Lecz równocześnie, poza tem, że ich tknęła niepoślednia litość nad tak wielką a widoczną w skutkach nędzą ludzką, nabrali nadto wątpliwości, że skoro owe smutne wypadki będą się odnawiały i powtarzały, rodzaj ludzki po krótkim czasie, wbrew woli przeznaczenia, wyginie i świat zostanie pozbawiony owej doskonałości, którą im nadawał nasz rodzaj, zaś oni owych hołdów, które odbierali od ludzi.
Tedy Jowisz, rozmyślając nad poprawą położenia ludzkiego, jako że zdawało mu się to konieczne, i nad skuteczniejszem skierowaniem go ku szczęśliwości, zrozumiał, że ludzie skarżyli się przedewszystkiem, iż rzeczy nie są nieskończenie wielkie, nieskończenie piękne, doskonałe i różne, jak oni to zrazu przypuszczali; iż przeciwnie są ciasne, niedoskonałe i prawie jednokształtne. Że dalej, skarżąc się nie tylko na wiek podeszły, lecz na dojrzały i na samą młodość, i pragnąc słodyczy swych pierwszych lat, prosili gorąco o powrót do dzieciństwa i o trwanie w niem przez całe życie. Jowisz nie mógł ich pod tym względem zadowolić, ponieważ było to przeciwne powszechnym prawom przyrody i tym obowiązkom i pożytecznym czynnościom, które ludzie mieli spełniać wedle zamiarów i woli boskiej. A także nie mógł podzielić się ze śmiertelnymi swą nieskończonością, ni też uczynić nieskończonemi materyi, doskonałości i szczęśliwości rzeczy i ludzi. Za to wydało mu się, iż godziwa jest rozszerzyć granice stworzenia, i, co najwyżej, ozdobić je i urozmaicić: i, podjąwszy ten plan, powiększył ziemię. Dookoła niej rozlał morze, ażeby, rozłożywszy się między miejscami zamieszkałemi, urozmaiciło wygląd ich i przeszkodziło łatwemu poznawaniu ich granic przez ludzi, przerywając drogi, a także stawiąc oczom życie z pozorami nieskończoności. W tym to czasie zalały nowe wody ziemię Atlantydy i nie tylko ją, lecz także razem inne niezliczone i bardzo rozległe krainy, chociaż tylko po niej została szczególna pamięć, co przeżyła mnogie wieki. Wiele miejsc stłoczył, wiele uwypuklił, wznosząc góry i pagórki, zasiał noc gwiazdami, wysubtelnił i oczyścił przyrodę powietrzem, pomnożył dzienną jasność, światło wzmocnił i osłabił, urozmaicając, bardziej niż przedtem barwy nieba i łąk, a pokolenia ludzkie zmieszał w ten sposób, że starość jednych zbiegała się w jednym czasie z młodością i dziecięctwem drugich. A postanowiwszy pomnożyć pozory tej nieskończoności, której przedewszystkiem ludzie od niego żądali, (ponieważ nie mógł ich zadowolić treścią istotną), i chcąc poprzeć i nakarmić ich wyobraźnię, której moc przedewszystkiem, jak to rozumiał, dawała im tak wielkie szczęście w dzieciństwie, pośród wielu czynników, które zastosował (jak np. owo morze) stworzywszy echo, ukrył je w dolinach i jaskiniach, i napełnił lasy szmerem głuchym i głębokim, z równoczesnem szerokiem falowaniem ich wierzchołków. Podobnież stworzył naród snów i zlecił im, żeby mamiąc przelicznymi kształtami myśl ludzi, wyobrażały im ową pełnię niepojętego szczęścia, dla której urzeczywistnienia nie widział sposobu, a także owe obrazy poplątane i nieokreślone, którym on sam, chociażby nawet chciał to uczynić, a do czego ludzie gorąco wzdychali, nie był zdolen dać żadnego realnego przedmiotu.
