Dziennik Serafiny/Dnia 21. Marca
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziennik Serafiny |
Rozdział | Dnia 21. Marca |
Wydawca | Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta |
Data wyd. | 1876 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Najniespodziewańsza w świecie niespodzianka!! Łysy, w okularach, stary nudziarz Profesor Mad... zaczynał przez nos wykład historji, drżałam żeby na mnie kolej nie przyszła, bo nic a nic nie umiałam lekcji... gdy czarne loki, które codzień odpoczywające widuję wieczór na toalecie panny Ropeckiej, ukazały się przylepione do jej żółtej twarzy i szept po ławce aż do mnie doleciał:.. Mademoiselle Seraphine... W pierwszej chwili, wyznaję żem się o dziennik przelękła, czy nie został odkrytym lub zdradzonym, alem go czuła na piersiach...
Ta nieznośna Ropecka, która nigdy nikomu przyjemności żadnej nie uczyni z dobrej woli, a ma zawsze ochotę męczyć i niecierpliwić, twarz nasrożywszy, jakby o niewiem tam co chodziło... wskazała mi tylko drzwi i lakonicznie rzekła: — Madame Fellner vous demande!...
Zupełnie mnie to zmięszało... Nie pojmowałam co by to być mogło... ale — idę. Otwieram drzwi... o radości! o szczęście! Mama siedzi na kanapie... Skoczyłam rzucić się jej wobjęcia... przycisnęła mnie do serca...
Jakaż ona zawsze śliczna! jaka ona młoda!... jak jej każdy strój do twarzy!... Przy mnie, zaraz zapowiedziała pani Fellner, że się za mną stęskniła, że prawie umyślnie przybyła, ażeby dni kilka przebyć ze mną, i że mnie z sobą zabiera... Nieposiadałam się z radości...
Fellnerowa nie śmiała się otwarcie sprzeciwiać, skrzywiła się tylko i swoim kwaśno-słodkawym głosikiem bąknęła coś o przerwanych naukach, ale Mama, której nic się oprzeć nie może, zamknęła jej usta uściskiem... Otwarcie powiedziała, iż widzi dla mnie potrzebę rozrywki, odświeżenia się, dla swojego serca zbliżenia się do jedynaczki... Stara Fellner zaczęła coś żuć w ustach, jak to ona umie, gdy zła, a nie śmie się rozgniewać, i na tem się skończyło...
Pobiegłam, książki i seksterna w kąt rzucić, wziąść tylko kapelusz, szal i rękawiczki, i w chwili byłam gotową... A! przynajmniej się odetchnie wolniejszem powietrzem... I mam pewne plany... zobaczymy!
O północy. Mama usnęła, korzystam z tego, aby się rozpisać w dzienniku o przygodach dnia tego...
Już w drodze, jadąc do hotelu, uważałam z rozmowy, iż mama nie była zupełnie zadowoloną pensją pani Fellner i że nie znajdowała ją dosyć dystyngwowaną. Utwierdziłam ją w tem przekonaniu, wyliczając wszystkie panienki różnych procedencyj, kolegujące z nami. Na dwie hrabianki i parę baronówien, mamy dziesięć przynajmniej panienek bez żadnego imienia i tak prostego wychowania... Po francuzku mówi się tylko w pewnych godzinach... Panna Ropecka niema żadnej manjery i dobrego tonu... Nauczyciel tańca, który miał być Francuz, zmienił się na prostego jakiegoś baletnika, wygnanego z Warszawy... Tysiące takich rzeczy... Mama słuchała w milczeniu i potrząsała tylko głową... Oburzyło ją i to, że zakazano panienkom dawać tytuły im należne i tylko po imieniu je nazywają. Mówiłam też, iż żadnego względu dla osób wyższego w świecie stanowiska, nie mają... Potem te roboty ręczne, które tylko ręce psują...
Zaledwie ręce wspomniałam, Mama się przeraziła okropnie i kazała mi natychmiast zdjąć rękawiczki... abym pokazała ręce... W istocie drugi palec miałam pokłóty, i trochę od igły skórę stwardniałą, co do najwyższego stopnia obruszyło ją. Niepowiedziała nic, lecz z twarzy widziałam co czuła... — Na miłość Boga — zawołała, miejże o rękach staranie. Raz popsute nigdy już nie wrócą do swej świeżości... Muszę przestrzedz Fellnerowę, że przecież córki na garderobianę i haftarkę kształcić nie myślę.
Jeżeli Mama dni kilka zabawi... a! nie śmiem się tą nadzieją łudzić, ale mi się zdaje... iż wyrobię to, aby mnie z pensji odebrała... Mogłaby wziąć Angielkę do domu... jeśli już o ten język chodzi... Ta pensja... ale — cierpliwości...