Dziennik Serafiny/Dnia 17. Listopada

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 17. Listopada
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Dnia 17. Listopada.

Nie dają mi tchnąć...
O południu oznajmiono Barona. Czułam, że to chwila stanowcza, usiłowałam zebrać się na odwagę, ale — nie do uwierzenia! wyszłam do niego wahając się, nie wiedząc wcale, czy mu odpowiem — odmową czy przyjęciem...
Zdałam mój los — na fatalność, która całem mem życiem władała, może dlatego, żem ja silniejszą wolą, nigdy cugli przeznaczenia chwycić nie umiała...
Wyszłam do niego zwolna, zamyślona, poważna, jakbym nie wiedziała wcale, o co idzie. Stał jak winowajca... poglądając ku mnie bardzo pokornie, błagająco. To mi się podobało...
Przywitałam go frazesem o pogodzie. Zmięszał się.
— Pani, rzekł po chwili — nie jest jej tajnem z czem przychodzę — idzie o szczęście moje, o los... Nie pochlebiam sobie, bym zasłużył na to, poco śmiem sięgnąć — ale mam nadzieję, że potrafię tę ofiarę wdzięcznością i poświęceniem całego życia opłacić...
Ani nie wiem jak, ani dlaczego się to stało — wyciągnęłam mu rękę, milcząc — porwał ją i pocałował.
— Siadaj pan, rzekłam — mam pewne warunki.
— Nie potrzebujesz pani ich wymieniać, podchwycił. Ślepo się piszę na nie... na wszystko, czego pani zażądasz, a raczej co rozkażesz. Z mej strony jest tylko jedna prośba... aby ślub mógł się odbyć jak najrychlej.
Zmilczałam już.
— Jednakże moje warunki — dodałam.
— Nie chcę ich słyszeć, powtórzył — przyjmuję uroczyście, i za spełnienie ich, słowem honoru ręczę.
W tej chwili wszedł Ojciec, który pewnie pode drzwiami słuchał, i rzucił się ku mnie, ściskając, całując mnie, a potem przyszłego zięcia. Twarz mu jaśniała radością i rozpromienieniem. Mnie się już czegoś serce ściskało. Zawarowałam sobie, aby ślub odbył się prywatnie w domu, i zaraz po nim wyjechać mamy do Paryża...
Ojciec chciał, aby wprost do Wiednia wyruszyć, i żebym się prezentowała u dworu, — ale nie mam ani sukni dworskiej, ani płaszcza... Baron ręczy, że wszystko się to znajdzie. Ojciec ma nam towarzyszyć...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.