Te zabiegi Jowisza odświeżyły i podniosły ducha ludzi, powróciły każdemu z nich urok i wartość życia, niemniej mniemanie, rozkosz i zdumienie z powodu piękności i ogromu rzeczy ludzkich. I trwał ten stan dłużej, niż pierwszy, głównie z powodu różnicy czasu wprowadzonej przez Jowisza w narodzinach, skąd umysły ostygłe i znużone doświadczeniem wzmacniały się, widząc zapał i nadzieje wieku młodego. Lecz z biegiem czasu zaczęło znów zupełnie brakować nowości, a wskutek zmartwychwstania i ponownego wzmocnienia się nudy i lekceważenia życia, ludzie popadli w takie zniechęcenie, że zrodził się wówczas, jak przypuszczają, zwyczaj, o którym dzieje uczą, iż bywał praktykowany u niektórych narodów starożytnych, co go zachowały, mianowicie, że kiedy się kto rodził, gromadzili się rodzice i ich przyjaciele i opłakiwali go, zaś kiedy umierał, obchodzono dzień ten uroczystościami i mowami, które wygłaszano, składając zmarłemu życzenia. Wreszcie wszyscy śmiertelni odwrócili się ku bezbożności, czyto że wydało im się, jakoby ich Jowisz nie słuchał, czy też, że jest właściwością nędzy zatwardzać i znieprawiać umysły nawet szczęśliwe i zohydzać im to, co szlachetne i rzetelne. Albowiem mylą się na wszelki sposób ci, co sądzą, że nieszczęście ludzkie zrodziło się dopiero z nieprawości i wykroczeń przeciw Bogom. Przeciwnie: złość ludzi miała początek nie w czem innem, jeno w ich niepowodzeniach.
Otóż, kiedy Bogowie potopem Deukaliona ukarali zuchwałość śmiertelnych i zemścili się za bluźnierstwa, dwoje jedynie ocalonych z powszechnego wytracenia naszego rodzaju, Deukalion i Pirra, uświadamiając sobie, że nic nie może bardziej przynieść ulgi rodzajowi ludzkiemu nad zupełny zanik, siedzieli na wierzchołku skały i wzywali śmierci z najwyraźniejszem utęsknieniem, a nie lękali się, ni opłakiwali wspólnego losu. Wszelako, napomnieni przez Jowisza do zaradzenia pustce ziemi, i nie będąc w stanie, bo byli zniechęceni do życia i gardzili niem, zająć się trudem rozrodczym, nabrawszy kamieni z góry, wedle wskazówki Bogów, ciskali je poza siebie i odnowili rodzaj ludzki. Lecz Jowisz, doświadczywszy wskutek minionych zajść prawdziwej natury ludzkiej, i poznawszy, że nie może im jako innym stworzeniom, wystarczyć życie i wolność od wszelkich bolów i dolegliwości cielesnych, że przeciwnie, pragnąc z utęsknieniem zawsze i w każdem położeniu niemożliwości, tem bardziej dręczą się w sobie owem pragnieniem, im mniej im dolega innych nieszczęść, pomyślał, że przydałoby się zastosować nowe sposoby do zachowania rodzaju ludzkiego. Były to przedewszystkiem dwa. Jeden: wmieszać w ich życie prawdziwe nieszczęścia; drugi: owikłać je tysiącem zajęć i trudów, żeby ludzi powstrzymać i odwrócić, ile się tylko da, od obcowania z własnym umysłem, lub przynajmniej od zajmowania się pragnieniem owego im nieznanego i czczego szczęścia.
