Dziennik Serafiny/Dnia 18. Czerwca

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 18. Czerwca
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Dnia 18. Czerwca.

Mama, choćby się była może rada wstrzymać od pokazywania na Wiese, musiała pić swoją wodę... Mnie radziła, abym odpoczęła w domu... potem rozmyśliła się i wzięła z sobą... Już się kończyło to picie wody i spacer przymusowy, miałyśmy wracać na kawę... gdy w galerji... spotkałyśmy się z Ojcem. Matka zbladła niezmiernie, dosłyszałam tylko — Strują mnie i zabiją! Przy wodach te wzruszenia! Ojciec wydał mi się znowu młodszym, świeższym, — twarz miał wypogodzoną, uśmiechniętą. Matkę pocałował w rękę, przymilając się, jakby byli w najlepszej zgodzie.
— Dobrze, że choć tu się spotykamy — odezwał się z cicha... Serafinka mi ładnie wygląda i taka codzień śliczniejsza... Podobna do matki — dodał — nic dziwnego!
Westchnął... Mama patrzała w ziemię. Przeprowadził nas część drogi jeszcze i pożegnał.
Szukałam oczyma, czy nie postrzegę owego bajecznego jenerała, ale zdaje się, że go niema. Bądź co bądź, jestem ciekawa... Pewnie mu dam rekuzę, ale widzieć go bym rada.
Wieczorem byłyśmy na koncercie. Ojciec siedział z daleka... Spostrzegłszy nas zbliżył się na chwilę, przywitał i zaraz go znajomi, których ta ma pełno, porwali... Mama oprócz pani Celestyny nie znalazła nikogo z dawnych swoich przyjaciółek...
Panią Celestynę zowią pospolicie żydem wiecznym tułaczem..., bo od lat wielu ciągle jest w podroży... Nieszczęśliwa to podobno kobieta, rozwódka czy wdowa, doprawdy nie wiem... średnich lat... Musiała być bardzo ładna, jeszcze dziś rysy śliczne i taka dziwna obojętność czy pogoda w twarzy... Nic jej nie dziwi, nic nie porusza... Zna cały świat... Zimę spędziła w Neapolu, z Karlsbadu pojedzie nad Ren, potem do Ostendy, — nareszcie do Nizzy... Ale to jeszcze nie pewne... Towarzyszy jej otyły jakiś jegomość bezimienny, cudzoziemiec, milczący i kwaśny, który szkiełkiem w jednem oku rozgląda do koła, wzdycha i ledwie zmuszony usta otwiera...
P. Celestyna posługuje się nim despotycznie, posyła, odpędza, przywołuje. Niepowabny wcale.., Baron słyszał, że to ma być jakiś eks-bankier, i nie kończąc rodowodu, rusza ramionami...
W niedostatku innego towarzystwa, Mama chodzi z panią Celestyną... Ja ziewam... ale się nie nudzę, bo oczy mają co robić... Ziewam tak sobie... aby nie dać poznać, że mnie to żywo zajmuje i że taką jestem nowicjuszką... Jutro spacer do fabryki porcelany. Okolica ma być ładna..




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.