Tedy najpierw rozplenił pośród nich różnorodną mnogość chorób i nieskończoną ilość innego rodzaju niepowodzeń: częścią, chcąc zróżniczkowaniem warunków czy losów życia śmiertelnego zapobiec przesytowi, a przeciwstawiąc nieszczęścia pomnożyć wartość dóbr; częścią, aby niedoskonałość rozkoszy wydała się umysłom, co doświadczyły rzeczy gorszych, łatwiej znośną, niż to było uprzednio; a częścią także celem przełamania i złagodzenia dzikości ludzkiej, i poto, by nauczyć ich zginać kark wobec konieczności, sprawić, by łatwiej mogli zadowalać się własnym losem, i stępić w umysłach osłabionych niemniej dolegliwościami ciała jak własnymi pracami, ostrze i gwałtowność pragnień. Poza tem wiedział, że ludzie, zgnębieni chorobami i klęskami, będą mniej zdolni, niż przedtem, do zwracania rąk przeciw samym sobie, bo będą upokorzeni w hardości i stracą odwagę, co zawsze wynika z doznania cierpień. One to zwykły, zostawiając miejsce na lepsze nadzieje, przywiązywać ludzi do życia: bo nieszczęśliwi są mocno przekonani, że byliby szczęśliwsi, gdyby się pozbyli swoich nieszczęść, czego, zważywszy natury ludzkie, nie przestają nigdy się spodziewać. Nadto stworzył burze z wichrami i deszczem, uzbroił się w grzmot i błyskawicę, zdał Neptunowi trójząb, pchnął komety w obieg i wprowadził ciemności. Temi rzeczami i innymi straszliwymi znakami i efektami postanowił przerażać śmiertelnych co pewien czas; wiedząc, że lęk i blizkie niebezpieczeństwa pojednają z życiem, przynajmniej na czas krótki nie tylko nieszczęśliwych, lecz także i tych, co nabrali doń największego wstrętu i byli najpochopniejsi do porzucenia go.
Ażeby wykluczyć dawną bezczynność, rozbudził w rodzaju ludzkim potrzebę i chęć nowych pokarmów i nowych napojów, która obecnie dawała się zaspokajać nie bez wielkiego i ciężkiego trudu, podczas gdy aż do potopu ludzie, pijąc jedynie wodę, karmili się ziołami i owocami, których ziemia i drzewa użyczały im dobrowolnie, a także innem pożywieniem, bylejakiem i łatwem do zdobycia, jak to zwykły czynić do dziś dnia niektóre narody, a zwłaszcza zamieszkałe w Kalifornii. Wyznaczył różnym miejscom i porom roku różne właściwości klimatu, który do tego czasu bywał zawsze i po wszystkiej ziemi łaskawy i miły tak, że ludzie nie używali odzienia. Lecz odtąd musieli zaopatrywać się w nie i z wielkim przemysłem przystosowywać do zmian i niełaski klimatu. Polecił Merkuremu założyć pierwsze miasta, rozdzielić rodzaj ludzki na ludy, narody i języki i rzucić między nie współzawodnictwo i niezgodę. Polecił mu nauczyć ludzi śpiewu i owych innych sztuk, które, tak dla swej natury, jak i pochodzenia, nazywają się boskiemi. Sam nadał prawa i ustanowił stosunki i ład społeczny wśród nowych narodów; i wreszcie, chcąc ludzi uszczęśliwić nieporównanym darem, posłał między nich kilka istot z pozorami najwyższej doskonałości i nadludzkości, i zlecił im w znacznej części kierownictwo i władzę nad narodami. A nazywały się one: Sprawiedliwość, Cnota, Sława, Miłość ojczyzny i tym podobnie. Pośród nich była zwłaszcza jedna, zwana amorem, która także dopiero w tym czasie, podobnie jak inne, przyszła na ziemię: albowiem przed używaniem odzienia, nie miłość, lecz pęd żądzy, nieróżny w ludziach tegoż czasu od onego pędu, co był zawsze w ludach dzikich, gnał jedną płeć ku drugiej, podobnie jak każdego pociąga pokarm i tym podobne rzeczy, których się nie kocha naprawdę, lecz tylko pożąda.
Była to rzecz godna podziwu, jak wielkie owoce wydały te boskie zabiegi około życia śmiertelnego i jak bardzo nowe położenie ludzi, mimo trudów, trwogi i bolów, rzeczy przedtem nieznanych naszemu rodzajowi, przewyższało w wygodzie i słodyczy owo przedpotopowe. A skutek ten spowodowały w znacznej części owe cudowne larwy, które ludzie uważali jużto za duchy, już za bóstwa i naśladowali i czcili z niewymownym zapałem i z wielką a dziwną troskliwością w ciągu przedługiego życia. A zapalali ich do tego ze swojej strony z nieskończonym wysiłkiem poeci i szlachetni artyści, tak, że największa część śmiertelnych nie wahała się, jedni tej, drudzy innej z owych istot, oddawać i poświęcać krwi własnej, ni swego życia. Rzecz ta nie tylko nie była przykra Jowiszowi, lecz przeciwnie podobała mu się nad miarę, tak z innych względów, jak też i dlatego, że sądził, iż ludzie winni być tem mniej skłonni do dobrowolnego porzucania życia, im bardziej będą gotowi poświęcać je z powodu przyczyn pięknych i chwalebnych. Także co do trwałości te dobre zarządzenia przewyższyły ogromnie poprzednie. Albowiem chociaż doszły po wielu wiekach do wielkiego poniżenia, niemniej, chociaż zbaczały a potem upadały, miały wartość o tyle, że życie ludzkie, które mocą tych porządków stało się przynajmniej na pewien czas prawie rozkoszne, uchodziło aż do wieku nie tak oddalonego od obecnego, za dar średnio znośny.
Powodami i sposobami, które sprawiły te zmiany były liczne wymysły, wynalezione przez ludzi dla łatwego i szybkiego zaopatrywania potrzeb. Dalej nadmierny wzrost nierówności warunków i obowiązków, którą ustanowił był Jowisz pośród ludzi, kiedy założył i urządził pierwsze rzeczpospolite; bezczynność i czczość, które z powodu tych przyczyn na nowo, po długiem bardzo wygnaniu, zajęły życie. Następnie to, że nie tylko z powodu istoty rzeczy, lecz z drugiej także strony z powodu lekceważenia ludzi, zmniejszył się w tem życiu wdzięk różnorodności, co jest zwykłym skutkiem długiego przyzwyczajenia, i wreszcie inne rzeczy daleko cięższe, o których, jako już opisanych i objaśnionych przez wielu, nie pora teraz rozprawiać. Dość, że w ludziach odnowiło się owo niezadowolenie, które ich było gnębiło przed potopem i odświeżyło się owo gorzkie pragnienie szczęśliwości nieznanej i różnej od natury wszechświata.
Lecz zupełna zmiana ich losu i ostateczne ukształtowanie się stanu, który dziś zwykliśmy nazywać starożytnym, wyniknęły z przyczyny różnej od wyżej przytoczonych: a była ona następująca. Pośrod owych mar, tak bardzo cenionych przez starożytnych, była jedna, nazywana w ich językach Mądrością. Onato, czczona powszechnie, jako i jej towarzyszki, a szczególniej naśladowana, równie jak tamte, ze swej strony przyczyniła się do szczęśliwości minionych wieków. Ona bardzo, bardzo często, wprost codzień, przyrzekała i przysięgała swym wyznawcom, że chce im pokazać Prawdę, o której mówiła, że jest geniuszem największym, i jej panią i że nigdy nie schodzi na ziemię, lecz siedzi z Bogami w niebiosach. Przyrzekała, że stamtąd zamierza ją swoją powagą i wdziękiem wywieść i sprowadzić na jakiś czas na wędrówkę między ludźmi. Przez obcowanie i spoufalenie się z nią miał rodzaj ludzki wejść w tak pomyślne położenie, że wysokością poznania, wybornością urządzeń i obyczajów, i szczęściem w życiu miał niemal dorównać Bogom. Lecz jakże mógł czczy cień i marny pozór spełnić swe przyrzeczenia, a cóż dopiero sprowadzić na ziemię Prawdę? Toteż ludzie po bardzo długiej wierze i ufności, spostrzegłszy czczość tych przyrzeczeń, a równocześnie głodni rzeczy nowych, głównie z powodu bezczynności, w której żyli i pobudzeni częścią przez chęć zrównania się z Bogami, częścią przez pragnienie owej szczęśliwości, którą, wedle słów zjawy, uważali za osiągalną zapomocą obcowania z Prawdą, zwrócili się z bardzo natarczywymi i zarozumiałymi głosami do Jowisza, żądając odeń, żeby po wsze czasy przyznał ziemi tego geniusza. Wyrzucali mu, że zazdrości swym tworom nieskończonego pożytku, któryby odniosły z towarzystwa onego, i równocześnie skarżyli się przed nim na los ludzki, ponawiając dawne i ohydne żale z powodu małości i ubóstwa świata. A ponieważ owe przepiękne larwy, początek tylu dóbr we wiekach minionych, obecnie były u większości w małej cenie (nie, żeby już były znane, jako to, czem były istotnie, tylko powszechna nicość myśli i gnuśność obyczajów sprawiły, że prawie nikt za niemi nie szedł), dlatego też ludzie, przeklinając grzesznie największy dar, jaki nieśmiertelni uczynili i mogli uczynić śmiertelnym, krzyczeli, że ziemia została uraczona jeno mniejszymi geniuszami; że zaś dla większych, ku którym rodzajowi ludzkiemu snadniej byłoby przystać, nie jest godne ani dozwolone stanąć na tej najnędzniejszej części wszechświata.
Wiele rzeczy już od długiego czasu odwróciło chęć Jowisza od ludzi; a między innemi niebywałe występki i nieprawości, które okropnością i liczbą pozostawiły znacznie za sobą nieprawości ukarane potopem. Uczuwszy wstręt do wszystkiego po tylu doświadczeniach z niespokojną, nienasyconą, nieumiarkowaną naturą ludzką, widział teraz na pewno, że do uspokojenia jej, a nie już uszczęśliwienia, nie doprowadzi żaden zabieg, że jej nie przypadnie do smaku żadne położenie, żadne miejsce nie wystarczy. Albowiem, chociażby nawet tysiąckrotnie chciał rozszerzyć przestrzeń i rozkosze ziemi, i przestwór rzeczy, ludziom, jednako niepojmującym, a chciwym nieskończoności, w krótkim czasie wydałyby się one za ciasne, niemiłe a mało warte. Lecz w końcu te głupie i pyszne żądania tak rozgniewały boga, że postanowił, odtrąciwszy precz wszelką litość, ukarać na wieki rodzaj ludzki i skazać go po wszystkie przyszłe wieki na nędzę o wiele cięższą od minionej. Z tego powodu postanowił nie tylko posłać Prawdę między ludzi na jakiś czas, jak byli żądali, lecz stałe i wieczyste mieszkanie dając jej między nimi, i usunąwszy z pomiędzy nich owe błędne widziadła, które pośród nich był umieścił, uczynił ją kierowniczką i władczynią rodzaju ludzkiego.
Inni Bogowie dziwili się temu planowi, gdyż wydało się im, że ma zamiar zbyt wynieść nasz stan z uszczerbkiem ich wyższości. Lecz Jowisz ich uspokoił, wykazując im, że pominąwszy, iż nie wszystkie geniusze, nawet wielkie, są dobroczynne, Prawda nie będzie działała w podobny sposób na ludzi, jak na Bogów. „Bo, podczas gdy nieśmiertelnym ukazywała ich szczęśliwość, ludziom odkryje zupełnie i postawi im przed oczy na zawsze ich nieszczęście, ukazując je pozatem, nie jako dzieło losu jedynie, lecz jako coś, czego żaden przypadek i żaden środek nie zdoła usunąć, ni za życia ich przerwać. A ponieważ większość ludzkich nieszczęść ma taką naturę, że o tyle są dokuczliwe, o ile je za takie uważa ich posiadacz i mniej lub więcej przykre w miarę jego oceny, można stąd wywnioskować, jak wielką szkodę przyniesie ludziom obecność tego geniusza. Nic nie wyda im się prawdziwszem od fałszu wszelkich dóbr śmiertelnych, i nic pewniejszem nad marność wszystkich rzeczy i ból. Dla tych przyczyn postradają i nadzieję, którą od początku aż dotąd bardziej niż jakąkolwiek inną rozkoszą, czy otuchą, podtrzymywali życie. I nie spodziewając się niczego, ani też nie widząc końca swych przedsięwzięć i trudów, popadną w taką niedbałość i wstręt do doli pracy pożytecznej, nie mówiąc już do wielkodusznej, że współżycie żywych mało będzie różne od doli pogrzebanych. Lecz w tej rozpaczy i gnuśności nie zdołają uniknąć, żeby pragnienie niezmiernej szczęśliwości, wrodzone ich umysłom, nie gnębiło ich i nie dręczyło, bardziej niźli przedtem, bo mniej będą je zajmowały i rozrywały różnorodność trosk i pęd czynnego życia. I równocześnie ujrzą się pozbawionymi naturalnej siły wyobraźni, która sama mogła po części zadowolić ich owem szczęściem niemożliwem i niepojętem ani dla mnie, ani nawet dla nich, którzy tak do niego wzdychają. I wszystkie owe pozory nieskończoności, które ja z usilnością starałem się rozmieścić na ziemi, żeby ich zwodzić i karmić, zgodnie z ich skłonnościami, i myśli błędne i nieokreślone, staną się niedostateczne do tego celu z powodu nauki i zwyczajów, których nauczą się od Prawdy. I tak, jeśli ziemia i inne części wszechświata wydały im się ongi małe, wydadzą się teraz malutkie bo tajemnice przyrody będą im dobrze znane, tamte zaś, wbrew oczekiwaniu ludzi, wydają się tem ciaśniejsze każdemu, im bardziej się je zna. Wreszcie, ponieważ zostaną usunięte ze ziemi jej ułudy i wskutek nauk Prawdy, które dadzą ludziom poznać ich istotę, zabraknie życiu ludzkiemu wszelkiej wartości, wszelkiej rzetelności, tak myśli, jak i czynów. I nie tylko dążenie i miłość, lecz samo nawet imię narodów i ojczyzny zagaśnie wszędzie, bo wszyscy ludzie spłyną się w jeden jedyny wedle ich sposobu mówienia naród i ojczyznę, jako było na początku. I będą wyznawali miłość powszechną ku całemu rodzajowi, lecz w istocie rozsypią się na tyle narodów, ile będzie ludzi. Albowiem, nie mając ani ojczyzny do szczególniejszego miłowania, ani obcych do nienawiści, każdy będzie nienawidził wszystkich innych, kochając z całego swego rodzaju tylko siebie. Ile z tego i jakich niewygód wyniknie, nieskończenie długo trzebaby rozpowiadać. A jednakże mimo tak wielkiego i tak rozpaczliwego nieszczęścia śmiertelni nie odważą się dobrowolnie pozbawiać się życia: albowiem panowanie owego geniusza uczyni ich niemniej nikczemnymi, jak nędznymi, i przyczyniając ich życiu nadmiernej goryczy, pozbawi ich siły do wyrzeczenia się go.“
Po tych słowach Jowisza wydało się Bogom, że los nasz miał stać się zbyt srogi i straszny, żeby boskie miłosierdzie mogło się nań zgodzić. Lecz Jowisz mówił w dalszym ciągu: „Znajdą jednakże pewną mierną otuchę w ułudzie, którą zwą Miłością, a którą jestem gotów, usuwając wszystkie inne, zostawić w społeczności ludzkiej. I Prawdzie, chociaż jest bardzo potężna i będzie ją zwalczała, nie uda się wygnać jej z ziemi, ni zwyciężyć, chyba bardzo rzadko. Tak życie ludzkie, porówno zajęte czcią ku tej ułudzie i temu geniuszowi, będzie podzielone na dwie części i owe dwie będą w rzeczach i umysłach ludzkich dzieliły panowanie. A wszelkie inne dążności, z wyjątkiem niektórych, nielicznych i małej wagi, stracą znaczenie u większej części ludzi. A w wieku podeszłym brak pociechy miłosnej zastąpi im łaskawie udzielona naturalna właściwość zupełnego prawie zadowolenia ze samego życia, co widać u innego rodzaju stworzeń i pilna troska o to życie dla niego samego, a nie dla wydobycia z niego rozkoszy lub pożytku“.
Tak usunąwszy ze ziemi szczęsne ułudy, prócz jedynej Miłości, mniej szlachetnej od wszystkich innych, posłał Jowisz pomiędzy ludzi Prawdę i zlecił jej stałe u nich mieszkanie i władztwo. Stąd wynikły wszystkie owe, przewidziane przez niego, smutne następstwa. I stała się rzecz dziwna; oto, podczas gdy ów geniusz przed swojem zejściem, kiedy nie miał wśród ludzi ni władzy ni żadnej racyi bytu, był czczony przez nich olbrzymią ilością świątyń i ofiar, obecnie przyszedłszy na ziemię z powagą władcy i zaczynając dawać się poznać z blizka (przeciwnie jak i inni bogowie, co w miarę wyraźniejszego objawiania się, wydają się godniejszymi czci) zasmucił tak umysły ludzi, że chociaż zmuszeni słuchać, odmówili mu czci. I kiedy owe zjawy, wywierając w którymkolwiek z umysłów większą siłę, zwykły były przezeń być bardziej cenione i kochane; ten geniusz zyskał najsroższe złorzeczenia i najcięższą nienawiść tych, w których bardziej zawładnął. Lecz mimoto nie mogąc uchylić się, ni walczyć przeciw jego samowładztwu, żyli śmiertelni w tej ostatecznej nędzy, którą cierpią do dzisiaj i będą cierpieli wiecznie.
Jedynie litość, która w umysłach niebiańskich nigdy nie wygasa, wzruszyła niedawno temu wolę Jowisza na widok takiego nieszczęścia; a szczególnie wobec nieszczęścia niektórych ludzi, wyszczególniających się subtelnością umysłu, połączoną z szlachetnością obyczajów i życiem nieskalanem, zwłaszcza, kiedy zobaczył, że bardziej, niż innych, gnębi ich i dotyka potęga i twarde władztwo owego geniusza. Bogowie w dawnych czasach, kiedy Sprawiedliwość, Cnota i inne ułudy kierowały sprawami ludzi, mieli zwyczaj odwiedzać czasami swe twory. Zstępowali to jeden, to drugi na ziemię i tu zaznaczali swoją obecność na różne sposoby. Obecność ta łączyła się zawsze z wielkiem dobrodziejstwem albo dla wszystkich lub też dla poszczególnych śmiertelnych. Lecz wobec tego, że życie znieprawiło się na nowo i pogrążyło we wszelkiego rodzaju występkach, wzgardzili na czas dłuższy obcowaniem z ludźmi. Obecnie Jowisz, współczując z naszem ostatecznem nieszczęściem, zaproponował nieśmiertelnym, czyby który nie miał ochoty odwiedzić, jak to mieli zwyczaj dawniej, i pocieszyć w tym opłakanym stanie swoje potomstwo, a zwłaszcza tych, co utrzymywali, wedle swego mniemania, że nie zasłużyli na tę powszechną klęskę. Kiedy na to wszyscy inni zamilkli, Amor, syn Niebiańskiej Wenery, tego samego imienia, co owa ułuda, podobnie nazywana, lecz z natury, mocy i czynów zupełnie różny, ofiarował się (jako że jest szczególniejsze wśród wszystkich bóstw jego miłosierdzie) spełnić ten poddany przez Jowisza obowiązek, i zstąpić z niebios, skąd nigdy przedtem nie schodził. Bowiem zgromadzenie nieśmiertelnych nie znosiło, miłując go niewymownie, żeby odchodził nawet na czas krótki z ich koła. Wprawdzie od czasu do czasu wielu starożytnych ludzi, omamionych przez przemiany i różne podstępy ułudy podobnie nazywanej, mniemało, że mają niewątpliwe znaki obecności największego Boga, lecz on nie wpierw udał się w odwiedziny do śmiertelnych, aż zostali poddani władztwu Prawdy. Od owego czasu zwykł tylko rzadko zstępować i tylko na krótko, tak dla ogólnej niegodności rodzaju ludzkiego, jak i dlatego, że Bogowie z największym trudem znoszą jego nieobecność. Kiedy przybędzie na ziemię, wybiera serca najdelikatniejsze i najszlachetniejsze ludzi cnych i wielkodusznych i tam przebywa krótki czas, rozlewając w nich tak obcą i cudowną słodkość i napełniając uczuciami szlachetnemi takiej dzielności i mocy, że wówczas doznają, rzecz to całkiem nowa w rodzaju ludzkim, raczej prawdziwego niż pozornego szczęścia. Bardzo rzadko łączy dwa serca ze sobą, ogarniając oba równocześnie i wlewając wzajemny zapał i pragnienie w obydwa, chociaż proszą go o to z największą gorliwością ci wszyscy, u których przebywa. Lecz Jowisz nie pozwala mu zadość im czynić, z wyjątkiem niewielu, albowiem szczęśliwość, która rodzi się z takiej łaski, jest niewiele mniejsza od boskiej. W każdym razie to, że się zostanie napełnionym przez bóstwo, przewyższa samo przez się wszelkie, chociażby najwyższe, rozkosze jakiegokolwiek człowieka i to w najlepszych czasach. Gdzie ono stanie, tam gromadzą się, niewidzialne wszystkim innym, owe dziwne ułudy, już usunięte z pożycia wśród ludzi. Bóg ten sprowadza je w ten sposób znów na ziemię, zwłaszcza wobec pozwolenia Jowisza i wobec tego, że Prawda, chociaż im tak wroga i srodze ich powrotem obrażona, nie może im tego zabronić. Bo nie jest dane geniuszom, żeby przeciwili się Bogom. A ponieważ wypadki obdarzyły go wiecznem dziecięctwem, przeto on stosownie do swej natury, spełnia poniekąd owo pierwsze pragnienie ludzi: powrotu do młodości. Albowiem w duszach, w których on wybierze sobie mieszkanie, rozbudza i rozkwieca na cały czas swego pobytu nieskończoną nadzieję i piękne, a drogie wyobrażenia lat błogich. Mnodzy z śmiertelnych, niedoświadczonych i niezdolnych odczuć jego rozkoszy, wyszydzają go i szarpią ustawicznie, tak zdala jak z blizka, z najbezczelniejszą odwagą. Lecz on nie słyszy ich obelg; a gdyby i usłyszał, nie karałby za nie; taki jest z natury wielkoduszny i łagodny. A poza tem nieśmiertelni, zadowoleni z zemsty nad całem plemieniem i z nieuleczalnej nędzy, która je gnębi, nie troszczą się o poszczególne obrazy ze strony ludzi. Zaś podstępni i niesprawiedliwi i znieważający Bogów, już tem samem są dostatecznie ukarani, że są pozbawieni ich łaski.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giacomo Leopardi i tłumacza: Józef Ruffer.